Rano przy śniadaniu Leon marudził i dopytywał się,
kiedy będzie z nami mieszkał, Joey mu tłumaczył i umówiliśmy się, że na
początku lipca pojedziemy na zakupy do jego nowego pokoju, więc odpuścił.
Zupełnie nie mieliśmy pomysłu na to, co robić przez cały dzień. Jak kończyliśmy
posiłek zadzwonił telefon do Joeya, była to Patricia, która zaprosiła nas na
obiad i ucieszyła się, że będą chłopcy, bo jej synowie zastanawiali się co będą
robić, bo przychodził też Jimmy z Meike i dziewczynkami, więc ogólnie wszystko
się dobrze ułożyło. U Patricii było miło, Jim już nie zachowywał się tak
ostentacyjnie, więc nie psuł nikomu humoru. Nawet coś tam podpytywał Joeya, ale
on chyba nie chciał rozmawiać z nim na tematy osobiste. To z Paddym się
przyjaźnił, to Paddy wiedział o wszystkim, nie Jimmy. Jedzenie było pyszne, a
że Joey lubił jeść, to był zadowolony. Dzieci się bawiły, a my rozmawialiśmy.
Pokazywaliśmy też zdjęcia domu w różnych fazach, dobrze, że po ostatnim
incydencie u Tanji usunęłam z aparatu zdjęcia z weekendu nad jeziorem, ale Jim
widział zdjęcia na stronie Joeya i pytał o to. Wieczorem pojechaliśmy do domu,
dzieci szybko zasnęły, takie były zmęczone, a Joey wręcz przeciwnie nie chciał
spać i nie dał mi. Rano szybko zrobiłam śniadanie, dzieci zjadły, zawiozłam ich do szkoły, a sama pojechałam do
pracy. Następne dni były ciężkie, ale Maite dzielnie mi pomagała, chodziłyśmy
po sklepach szukając mebli, dodatków. Ola dostała zadanie specjalnie, więc
zajmowała się tym, na razie wirtualnie. Maite miała rzeczywiście dobry gust,
więc szybko szło. Pokój dzieci wypełniały paczki, paczuszki, bo gdzieś musiałam
to składać. Kilka razy wezwano mnie na budowę, ale Joey też jeździł, bo
zakładali alarm. Nawet się nie widywaliśmy, bo kończyłam pracę i jechałam do
Siegburga, wieczorem wracałam do Kolonii, a jak nie jechałam do Siegburga, to
pakowałam pokój dzieci. Z Joeyem tylko rozmawialiśmy przez telefon i spaliśmy
koło siebie. Każde z nas było bardzo zajęte. Miałam nadzieję, że jak już będzie
wszystko w domu zrobione, to znajdziemy trochę czasu dla siebie. Któregoś dnia
Joey mnie zaskoczył gdy zadzwonił.
J: „Hej. Dziś nie pracuję. Pojadę do Siegburga, bo
schody montują, właśnie dzwonili i kończą już robić alarm.”
A: „To dziś tam nie będę jechać. Tylko dalej będę
pakować.”
J: „Ok. Jak przyjadę, to Ci pomogę.”
A: „Dobrze by było jakbyś swoje rzeczy przejrzał,
które zostawiasz, które nie itd.”
J: „Zrobię, to jak znajdę wolną chwilę.”
A: „Jak chcesz. Ja już coś tam popakowałam, kupiłam.”
J: „Widziałem właśnie w pokoju dzieci popakowane
rzeczy i nowe.”
A: „Tak, bo jak z Maite biegam po sklepach, to gdzieś
to składać muszę. A teraz w weekend będzie Ola, więc całą sobotę nie będzie
mnie w domu, bo pojedziemy na zakupy do sypialni.”
J: „Dobrze, bo mnie i tak nie ma. Od piątku mam
zawody.”
A: „Wiem. Tęsknię za Tobą.”
J: „Ja za Tobą też, ale co mam zrobić. Teraz trzeba to
wszystko ogarnąć i przygotować.”
A: „Tylko to ostatnio robię, ogarniam. Mam tylko
nadzieję, że zdążę posprzątać w domu, jak zaczną meble się pojawiać, wolałabym,
aby już od razu do domu, a nie tu do mieszkania.”
J: „Nie przesadzaj, aż tyle tego nie ma.”
A: „Co? Chyba sobie żartujesz? A z resztą nieważne.
Ok. To po pracy jadę do mieszkania. Kupisz coś na kolację wracając?”
J: „Dobra. Kupię. To pa.”
A: „Cześć.”
Pomyślałam, że on chyba sobie nie zdaje sprawy co
mówi, wszystko zostawił na mojej głowie, pakowanie, sprzątanie i mówi mi, że
zdążę, chyba sobie ze mnie kpi. Ostatnio wszystko było nie tak, przez to zamieszanie
z domem, przeprowadzką. Miałam dość, byłam zmęczona, sfrustrowana tym
wszystkim. Dobrze, że chociaż w pracy dobrze mi szło. Po pracy pojechałam do
mieszkania, przebrałam się i poszłam do pokoju dzieci. Udało mi się spakować
wszystkie zabawki. Segregowałam też ubrania, ale zauważyłam, że wiele jest za
małych i zadzwoniłam do Tanji pytając czy ona te ubrania komuś daje, bo były
dobre, nie zniszczone.
T: „Zadzwoń do Maite, ona zabiera różne rzeczy, bo
zawozi je do jakieś fundacji. A czemu Ty sprzątasz w ich rzeczach?”
A: „Pakuję ich pokój, więc przy okazji sortuję.”
T: „Aha. To dom już gotowy?”
A: „Dziś montują schody, alarm i rolety przeciw
włamaniowe. Potem sprzątanie, montowanie mebli i rozpakowanie wszystkiego.”
T: „Oooo, to już prawie koniec.”
A: „Tak. Za parę dni będą montować kuchnię i z tego,
co wiem od Joeya szafy w garderobach.”
T: „To już na wykończeniu ten dom.”
A: „Owszem. A jak dzieci?”
T: „Wszystko dobrze, ale już pytali kiedy się z tatą
zobaczą. Rozmawiali z nim i powiedział, że jak będzie gdzie spać, to wtedy.”
A: „Teraz ich pokój jest spakowany. Staram się
wszystko szybko i sprawnie robić. Meble do pokoi mają być za dwa tygodnie
dopiero, więc wtedy będzie składanie.”
T: „Będę mogła przyjechać zobaczyć?”
A: „Tak oczywiście. Dobrze muszę kończyć. Pozdrowisz
dzieci i Stive’a?”
T: „Tak oczywiście. To cześć.”
Zadziwiała mnie swoim zachowaniem, gdy byłyśmy same
albo z dziećmi była miła. A jak był Joey to już pokazywała, na co ją stać. Nie
ufałam jej. Około 20:30 przyjechał Joey, był brudny, zmęczony i marzył o
spaniu. Więc szybko poszedł pod prysznic, a ja zrobiłam herbatę do picia i
rozpakowałam jedzenie, które kupił. To u niego uwielbiałam, jeśli się umówił,
że kupi po drodze kolację, to zawsze robił wszystko, aby dotrzymać obietnicy.
Tak było ze wszystkim. Zjedliśmy i Joey zobaczył, że prawie cały pokój dzieci
już spakowany. Nic nie powiedział tylko podszedł do mnie i mocno przytulił. Był
bardzo zmęczony, ale poszedł do sypialni i zaczął przeglądać swoje ubrania.
Pracowaliśmy prawie w milczeniu, tylko Joey mówił „dobre, do śmieci, oddać
komuś”. W godzinę dość dużo zrobiliśmy, ale widziałam, że to już nie ma sensu,
więc poszliśmy spać. Kolejny tydzień też był ciężki, bo pakowałam, sprzątałam,
jeździłam po pracy do Siegburga. Ciągle też „wisiałam” na telefonie, bo
rozmawiałam z Josephem, Olą, Maite i z kierownikiem budowy. Ale cieszyłam się
bardzo, bo w pierwszy piątek lipca pan wręczył nam klucze od domu i powiedział,
że to koniec.
Ola
W połowie czerwca znajomi jechali nad morze. Też chciałam, ale
wiedziałam, że 1 dzień urlopu, to już 1 dzień mniej z Paddym. Rozmawiałam o tym
z nim i doradził, abym pojechała. Chociaż od piątku do niedzieli. Znajomi
jechali od czwartku do wtorku, ale kochany Michał zlitował się i powiedział, że
poczeka na mnie do piątku i śmigniemy razem motorem, a w niedzielę wrócę sama
PKSem. Ucieszyłam się bardzo. Odstresowałam się i wybawiłam przez te dwa dni.
Nie chciałam rezygnować z moich przyjaciół na rzecz Patricka. Chciałam, żeby
wiedzieli, że są dla mnie ważni i mogą na mnie liczyć.