sobota, 27 czerwca 2015

195. Ania, Ola – sierpień 2011

Ania
Nadszedł moment przeprowadzki Leona, jego pokój u nas był gotowy. Pojechaliśmy do Tanji rano w sobotę. Widać było, że była smutna, ale nie dziwiłam się. Powiedziała tylko, że ma wątpliwości, ale mały bardzo nalega, więc niech tak będzie. Był już spakowany, więc Joey ze Stivem zanieśli jego rzeczy do samochodu, a my zostaliśmy u nich jeszcze z godzinę. Widziałam, że Luke jest smutny, a Lilly chyba nie do końca rozumiała, co się dzieje. Będąc już w domu widziałam, że Leon bardzo się cieszy z nowego pokoju, z otoczenia, ze wszystkiego. Chyba jednak najbardziej z taty, cały czas za nim chodził, coś mówił, opowiadał. Te pierwsze kilka dni właśnie Joey chodził z nim na spacery, zawoził do szkoły, odbierał.
Pod koniec sierpnia byli u nas goście, przyjechali Paddy z Olą. Co prawda Paddy był dość często u nas, bo przyjeżdżał na obiady, nawet jak nie było Joeya. Wtedy mi pomagał, bo ciągle szykowałam dom, więc zawsze coś się do roboty dla niego znalazło. Dobrze, że było już gdzie spać, więc zostali na noc. Trochę mnie zszokowali, bo oznajmili, że się zaręczyli. Joey szybciej doszedł do siebie. Gratulowaliśmy im, bardzo się cieszyłam, bo po tym co przeszli w swoim związku życzyłam im jak najlepiej. Zrobiłyśmy z Olą kolację i siedzieliśmy jeszcze długo w nocy rozmawiając. Nie chciałam Oli zawracać głowy swoimi problemami, więc nie powiedziałam jej, że teraz nie ma dnia bez sprzeczki między mną a Joeyem. Nie mogliśmy się dogadać, jemu wszystko przeszkadzało, a mi się nie podobało to, że jest mało w domu i chyba zapomniałam przestrogi Maite i trochę go tym męczyłam. Sprzeczki były czasem o drobne sprawy, później nawet nie pamiętałam, o co poszło. Tylko w nocy, w jego ramionach czułam się dobrze, bo akurat w sprawach seksu dogadywaliśmy się bez problemu. Nadal lubiliśmy się kochać, całować, przytulać.  Maite zaproponowała, że ona powiadomi gości, jakie prezenty są mile widziane na naszą parapetówę, bo i tak wszyscy pytali, a to właśnie ona oprócz mnie wiedziała, co nam jeszcze jest potrzebne. Lubiłam z nią spędzać czas, poprawiała mi humor, bo zawsze była uśmiechnięta, pełna energii i pomysłów.

Ola
W niedzielę musieliśmy się streszczać. Wstaliśmy o 8, po błyskawicznym śniadaniu Joey odwiózł nas do Kolonii, bo i tak był umówiony z menedżerem. Chcieliśmy jeszcze wstąpić do Patricii i Maite, ale najpierw pojechaliśmy do mieszkania, żeby Patrick mógł się przepakować. Lot mieliśmy o 15, a potem jeszcze mieliśmy wpaść do Magdy i rodziców, więc plan dnia był napięty. Okazało się, że synowie Patricii mieli dziś jakieś występy w szkole, więc pojechaliśmy do Maite. Jak tylko powiedzieliśmy, o co chodzi myślałam, że Maite mnie udusi. Kochana wariatka, tak się śmiała, tak tupała z radości, aż w końcu przestała i się popłakała. Byłam w totalnym szoku, nie spodziewałam się takiej reakcji, ale było to bardzo miłe. Posiedzieliśmy u nich ponad godzinę prosząc, żeby nie mówiła nikomu, bo sami chcemy powiedzieć reszcie. Spytała, kto wie i jak się dowiedziała, że Ania, to stwierdziła, że nie wytrzyma i musi do niej zadzwonić i pogadać. Maite zaczęła temat Barby. Pytała czy Paddy z nią rozmawiał o tym, że kogoś ma, że jest zakochany i szczęśliwy, bo przecież Barby mnie jeszcze nie widziała. Dziwiłam się strasznie, ale wreszcie Maite spytała się Patricka.

Mt: „A Ola wie?” – Patrick spojrzał na mnie i spuszczając wzrok powiedział.
P: „Nie wie.”
O: „Czego ja znowu nie wiem?” – zaniepokoiłam się.
Mt: „O naszej siostrze. Nie poznałaś jej jeszcze.”
O: „No wiem. Patrick opowiadał o niej nie raz.”
Mt: „Ale tego Ci nie powiedział, bo to jest bardzo trudne dla każdego członka naszej rodziny. Ale że Ty będziesz członkiem naszej rodziny, to też powinnaś wiedzieć. Paddy?”
P: „Ty mów.”
Mt: „Nie poznałaś Barby, bo ostatni czas spędziła w szpitalu zamkniętym.”
O: „Ojej…”
Mt: „Źle się z nią działo, Paddy dlatego nie mówił jej, że kogoś poznał, nie chciał jej dobijać. Wiesz, tylko oni nie mieli swoich połówek. Ale teraz na szczęście jest duża poprawa, Barby lepiej się czuje, jest już radosna i normalnie można z nią porozmawiać. Niedługo wyjdzie ze szpitala i na razie, tak ustaliliśmy rodzinnie zamieszka z Patricią. A potem się zobaczy. Ale problem będzie miał Patrick niezły jak jej powiedzieć. I niestety trzeba będzie poświęcić temu sporo czasu, żeby mówić jej o Tobie powoli.”
O: „Strasznie mi przykro z powodu Barby. Paddy, przecież bym Cię wsparła jakoś chociaż duchowo.” – objęłam go mocno za szyję i kątem oka zobaczyła, że Maite się uśmiechnęła – „Wy się nie przejmujcie mną. Poznam Waszą siostrę, kiedy przyjdzie na to czas. Najważniejsze, żeby prędko wróciła do zdrowia. Cieszę się, że jest taka znaczna poprawa.”
Mt: „Tak, ten pobyt dobrze jej zrobił. Tylko przez pierwsze dwa miesiące nie mogliśmy jej odwiedzać. Ale od miesiąca już można.”
P: „Można? To czemu ja o tym nie wiem? Dawno bym do niej pojechał?”
Mt: „Nikt Ci nie przekazał? Nawet Joey u niej był.”
P: „Pięknie! Która godzina?”
Mt: „Trzynasta.”
P: „Ola?”
O: „Pewnie! Jedź! Ja podjadę do Ciebie, wezmę walizki i spotkamy się na lotnisku.” – Paddy jednym susem znalazł się w korytarzu.
F: „Ja Cię zawiozę Paddy.”
O: „A Ty daj mi kluczyki, to odstawię auto, a potem wezmę taksówkę na lotnisko.” – szybko wyciągnął kluczyk i dowód, mocno mnie przytulił, a ja życzyłam mu powodzenia i już ich z Florentem nie było.
Rozmawiałyśmy z Maite, oczywiście pytała o ślub, ale powiedziałam, że na razie cieszymy się tym, co jest i o tym nie rozmawiamy. Maite opowiadała o córkach, o tańcu, pytałam jak się miewa Christian. Maite stwierdziła, że jak Flo wróci, to ona pojedzie ze mną do mieszkania Paddiego i potem odwiezie mnie na lotnisko. Tak też zrobiłyśmy i o 15 czekałam na Patricka już się lekko denerwując, że go jeszcze nie ma. Już zaczęli ponaglać pasażerów, więc stałam przy bramce, a ten oczywiście nie odbierał telefonu. Wpadł zdyszany praktycznie w ostatniej chwili i dopiero po 10 min mógł wydusić z siebie, że biegł i nie słyszał kiedy dzwoniłam. Barby wygląda o niebo lepiej, ale jak go tylko zobaczyła, to bardzo się ucieszyła i od razu skwitowała, że wygląda inaczej, zupełnie inaczej i pewnie się zakochał. Przyznał się, że kogoś poznał, trochę jej o mnie opowiedział, ale głównie rozmawiali na inne tematy. Obserwował siostrę i zareagowała na to dość dobrze, ale więcej powie jej następnym razem, bo musi na nią uważać. Najmniejsza drobnostka może sprawić powrót jej choroby. Mimo że nie spaliśmy jakoś długo, to jednak nie zdrzemnęliśmy się w samolocie, chyba z emocji. Zupełnie nie wiedziałam jak mam to powiedzieć Magdzie i mamie. Chciałam jakoś fajnie, śmiesznie. Wyszło normalnie. Podjechaliśmy autobusem z lotniska, bo Magdy nie było w domu. Porozmawialiśmy trochę, zjedliśmy ciepły posiłek i jak siostra wróciła, to od razu chciałam się pochwalić.

O: „No to zgadnijcie, co się stało.”
M: „Gdzie?”
O: „No u nas.”
Mm: „A ja wiem!”
O: „Jak to?”
Mm: „Jestem Twoją mamą, to widzę po Tobie, że coś jest na rzeczy, tylko nie wiem co.” – zaśmiałam się na to i uścisnęłam mamusię.
O: „No to zgadujcie.”
M: „Jesteś w ciąży?”
O: „Oszalałaś chyba! Patrick poprosił mnie o rękę.” – nastała cisza, tylko mama się lekko uśmiechała, po czym wybuchła.
Mm: „Wiedziałam, wiedziałam, Ola, jak się cieszę, Patrick, jak się cieszę!” – dopiero teraz we trzy zwróciłyśmy uwagę na mojego narzeczonego, bo zajęte byłyśmy sobą. Zaczęłyśmy piszczeć i krzyczeć i tulić się mocno.
P: „Rany, co tu się dzieje? Wszystko w porządku?” – śmiał się z nas i trzymał za głowę.
M: „O, to Ty tu jesteś, hihi! My tak mamy zawsze.” – wyciągnęła go za rękę z kanapy i ściskaliśmy się we czworo.

czwartek, 25 czerwca 2015

194. Ola – sierpień 2011

Czułam się dobrze, było mi błogo, jednak zastanawiałam się czy to nie sen. Paddy rozluźnił uścisk, spojrzał na mnie błyszczącymi oczyma i spytał:
P: „Podoba Ci się?”
O: „Co?” – nie wiedziałam, o co mnie pyta.
P: „Pierścionek. Podoba Ci się?”
O: „A! Nie wiem.” – dopiero teraz podniosłam dłoń do góry, żeby zobaczyć, Paddy się zaśmiał. Delikatny, z białego złota, z brylantem.
O: „Jest piękny.” – Paddy dostał CMOKa w usta. – „Ale powiedz mi, czy to się stało naprawdę?”
P: „Tak, naprawdę, chociaż sam jeszcze w to nie wierzę.”
O: „Robiłeś podchody, a ja się nie zorientowałam. Ale dobrze, bo jakbyś tak wypalił nagle, to nie wiedziałabym, co odpowiedzieć.”
P: „Nie było łatwo. Od miesiąca o tym myślałem.”
O: „Od miesiąca? Wow! A skąd znasz mój rozmiar. Pasuje idealnie.”
P: „Zmierzyłem Twój pierścionek jak byłaś w Kolonii.”
O: „Nie wierzę! Wszystko sobie zaplanowałeś.”
P: „Tak, zaplanowałem.” – znowu zrobił poważną minę – „Nikogo wcześniej nie byłem tak pewny jak teraz Ciebie. Wiedziałem, że tego chcę, problemem i strachem było dla mnie to, jak Ty zareagujesz.”
O: „Hmm… Jestem szczęśliwa, ale jeszcze nie wierzę, że to się stało. Chyba się zgodziłam, prawda?”
P: „Tak Kochanie, zgodziłaś się. I teraz mam ochotę krzyczeć na cały głos, że jesteś moją narzeczoną!”
O: „Wariat! A ktoś o tym wie?”
P: „Nie, tylko my dwoje. Nikt nic nie wie, a pierścionek wybierałem sam.”
O: „Znasz mnie w takim razie, bo dobrze trafiłeś.”
P: „Starałem się. Normalnie chyba napiszę zaraz piosenkę. Melodia układa mi się w głowie.”
O: „Naprawdę wariat.”
Położyłam się na plecach i ponownie popatrzyłam na mój zaręczynowy pierścionek.
Zostaliśmy na tej plaży jeszcze z godzinę prawie się nie odzywając, ale cały czas trzymając za ręce. Nie mogłam uwierzyć, ze to mi się przytrafiło, byłam zaręczona. Zaręczona! Z Paddym Kelly! Tym Paddym Kelly! Moim Paddym Kelly! Moim narzeczonym! Serce znowu zaczęło bić szybciej.
O: „Paddy?”
P: „Tak?”
O: „Jesteś moim narzeczonym!”
P: „Potwierdzam.”

Zaczęliśmy się zbierać, wracaliśmy też w milczeniu. Chyba musiało do nas dotrzeć to, co się wydarzyło. W hotelu Paddy zatrzymał się w recepcji, powiedział coś po hiszpańsku i poszliśmy do pokoju. Wyszliśmy jeszcze na balkon, a za 5 min ktoś zapukał do pokoju, Paddy poderwał się, żeby otworzyć i wjechał szampan w kubełku. Jak na filmach amerykańskich! Zaczęłam się śmiać mówiąc po polsku, że jest wariatem. Zrozumiał i odpowiedział w moim języku, że ja też jestem wariatka, ale to bardzo dobrze. Szampana piliśmy na balkonie, ja co chwilę spoglądałam na pierścionek. Przerwałam ciszę.

O: „Paddy. I co teraz będzie?”
P: „Z czym?”
O: „No z tym.” – kiwnęłam głową na wyciągniętą dłoń.
P: „No jak to co? Weźmiemy ślub i zamieszkamy razem.”
O: „Coooo? Ślub?” – zrobiłam wielkie oczy, ale Paddy jeszcze większe i spojrzał na mnie z przerażeniem. Po zastanowieniu się dodałam: „Właściwie, to zazwyczaj zaręczyny kończą się ślubem.”
P: „Nastraszyłaś mnie. Ale to chyba dlatego, że nie możesz wyjść z szoku.”
O: „Tak. I na razie nacieszmy się tym, a potem będziemy mówić o ślubie, dobrze?”
P: „Dobrze Skarbie.”

Zasnęliśmy nad ranem budząc się dopiero koło południa w piątek. Patrick spojrzał na zegarek i kazał się szybko zbierać mówiąc, że 'jedziemy na wycieczka'. Tak pospieszał, że aż sam mnie spakował w torbę, prawie wybiegliśmy z hotelu bez śniadania, natychmiast zatrzymał taksówkę i pojechaliśmy do portu, gdzie czekał na nas jacht. Oniemiałam z wrażenia! Jacht był pokaźny i okazało się, że wraz z innymi podróżnymi płyniemy na rejs aż do wieczora. Od razu zaciągnął mnie na śniadanie, potem opalaliśmy się, kąpaliśmy, a wieczorem był obiad i tańce. Sama nie wiem, kiedy ten piątek minął i jak to się stało, że wieczorem w sobotę byliśmy już w Kolonii. Od czwartku do soboty żyłam jak w transie, jakby to nie było moje życie, a film. Ustaliliśmy, że nie będziemy na razie dyskutować o ślubie tylko cieszyć się zaręczynami. I że rodzinie będziemy mówić osobiście, dlatego mieliśmy wracać przez Kolonię. Patrick sobie wszystko ułożył. Chciał się przepakować i lecieć do Warszawy, a co najlepsze bilety miał już kupione. Myślałam, że z lotniska pojedziemy taksówką do Patricka, ale to Joseph nas odebrał. Powiedział, że Ania zrobiła już kolację, bo lodówka u Paddiego na pewno pusta, a my ochoczo przyjęliśmy zaproszenie i ruszyliśmy do Siegburga. Oczywiście wyściskałyśmy się z Anią jak na nas przystało i usiedliśmy do stołu. Rozglądałam się po domu i widziałam, że już inaczej wygląda, stawał się coraz cieplejszy, coraz taki bardziej mieszkalny. Oni już tam trochę mieszkali, ale widać, że jeszcze nie do końca było wszystko poukładane. Usiedliśmy do stołu w salonie. Leona akurat nie było, bo spał u siebie. Jedliśmy i opowiadaliśmy o wakacjach, aż w końcu Paddy kopnął mnie porozumiewawczo pod stołem. Roześmiałam się i kontynuowałam.
O: „…i to był ten sam pomnik, przy którym w zeszłym roku rozmawialiśmy z Paddym na wycieczce. No! A potem pojechaliśmy do Barcelony i tam spędziliśmy tydzień.”
A: „I o Barcelonie już? Mnie też się to miasto bardzo spodobało. Mam nadzieję, że tam wrócę.”
J: „Na pewno kochanie, ale obawiam się, że nie w tym roku.”
O: „Aniu, a pamiętasz, co dostałam ostatnio od Patricka?”
A: „Tak, kolczyki.”
O: „A co już miałam?”
A: „Łańcuszek i bransoletkę.”
O: „To czego brakowało?”
A: „No czekaj, nie wiem. Miałaś bransoletkę, kolczyki podał przeze mnie…”
O: „Łańcuszek.”
A: „…no tak, łańcuszek. No to co? Nie komplet?”
J: „Pierścionka! Brakowało pierścionka!” – Joey zaczął się śmiać, myśląc, że jest taki zabawny, a Paddy wziął mnie za rękę i powiedział:
P: „Zgadłeś! Pierścionka! Zaręczyliśmy się."
Joey na chwilę zamarł, po czym klepnął się po udach i zaczął nam gratulować. Rzucił się uścisnąć Patricka, a mnie o mało nie udusił, poderwał z kanapy i zakręcił w koło. Ania dalej nie rozumiała, bo gapiła się i nic nie mówiła. Joseph stanął za nią opierając jej ręce na ramionach.
J: „Kochanie, dobre wychowanie nakazuje pogratulować jak ktoś Ci mówi taką wiadomość.” – chyba dopiero to podziałało na Anię, bo wrzasnęła, aż Joey się wzdrygnął i rzuciła się do nas.
A: „Jestem w szoku, totalnie mnie zaskoczyliście, gratuluję!” – przytuliła mnie mocno, odsunęła się, popatrzyła na mnie i jeszcze raz przytuliła mówiąc, że się bardzo, ale to bardzo cieszy. Wyściskała Patricka, Joey gdzieś zniknął i wrócił z szampanem mówiąc, że trzeba to uczcić i polał wszystkim.
J: „No to Wasze zdrowie!”
P: „A kto nas odwiezie jak Ty się napijesz?”
J: „No taka okazja, to sobie nie odmówię, a Wy zostaniecie do jutra.”
Spojrzeliśmy po sobie i razem odpowiedzieliśmy „ok”. Ania wypiła kieliszek duszkiem.
A: „No to opowiadać mi tutaj dalej o tej Barcelonie, nie pomijając szczegółów jak to się w ogóle stało.”

Więc jedno przez drugie opowiadaliśmy i zeszło się do północy. Dobrze, że była to sobota. 

wtorek, 23 czerwca 2015

193. Ola – sierpień 2011

W końcu dotarliśmy do Barcelony wieczorem w niedzielę, więc mieliśmy przed sobą cały tydzień. Paddy zarezerwował taki hotel, że aż mnie wmurowało. Każde z nas wzięło szybki prysznic i zaczęłam rozmowę.
O: „Patrick, czemu zarezerwowałeś taki luksusowy hotel? Wystarczyłby taki, jakie mieliśmy na wycieczce.”
P: „Kochanie, to są nasze pierwsze prawdziwe wakacje, chcę, żeby były wyjątkowe.”
O: „Są wyjątkowe, bo jesteśmy razem, Ale wiesz, że w Polsce inne są realia... i może...”
P: „Wiem, co chcesz powiedzieć. Ale na ten tydzień to ja Cię zapraszam.”
O: „No tak. Chciałbyś. Poradzę sobie i w razie czego oddam Ci pieniądze w następnym miesiącu.”
P: „Nie będę dwa razy powtarzać. Rozmawialiśmy już o tym.”
O: „A czy Ty nie rozumiesz, że ja chcę być niezależna i że...”
P: „Ola, to ja jestem facetem w tym związku. Z resztą mam na Ciebie sposób na takie rozmowy.”
O: „Tym razem Ci to nie pomoże.”
P: „Chcesz się założyć?” - mówiąc to usiadł blisko mnie, wziął moją głowę w swoje ręce i zaczął delikatnie całować. Przegrałam.

Pierwsze dwa dni w Barcelonie spędziliśmy na plaży, bo chcieliśmy odpocząć. Śmialiśmy się ciągle, opowiadaliśmy historyjki z życia i dzieciństwa, opalaliśmy się, słuchaliśmy muzyki, albo razem, albo osobno. Czasem Patrick szedł sam na spacer, żeby porozmawiać z Bogiem. Pływaliśmy, chlapaliśmy się, całowaliśmy. Na szczęście Patrick znał takie bezludne plaże daleko od centrum, gdzie było w miarę pusto. Ania zadzwoniła, żeby przekazać najświeższe informacje z forum. Koncert bardzo się podobał, ta Polka z forum gdzieś mnie tam widziała, ale była tak zafascynowana Paddym, że słabo ją to obeszło. Tym lepiej dla mnie. Paddy patrzył na mnie z uwielbieniem w oczach, często przyglądał, dawał cmoki, cały czas chodziliśmy za rękę. Ten czas razem był tak cudowny, nawet nie chciałam myśleć o powrocie. W środę i czwartek zwiedzaliśmy, chodziliśmy znanymi już nam miejscami. Patrick koniecznie chciał iść na plażę późnym wieczorem, a mnie szczególnie nie trzeba było namawiać na takie wypady, więc poszliśmy na mało uczęszczane miejsce. Rozłożyliśmy koc, położyliśmy się na brzuchu podpierając dłońmi i patrzyliśmy na morze. Niewiele mówiliśmy. Jak już zdrętwiały mi ręce pocałowałam Patricka, przełożyłam się na plecy i oglądałam gwiazdy. Paddy po raz kolejny powiedział, że dziękuje Bogu za możliwość poznania mnie i że akurat wtedy pojechał na tę wycieczkę.

O: „Tak się właśnie ludzie poznają. Nagle, niespodziewanie, przypadkiem.”
P: „Tak, spadło to na nas dość nieoczekiwanie.”
O: „Oj tak. Jak to się w Polsce mówi, że znalazły się dwie połówki jabłka.”
P: „Ładnie powiedziane. Uważasz, że jesteśmy takimi połówkami?”
O: „No raczej tak.”
P: „I myślisz o mnie przyszłościowo?”
O: No co za głupie pytanie.”
P: „A co byś zrobiła, jakbym Ci się oświadczył?”
Zbaraniałam, ale pomyślałam, że Paddy bada grunt na przyszłość. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy ani nawet o wspólnym mieszkaniu.
O: „Zdziwiłabym się i nie wiedziałabym, co powiedzieć.”
P: „Ale odmówiłabyś mi?”
O: „Ojej, no nie wiem czy bym odmówiła czy nie, byłabym w szoku, bo w sumie dość krótko się znamy jak na takie poważne deklaracje."
P: „A jakbym Ci powiedział, że ja jestem pewny i chcę być z Tobą do końca życia? Że jesteś moją drugą połówką jabłka?"
O: „No to bym się ucieszyła.”
P: „A powiedziałabyś to samo?”
O: „Paddy, za dużo chcesz wiedzieć jak na jeden raz.”
P: „No tak mi się zebrało.”
O: „Nie wiem, co bym powiedziała, musiałabym pomyśleć.”
Zamilkłam na dłużej i zaczęłam analizować. Oświadczyć się? Po roku? Związać do końca życia? Kurczę, no ja byłam stała w uczuciach zawsze i wiedziałam, czego chcę, ale ten rok był tak burzliwy i nasz związek tak pokręcony, że tym razem nie wiedziałam, co myśleć. Parę razy przeszło mi przez myśl wspólne mieszkanie, nawet w rozmowie z Anią, ale to mi nie wpadło do głowy. Było mi z nim dobrze, wybaczyłam mu sprawę z zakonem, z Brendą, spotykaliśmy się tak często, na ile było to możliwe. Kochałam go i nie wyobrażałam sobie bez niego życia. Że nagle miałoby go obok mnie nie być. W sumie zaręczyny, to nie ślub, więc też zawsze można się z tego wykręcić. I tak sobie zaczęłam wyobrażać mnie w białej sukni, a obok Patricka. Tak… Ten obrazek mi się spodobał. I pomyślałam, że z kim innym miałabym się związać, jeśli nie z nim? Z zadumy wyrwał mnie jego głos.
P: „O czym tak dumasz?"
O: „Słucham?”
P: „O czym dumasz?"
O: „No jak to, o czym? Zastanawiam się, co bym odpowiedziała, zaciekawiłeś mnie bardzo, przedtem w ogóle o tym nie myślałam."
P: „Wymyśliłaś coś?"
O: „Powiem Ci, jak przyjdzie pora. Ale jesteś ciekawski, no!"
P: „A jeśli właśnie ta pora jest dzisiaj, to co odpowiesz?”
W pierwszym momencie nie dotarło do mnie jego pytanie, jak zrozumiałam, to zaczęłam się śmiać, ale spoważniałam, gdy Paddy uklęknął koło mnie i wyciągnął małe pudełeczko z kieszeni. Poderwałam się jak oparzona i patrzyłam na niego z ogromnym zdziwieniem na twarzy. Widziałam w jego oczach powagę, skupienie i zdenerwowanie. Otworzył pudełko, moje oczy jeszcze bardziej się rozszerzyły.
P: „Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?”
Patrzyłam się to na Patricka, to na pierścionek, serce waliło mi jak oszalałe, a krtań miałam tak ściśniętą, że nie byłam w stanie otworzyć buzi, nie mówiąc już o wydaniu dźwięku. Długo milczałam i chyba nawet się nie poruszyłam. Paddy czekał cierpliwie, przenikliwie patrzył mi w oczy i był niesamowicie poważny. Zdenerwowany też, bo drżały mu ręce. W końcu się uśmiechnął. Podziałało na mnie i też się uśmiechnęłam. Pomyślałam, że to chyba mi się śni, że nie dzieje się naprawdę. Tym razem ja przeczesałam włosy i z chrypą w głosie i ledwo słyszalnie powiedziałam:
O: „Czy możesz powtórzyć?”
Paddy uśmiechnął się szerzej i ponowił pytanie:
P: „Pytam się czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?”
Dopiero teraz te słowa do mnie dotarły, oczy zaszkliły się, serce prawie wyskoczyło z piersi.
O: „Tak.” - nie wydałam dźwięku tylko poruszyłam ustami, ale za chwilę się poprawiłam i powiedziałam donośniej: „Tak.” Chwilę patrzyliśmy na siebie, Paddy wziął moją dłoń i próbował mi założyć pierścionek. Próbował, bo teraz już obojgu trzęsły się ręce. Udało się, pocałował mnie w dłoń, w czoło, w usta i mocno do siebie przytulił. Zaczęłam chyba rozumieć, co się stało. Przylgnęłam do niego, łzy zaczęły płynąć po policzkach.
O: „Kocham Cię.” – powiedziałam po polsku.
P: „Też Cię kocham moja narzeczona.” – odrzekł w tym samym języku.

Zobaczyłam, że i on uronił łzę, ale chwila była tak wzruszająca, że wcale mu się nie dziwiłam. Siedzieliśmy tak przytuleni chyba całą wieczność, aż w końcu oboje się uspokoiliśmy. 

niedziela, 21 czerwca 2015

192. Ola, Ania – lipiec, sierpień 2011

Ola – lipiec
To życie na odległość było uciążliwe. Paddy nie zawsze mógł rozmawiać wtedy, kiedy tego potrzebowałam. Staraliśmy się latać często do siebie, ale ja miałam problem z urlopem, a Paddy teraz był zajęty, bo zespół przyjechał do Kolonii i mieli próby przed występami w sierpniu. Chyba jego sposób nagłego pojawiania się w moim domu był najlepszy, bo nic nie obiecywał, nie musiał zmieniać tylko kupował bilety na ostatnią chwilę i się zjawiał. Tak właśnie przyleciał do mnie pod koniec lipca. Był w środku dnia i siostry cioteczne zgarnęły go do babci na obiad. Rozmawiali sobie, dziewczyny szlifowały angielski i tak się zagadali, że nie zwrócili uwagi, że już wróciłam do domu. Od razu zaczęłam robić obiad, bo byłam głodna. Patrick w końcu spojrzał na zegarek i zobaczył mnie krzątającą się po kuchni i tańczącą jednocześnie. Pożegnał się z moją rodziną, a potem stał jeszcze na podwórku przyglądając mi się przez okno i zaśmiewając się. W końcu wszedł do domu brzęcząc kluczami, ale ja nic nie słyszałam i o mało zawału nie dostałam, gdy wszedł do kuchni. Wrzasnęłam ze strachu, ale jak uświadomiłam sobie, że to Paddy, to wrzasnęłam ponownie z radości. Poprosiłam, aby następnym razem mnie tak nie straszył tylko zapukał w szybę. Był to czwartek i miał zostać aż na pięć dni. Zostawiłam mu na piątek spakowany samochód, pojechałam pociągiem do pracy, a on przyjechał o 16 i ruszyliśmy na łajbę. Po drodze wstąpiliśmy do mojej przyjaciółki Oli. Była w ciąży i obiecałam, że nie zostawię jej samej i będę odwiedzać, poza tym była to dobra okazja, żeby poznali się bliżej z Paddym. Na wstępie pochwalił się paroma zdaniami po polsku, ale ogólnie rozmawialiśmy po angielsku. Opowiedziałyśmy Patrickowi jak się poznałyśmy, ile lat już minęło i co razem przeżyłyśmy. Pogratulował też Oli dzidzi i pytał jak to się mówi po polsku. Czyżby mój facet chciał się nauczyć mojego języka? Niewiarygodne!
Ania – sierpień
Następne dni płynęły szybko: praca, dom, praca, zakupy, lunche z Maite, zakupy z Maite. Joey znowu wpadł w wir pracy, wracał późno albo wcale przez kilka dni. Ale byliśmy w kontakcie, bo dzwonił, pisał smsy czy maile. Całe szczęście miał komórkę z Internetem, więc mógł mi różne ciekawe zdjęcia wysyłać z miejsc, w których był. Był trzeci tydzień sierpnia jak Joseph wreszcie przyjechał do domu i stwierdził, że będzie tydzień na miejscu i zajmie się ogrodem. Cieszyłam się, że będę mieć go tak długo dla siebie. Wymyślił też „parapetówkę”, więc było dużo przygotowań. Miała się odbyć na początku września, więc niezwłocznie powiadomiliśmy telefonicznie rodzinkę. Leon miał mieszkać z nami od ostatniego weekendu, Joey tak dogadał się z Tanją i dlatego wziął wolne.

Ola – sierpień
Przygotowania do wakacji trwały. Loty były już wykupione i mieliśmy się spotkać bezpośrednio w Madrycie, bo Patrick leciał prosto z Gibraltaru, gdzie miał koncert. Miałam lecieć 13 sierpnia w sobotę i przede mną były wspaniałe dwutygodniowe wakacje. Paddy razem ze Svenem dolecieli punktualnie, ale u mnie lot był opóźniony o 3h i nie wiadomo było czy nie dłużej. Pojechali do hotelu, a ja miałam dać znać jak sytuacja. W końcu po 4h czekania usiadłam w samolocie i napisałam do Patricka sms'a. Lot był spokojny i szybko minął, bo się trochę zdrzemnęłam. Na lotnisku czekał na mnie Sven samochodem, który mieli do dyspozycji na czas festiwalu. Podwiózł mnie do hotelu informując, że Paddy jest na spotkaniu i właśnie po niego jedzie. Rozpakowałam się i poszłam pod prysznic. W między czasie wrócił Patrick i zapukał do łazienki, żebym się nie wystraszyła.
O: „Otwarte, możesz wejść.”
P: „Moment.”
Domyśliłam się, o co mu chodzi i w ogóle nie zdziwiłam, gdy rozsunął drzwi kabiny goły jak święty turecki i dołączył do mnie. Po długiej i bardzo upojnej chwili pod prysznicem powiedział:
P: „Tak się jeszcze nie witaliśmy.”
O: „A no nie. Ale musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć.”
P: „Na pewno.” - rzekł i znowu zaczął całować.
O: „Paddy, nie miałam tego na myśli, teraz tu nie ma czym oddychać, chodźmy już.”
Łazienka była całkowicie zaparowana, nam gorąco, na dworze aż 35 stopni, więc owinęliśmy się tylko w ręczniki i zaczęliśmy rozmawiać. Paddy był podekscytowany koncertami, uprzedził mnie, że pierwszego dnia będzie to koncert połączony z adoracją, następnego dnia będzie show na placu. Cieszyłam się razem z nim i słuchałam uważnie. Stwierdziłam, że wmieszam się w tłum. Dni przed występami minęły nam bardzo szybko. Paddy miał próby, ja albo byłam z nim albo szłam do centrum i zwiedzałam co nieco sama. Wieczory spędzaliśmy razem. W poniedziałek mieliśmy wynajętą salę na zamkniętą imprezę dla zespołów występujących na festiwalu. Świetnie się bawiliśmy. Poznałam bliżej cały zespół. Wszyscy byli weseli, chyba najbardziej Khalid – zarażał swoim śmiechem. Tańczyliśmy, jedliśmy i piliśmy, a Paddy chyba pokosztował za dużo drinków, bo po północy już się kołysał idąc. Pierwszy raz go takiego widziałam. Ale zauważyłam, że wszyscy byli podchmieleni poza Dirkiem, który obserwował towarzystwo spod oka. W końcu podszedł do mnie mówiąc, że chyba powinniśmy Patricka odwieźć do hotelu. Przyznałam mu rację, więc zawiózł nas, a Paddy tak jak stał bachnął się na łóżko i w minutę zasnął. Spaliśmy do południa, czasem tylko Patrick budził się, aby napić się wody, którą mu postawiłam pod ręką. Przepraszał mnie potem do wieczora, ale ja się tylko śmiałam.
W środę koncert w kościele najpierw był bardzo energetyczny, a potem podczas adoracji bardzo podniosły. Paddy długo klęczał, a ja byłam w wielkim szoku jak ludzie przeżywają wiarę. Zauważyłam nawet parę osób z Polski, jedna dziewczyna była z tego forum, które śledziłam i wyszła do różańca mówiąc po polsku, aż mi się serduszko uradowało. Drugi koncert był na placu i w trakcie piosenki wyłączył się prąd, więc Patrick kazał klaskać, a sam wszedł w tłum i tańczył w kółku z ludźmi. Trochę się o niego bałam i dostał potem ochrzan ode mnie i Svena. Na prośbę organizatora zostaliśmy jeszcze jeden dzień i Paddy już bez swojego zespołu grał razem z młodzieżowym zespołem z Francji. Nawet usiadł do perkusji, aż patrzyłam z otwartą buzią jak fajnie gra. Po tych trzech dniach byliśmy wykończeni. Zostaliśmy w Madrycie jeszcze jedną noc, a potem Patrick wypożyczył auto i mieliśmy jechać do Barcelony. Po drodze jednak zatrzymaliśmy się koło Zaragozzy na nocleg i z samego rana pojechaliśmy obejrzeć ten gigantyczny pomnik, przy którym prawie się zgubiłam rok temu na wycieczce, gdy wrócił po mnie Paddy. Wtedy jeszcze John. Spojrzałam na niego i stwierdziłam, że zdecydowanie bardziej wolę jak jest Patrickiem. Spytał o czym myślę, to mu wyjaśniłam.

piątek, 19 czerwca 2015

191. Ania – lipiec 2011

Następne dni minęły szybko, zajmowałam się domem. Joeyowi tylko przypomniałam, że mieszkanie miał przekazać i powiedział, że pamięta. Powiedział mi też, że już ma umówione kolejne zawody, treningi, występy w TV oraz próby do SN. Pytałam go, czy da radę, bo to trochę dużo jak dla jednego człowieka. Oczywiście uspokajał mnie, że wszystko w porządku. Dzwoniłam regularnie do Tanji oraz dzieci, a one do mnie. Joey nawet kilka razy do nich pojechał. W swoje imieniny wróciłam do domu dość wcześnie, chciałam przygotować kolację, bo Joey dzwonił i powiedział, że będzie w domu. Dość długo jak na nas się nie widzieliśmy, więc chciałam, aby ten wieczór był miły. W ten dzień odebrałam mnóstwo telefonów od swojej rodziny, rodziny Joeya, w tym oczywiście od Oli, która wydawała mi się jakaś tajemnicza. Powiedziała, że prezent dostanę później, bo ani jej ani Paddyego nie ma w Kolonii. Opowiadała o swojej przyjaciółce Oli, która spodziewała się dziecka i właśnie się do niej wybierała. Wróciłam do domu i od razu poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę. Miałam iść się przebrać, ale jakoś tak wyszło, że poszłam do sypialni pół godziny później. Weszłam do pokoju i poszłam do garderoby, myślałam o Joeyu, co przygotuję na kolację, w co się ubiorę. Przeglądałam ubrania, patrzyłam do lustra jak wyglądam i sama stwierdziłam, że faktycznie nasza łazienka by się przydała, ale nadal uważałam, że musi poczekać. Poszłam do łazienki, wróciłam do sypialni i chyba po trzecim razie stanęłam jak wryta. Zobaczyłam, że stoi toaletka, a rano jak szłam do pracy jej tam nie było. Miała doczepioną czerwoną kokardę i była już gotowa do użytku. To była ta, która mi się tak bardzo podobała. Złapałam telefon i zadzwoniłam do Joeya.
J: „Hej. Gdzie jesteś?”
A: „W domu, a właściwie w sypialni. Skarbie zatkało mnie, bardzo Ci dziękuję. Jest piękna.”
J: „Ha ha! Słyszę, że znalazłaś swój prezent.”
A: „Wiesz co, kilka razy koło niej przechodziłam, ale jej nie widziałam. Skąd wiedziałeś, że mi się podobała?”
J: „A od takiej jednej, ale mam jeszcze jeden prezent przy sobie dla Ciebie. A może to bardziej dla mnie ten prezent.” – Joey zaśmiał się.
A: „Niech zgadnę, bielizna?”
J: „Zobaczysz jak przyjadę, już jestem w drodze. Aha, nic nie rób do jedzenia, bo zapraszam Cię na kolację, dziś są Twoje imieniny i co najwyżej możesz iść teraz poleżeć w wannie.”
A: „Pewnie, że skorzystam z okazji. Ok, to czekam na Ciebie.”
J: „Do zobaczenia.”
Uśmiechnęłam się do siebie, dotknęłam mojej nowej toaletki i pomyślałam, że zrobił mi wielką przyjemność tym prezentem. Leżałam sobie w wannie, było mi błogo i nagle poczułam dotyk, coś dotykało mojego ramienia, aż krzyknęłam. Otworzyłam oczy i okazało się, że to był Joey, który chciał zwrócić na siebie moją uwagę.
J: „Oj nie chciałem Cię przestraszyć.”
A: „Nic się nie stało.”
J: „Ooo mamy okazję razem wypróbować wannę, więc zaraz dołączę do Ciebie.”
A: „Dobrze, już robię Ci miejsce.”
Joey jak to Joey bez żadnego skrępowania ściągnął koszulkę, spodnie, by po chwili znaleźć się koło mnie w wannie. Dobrze, że kupiliśmy dużą wannę i teraz mogliśmy sobie w niej leżeć. Joey stwierdził, że trochę za dużo nalałam tych dodatków do wody, bo teraz będzie pachniał jak kobieta czym mnie rozśmieszył. Trochę się całowaliśmy, ale raczej faktycznie wzięliśmy kąpiel. Potem powiedział, że zaprasza mnie na kolację. Zamówił stolik w restauracji w Siegburgu. Gdy poszliśmy do sypialni dostałam od Josepha jeszcze jeden prezent i właśnie to co podejrzewałam czyli bieliznę. Oczywiście założyłam ją, potem wybrałam sukienkę. Siadłam przed moją nową toaletką i malowałam się, a Joey zrobił mi zdjęcie, mówiąc, że da na swoją stronę internetową, bo dawno nic nie było, oprócz tego oświadczenia do fanek, żeby dały mi spokój. Joseph włożył garnitur, a do tego czarną koszulę i wyglądał jak dla mnie rewelacyjnie. Pojechaliśmy jego autem. Czułam się jak księżniczka. Lokal i kolacja były bardzo dobre, a my w końcu mogliśmy porozmawiać tak po prostu, a nie o kafelkach, ścianach i innych. Rozmawialiśmy o wszystkim i niczym, ważne było to, że jesteśmy razem. Po kolacji poszliśmy na spacer. Do domu dotarliśmy około północy, gdzie wieczór skończył się bardzo miło. Rano nie chciało mi się wstać z łóżka, ale musiałam jechać do pracy. Joeyowi zostawiłam kartkę, że było cudownie i życzyłam mu miłego dnia. Nawet kawa nie do końca postawiła mnie na nogi, ale było warto być nie wyspaną. Im dłużej pracowałam, tym lepiej się czułam. Bardzo lubiłam moją pracę, ludzie też byli mili, a mój niemiecki coraz lepszy. Miałam iść na lunch, ale jeszcze coś robiłam, gdy ktoś zapukał do pokoju, a w drzwiach ukazał się Joseph. Uśmiechnęłam się do niego.
J: „Dzień dobry. Hej. Czy możesz iść już na lunch?”
A: „Hej. Dasz mi jakieś 5-10 minut, tylko coś dokończę. Siadaj sobie.”
Podszedł i dał mi szybkiego buziaka, potem siadł. Popatrzyłam na koleżankę i kolegę, byli w szoku, nic się nie odezwali, więc przedstawiłam im Joeya, a jemu ich.
A: „Wolne sobie zrobiłeś?”
J: „Nie. Potem jadę do Kall.”

Chwilę nic nie mówiłam, pracowałam, aby móc wyjść, a kolega odzyskał głos i zapytał Josepha o zawody i on mu opowiedział, co i jak. Miałam wrażenie, że Eric zaraz poprosi o autograf, ale się chyba powstrzymał. Po 10 minutach skończyłam zadanie i mogliśmy iść na lunch. Wstałam, wzięłam torebkę, Joey pożegnał się i otworzył przede mną drzwi. Poszliśmy do windy. Powiedziałam, że chyba został rozpoznany, ale nigdy nam to nie przeszkadzało, więc nic sobie z tego nie zrobiliśmy. Chociaż bałam się, że będą mnie wypytywali o niego, o rodzinę. Do tej pory nic o sobie nawet nie mówiłam, wiedzieli tylko, że mieszkam w Kolonii, jestem Polką, a tu mam faceta, z którym mieszkam. Byłam zdziwiona, że przyjechał po mnie zabrać mnie na lunch, bo wcześniej tego nie robił. Joey jak to on stwierdził, że to dlatego, że potem jest umówiony w Kall, więc chciał mi i sobie zrobić przyjemność i zjeść ze mną lunch. Po lunchu odprowadził mnie, dał buziaka i pojechał załatwiać swoje sprawy. Jak weszłam do pokoju, kolega normalnie się zachowywał i o nic nie pytał. Niestety koleżanka chyba miała problem z tym z kim się spotykam i cały czas jak coś mówiła, to starała się mi dogryźć, co nie robiło na mnie większego wrażenia. Patrzyłam na nią i tylko się uśmiechałam, to normalna reakcja, gdy ktoś zazdrości. Pewnie już znalazła informacje na temat mnie i Joeya, więc już niestety nie będę  anonimowa. Zachowywałam się jak zwykle i nie zwracałam uwagi na to, jak ona się zachowuje. Eric czasem zwracał jej uwagę, a jak zostaliśmy na chwilę sami w pokoju powiedział, że ona jest po prostu zazdrosna i żebym się nie przejmowała.

środa, 17 czerwca 2015

190. Ania – lipiec 2011

Rano Joey odwiózł Luke’a do szkoły, a ja pozostałe dzieci. Leon całą drogę pytał, kiedy będzie mógł z nami mieszkać, ale to nie był  ten czas. Tydzień zleciał szybko: dom, mieszkanie, praca. Z Josephem mało się widywaliśmy, bo przygotowywał się do zawodów. Jak dzwoniłam do niego, to odbierał telefon od czasu do czasu, rozmawiał może z pół minuty. Zazwyczaj szybko mówiłam co chcę, a on mi odpowiadał. Czasem dostałam sms’a, ale to rzadko, częściej ja wysyłałam. Wracał w nocy i od razu zasypiał. W weekend go nie było, bo miał zawody. Widziałam w poniedziałek po pracy, że był w domu, bo były brudne ubrania w koszu na pranie. Zostawił kartkę, kiedy zajmę się naszą łazienką. Jak zadzwoniłam i zapytałam go o co mu chodzi, to usłyszałam, że musiał paradować goły przez pół domu, a tak to by sobie na spokojnie tylko w jednym pomieszczeniu. Wkurzył mnie i powiedziałam mu, żeby przestał mnie poganiać, bo ja robię, co mogę. Musiałam posprzątać w mieszkaniu i już to zrobiłam. Teraz zajmę się domem. Tak mnie zdenerwował, że stwierdziłam, że zastrajkuje i zadzwoniłam sobie do Maite. Umówiłyśmy się na popołudnie. Poszłyśmy sobie do ulubionej knajpki Maite i zamówiłyśmy coś lekkiego. Nawet nie musiałam jej nic mówić jak zapytała, co się stało. Może nie była Olą, ale znała swojego brata. Opowiedziałam jej, że czasem mam dość. Rozumiałam, że nasz związek już nie będzie wyglądał jak kiedyś, spodziewałam się tego, ale byłam rozczarowana jego zachowaniem. Nie podobało mi się to, że wraca tak późno albo kilka dni go nie ma. Maite wysłuchała mnie i powiedziała, żebym się nie przejmowała tylko dała mu chwilę i on się opamięta. Zawsze tak z nim było, jak powiedziała, z tego co jej opowiedziałam wywnioskowała, że sfiksował się na pracę. Opowiedziała mi jak to było kiedyś i że Tanja robiła mu o to awantury, a to do niczego nie prowadziło. Przekonała mnie, żebym nie reagowała na to jego gadanie, że salon nie gotowy czy łazienka. Niech sobie mówi, co chce, a ja na spokojnie mam sobie działać. Uspokoiła mnie i namówiła, żebym zwolniła, bo sama się nakręcam. Potrzebna była mi ta rozmowa, dobrze mi się z Maite rozmawiało. Pojechałam potem na chwilę do mieszkania, sprawdziłam czy już jest tak jak powinno wyglądać mieszkanie do wynajmu i pojechałam do domu. Myślałam całą drogę o tej naszej łazience, ale uważałam, że nie ma szans, żebym to zrobiła w najbliższym czasie. Teraz ważniejsze były pokoje dzieci i mimo, że były meble, to i tak na razie chłopcy będą mieć razem pokój, a Lilian sama, chociaż jeszcze jakiś czas. Pokój na dole był magazynkiem i nie miałam zamiaru teraz tego zmieniać, a trochę większy priorytet miał salon, ale do niego na razie nic nie kupiłam, więc już byłam z Maite umówiona. W domu byłam chyba o 22 i jakże byłam zdziwiona jak zobaczyłam samochód Josepha w garażu. Joey się kąpał, więc poszłam do kuchni, bo oczywiście coś po drodze kupiłam i trzeba było włożyć to do lodówki. Przyszedł Joey do kuchni, bo usłyszał, że już jestem.
A: „Dobry wieczór.”
J: „Dobry wieczór. Gdzie byłaś?”
A: „Kochanie, najpierw się ładnie przywitaj, a nie od razu pytania.” – uśmiechnęłam się do niego.
Joey podszedł do mnie, objął, a ja złapałam go za szyję i przyciągnęłam do siebie, pocałowałam.  Potem dopiero mu odpowiedziałam.
A: „Z Maite się widziałam, a potem byłam w mieszkaniu, jest już gotowe do wynajmu. A co Ty taki roznegliżowany chodzisz?”
J: „Jaki? No przecież mam ręcznik wokół bioder, to nie jestem goły. Gorąco jest i dlatego.”
A: „Chodź sobie jak chcesz. Mnie to nie przeszkadza, że goły jesteś. Nie ma dzieci, więc nie ma problemu. Jadłeś coś?”
J: „Tak. Jutro mam wolne, to sobie odpocznę. Cały weekend miałem zajęty. Nie dość, że zawody, to potem musiałem dać kilka wywiadów, tonę autografów, zdjęcia.”
A: „Koniecznie jutro wypocznij, cały tamten tydzień ciężko pracowałeś, to za dużo. Nie możesz tyle pracować. Martwię się o Ciebie.”
J: „Kochanie, nie martw się. Dosypiam jak mogę, czasem nawet w tak zwanym między czasie, jak dojeżdżam gdzieś. Ale jednak najlepiej we własnym łóżku, koło swojej kobiety, przytulając się, tego mi najbardziej brakuje.”
A: „Ja może śpię we własnym łóżku, ale Ciebie nie ma koło mnie.”
J: „To dobrze, że tęsknisz, a nie tylko ja za Tobą.”
A: „Pewnie, że tęsknię. Bardzo.”
J: „Jak bardzo?”
A: „Bardzo, bardzo.”
J: „Nie wiem jak bardzo. Chciałbym, abyś mi to pokazała.”
A: „Pewnie, że Ci pokażę.”
J: „To chodź na górę.”
A: „Wypróbujemy wannę? Ach nie, bo przecież właśnie wyszedłeś spod prysznica?”
J: „Nie ważne. Chodźmy.”
Chciałam coś powiedzieć, ale mi nie dał, bo pocałował mnie, wziął na ręce i zaczął wchodzić po schodach. Zaczęłam się śmiać, bo sytuacja była śmieszna. Joey był zmęczony, ale na miłość zawsze znajdował siły. Wspólna kąpiel, bycie ze sobą jak zawsze była dla nas cudowna. Mimo wszystko, w tym względzie nic się nie zmieniło, jak zawsze było dobrze i miałam nadzieję, że dalej tak będzie. Rano pojechałam do pracy, Joey spał i miałam nadzieję, że będzie cały dzień wypoczywać. Zadzwonił do mnie koło 13 i zapytał, co zjem na obiad, chwilę rozmawialiśmy,  byłam zadowolona, że wypoczywa. Wróciłam po rozmowie do pokoju, a kolega, który ze mną siedział w pokoju coś zawzięcie czytał i w pewnym momencie powiedział, że właśnie przeczytał, że jego idol sportowy zajął wysokie miejsce na zawodach. Koleżanka zapytała, o co chodzi i opowiadał nam o tym, co to były za zawody, a ja w pewnym momencie sobie pomyślałam, że przecież Joey brał udział w takich, więc zapytałam kolegi jak się nazywa ten jego idol. No i padło nazwisko „Kelly”, śmiać mi się chciało, ale dodałam tylko, że wiem kto to, a koleżanka zrobiła nam wykład o zespole, ale całe szczęście nie była bardzo na bieżąco, więc nie wiedziała kim jestem, albo po prostu nie spodziewała się. Wolałam się więcej nie wdawać w takie rozmowy, bo nie chciałam, aby przez pryzmat Josepha patrzyli na mnie. Ja to byłam ja i tak chciałam być postrzegana. Po pracy szybko pojechałam do domu, gdzie czekał na mnie Joey i pyszny obiad. Spędziliśmy miło czas, ale niestety okazało się, że następnego dnia Joey musiał jechać na spotkania w sprawie koncertów Stille Nacht, a w weekend znowu miał zawody. Wzięłam sobie rady Maite do serca, przemyślałam wszystko co powiedziała i postanowiłam, że nie będę mu marudzić. Niepotrzebne były kłótnie, jakieś wypominania, lepiej jak go będę wspierać, a nie marudzić, że go nigdy nie ma.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

189. Ania – lipiec 2011

Obudził mnie Joey, który znowu próbował swoich sztuczek, ale mu powiedziałam, aby dał mi spokój. Wkurzył mnie tym bardziej. Co to miało być? Wydawało mu się, że zawsze może tak robić, a ja zapomnę o wszystkim. Ale on nie odpuścił, przytulił się do moich pleców i głaskał mnie delikatnie po ramieniu. Taka próba sił, które pierwsze ustąpi. Pomyślałam trudno, niech wie, że nie może zawsze godzić się w ten sposób, jeśli mu się wydaje, że tak mu się upiecze, to się myli, nie tym razem. Leżałam sobie, nawet nie drgnęłam, nie pokazałam, że mi się podoba albo nie podoba. Chyba wiedział, że nic nie zdziała, a tym gorzej będzie dla niego, jak nie odpuści. Ja nie miałam zamiaru ustąpić, a on miał ostatnią szansę wycofać się z twarzą z tego starcia, bo już czułam, że ma coraz bardziej ochotę na bycie razem. Więc dał sobie spokój, co prawda leżał przytulony, ale nie dotykał mnie i nie całował w kark, bo w pewnym momencie już to robił. Westchnął sobie, przytulił się bardziej, a jego ręka zjechała na mój brzuch i już tam została. Chyba stwierdził, że bardziej się wygłupiać nie będzie, nic tym nie zdziałał. W niedzielę, gdy tylko otworzyłam oczy zobaczyłam twarz Joeya nad sobą. Uśmiechał się.
J: „Gniewasz się jeszcze?”
A: „Nie wiem. Joey nie możesz mieć pretensji o to, że dom jeszcze do końca nie jest gotowy, sam wiesz ile pracy to wszystko kosztuje.”
J: „Wiem. Przepraszam za wczoraj, nie powinienem mieć pretensji, ale trochę mnie poniosło.”
A: „Ja wszystko rozumiem, wiem, że obydwoje ciężko pracujemy, jesteśmy przemęczeni, jest dużo do zrobienia, ale nie możesz mieć do mnie pretensji, że coś nie jest zrobione. Zawsze mnie wspierałeś i wiedziałam, że mnie rozumiesz, ale Twoje zachowanie pokazuje zupełnie coś innego.”
J: „Jestem przemęczony, stąd to głupie zachowanie, przepraszam. A dlaczego nie chciałaś się godzić?”
A: „Joey, nie wszystko da się załatwić przez łóżko, zapamiętaj to sobie. Trzeba rozmawiać. Nie chciałabym, abyś coś przede mną ukrywał. Pamiętaj o tym.”
J: „Ehy. Ooo słyszę dzieci, zaraz tu przyjdą zrobić nam pobudkę.”
A: „Pewnie tak.”
Coś mi się nie spodobało, coś było nie tak. Chciał uniknąć rozmowy, czyżby coś ukrywał przede mną. W głowie miałam dzwonki alarmujące, że coś jest nie tak, ale odpuściłam sobie tym razem. Wpadły dzieciaki z okrzykami, że są głodni. Zeszliśmy na śniadanie, a po nim wysłałam Joeya z dziećmi na plac zabaw. Miałam trochę do zrobienia, a dzieci musiały się wyszaleć. Gdy tylko poszli rzuciłam się w wir pracy, po dwóch godzinach zrobiłam sobie przerwę i zadzwoniłam do Oli.
A: „Hej. Od tygodnia do Ciebie dzwonię, tylko ciągle nie wykręcam numeru.”
O: „No hej. Nareszcie. Czekałam na to, co słychać?”
A: „Chyba jestem już zmęczona, bo wszystko mnie wkurza.”
O: „Widziałam te zdjęcia. Gdzie były te dziewczyny, że ich nie widziałyśmy.”
A: „Nie wiem, ale wkurzyły mnie. Cholera nawet sobie nie mogę iść z Tobą na zakupy w spokoju.”
O: „Ania, spokojnie. Przecież się nic nie stało, popiszą sobie, pogadają i dadzą spokój.”
A: „Ach. Mówiłam Ci, że wszystko mnie irytuje, a już najbardziej on. Cholera sam chciał już tu mieszkać, a wiedział, że w dom trzeba jeszcze dużo pracy włożyć. Nic nie dokończone, no chyba tylko sypialnia jest skończona. Wczoraj miał pretensję, że jeszcze w salonie nie ma kanapy, telewizora i nie mógł sobie poleżeć.”
O: „Ania, przecież Joey na pewno nie chciał nic złego powiedzieć, on też jest zmęczony. Powinniście sobie jakieś wakacje zrobić. My jedziemy do Barcelony, to nasze miasto.”
A: „Wiem, że jest zmęczony, ja również. Fajnie, że będziecie mieć wakacje, my niestety nie, więc nie odpoczniemy.”
O: „A szkoda. A Ty nie denerwuj się, po co Ci to? Tylko niepotrzebnie się będziecie kłócić.”
A: „Niby tak.”
O: „Aha. Czyli już tak się dzieje.”
A: „Szkoda słów, lepiej opowiadaj co tam słychać u Ciebie.”
Ola opowiadała, a ja słuchałam. Dobrze było z nią porozmawiać. Jak rozmawiałyśmy wrócił Joseph z dziećmi. Lilly z Leonem płakali, Joey był wściekły, a Luke wystraszony. 
O: „Słyszę, że chyba musisz kończyć. Co tam się dzieje?”
A: „Ola, zdzwonimy się. Miłego popołudnia.”
Wyłączyłam się, podeszłam do nich.
A: „Co się stało?”
J: „Nie słuchali mnie. Były przepychanki i zlecieli z drabinek. Jak mówię...”
A: „Joey, teraz opatrzę im kolana, bo widzę, że trzeba, a potem z nimi porozmawiasz, ok?”
J: „Jasne. Będę w kuchni.”
A: „Luke, czy Tobie coś się stało?”
Lu: „Nie.”
A: „Dobrze, idź do łazienki i umyj ręce. Wszystko będzie ok, tak?”
Lu: „Ale tata jest zły na nas.” – powiedział cicho Luke, a ja się do niego uśmiechnęłam.
A: „Idź, nie przejmuj się. Damy sobie radę.”
Luke poszedł, widziałam, że bardzo mu było smutno. Zabrałam dzieci do łazienki i umyłam im buzie, ręce i nogi, bo chciałam zobaczyć, co się stało. Lilly miała trochę obdartej skóry na łokciu, a Leon na kolanach. Przemyłam kolana i łokieć, nakleiłam plasterki i poszliśmy do kuchni, gdzie był Joey. Przyszedł Luke.
J: „I co ja mam z Wami zrobić? Prosiłem tyle razy, żebyście uważali na tych drabinkach i nie posłuchaliście mnie. Tu chodzi o to, że coś mogło Wam się stać.”
Lu: „Tatusiu, my się tylko bawiliśmy. Nie wiedzieliśmy, że możemy spaść.”
J: „Synu, ostrzegałem Was, że tak się może stać, więc nie mów teraz, że nie wiedzieliście. Kary nie będzie, bo ...”
Li: „Już dostaliśmy za to, ja nie chcę kary.”
J: „Masz rację. Przepraszam za to, że Was...”
Popatrzyłam na niego bardzo zdziwiona. Uderzył dzieci? No trochę mnie zszokował. Leon nic nie mówił, tylko z pod oka patrzył na tatę.
A: „Ok, jak już wyjaśniliście sobie wszystko to zapraszam na obiad.”
Le: „Nie chcę jeść.”
A: „Leon, trzeba zjeść obiad.”
Le: „Nie!”
A: „Bardzo proszę nie krzycz.”
Le: „Nie chcę jeść!”
Widziałam, że Joey chciał się odezwać, ale szybko pokiwałam głową na nie. Leon pobiegł na górę i trzasnął drzwiami.
A: „Siadajcie do stołu. Ja zaraz przyjdę.”

Joey chyba nie wiedział co zrobić, ale usiadł i dzieci też. Nalał im zupę, a ja poszłam na górę do Leona. Leżał na łóżku i płakał. Siadłam sobie koło niego i pogłaskałam go po głowie, nic nie mówiąc. Pozwoliłam mu się wypłakać. Zapytałam, czy chce mi opowiedzieć co się stało, czy już jest na to gotowy. Chwilę później powiedział, że tata ich ostrzegał, że nie mogą popychać się na drabinkach, a oni go nie posłuchali i dalej to robili. I faktycznie prawie spadli, ale on i Luke zdążyli się złapać drabinek i wisieli, a Lilly by spadła, ale tata podbiegł i złapał ją, postawił ją, ściągnął ich z tych drabinek i wszyscy dostali klapsa, a tata tego nigdy nie robił. Wyjaśniłam mu, że tata bardzo się wystraszył i dlatego to zrobił, ale nie powinien tak zareagować, a teraz mu bardzo przykro. Rozumiałam złość Leona, ale wiedziałam, że choć Joey zareagował głupio, to stało się tak dlatego, że się wystraszył i bał się o nich. Mały w końcu się uspokoił. Zeszliśmy na dół. Nałożyłam mu jeść, Joey był smutny i widziałam, że bardzo go boli, to co zrobił. Chciałam go jakoś pocieszyć i poklepałam go po udzie, popatrzył na mnie i uśmiechnął się. Dzieci do końca dnia już bawiły się grzecznie w ogrodzie. A ja z Joeyem ustawialiśmy górną łazienkę, bo meble do niej były, ale nie złożone, no i musiałam poszukać w kartonach wszystkiego do niej. Joey złożył meble i postawiliśmy je na swoim miejscu. Potem poszedł szykować kolację, a ja sprzątałam w łazience. Dużo było pracy jeszcze w domu. Dzieciaki już same i bez proszenia poszły wieczorem przygotować się do snu.