niedziela, 22 czerwca 2014

150. Ania – kwiecień 2011

Wróciłam do codzienności, Joey podsyłał mi linki z domami, a ja jemu, ale nie podobały nam się, ciągle coś w nich nie pasowało. Joseph bardzo się tym faktem irytował. Napisali do mnie z tych firm, w których byłam na rozmowach, że przechodzę do następnego etapu i zapraszają mnie w kwietniu na spotkanie. Zdziwiłam się, że przeszłam dalej. Gorzej, bo jeśli się uda będę musiała decydować czy chcę pracować w szkole czy w Wydziale Promocji Handlu, będę mieć dylemat. Ale pomyślałam, że to potem na spokojnie. Rozmawiałam z Olą, która jednak poleciała do Paryża na koncert Paddyego. Powiedziała, że dobrze zrobiła. Jeszcze nie jest tak jak wcześniej, ale wszystko jest na dobrej drodze. Chciała tylko, aby Brenda znikła jej sprzed oczu, bo niestety ciągle o tym myślała, co Paddy robił z tą całą Brendą. Męczyło ją to, kochała go, więc było to zrozumiałe, że jest zazdrosna i cierpi. Pierwszego kwietnia w piątek poleciałam do Kolonii, wiedziałam, że Joey ma spotkanie, pojechałam prosto do domu. Ugotowałam obiad, żeby się nie zanudzić. Gdy Joey przyszedł ucieszył się, że jestem, przywitał się i stwierdził, że super, bo już miał dość jedzenia na mieście. Mieliśmy cały weekend dla siebie, bo rozmowy miałam dopiero w poniedziałek. Joey powiedział, że mamy na przyszły tydzień trochę zajęć. We wtorek znowu deweloper, a jeśli coś znajdzie fajnego to i pewnie środa. Potem oglądaliśmy w internecie meble do kuchni i do łazienki. Cały weekend spędziliśmy sami, poszliśmy na spacer, gotowaliśmy, kochaliśmy się. W poniedziałek pojechałam już sama na rozmowy, a Joseph na spotkanie. Wydawało mi się, że dobrze mi poszło. Wróciłam do domu około 16, Joey już był i właśnie podgrzewał obiad. Pokazał mi wydrukowane propozycje domów, które dostał na maila i o dziwo dwa z nich nam się podobały  i chcieliśmy je zobaczyć. Zapytałam Josepha, że może zabierzemy Leona na oglądanie domu, że może on zobaczy, pomoże nam, bo przecież będzie tam mieszkał. Joey uznał to za dobry pomysł i zadzwonił od razu do Tanji. Po przywitaniu się zapytał, czy możemy zabrać jutro Leona. Dał od razu na głośnik.
T: „Kończy o 11, możecie być koło 12, ale chciałabym poznać tą Twoją Ann.”
Popatrzyliśmy się z Joeyem na siebie, a ja kiwnęłam głową na tak.
J: „Dobrze, będziemy u Ciebie o 12, a potem zabierzemy Leona ze sobą.”
T: „W porządku, a co kupujecie już dom?”
J: „Nie. Jedziemy oglądać na razie, ale wszystko możliwe.”
Słychać było, że ktoś zbiegł po schodach i usłyszeliśmy głos Leona.
Le: „Tata! Cześć, a kiedy się zobaczymy?”
J: „Cześć. Jutro przyjedziemy z Ann.”
Le: „Do mnie?”
J: „Nie, po Ciebie, jeśli oczywiście chcesz. Jest tam Luke?”
Lu: „Jestem. Cześć tato.”
J: „Cześć synu, czy chcesz jechać z nami?”
Lu: „Eeee nie wiem.” – czuć było w jego głosie, że naprawdę nie wie, co robić.
J: „Ok. Luke, spokojnie, nie musisz decydować, w porządku.”
Le: „Ale ja jadę, nie wiem gdzie, ale jadę.” – Joey się roześmiał.
J: „Dobrze, tylko odrób lekcje nim po Ciebie przyjedziemy.”
Le: „Tak, tak. A będzie tam wujek Paddy gdzie jedziemy?”
J: „Nie, nie będzie tam wujka. A po co Ci on?”
Le: „Chciałem go tylko spytać czy pocieszył już ciocię.” – Luke zaczął się śmiać.
T: „Co Ty znowu wymyśliłeś?”
Le: „A nic, dałem wujkowi radę i chciałem zapytać, czy już to zrobił, co mu powiedziałem.”
Lu: „Mama, potem Ci powiem.”
J: „Koniecznie Luke, a Leon nie wiem, czy wujek zastosował się do Twojej rady, chociaż Ann pokazuje, że tak, więc już się o ciocię nie martw.”
Le: „A to dobrze. To idę spać, dobranoc.”
J: „Dobranoc.” – słychać, że chłopcy idą po schodach, a my zasłanialiśmy sobie usta, by się nie roześmiać. – „Poszli?”
T: „Tak, a o co chodzi? Co Leon zrobił?”
J: „Dał radę Paddy’emu, całkiem dobrą jak na 7 latka. Niestety trochę gorzej jak się ma trochę więcej lat.”
T: „On zawsze jakieś dobre porady ma w zanadrzu, a mogę wiedzieć co poradził?”
J: „Według niego, żeby się pogodzić to trzeba się przytulić, pocałować i będzie dobrze.”
T: „No to faktycznie porada 7 latka. Dobrze muszę kończyć.” – słychać było jak ktoś wchodzi do domu i głos męski zawołał ‘Tanja’.
J: „Ok. To do jutra.”
T: „To cześć.”
Popatrzyliśmy z Joeyem na siebie i zaczęliśmy się śmiać, aż mnie rozbolał brzuch. Leon był kochanym dzieckiem. Potem rozmawialiśmy o Luke’u, widać było, że miał problem z tym, co zrobić. Kochał mamę i kochał tatę, a nie wiedział jak i dla kogo miał być lojalny. My to rozumieliśmy, więc Joey nawet powiedział, że Luke podejmie taką decyzję, jaką będzie chciał, a on go nie będzie wypytywał, by młody nie czuł się naciskany. W końcu poszliśmy spać. Rano zjedliśmy śniadanie, a potem pojechaliśmy do Tanji. Denerwowałam się tym spotkaniem, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Widziałam, że Joey też, chociaż nic nie mówił. Nawet jakoś specjalnie nie rozmawialiśmy o tym, co będzie. Gdy zapukaliśmy do drzwi otworzył Luke i przywitał się z nami. Zaraz zbiegł Leon, przytulił się do Joeya, a potem do mnie. Głupio mi było przy Tanji, ale ona nic nie powiedziała. Potem Lilly powiedziała dzień dobry i Joey wziął ją na ręce. Przedstawił mi Tanję, a potem Stive’a, tym razem oficjalnie, a nie tak jak w grudniu. Zaproszono nas do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie, a Lilly u Joeya na kolanach. Chyba się stęskniła za nim. Chwilę rozmawialiśmy o pogodzie, ale było sztywno. Ja z Joeyem jak mówiliśmy coś do siebie to mówiliśmy po imieniu, a nie ‘honey czy inaczej’, uważaliśmy, że i tak jest niezręcznie, więc po co to utrudniać. Niestety Tanja chyba chciała wkurzyć Joeya i cały czas mówiła do Stive’a ‘dear, honey czy liebe’. Nie wiem co Joey o tym myślał, bo jak zwykle na twarzy miał Joeism i nic się nie dało wyczytać. Leon mówił cały czas, coś opowiadał, buzia mu się nie zamykała. Stive okazał się miłym człowiekiem, choć widziałam, że też był spięty. Pomyślałam, że dobrze mu tak, bo w końcu Joey był byłym Tanji i ojcem jej dzieci, a Stive jakby nie patrzeć był osobą, która brała udział w rozbiciu ich małżeństwa. Obserwowałam Tanję, było widać, że sporo czasu poświęca na wygląd, miała markowe ubrania, zrobione włosy, paznokcie. Pomyślałam, że jak Jimmy może myśleć, że ja i ona jesteśmy podobne do siebie, cholera, ja też mam makijaż, ułożone włosy czy pomalowane paznokcie, ale nie poświęcam temu kilku godzin. Ona wyglądała tak, jakby dbanie o siebie było jakimś jej obowiązkiem. Widziałam, że Joey w pewnym momencie popatrzył pytająco na mnie, czyżbym to, co miała myśli, było aż tak widoczne? Już wiedziałam, dlaczego Joey się tak świetnie znał na sukienkach i dodatkach, był przez nią przeszkolony. Zauważyłam, że ona też mnie ogląda i pewnie była zdziwiona moją zwyczajnością. Miałam spódnicę, bluzkę i sweter, delikatny makijaż i włosy związane w kucyk, ale szłam oglądać domy, a nie na rewię mody. Dla mnie było ważne to, że Joeyowi się podobałam, jej nie musiałam. Leon w pewnym momencie powiedział, że koniecznie musi mi pokazać swój pokój, uśmiechnęłam się do niego i spojrzałam na Tanję, co ona na to. Powiedziała:
T: „O pewnie, pokaż... Ann pokój.” – widać było, że specjalnie moje imię dodała po chwili. Chyba chciała mnie lub Joeya sprowokować. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęliśmy się do siebie.
A: „O pewnie, chętnie Twój pokój zobaczę.”
Lu: „To i ja zapraszam do siebie.”
A: „Dziękuję. Przepraszam na chwilę.” – poszłam za Leonem, któremu się nadal buzia nie zamykała.
Oglądałam wszystko tzn. zabawki, książeczki. Potem Luke mnie zaprosił do siebie, tam już było inaczej widać było, że to już nastolatek, a nie dziecko. Przyszła Lilly i zaskoczyła mnie, bo też chciała, aby zobaczyć jej pokój. Był śliczny, miała namalowane zwierzątka na ścianie, mnóstwo zabawek, widać było, że to pokój małej dziewczynki. Byłam chyba tam dość długo, a w między czasie na dole trwała rozmowa Josepha z Tanją.
T: „Nie rozumiem Joey?”
J: „Ale czego nie rozumiesz?”
T: „Od kiedy lubisz małolaty, przecież ona ma jakieś 28 lat?” – Joey się tylko uśmiechnął.- „Dlaczego się uśmiechasz, chyba mam prawo wiedzieć z kim są moje dzieci, tak?”
J: „Moim zdaniem pytasz o mnie, a nie o dzieci. Ale nie martw się, Ann już dawno jest dorosła, a ten Twój komplement  jest super.”
T: „Od kiedy jesteś clownem, to chyba Jima funkcja?”
J: „Czy ja Ciebie pytałem ile lat ma Twój facet? No raczej mnie to nie interesuje.” – zwrócił się w stronę Stive’a –„Bez urazy.”
S: „Spoko, zrozumiałem kontekst.”
T: „A to jakaś tajemnica? Co? Nie możesz powiedzieć, jestem po prostu ciekawa, bo ona ma duży wpływ na chłopców. Lubią ją, powiedzieli mi o tym.”
J: „Rozumiem, że jesteś ciekawa i zgadzam się z tym, że ma na nich wpływ i również ich lubi. Ale wybacz, chciałabyś wszystko wiedzieć, a ja nie będę się spowiadał ani opowiadał. Ty i ja, to zamknięty rozdział, a łączą nas tylko dzieci. Mogę tylko powiedzieć, że chcemy kupić dom, Ann szuka tu pracy, a dalej... dalej się zobaczy, co przyniesie czas. Ani ona, ani ja tego nie wiemy, teraz jest ważne to, że się kochamy i chcemy być razem.”
T: „I tak nie wierzę w to, że Wam się uda, zaniedbasz ją tak samo jak mnie.” – akurat te słowa słyszałam, bo schodziłam po schodach.
Podeszłam do Joeya, siadłam obok, dotknęłam jego ręki, ale zaraz ją zabrałam. Widziałam, że cały się spiął, ale nic do niej nie powiedział. Miałam ochotę się do niego przytulić.
S: „Tanja! To akurat nie Twoja sprawa, tylko ich.”
T: „Prosiłam, abyś się nie wtrącał.”
S: „Być może, ale te ostanie słowa były niepotrzebne.”
T: „Może. Mam pytanie do Ciebie?” – tu zwróciła się do mnie.
A: „Słucham?”
T: „Może to jakaś tajemnica, ale Joey nie chce mi powiedzieć ile masz lat, bo dla mnie wyglądasz młodo.”
A: „To nie tajemnica, jeśli chcesz wiedzieć, to Ci powiem. Mam 32 lata.”
T: „Oooo, a dawałam Ci mniej.”
A: „Nie tylko Ty. Jest jeszcze coś, co byś chciała wiedzieć? Powiem Ci tak sama od siebie. Wasze dzieciaki są cudowne i ja nie zamierzam robić czegoś przeciwko Tobie. Jeśli Leon chce być z tatą, a ja też będę miała udział w jego wychowaniu, to będą te same zasady, co u Ciebie. Tego na pewno będę się trzymać.”
T: „Zaskoczyłaś mnie.”
A: „Dlaczego? Jesteś jego mamą i już dawno miałaś pomysł na wychowanie, więc ja nie będę w to ingerować, przejmę zasady. Przecież tu chodzi nie o nas, a o dzieci.”
J: „Dokładnie, chodzi o dzieci, dlatego już dawno prosiłem, abyś zbastowała. Jeśli chodzi o mnie, trudno możesz mieć pretensje, ale niech to nie odbija się na nich. Proszę Cię. Niech mają spokojne dzieciństwo mimo wszystko.”
S: „To dobry pomysł. Niech sprawy dorosłych nie przechodzą na dzieci.”
T: „Wiem, ale ja do tej sytuacji muszę się przyzwyczaić, interesuje mnie to, kto zajmuje się moimi dziećmi.”
A: „Rozumiem to.”
J: „Nikt nie chce dla nich źle, a teraz chyba musimy zmienić temat, bo idą.”
Podszedł uśmiechnięty Luke do mnie.
Lu: „Zobacz co właśnie znalazłem.” – podał mi 2 kartki.
A: „Co to?”
Lu: „Szukałem i szukałem. Daję Tobie, bo tata mi chyba z 5 propozycji odrzucił.” – zrobił zasmuconą minę.
A: „Nie martw się, mi odrzucił z dziesięć.” – uśmiechnęłam się do Luka.
J: „A Ann moje, także synu, to normalne.”
Popatrzyłam na to co dał mi Luke i aż oczy mi się zaświeciły, dom z wyglądu był super, a jak zaczęłam czytać, co jest w środku, to pomyślałam ‘idealny’. Podałam Joeyowi te kartki i zapytałam:
A: „To daleko?” – spojrzał na miejscowość. Pokręcił głową na nie i zaczął czytać.
J: „Wow. Ciekawe jak wygląda w środku. Oooo, a to od naszego dewelopera. Zadzwonię do niego. Przepraszam na chwilę.” – wstał i odszedł kawałek.
Lu: „Podoba Ci się? Bo wydaje mi się, że tacie tak, bo poszedł zadzwonić.”
A: „To prawda. Podoba nam się. Oglądaliśmy już kilka domów i chyba setki w internecie, nic nie było w naszym typie.”
Lu: „To chyba udało mi się trafić?”
A: „Też mi się tak wydaje.” – uśmiechnęłam się do niego, a on wyglądał jakby był bardzo przejęty i patrzył za tatą.
T: „A skąd to wiesz, przecież Joey nic nie powiedział.”
Le: „Bo oni tak mają mamusiu, Ann zawsze wie, co tata miał na myśli. Prawda Luke?”
Lu: „Prawda. Ciocia Patricia powiedziała, że Ann czyta w myślach taty.”
J: „Ha ha. Ach ta Patricia, może to prawda. Umówiłem nas na 16.”
A: „Super. Daleko to jest?”
J: „Nie, jakieś 30 km. Więc mniej niż zakładaliśmy. Dzięki Luke.”
Lu: „Nie ma za co, obiecałem, że pomogę, to pomogłem jak mogłem.”
J: „Spoko. Dobrze, więc idziemy już. Luke, a może chcesz jechać z nami? W końcu Ty go znalazłeś.”
Lu: „A mogę? Bo chętnie bym pojechał.” – popatrzył na mamę.
T: „Jedź, tylko się spakuj, bo nie jesteś gotowy.”
Lu: „Super.” – pobiegł na górę, a Joey się uśmiechnął patrząc na niego.
J: „Leon, a Ty spakowany jesteś?”
Le: „Tak, ja już zniosłem plecak i postawiłem go koło drzwi.”
J: „A mogą zostać do końca tygodnia?”
T: „No dobrze. Dopakuję Leona.” – wstała i poszła na górę.
Bardzo się ucieszyłam, że Tanja tak normalnie do tego podeszła, że nie robiła problemu. Widać było, że nie tylko ja byłam w szoku, Joey i Stive też. Lilly zapytała Joeya, kiedy i ją zabierze na weekend, powiedział, że zawsze może do niego przyjechać, kiedy tylko będzie chciała. Po chwili Tanja i Luke zeszli, pożegnaliśmy się i poszliśmy. Chłopcy wsiedli do samochodu, Joey wkładał ich torby do bagażnika, ale zawołał mnie na chwilę do siebie. Podeszłam, a on przyciągnął mnie i przytulił, szepnął mi tylko, że ciężkie to było spotkanie dla niego i pewnie dla mnie też. No było, ale tego się spodziewałam. Pojechaliśmy najpierw do jednego domu w Kolonii, ale ani chłopcom ani nam się nie podobał. Jak to powiedział Leon „ble”. Drugi też nikomu nie przypadł do gustu, więc mając trochę czasu na ten trzeci w Siegburgu, pojechaliśmy do McDonalds’a. Chłopcy opowiadali nam o szkole, a Luke o tym, że coraz mu lepiej idzie gra na fortepianie. Jak już się najedliśmy pojechaliśmy do Siegburga i dość szybko znaleźliśmy ten dom. Wysiedliśmy z samochodu i podeszliśmy bliżej, popatrzyłam na Josepha, widziałam uśmiech na jego twarzy. Chwilę później przyjechał deweloper i wprowadził nas do środka. Bardzo mi się podobało i dół i góra. Byłam zachwycona, ale Joey pokazał mi wzrokiem, abym się nie odzywała. Wiedziałam, że on jest dobrym negocjatorem i biznesmenem, więc nawet się nie odzywałam. Joey umówił się z panem na następny dzień, by mu odpowiedzieć czy któryś z domów nam się podobał. Wsiedliśmy do samochodu i ja i chłopcy zaczęliśmy mówić chyba w jednym czasie. Joey zaczął się śmiać i powiedział ‘ciiiiiiiii’, a gdy zrobiło się cicho powiedział.
J: „Widzę, że wszystkim podoba się ten dom.”
A: „Mnie bardzo, może trochę do remontu, ale jak dla mnie, to jest to.”
Le: „Mnie też się podoba, fajne ma podwórko.”
Lu: „Fajny jest, duży i taki przestronny.”
J: „Fakt, mi też się podoba. To co, kupujemy go?”
A: „Tak.”
J: „Ok. Jutro pojadę negocjować.”
Lu: „Ale super.”
Le: „Świetnie.”

Pojechaliśmy do mieszkania, chłopcy pobiegli do swojego pokoju, a my w salonie siedzieliśmy na kanapie i rozmawialiśmy. Chciałam powiedzieć Oli i Paddy’emu, że się zdecydowaliśmy, ale Joey stwierdził, że najpierw go sfinalizujemy, a potem powiemy innym. Przyznałam mu rację. Po kolacji chłopcy poszli spać, a my do sypialni. Dopiero teraz omówiliśmy sytuację z Tanją. Nawet Joey powiedział, że chciała nas sprowokować i widział, że była złośliwa, ale ja się jej nie dziwiłam. Niestety kobiety tak mają, co z tego, że już z nim nie była i miała nowego partnera? Wszystko było nieważne, dla niej liczyło się to, że widziała, że Joey był szczęśliwy, układał sobie życie na nowo, a im się nie udało. Więc w sumie wkurzała się, że on może być jeszcze szczęśliwy i to już nie z nią. Joey powiedział mi też, że powiedziała komplement o mnie, że młodo wyglądam. Na co mu powiedziałam, żeby nie robił sobie następnym razem żartów, jak ona o coś pyta, bo bez sensu ją drażnić. Powiedział, że mam rację, bo trochę złośliwy był. Potem zajęliśmy się bardziej miłymi zajęciami niż rozmowa o Tanji. Zasnęliśmy dość późno.

sobota, 21 czerwca 2014

149. Ola – marzec 2011

Zamilkliśmy na chwilę. Patrick odstawił swoją szklankę i przysunął się bliżej mnie.
P: „Jak nam było zimno na wieży Eiffla i Cię przytuliłem, to zrobiło się cieplej.”
O: „Tak, pamiętam. Robisz podchody?” – roześmiał się na to kiwając głową.
O: „No to dawaj to ciepło.”

Siedzieliśmy na łóżku, więc tylko usiadł za mną i mocno mnie objął. Skłamałabym mówiąc, że nie zrobiło się cieplej. Tylko raczej nie dzięki prawom fizyki, a emocjom. Oparł brodę na moim ramieniu i wtulając się w moje włosy powiedział „I missed you so, so much.” Przeszedł mnie ogromny dreszcz. Chciałam odpowiedzieć tym samym, ale przechyliłam głowę i nie zdążyłam, bo nasze usta znowu się spotkały. Dokładnie jak na wieży. Totalnie zakręciło mi się w głowie. Prawie jak za pierwszym razem. Było mi dobrze. Na chwilę przypomniała mi się Brenda, oderwałam się od Patricka, spojrzałam w oczy i bez wahania wróciłam do poprzedniej sytuacji. Całowaliśmy się coraz bardziej namiętnie. Patrick cały czas siedział za mną, odgarnął moje włosy z szyi i zaczął tam całować jednocześnie zsuwając z ramion szlafrok i próbując dostać się dalej. Oprzytomniałam w jednej chwili, wyrwałam się i stanęłam na baczność.

O: „O nie mój drogi! Tak, to nie będzie!”
P: „Ale ja myślałem, że…”
O: „To źle myślałeś! Wy – faceci wszystko byście załatwiali przez łóżko.”

P: „Ola, to nie tak. Przepraszam.”
O: „Czy Ty w ogóle wyobrażasz sobie, co ja przeżyłam przez te 6 tygodni? Czy wiesz, co ja czułam? Czy wiesz, jak bardzo ciężko mi było?”

I mimo, że na wieży nie chciałam o tym rozmawiać, żeby nie tracić magicznej chwili, to teraz nerwy mi puściły i wyrzuciłam z siebie wszystko, co się do tej pory nagromadziło. Wszystko, co przez te 6 tygodni czułam. Łzy leciały, pod koniec zaczęłam już szlochać, ale było mi lżej na sercu. Chciał mnie dotknąć czy przytulić, ale się nie dawałam.

P: „To może teraz ja powiem, bo chyba powinnaś poznać moją stronę medalu.”
O: „Słucham.”
P: „Wiem, że Cię zraniłem i że to wszystko cierpiałaś przeze mnie. Dużo upłynie czasu nim sam sobie to wybaczę. I jeszcze raz za to przepraszam. Ale teraz Ty posłuchaj mnie. Myślisz, że ja to siedziałem zadowolony i szczęśliwy przez te 6 tygodni? Myślisz, że mnie było łatwo? Postaw się teraz na moim miejscu. Nawaliłem okropnie, ale powiedziałem prawdę biorąc pod uwagę to, że możesz mnie zostawić. Po czym straciłem całkiem kontakt z Tobą. Ani razu nie odpisałaś na smsa ani maila, ani razu nie odebrałaś telefonu. Przyleciałem do Ciebie, a Ciebie nie było. Czy uważasz, że mi było z tym dobrze? Że się o Ciebie nie martwiłem? Też cierpiałem, jak jasna cholera! Nie wiedziałem, co u Ciebie i jak się masz. Wyciągałem rękę co jakiś czas, ale Ty nie chciałaś jej chwycić. Wiedziałem, że muszę dać Ci czas, tak jak wtedy z zakonem. Ale nie wiedziałem, czy tym razem mi wybaczysz. Joey ze mną nie rozmawiał, więc jego nie mogłem wypytać. Jedynie Ann jak była, to ze mną porozmawiała. Nawet nie wiedziałem, że Angelo wie. Też mam swoje uczucia, też mi nie było lekko, możesz mi wierzyć. Przez tyle czasu ani nie rozmawialiśmy ani się nie słyszeliśmy.”
O: „Ja Cię słyszałam.” – powiedziałam cicho.
P: „Jak to? Kiedy?”
O: „Na próbie. Leon bawił się komputerem Ani i zadzwonił do mnie na Skype. Najpierw śpiewał Angelo, a potem Ty z Patricią „Please don’t go”. Spłakałam się wtedy jak bóbr.”
P: „O rany, to teraz wszystko rozumiem. Leon mówił mi, że ciocia płakała i dawał mi rady, co powinienem zrobić, ale nie wiedziałem, że to było na próbie. Teraz powiedzieliśmy sobie wszystko i może być już tylko lepiej, prawda?”
O: „Nie wiem. Mam nadzieję, ale musisz dać mi więcej czasu na bycie z Tobą, bo to jeszcze nie teraz.”
P: „Wiem, trochę mnie poniosło, ale to dlatego, że tak mocno tęskniłem za Tobą.”
O: „Rozumiem, ale tym razem, to ja powiem kiedy, ok?”
P: „Ok.”
O: „Pójdę do łazienki się ogarnąć.”

Po paru minutach wróciłam do pokoju. Patrick patrzył za okno i nie odwracając się powiedział:
P: „Chodź, zobacz jaki piękny jest Paryż nocą.”

Podeszłam do okna, przytuliłam się do jego pleców, milcząc patrzyliśmy na światła Paryża i po chwili położyliśmy się spać.
Rano obudziłam się już w lepszym humorze, ale sama. Na stoliku leżała kartka od Patricka: „Dzień dobry. Jeśli jesteś głodna, to zjedz śniadanie sama. Ja poszedłem dziękować Bogu za Twój powrót. Paddy.” Uśmiechnęłam się sama do siebie jednocześnie dziwiąc, że nie słyszałam, jak wychodził. Szybko się ubrałam, zrobiłam makijaż i zaczęłam tańczyć po pokoju. Wrócił Patrick, oczywiście wrzasnęłam na jego widok. Powiedział, żebyśmy szybko zjedli śniadanie, bo jest piękna pogoda i szkoda tracić dnia. Kontynuowaliśmy więc zwiedzanie Paryża, chodziliśmy fajnymi uliczkami. Nasze dłonie obijały się o siebie parokrotnie, aż w końcu w jednym momencie się za nie chwyciliśmy. Spojrzeliśmy po sobie i wybuchnęliśmy śmiechem. Było już lepiej, wieczorna rozmowa o tym, co czuliśmy nas oczyściła. Nic nie wisiało, wszystko chyba zostało już powiedziane. Powiedziane, ale nie zapomniane. Poprosiłam, żebyśmy jeszcze raz wjechali na wieżę Eiffla nocą. Znowu magia Paryża mnie urzekła. Po dłuższej chwili odezwałam się pierwsza.

O: „Patrick?”
P: „Mmm?”
O: „Nie sądzisz, że trochę chłodno?” – kątem oka dostrzegłam uśmiech na jego twarzy, po czym od razu mnie przytulił.
P: „Lepiej?”
O: „Mhm...”
Było mi ciepło, błogo, po prostu dobrze. Po dłuższej chwili odwróciłam się do niego patrząc przenikliwie.
O: „Tęskniłam za Tobą, wiesz?”
P: „Ja bardziej! I najgorsza była ta niewiedza, co z Tobą, co z nami. Teraz chyba musimy zaplanować, kiedy znowu się spotkamy.”
O: „Tak, trzeba pomyśleć.”
P: „Może przylecisz do Kolonii na parę dni?”
O: „Patrick, dopiero zmieniłam pracę, nie chcę brać od razu urlopu. I tak było mi głupio o ten Paryż.”
P: „No fakt, racja. My teraz mamy nagrywanie w studio, więc mi też będzie ciężko. Próby się skończyły, zaczyna się ostra harówa. Nie wiem, kiedy się wyrwę. I tak mamy teraz tydzień przerwy z mojego powodu.”
O: „Zawsze dawaliśmy radę, to i teraz damy.”
Dałam mu delikatnego CMOKa w usta. Wracając wstąpiliśmy na drinka, bo było chłodno. W hotelu znowu jakoś tak wyszło, że zaczęliśmy się całować, ale ciągle Brenda kołatała się po mojej głowie i przerwałam. Musi jeszcze minąć sporo czasu zanim mu tak naprawdę zaufam. Poszliśmy grzecznie spać, a w poniedziałek rano pożegnaliśmy się przed wejściem na lotnisko.
W Paryżu było bardzo fajnie, być z nim, mieć możliwość słuchania go na żywo, no i wspierać w tym pierwszym, jakże ważnym dla niego koncercie. Ciekawa byłam komentarzy, więc odwiedziłam polskie forum. Kira mówiła, że fanki są bardzo spostrzegawcze i sama się o tym przekonałam. Dwie z dziewczyn były na koncercie, widziały mnie jak się kręcę koło sceny i snuły domysły, czy to ta sama, co na fotkach z października czy nie. Ustaliły, że włosy te same, ale nic innego nie dało się porównać, bo była inna pora roku i inna kurtka, ale stwierdziły, że to na pewno dziewczyna Paddiego. Zauważyły, że na soundcheckach Paddy chodził w czarnej skórze, a potem jak się przebrał, to ta blondynka (czyli ja) trzymała właśnie taką kurtkę w rękach. Nie wiedziały, czy to ta sama, ale można było połączyć fakty. Drugim był obiad. Blondynka dostała od Svena 2 porcje obiadu, gdzieś zniknęła, po czym na scenie pojawił się Paddy właśnie z takim pudełkiem, jakie miała ta dziewczyna. Poza tym znała się ze Svenem i Dirkiem. Chciały zrobić mi fotki, ale im się nie udawało, a głupio było im podejść bliżej. To chyba na całe szczęście dla mnie. Ale i tak byłam pod wrażeniem ich bystrości. Lubiły też poplotkować i wyrażać swoje zdanie i tak jak poprzednio część z nich pisała, że chce, aby Paddy był szczęśliwy i kogoś miał, a część, że lepiej, żeby był sam, bo znowu ktoś mu złamie serce, a inne, że nie może mieć dziewczyny, bo jeszcze ich nie poznał. O rany! Tak się wkręciłam, że spędziłam na czytaniu ze 2 godziny.

piątek, 20 czerwca 2014

148. Ola – marzec 2011

Patrick dzwonił, codziennie po 2-3 razy, ale nie łączyliśmy się na Skypie. W czwartek poleciał do Paryża, dzwonił wieczorami, przez cały dzień pisał smsy. Dwa dni przed moim planowanym przylotem jeszcze sama nie wiedziałam, co zrobię. Patrzyłam na bilety i dumałam. Dopiero wtedy Paddy zaczął pytać mnie o przyjazd. Za każdym razem odpowiadałam, że nie wiem. W końcu, gdy zdecydowałam, że polecę, okazało się, że muszę w czwartek być w pracy, więc przebukowałam bilety na czwartek wieczór. W środę, kiedy faktycznie miałam być już w Paryżu Paddy napisał, że cały czas miał nadzieję, że przyjadę, że teraz, to ten cały festiwal będzie do bani. Odpisałam tylko „przepraszam”. Pomyślałam, że będzie miał miłą niespodziankę jak pojawię się dzień później. Niestety lot się trochę opóźnił, w Paryżu byłam dopiero ok. 21, wsiadłam w metro i znalazłam hotel bez problemu. Z zewnątrz wyglądał mega luksusowo. Jadąc windą na 13 piętro z kartą w ręku serce waliło mi jak młotem. Akurat zadzwonił Paddy, ale powiedziałam, że to nienajlepszy moment i oddzwonię. Zamiast tego weszłam do pokoju. Patrick stanął w bezruchu jakby zobaczył ducha, cisnął ręcznik na łóżko i szybkim krokiem podszedł do mnie. Jakoś tak nieświadomie powiedziałam „niespodzianka”, na co on mocno mnie przytulił, lecz znowu zesztywniałam, więc się odsunął.
O: „Cześć!”
P: „Cześć! Super, że jesteś! Ale się cieszę.” – nie krył radości.
O: „Nie mogłam wczoraj, dzisiaj musiałam być w pracy.”
P: „Znowu coś z szefową?”
O: „Nie, nie, opowiem Ci później.” – całkiem zapomniałam, że on nie wiedział o mojej zmianie pracy- „Teraz marzę o prysznicu.”
P: „A nie jesteś głodna?”
O: „Trochę, ale już późno jest.”
P: „No to może skoczę po sałatkę chociaż?”
O: „Dzięki, byłoby super.” – rozmowa jakoś się nie kleiła.
P: „To idę. Fajnie, ze jesteś.”
Po kąpieli i jedzeniu szybko poszliśmy spać. Oboje byliśmy zmęczeni, a jutro Patrick musiał być wypoczęty przed koncertem. Pytał czy pojadę z nim od razu rano czy dojadę później. Gdy powiedziałam, że jadę z nim rano, to bardzo się ucieszył. Wstaliśmy wcześnie, zebraliśmy się szybko i pojechaliśmy na miejsce. Patrick prosił, abym uważała na fanki, starała się z niczym nie zdradzić. Miałam też wysiąść pierwsza z taksówki. Spotkaliśmy się dopiero za kulisami. Ekipa już była, więc zapoznałam się ze Svenem, Dirkiem i resztą. Chłopaki zaczęli coś ustalać po niemiecku, więc ja zaczęłam sobie chodzić po całym terenie. Po godzinie Paddy zadzwonił pytając, gdzie jestem, bo robią próbę generalną. Przyszłam, przedstawił mnie zespołowi, szepnął, żebym uważała na dziewczyny pod sceną, bo to fanki i zaczął grać. Siedziałam sobie z Dirkiem przy nagłośnieniu. Widać było, że Patrick jest wesoły, roześmiany, cieszył się, że tam jestem, ale jednocześnie widać było po nim tremę. A ja, jak tak patrzyłam na niego na tej próbie, to... No jednym słowem też się cieszyłam. Nie mogłam sobie wyobrazić życia bez niego. Uśmiechnęłam się sama do siebie, zamyśliłam, a gdy w końcu ocknęłam z zadumy, napotkałam jego wzrok i uśmiech od ucha do ucha. No to mój uśmiech jeszcze bardziej się rozszerzył, a wtedy Paddy zapomniał tekstu. Normalnie zapomniał, podrapał się w głowę i roześmiał. W przerwie próby Sven odebrał zamówiony obiad. Rozdawał każdemu, mi dał 2 pudełka (dla mnie i Patricka), więc poszłam za kulisy wręczając mu jego porcję. Wszedł na scenę z tym jedzeniem, żeby coś tam poprawić, a gdy wrócił powiedziałam do niego wesoło:
O: „Ty się skoncentruj i pamiętaj, co masz śpiewać.”
P: „Staram się, ale przy Tobie to trudne.”
O: „Mam sobie iść?”
P: „Nie! Nigdy!”
Zrozumiałam, że miał na myśli nie tylko koncert. Uścisnęłam go krótko, ale dość mocno i poszłam dalej. Nie wiem, czemu odważyłam się na taki gest. Nie chciałam, żeby myślał, że tak łatwo mnie odzyska, a z drugiej strony kochałam go tak samo jak przedtem. Nie umiałam udawać, że nic do niego nie czuję, że mnie nie obchodzi czy, że nie chcę jego bliskości. Chciałam, chciałam i to bardzo, ale nie mogłam pozwolić ponieść się emocjom. Chciałam go przetrzymać choćby dla zasady.
Przed samym koncertem musiał się przebrać, dał mi więc swoją skórzaną kurtkę do ręki. Jego zdenerwowanie udzieliło się i mi, ale żeby dodać mu otuchy, objęłam go za szyję i pocałowałam w czoło. Tym  razem nie zesztywniałam. Paddy bardzo się zdziwił.
O: „Good luck.”
P: „Thanks.” – oczy mu aż błyszczały.
Odwrócił się, na co dostał kopa w pupę.
P: „What’s that for?”
O: “It’s for luck! We’re always do it at Poland. And don’t say ‘thanks’!”
P: “Ok, ok.”- roześmiał się jak to on, przeczesał włosy i poszedł na scenę, gdzie od razu było słychać pisk publiczności.
Konferansjer był z Francji, więc oczywiście nic nie zrozumiałam. Paddy rozpoczął festiwal utworem napisanym specjalnie na tę okazję „Unknown you”. Wykonywał go w sumie trzy razy i dwa razy pomylił się w tekście. Chyba jednak moja obecność mu przeszkadzała, a nie pomagała. Koncert bardzo mi się podobał. Ostatnią piosenkę śpiewał stojąc w oknie katedry Notre Damme - to było piękne. I znowu zapomniał tekstu. W przerwie zadzwoniłam jeszcze do Ani powiedzieć jej, że jednak dobrze mi doradziła wtedy na urodzinach i teraz z tym wyjazdem do Paryża. Ucieszyła się i życzyła powodzenia. Gdy Paddy zjechał z Katedry i wrócił za kulisy znowu poczułam nieodpartą chęć uściskania go, co też uczyniłam mówiąc, że był niesamowity. Że wszystko wyszło dobrze, ładnie, że publiczność była zadowolona. Ucieszył się, ale widziałam, że był bardzo wyczerpany. Zeszło się jeszcze z godzinę zanim ze wszystkimi się pożegnał. Wracaliśmy taksówką, Paddy wziął mnie za rękę jeszcze raz dziękując, że przyjechałam i już ją trzymał, na co pozwoliłam. W hotelu po kąpieli od razu zasnął, więc ja zrobiłam to samo.
Obudził mnie rano, bo nie zdążył mi powiedzieć, że jesteśmy zaproszeni na śniadanie do katedry, a że on bardzo chciał tam jechać, to pojechaliśmy. Po nim zabrał mnie na spacer po Paryżu. Przez te 6 lat w zakonie we Francji poznał też stolicę, więc oprowadził mnie po fajnych zakątkach. Dużo rozmawialiśmy, ale czułam, że Patrick uważa na słowa i gesty. Nie trzymał mnie za rękę, nie chciał całować. Mi to odpowiadało. Na wieczór zostawił wieżę Eiffla. Pamiętał, że w dzieciństwie byłam w Paryżu i na wieży za dnia, więc teraz chciał mnie tam zabrać po zmroku. Gdy wyszłam z windy na taras widokowy zaparło mi dech w piersi. Widok był powalający nocą. Było już chłodniej i zimno mi się zrobiło w mojej kurtce, po chwili zaczęłam dygotać.
P: „Zimno Ci?”
O: „Uhm, trochę.”
P: „Chcesz już zjechać?”
O: „Nie, widok jest zbyt piękny, aby go tracić.”
P: „Co racja, to racja.”
Stałam przy kratach zapatrzona w światła Paryża. To była magia. Wiedziałam już, dlaczego nazywają to miasto "miastem zakochanych". Cały czas dygotałam. Paddy stanął za mną i położył dłonie na moich ramionach. Odezwał się.
P: "Mogę Cię przytulić? Byłoby Ci cieplej, a mi przy okazji też." - dopiero wtedy poczułam, że on też trzęsie się z zimna. Przytaknęłam głową i objął mnie mocniej. Nie zesztywniałam, ale nadal swoje ręce trzymałam w kieszeniach. Było mi błogo, czułam się dobrze w jego ramionach.
P: "Ola?"
O: "Hmm?"
P: "Widzę postęp. Już nie drętwiejesz na mój dotyk. Czy to znaczy, że ..."
O: ”Cicho!” – przerwałam mu – „Możemy teraz o tym nie mówić?” – odwróciłam głowę w jego stronę i nawet nie zauważyłam, kiedy nasze usta połączył pocałunek. Nie wiem nawet kto zaczął, jakoś tak po prostu wyszło. O dziwo było mi dobrze, jednak po chwili przypomniałam sobie o Brendzie i się odsunęłam. Widziałam radość w oczach Patricka, objął mnie mocniej, cmoknął w policzek i powiedział, że jemu już ciepło. Wróciliśmy do hotelu, gdzie każde z nas wzięło gorący prysznic, po czym Paddy przygotował drinki i siedzieliśmy sobie w szlafrokach rozmawiając. Wreszcie była okazja, żeby powiedzieć mu o zmianie pracy. Ucieszył się, ale też zmartwił tym, że nie mógł być wtedy przy mnie i mnie wspierać.

O: „Wiesz, jaka była sytuacja. Ale Angelo Cię zastępował.”
P: „Angelo?”
O: „Tak, od mojego pobytu w Kolonii mamy kontakt z Angelo, ale jedynie Kira o tym wie. Nawet z nią rozmawiałam i mimo, że nie pochwalała tego, co zrobiłeś, to uważała, że szkoda niszczyć tak fajny związek i że jest to do naprawienia.”
P: „O rany, ale mi wstyd. Muszę z bratową pogadać i jej podziękować.”
O: „Bratu podziękuj, oboje mi suszyli głowę. Że nie wspomnę o Ani, z którą się nawet raz posprzeczałam.”
P: „Przykro mi. Nawet Joey się zezłościł na nią z mojego powodu.”
O: „Tak, z tego samego powodu, co ja.”
P: „Czyli?”
O: „Nieważne. To już nasza sprawa.”
P: „Ok, nie wnikam.”

czwartek, 19 czerwca 2014

147. Ania – marzec 2011

Chwilę z nią rozmawiał, ale słyszałam, że spokojnie, raz czy dwa tylko powiedział „weź się uspokój”, ale ogólnie rozmowa była miła. Potem przyszedł do kuchni i powiedział, że Tanja go właśnie poinformowała, że mamy zdjęcia na ikf i że fanki napisały, że Joey im zwrócił uwagę, ale ogólnie był ok, a one przemyślały sytuację i wcale się nie zdziwiły, że Joey założył okulary, a Ann czapkę. Tanja była zirytowana faktem, że napisały, że jestem ładniejsza i milsza od niej. Mnie było głupio, a Joey się śmiał. Sam otworzył to forum i zerknął, co napisały, jak już zaczął się śmiać na cały głos, to przyszłam zobaczyć.
A: „Co w tym zabawnego?”
J: „One są rewelacyjne, a jak tu opisują i komentują. No zabawne. Zawsze można na nie liczyć. Ha ha ha!”
A: „A o czym mówisz?”
J: „Nie mówiłem Ci? Wysyłają mi zdjęcia, które zrobią czy donoszą mi na Tanję. Kiedyś zrobiły zdjęcia jak szarpie dzieciaki. Wtedy gadałem z nią i dlatego odpuściła.”
A: „Aaaa, to już wiem o czym mówisz, widziałam te zdjęcia. Każdemu czasem mogą puścić nerwy. Gorzej, że wypatrzyły to fanki.”
J: „Bronisz Tanji?”
A: „Nie, ale znamy też Leona, przecież wiemy, że nie zawsze jest grzeczny. Różnie to może być. No, ale nie chciałabym być na jej miejscu. Musiało być jej głupio, przecież nie zawsze się tak zachowuje, nie?”
J: „No tu masz rację, aż się popłakała jak jej zwróciłem uwagę. To już wyjaśnione.”
A: „No tak powinno być jak jest jakiś problem, przecież to Wasze dzieci i mimo wszystko nie powinny być mieszane do spraw dorosłych.”
J: „No właśnie coś w tym stylu jej powiedziałem ostatnio, dlatego też zgodziła się, aby to dzieciaki wybrały miejsce zamieszkania. Leon od początku chciał być ze mną, więc dlatego dała już sobie spokój. Potem się dogadamy co dalej i jak. Lilly zostaje u niej, ale w tym chyba nie ma nic dziwnego.”
A: „A Luke?”
J: „No właśnie, ciężki temat, bo oczywiście on wie, że jak tylko będzie chciał może zadecydować. Na razie powiedział, że będzie z mamą, chyba jest zagubiony.”
A: „Ja się mu nie dziwię, ale jak tylko będzie chciał, to wiadomo, że u nas też jest miejsce.”
J: „Co ja bym bez Ciebie zrobił?”
A: „A ja bez Ciebie?” – podeszłam do niego i przytuliłam się.
J: „Chodź...” –złapał mnie za rękę i prowadził.
A: „Gdzie?”
J: „Do łazienki.” – nic więcej nie powiedział, tylko przyciągnął do siebie i pocałował tak, aż tchu zabrakło. Całując się dalej rozbieraliśmy się wzajemnie. Było miło, przyjemnie i niesamowicie dobrze.

Rano dostałam kawę do łóżka, znowu nie mogłam jeść, denerwowałam się. Niby wiedziałam, że to niepotrzebne, ale chciałam, żeby wszystko się ułożyło. Jak dotąd nie mogliśmy znaleźć odpowiedniego domu, to chciałam chociaż już pracę mieć. Jak poprzedniego dnia Joey pojechał ze mną i czekał w samochodzie. Był to Wydział Promocji Handlu i Inwestycji RP, więc znowu rozmowa była po polsku. Po chyba pół godzinie wyszłam i tym razem pojechaliśmy na śniadanie do domu. Około 12 zadzwonił do Josepha telefon i pojechał na jakieś spotkanie biznesowe. Znowu w intrenecie przeglądałam strony z domami, a potem jak już niczego nowego nie znalazłam patrzyłam na meble, kafelki, panele, firanki, zasłony i inne. Przynajmniej tu mogłam sobie coś zobaczyć, wymyślać. Joey wrócił dopiero około 18, więc zjedliśmy obiad czy raczej już kolację. Zadzwonił Jimmy i zapytał czy Joey będzie w weekend w studio. Popatrzyłam na kalendarz i zapytałam Josepha czy wie, co dziś za dzień, odpowiedział „czwartek”, no tak, ale to 17 marca. Joey tylko krzyknął „Paddy” i chwycił za telefon. Złożył Patrickowi życzenia. Nie mogliśmy złożyć mu osobiście, bo właśnie był w Paryżu. Za tydzień miał tam mieć swój pierwszy solowy koncert. Życzyliśmy mu powodzenia. W piątek z rana pojechaliśmy do Kall, Joey cały dzień siedział w studio, a ja z Kirą i dzieciakami. Pomagałam jej, pytała mnie też o Olę i Paddyego, powiedziałam, że jest dobrze. Ucieszyła się i powiedziała, że Angelo był bardzo w to zaangażowany i robił wszystko co mógł, by pomóc bratu. Chyba zrobiłam zdziwioną minę, więc dodała, że Ola powiedziała Angelo, co się stało i że stąd wiedzą. Uśmiechnęłam się i pomyślałam, że dlatego trochę łatwiej mi się ją przekonało, bo Angelo też pomagał. Rozmawiałyśmy też o ich planach. Chcieli wrócić do „off road busa” i ruszyć w drogę. Joseph był już duży, a im brakowało podróży. Właśnie opowiadałam Kirze o tych dwóch spotkaniach o pracę i o szukaniu domu, kiedy do kuchni przyszedł Jimmy. Nic nie powiedział, nalał sobie wody. Widać, że przysłuchiwał się, o czym mówię i mi się przyglądał. Wiedziałam, że za mną nie przepada, tylko nadal nie wiedziałam, o co mu chodzi. Zostaliśmy na noc, bo Angelo stwierdził, że po co się tak kręcić w tę i z powrotem. Całą sobotę znowu spędziłam z Kirą i dziećmi. Byliśmy na spacerze i spotkałyśmy nasze ‘znajome’ fanki, ale nie robiły zdjęć tylko patrzyły. Opowiedziałam oczywiście jej o naszym środowym spotkaniu i co potem napisały na forum. Cieszyłam się, że mam tak dobry kontakt z Kirą. W sobotę wieczorem wróciliśmy do Kolonii, bo w niedzielę o 15 wylatywałam, ale za półtora tygodnia znowu miałam przylecieć. Już nawet nie zabierałam swoich rzeczy z mieszkania Joeya.