niedziela, 31 stycznia 2016

227. Ania, Ola – grudzień 2011



Ania
Całe szczęście przyszła Ola. Od razu zorientowała się w sytuacji. Za nią przyszła Barby, byłam zdziwiona, że jest, nie poznałam jej jeszcze, choć Joey opowiadał mi o niej i jej o mnie. Patrzyłam na nią i uśmiechnęłam się do niej, a ona tak delikatnie odpowiedziała mi uśmiechem.

O: „Chodź Leon, skoro Ann jechała do Ciebie ponad 900km, to raczej nie będzie jechać z powrotem. Ciocia Patricia już prawie podaje do stołu, a Ann musi się chyba odświeżyć.”

Uśmiechnęłam się z wdzięcznością do niej, a Ola podeszła i tak po prostu ściągnęła Leona ze mnie i postawiła go na ziemi. Przytuliłyśmy się na powitanie i powiedziałam jej tylko „dziękuję”.

Le: „Ale ciociu ja muszę jej pilnować.”
B: „Leon, chodź. Nim Ann wróci opowiesz mi jeszcze o niej.”- popatrzyła na mnie i dodała- „Leon mi już o Tobie opowiadał, Lilly i Luke również, a jak Joey przychodził do mnie, to też czasem coś opowiada.”
A: „Mi o Tobie również. Miło mi Ciebie w końcu poznać.”

Podeszła do mnie i się tak po prostu przytuliła i pocałowała w policzek. Pachniała pierniczkami, więc chyba pomagała w kuchni.
B: „Do Oli też się już przytuliłam.”

Spojrzałam na Olę, a ona na mnie. Domyśliłam się, że chodzi o coś z Barby, bo Ola miała wesołą minę. Poprosiłam Joeya, żeby zabrał prezenty pod choinkę, a sama poszłam do łazienki. Spotkałam Patricię, z którą się przywitałam i zaproponowała, żebym poszła do łazienki na górze, bo tam nikt nie będzie przeszkadzał. Poszłam na górę i z radością wzięłam prysznic. Jak otworzyłam drzwi od kabiny, zobaczyłam, że Joey jest w łazience i podał mi ręcznik.

A: „Co Ty tu robisz?”
J: „Jak widać czekam. Przepraszam.”
A: „Wyjdź z łazienki, natychmiast! Nie chcę z Tobą rozmawiać.”
J: „Ale Ann, ja ... ja chciałem Cię przeprosić.”
A: „Nie będziemy teraz rozmawiać o tym, co się stało. Potem porozmawiamy, w domu, teraz nie mam na to ani siły ani ochoty.”
J: „Jak sobie życzysz, ale chciałem chociaż powiedzieć, że przepraszam, nie powinienem tak mówić, bo to było nie fair. Dobrze, że jesteś. Bardzo tęskniliśmy za Tobą.”
A: „Nadal jest mi smutno za Twoje słowa i nie interesuje mnie czy za mną tęskniłeś. Nie interesowałeś się moją tęsknotą przez kilka miesięcy, chociaż chciałam z Tobą o tym rozmawiać.”
J: „Wiem i jest mi bardzo przykro. Ale kochanie błagam Cię daj mi wszystko wytłumaczyć. Proszę.”
A: „Joey nie teraz, teraz jest Wigilia i wszyscy tam czekają. To nie czas i miejsce na takie rozmowy.”
J: „Ok. Dobrze, że tu jesteś.”
A: „Jestem tu, ale dla Leona, nie dla Ciebie.”
J: „Wiem.”
A: „Możesz mnie teraz zostawić samą, chcę się ubrać i umalować.”

Nawet nie odpowiedział, tylko wyszedł. Widziałam, że mu przykro, że rozumie. Szybko się przebrałam, umalowałam i zeszłam na dół. Weszłam do salonu i przywitałam się ze wszystkimi. Leon już był obok mnie i powiedział, że będzie siedział koło mnie przy Wigilii. Przytuliłam go do siebie i pocałowałam w głowę. Zdążyłam w środek życzeń. Leon nawet na krok mnie nie odstępował. Było bardzo miło, czułam, że bardzo jestem zmęczona, ale jakoś dawałam radę. Przy stole panowała ogólnie bardzo rozluźniona atmosfera, wszyscy byli odprężeni, radośni.

Ola
Na szczęście Ania weszła, gdy mieliśmy już siadać do stołu, więc daliśmy jej jeszcze 15 minut na ogarnięcie się, a sami zaczęliśmy składać życzenia, bo wiedzieliśmy, że z tym też się zejdzie. W końcu usiedliśmy do stołu, a Denis z Patricią zmówili modlitwę. Po niej wszyscy rzucili się na jedzenie. Patrzyłam na ten gwar, pierwszy raz uczestnicząc w takiej wielkiej Wigilii. Dzieci się przekrzykiwały, dorośli w sumie też, każdy rozmawiał z sąsiadem obok lub naprzeciw. Widziałam, że Barby spogląda na mnie co jakiś czas, w końcu sama zaczęła ze mną rozmowę, a gdy szła do kuchni po coś poprosiła akurat mnie bym jej pomogła. W kuchni tak po prostu podeszła, przytuliła mnie i powiedziała, że mnie lubi, bo widzi jak jej brat na mnie patrzy i że jej zdaniem, to jest to i że na pewno będzie ślub. Więc odpowiedziałam, że będzie, będzie i że mogę powiedzieć jej jako pierwszej, bo chcieliśmy dopiero w trakcie kolacji. Oczy jej się rozjaśniły i zachichotała, więc szeptem powiedziałam o naszych planach. Jeszcze mocniej mnie uścisnęła, a gdy wróciłyśmy rozchichotane z kuchni niektórzy patrzyli na nas podejrzliwie. Usiadłam obok Patricka i cmoknęłam go w policzek, na co Barby puściła mi oczko, a Paddy uniósł brwi pytająco do siostry, na co ona uniosła kciuk do góry. Po godzinie poczułam jak ktoś kopie mnie pod stołem. Rozejrzałam się, a to była Barby. Więc ja pociągnęłam Patricka za łokieć. Zrozumiał, co miałam na myśli. Zastukał nożem w szklankę. Towarzystwo ucichło. Wstaliśmy.
P: „Chciałem coś powiedzieć. A właściwie razem z narzeczoną mamy coś do zakomunikowania.” – powiedział to tak tajemniczo, że wszystkie dziewczyny zwróciły się w moją stronę patrząc na mój brzuch. Roześmiałam się.
O: „To nie to, o czym myślicie dziewczyny.” – speszyły się lekko i ponownie spojrzały na brata.
P: „W przyszłym roku bierzemy ślub.” – gwar, pisk i śmiech przeszedł wśród rodziny. – „Odbędzie się 30 czerwca w Polsce.”
Wszyscy zaczęli przekrzykiwać się w gratulacjach i myśleli gorączkowo czy nie mają na ten termin jakichś koncertów. Widziałam, że John z żoną o czymś zaciekle rozmawiają. Każdy mówił w jednym czasie.
K: „Cudownie!”
Mt: „Wooooow! Ola! Ale fajnie!”
J: „A ja nic nie wiem!”
B: „A ja wiedziałam pierwsza!”
Pt: „Dobrze, że to koniec czerwca.”
P: „John, co jest?”
Me: „Ale cudowna wiadomość.”
MI: „Paddy, w porządku. Mieliśmy jechać na festiwal, ale w takim wypadku nie pojedziemy.”
Mt: „No chyba raczej!”
Jh: „No nie ma innej opcji!”
P: „Całe szczęście, bo już się zmartwiłem.”
Mt: „Łeeee, to ja Ci nie pomogę w przygotowaniach i zakupach skoro Ty mieszkasz w Polsce.”
Kt: „Znając Ciebie Maite, to będziesz często latać do Polski.” – zaśmiała się Kathy.
O: „No to będziemy z Maite latać razem.” – w tym momencie Ania i Kira spojrzały na mnie zdumione.
K: „Ola? Naprawdę?”
O: „No tak! Podjęłam w końcu decyzję.”
JV: „Jaką decyzję? Zamieszanie takie, że nic nie rozumiem.”
P: „Ola przeprowadzi się do Kolonii i tutaj będziemy mieszkać.”
K: „Słusznie, bardzo słusznie.”
A: „Ola, Ty nawet nie wiesz, jak ja na to czekałam!” – powiedziała Ania po polsku, ale nikt nie miał jej tego za złe. Spojrzałam tylko na nią mrugając porozumiewawczo, ale nie byłabym sobą, gdybym jej do tego nie przytuliła szepcząc, że będzie dobrze.
P: „I to jest najlepszy prezent, jaki dostałem pod choinkę.” – powiedział Paddy, przyciągnął mnie do siebie i dał CMOKa w usta. Zmieszałam się, Joey oczywiście gwizdnął i coś tam po swojemu powiedział, ale tylko się postukaliśmy w czoło, a ja uświadomiłam sobie, że nawet mu nie dałam prezentu na urodziny. Zupełnie zapomniałam, że mam go w walizce u Patricka w mieszkaniu.

piątek, 29 stycznia 2016

226. Ania, Ola – grudzień 2011



Ania
Około 13:50 i zatrzymałam się na stacji benzynowej, gdzie zatankowałam i kupiłam coś do jedzenia i kawę. Wysłałam Oli smsa „już Zwickau, właśnie mam przerwę. 4h trasę zrobiłam w 2,30h. Chyba będą mandaty.” Ola odpisała do mnie „spokojnie, nie szalej. Wigilia o 18, właśnie udało mi się cichaczem ją trochę odwlec.” Już nie odpisałam tylko wsiadłam do auta i ruszyłam w trasę. Po 2h znowu zrobiłam przerwę, była godz. 16, napisałam do Oli. „Ola nie wiem, gdzie jestem, ale do Kolonii 250km, piję kawę, bo chyba już nie mogę. Ale muszę dać radę, mam jeszcze 2 godziny, ale nawet nawigacja w to nie wierzy, że będę.” Dostałam szybko odpowiedź od Oli, chyba cały czas sprawdzała telefon. „Oszalałaś jak nic! Ile Ty masz na liczniku? Coś za szybko się przesuwasz na mapie do przodu. Powiedziałam Maite i Patricii, że będziesz. Ale nie powiedziałam Patrickowi. Choć on pewnie by nic Joe nie powiedział.” Odpisałam „Ale ja nie jadę tam dla Joe tylko dla Leona. Dobra. Kawa wypita wracam za kierownicę, do zobaczenia na miejscu.”

Było już szaro, buro, smutno. Trochę się bałam jak zareaguję na Josepha, co mu powiem i co on zrobi. W końcu minęło już sześć dni od tego jak zniknęłam. Pomyślałam, że Ola ma rację, jak mogłam tak wyjść i nie zadzwonić do Leona. No głupia jestem jednak. Jak mogłam coś takiego zrobić dziecku. Zadzwonił telefon, machinalnie odebrałam. To był Luke.

Lu: „Cześć, to ja.”
A: „Cześć Luke. Coś się stało?”
Lu: „Nie, nic się nie stało, właśnie szykujemy się do Wigilii, chciałem Ci złożyć życzenia świąteczne, szkoda, że Cię tu z nami nie ma.”
A: „Luke, dziękuje, to miło, że tak mówisz. Powiem Ci coś w sekrecie, ciocia Ola wie, właśnie jadę do Kolonii, zostało mi jakieś 100km, więc za jakąś godzinę powinnam być, może szybciej.”
Lu: „Naprawdę? Leon bardzo się ucieszy. Ale niespodzianka, nic nikomu nie powiem.”
A: „I super. Do zobaczenia.”

Aż się zaczęłam do siebie uśmiechać, przycisnęłam pedał gazu, a co tam mandaty. Miałam już dość widoku drogi przed sobą, bolały mnie ręce, nogi, oczy, ale wiedziałam, że muszę dać radę, że chłopcy tam czekają. Już miałam dość słuchania płyt Josepha, bo miał tylko trzy, więc na okrągło ich słuchałam, żeby wytrzymać. Chyba nigdy wcześniej nie jechałam tak, jak dziś. Wiedziałam, że czasem przesadzam z prędkością, ale starałam się nadrobić drogę, pokonać czas.

Ola
A nie był to koniec niespodzianek, bo gdy rozmawialiśmy z Patrickiem w korytarzu i na koniec on mnie przytulił, w drzwiach stanęła nagle Barby. Paddy stał tyłem, a ja zmartwiałam, wtajemniczona bowiem w jej historię bałam się jak zareaguje na moją obecność. Stuknęłam Patricka w bok, żeby się odwrócił. Wszyscy patrzyliśmy się na siebie ze zdumieniem, aż pierwszy ocknął się mój narzeczony. Uśmiech rozświetlił mu twarz, podszedł do siostry bez słowa i mocno ją przytulił.
B: „Niespodzianka!”
P: „Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że jesteś tu z nami, jak to się stało?”
B: „Wiedziałam o tym od tygodnia, że wychodzę, uprosiłam prowadzącego, żeby nikomu z Was nie mówił poza Kathy, ona wiedziała, jest już?”
P: „Nie, jeszcze nie ma.” – Paddy dopiero teraz puścił siostrę.
B: „Ale widzę, że jest ktoś kogo nie znam.” – spojrzała na mnie, a ja uśmiechnęłam się, zrobiłam krok w jej stronę i wyciągając rękę przedstawiłam się. Barby uścisnęła moją dłoń również się przedstawiając. Chwilę patrzyła na mnie, a ja nie mogłam odczytać, co sobie myśli.
B: „To ona?” – spytała Patricka, ale wcale nie szeptem.
P: „Tak.” – uśmiechnął się do mnie.
B: „Ładna.”
P: „Wiem. I fajna. Myślę, że ją polubisz.” – rozmawiali o mnie, jakby mnie tam wcale nie było. A ja stałam jak sparaliżowana. Barby nagle chwyciła Patricka za ramiona i przestawiła go, żeby był obok mnie. Przyglądała się nam obojgu.
B: „Ładnie, naprawdę ładnie.” – uśmiechnęła się delikatnie, przeszła obok i po chwili słychać było piski i krzyki jej razem z Maite i Patricią.
P: „Poszło całkiem nieźle. Ale nas zaskoczyła.”
O: „Boże, Paddy, nie wiedziałam, jak się zachować.”
P: „Wierz mi, że ja też.” – cmoknął mnie w czoło – „Ale bardzo dobrze sobie poradziłaś. A Barby… Widać, że jest dobrze. Zachowała się normalnie.”
Polepszył nam się nastrój, z Anią byłam w kontakcie smsowym. Leon dwa razy podszedł pytając czy będzie Ann, ale cały czas odpowiadałam, że nie wiem czy zdąży i żeby nikomu nie mówił, bo to nasza tajemnica. Na nasze szczęście Angelo zadzwonił, że spóźnią się z pół godziny, bo trudne warunki na drodze, więc Ania miała więcej czasu, o czym oczywiście ją poinformowałam.

Ania
O godzinie 18:17 zaparkowałam pod domem Patricii, chwilę siedziałam bez ruchu w samochodzie, bolały mnie plecy, ale jak popatrzyłam na dom , taki oświetlony, jasny, ciepły, to zrobiło mi się lepiej. Pomyślałam, że muszę tam iść, bo Ola, Leon i Luke czekają, no i widziałam, że spóźniony Angelo też już przyjechał. Z bagażnika wyciągnęłam torbę z prezentami oraz moją z ubraniami. Szłam właśnie do drzwi, ale chłopcy wypatrzyli albo mnie albo Mazdę i Leon bez kurtki wybiegł do mnie, tak szybko biegł, że od razu rzucił się w moje ramiona, okryłam go swoją kurtką, bo była odpięta. I szybko poszłam do domu, by nie zmarzł. On nawet nic nie mówił, tylko się przyczepił rękoma i nogami do mnie. Luke się uśmiechnął jak doszłam do drzwi i zabrał ode mnie torby. Pogłaskałam go po głowie. Weszłam do domu, ale nie mogłam się nawet rozebrać, bo Leon nadal był przyczepiony. Próbowałam go postawić na podłodze, ale on nie chciał.

A: „Skarbie jak będziesz tak nadal do mnie przyczepiony, to ja nawet nie ściągnę kurtki.”

A on tylko kręcił głową na nie. W tym momencie do przedpokoju przyszedł Joey zwabiony głosami i w poszukiwaniu swoich synów. Jak mnie zobaczył, to aż zamarł w bezruchu.

A: „Leon, tata Cię teraz weźmie na ręce, a ja się rozbiorę i pójdę na chwilę do łazienki. Dobrze?”
Le: „Nie!”
A: „No to chyba będziemy tak stali przez cały wieczór, bo ja nie mam jak się rozebrać. Choć na chwilę mnie puść, ok? Nigdzie nie zniknę, obiecałam Ci i jechałam specjalnie dla Ciebie.”
Le: „Ale ja nie chcę Cię puścić. Chcę się przytulić.”
A: „Skarbie, ja też chcę Cię przytulić, ale jechałam tu tak długo, że muszę iść do łazienki, a potem będę już tylko dla Ciebie, ok?”
Le: „Nie!”
J: „Leon, chodź do mnie, będziemy tu stali, więc będziesz miał Ann na oku, ok?”
Le: „Nie!”

Popatrzyłam na Josepha, mieliśmy problem, bo Leon był uparty.

środa, 27 stycznia 2016

225. Ola – grudzień 2011



Rozłączyłam się i stałam z telefonem w ręku, póki Leon nie pociągnął mnie za sweter.
Le: „No, ciociu? Przyjedzie Ann?” – wiedziałam, że nie mogę mu obiecać na sto procent.
O: „Rozmawiałam z Ann i prosiłam, żeby przyjechała. Powiedziała, że zrobi co w jej mocy, niedługo ruszy w drogę, ale jest daleko i nie wiem czy zdąży dzisiaj.”
Le: „Ciociu, ale ja chcę dzisiaj!”
O: „Wiem Leoś, ja też chcę, ale chyba nie chcesz, żeby Ann stało się coś złego. Ona jest naprawdę daleko i długa droga przed nią.”
Już chciał coś odpowiedzieć, ale go zagadałam i pobiegł do chłopaków. A ja nadal stałam z tym telefonem i wzbierała we mnie taka złość, jakiej dawno u mnie nie było. Niech no go tylko znajdę, to suchej nitki na nim nie zostawię. Nie musiałam długo czekać, Joey z Paddym wychodzili właśnie z salonu i stanęli przerywając rozmowę. Pozycję miałam iście bojową. Gniew malował mi się na twarzy, chwyciłam się pod boki. Zdążyłam jeszcze zauważyć, że Joey jest nieogolony i że ma smutek w oczach. No dziwne, żeby nie miał. Z letargu wyrwał mnie głos Patricka.
P: „Ola, co się…” – zamachałam telefonem w powietrzu i lekko podniesionym głosem powiedziałam:
O: „Właśnie rozmawiałam z Anią!” – Joey spuścił wzrok, Paddy patrzył raz na mnie raz na niego. Podniosłam głos bardziej.
O: „Czy Ty do reszty oszalałeś Joey?! Co Ci strzeliło do głowy powiedzieć coś takiego?!”
Z salonu wyjrzał Denis.
D: „Co tu się dzieje? Czemu tak krzyczycie?”
O: „Przepraszam, mamy do pogadania.”
D: „To idźcie do gabinetu.”
O: „Idziemy!” – zakomenderowałam, ale odwróciłam się do Patricka mówiąc – „Ty też! Nie będę się dwa razy powtarzać.”
Zamknęłam drzwi gabinetu, Joey usiadł na fotelu opierając łokcie na kolanach, a na dłoniach głowę, Paddy stanął z boku, a ja zaczęłam chodzić w kółko.
O: „No! Proszę! Pochwal się bratu!”
J: „Ola czy nie mogłabyś…”
O: „Co nie mogłabym? Pochwal się bratu, czemu nie ma Ann, czemu nie ma jej w domu prawie od tygodnia i czemu nie chce z Tobą rozmawiać.” – Paddy wybałuszył oczy.
P: „Co się, do cholery stało?”
J: „Powiedziałem Ann coś bardzo przykrego, chwyciła kluczyki i odjechała.
P: „Co???”
O: „Może bądź na tyle odważny, żeby się przyznać, co jej powiedziałeś. Bo ja już wiem.”
Joey wolno, bo wolno, ale opowiedział swoją wersję zdarzeń.
P: „Co jej powiedziałeś? Stary, Tobie kompletnie odbiło?”
J: „Wiem Paddy, przegiąłem.”
O: „Patrz Paddy, przegiął. No cholera raczej, że przegiąłeś! Czy Ty się w ogóle zastanowiłeś kto przez ostatnie miesiące zajmował się Twoim synem?” – Joey milczał – „Kto go woził i odbierał ze szkoły, kto dawał mu jeść, kto woził na zajęcia dodatkowe, kto kładł go spać i czytał na dobranoc? Nie dziwię się Ann, że wyjechała i nie chce z Tobą gadać! To było podłe!”
P: „No to się popisałeś bracie. A przecież rozmawialiśmy i miałeś z nią porozmawiać spokojnie.”
O: „No i porozmawiał.”
J: „Nawaliłem po całości, ale jeszcze to, że nic nie powiedziała mi o Tanji spowodowało…”
O: „Co?”
P: „Ja mu powiedziałem.” – Paddy przyznał się i spojrzał na mnie ze strachem. Chyba takiej jeszcze mnie nie widział.
O: „Pięknie! Chyba lepiej, jakby sama mu powiedziała, nie uważasz?”
P: „Ale uznałem, że…” – Paddy chciał się tłumaczyć, a Joey chyba starał się zmienić temat.
J: „Jak ona się ma?”
O: „A jak się ma mieć Joey? Jest jej cholernie przykro i te słowa cały czas bolą.”
J: „Czy mogę do niej zadzwonić?”
O: „Nie odbierze od Ciebie.”
J: „A od Ciebie?”
O: „Nawet mowy nie ma. Porozmawiała tylko z Leonem, bo to, że Ty jesteś okrutny nie znaczy, że dziecko ma przez to cierpieć.”
J: „Ola, wystarczy, zrozumiałem. I to już sekundę po tym jak to powiedziałem. Ale to i tak o sekundę za późno.”
O: „Joey, ale skąd Ci to w ogóle wpadło do głowy?”
J: „Nie wiem Ola, nie mam pojęcia, po prostu w kłótni człowiek mówi różne rzeczy. Chciałbym naprawić to, co zepsułem, oby tylko dała mi szansę. Wiesz, gdzie ona jest?”
O: „Wiem, ale do Wrocławia nie masz po co teraz jechać.”
J: „Ale Ola…”
O: „Nie ma ‘ale Ola’. Jest Wigilia i nie dość, że jej nie ma, to jeszcze by brakowało, żeby Ciebie nie było. Leon by chyba tego nie zniósł.”
P: „Ola ma rację, pojedziesz do niej po Świętach. Ale żeś nawarzył piwa.”
J: „Wypiję je. Zły jestem na samego siebie, że Cię Paddy wtedy nie posłuchałem. Przepraszam Was.”
O: „Nas? Ty Ann lepiej przepraszaj, bo mnie nie masz o co.”
J: „Przepraszam, że wciągnąłem Was w swoje sprawy.”
P: „Za to nie musisz tym bardziej, przecież jesteście nam bliscy.”
O: „Właśnie! Myślisz, że nie zależy nam na Waszym szczęściu?”
J: „Wiem, wiem… Strasznie narozrabiałem. Fuck!” – chwilę wszyscy milczeliśmy, Paddy ostrożnie podszedł do mnie i objął od tyłu. Oparłam głowę na jego klatce, ale oboje patrzyliśmy w stronę Josepha. Ten odetchnął głęboko, wstał, podszedł bez słowa do mnie i mocno uścisnął. Na to nie byłam przygotowana, zdziwiłam się. Puścił mnie i uścisnął Patricka.
J: „Paddy, Ty lepiej nie podpadaj Oli, bo nie chciałbyś być w mojej skórze.”
O: „Joey, nie gniewaj się na mnie, ale tak się wkurzyłam, że nie zamierzałam się opanowywać.”
J: „Wiem, wiem, rozumiem. W sumie dobrze, że ktoś mnie walnął obuchem w łeb. Tylko szkoda, że tak późno.”
O: „No wcześniej Paddy miał Cię walnąć, ale widzę, że nie wyszło.”
J: „No niby wyszło, ale potem emocje wzięły górę. Ech… nieważne, idę już. Dzięki Wam za wszystko.” – wyszedł zamykając jeszcze za sobą drzwi.
P: „Joey?”
J: „No?”
P: „Idź się ogolić!”
Joey uśmiechnął się pod wąsem i wyszedł. Przytuliłam się do Patricka.
P: „Faktycznie, nie chciałbym być w jego skórze. Sam się Ciebie bałem. Na mnie tak nie krzyczałaś w lutym.”
O: „Oj, daj spokój. Tutaj nie byłam w środku sprawy tylko stałam z boku, tamta bezpośrednio mnie dotyczyła. Nie mówmy już o tym i nie psujmy sobie humoru i wieczoru.” – patrzyliśmy chwilę na siebie i pocałowaliśmy się namiętnie. Wtedy otworzyły się drzwi i Patricia zajrzała do środka.
Pt: „Ola? Ooops, przepraszam.”
O: „Nie szkodzi. Wchodź, musimy pogadać, jest tam Maite?” – Patricia zawołała siostrę, a ja delikatnie wypchnęłam Patricka na zewnątrz. Gdy już zostałyśmy we trzy zaczęłam.
O: „Dziewczyny, mam do Was sprawę, ale bardzo proszę o dyskrecję.” – obie pokiwały potakująco głowami – „Patricia, czy uda Ci się przesunąć Wigilię o… no… powiedzmy godzinę.” – w między czasie liczyłam, ile powinno zająć Ani dotarcie do Kolonii.
Pt: „Myślę, że tak. Ale co się stało?”
O: „Otóż w wielkim skrócie: Joey narozrabiał, Ania wyjechała do Wrocławia, Leon za nią płacze, ale namówiłam ją, żeby przyjechała właśnie dla niego.”
Mt: „Jezus Maria! Jedzie? Z Wrocławia? Tutaj?”
O: „No jedzie. Jak Patricii uda się przesunąć Wigilię o godzinę, to Ania się po prostu trochę spóźni.”
Pt: „Dobra, nie pytam, o co chodzi, ale z Josephem sobie porozmawiam.”
O: „Patricia, ale to może kiedy indziej, ok? Nie chcę, żeby ktokolwiek o tym wiedział, nawet Paddy. Jak Ani uda się dojechać, to będzie super.”
Mt: „No dobra, ale napisz jej, żeby uważała na drodze.”
O: „Ona to wie.”
Podziękowałam dziewczynom i zabrałyśmy się ostro do roboty. Nie mogłam się na niczym skoncentrować, tak mi było żal Ani. Joey mnie unikał, ale Denis i Paddy coś do mnie mówili, a ja nie wiedziałam co. Dziewczyny rozumiały i same miały nosy na kwintę.