czwartek, 11 lutego 2016

233. Ania, Ola – grudzień 2011

Ania
30 grudnia polecieliśmy do Warszawy na Sylwestra. Z lotniska odebrała nas Ola. Widziałam delikatne napięcie między nią a Josephem. Czyżby naprawdę zgotowała mu niezłą burę? W domu Paddy powiedział, że dziś on gotuje, więc Joey poszedł mu asystować, a ja z Olą poszłyśmy pogadać do sypialni. Tam Ola zasunęła drzwi łączące pokoje i siadłyśmy sobie na łóżku.
O: „Wyjaśniliście sobie wszystko?”
A: „Tak, jest ok. Obydwoje nabałaganiliśmy, więc teraz sprzątamy. Wiem, że zachowaliśmy się bardzo nieodpowiedzialnie i jak idioci. Co tu więcej mówić. Powiedziałam mu wszystko, co mnie boli, on mi. Podjęliśmy, w sumie on podjął decyzję, że będzie więcej w domu, a ten kredyt, co go wziął będzie spłacał powoli, do marca.”
O: „To dobrze, bałam się o Was, bo już naprawdę ciężko było i nie fajnie to wyglądało, ale Paddy mówił, że jak dzwonił, to się śmiałaś.”
A: „O tym zaraz, ale powiem Ci, że moje poczucie bezpieczeństwa jeszcze jakiś czas się nie odbuduje. Teraz jest ok, ale boję się.”
O: „Ania, znam to. Teraz Ty posłuchaj mnie. Minie jakiś czas i będzie dobrze. Teraz Joey musi się trochę bardziej starać.”
A: „Wiem. Ale teraz rozumiem, co czułaś.”
O: „Dasz radę, oboje dacie. Co z tym śmiechem?”
A: „No proszę jaka ciekawa, ale powiem Ci, bo to było śmieszne. Akurat jak Paddy dzwonił ja byłam w sypialni, a Joey poszedł po coś do jedzenia, śmiałam się, bo ten wariat chodził goły, więc jak usłyszałam, że idzie, a do tego sobie gwizdał idąc taki golusieńki, to nie wytrzymałam.”
O: „Ha ha ha ha ha! Cały Joey, no to się nie dziwię, że się śmiałaś, a Paddy się zastanawiał, o co chodzi. Pewnie się godziliście po Joey’owemu.”
A: „Ach, a bo to raz.”
O: „Ha ha! To Joey zadowolony.”
A: „Pewnie tak, jego teoria się sprawdziła, chociaż ja uważam, że więcej dobrego zrobiła nasza rozmowa. Samo łóżko niewiele by zdziałało.”
O: „Też tak uważam, ale niech on sobie myśli jak chce. To cały czas się godziliście.”
A: „Ha ha ha! Nie, omawialiśmy urządzanie siłowni na strychu. Na razie mamy tylko plany, ale zrobimy to po Nowym Roku.”
O: „Siłownia, ale super, a jakie będą maszyny do ćwiczeń?”
A: „Nie wiem, bo to załatwia Joeya manager.”
O: „Ale super, zapisuję się. Dostanę karnet?”
A: „Pewnie, zapraszam.”
O: „Ok. To bardzo fajny pomysł.”
A: „Fajny, bo jak będzie chciał poćwiczyć, będzie nadal w domu.” – nagle Ola zaczęła się śmiać.
A: „No co?”
O: „Goły z tacą po domu. Hahaha! Gdyby oni wiedzieli, o czym my rozmawiamy…”
Popatrzyłam na nią i dostałyśmy takie śmiechowej głupawki, że aż Paddy z chochlą w ręku zajrzał sprawdzić czy wszystko w porządku.

Długo rozmawiałyśmy, bo opowiadałam jej, co się działo przez te miesiące i dlaczego jej nic nie powiedziałam. Była zmartwiona, że trzymałam to wszystko w sobie i tak późno jej o tym powiedziałam. Opowiedziała mi, że u nich jest ok i że się w końcu zdecydowała na przeprowadzkę do Kolonii. Cieszyłam się ich szczęściem, a swoje chciałam odbudować. Miałam nadzieję, że wszystko już będzie ok, że teraz już wszystko się poukłada. Potem we czworo zjedliśmy obiad i do wieczora graliśmy w gry planszowe, dobrze się bawiąc. W Sylwestra rano poszłyśmy z Olą do kosmetyczki i fryzjera, wspominałyśmy naszą ostatnią wspólną wyprawę do kosmetyczki, ale tym razem bawiłyśmy się lepiej. Wróciłyśmy chyba po czterech godzinach. Joey, aż gwizdnął jak nas zobaczył, a Paddy krzyknął, że wyglądamy świetnie. Około 20 mieliśmy jechać do Oli i jej męża, a do nich się jedzie około 40min, więc chcieliśmy na spokojnie dojechać tam do 21. Umówiliśmy się, że piją panowie i Ola, ja nie miałam ochoty, więc miałam potem prowadzić. Po przywitaniu się z gospodarzami podziękowałam za zaproszenie i dałam prezenty dla rodziców, to od Joeya i dla małego chłopczyka. Bawiliśmy się w jednym pokoju, bo w drugim spało dziecko. Było bardzo miło i sympatycznie. Dziewczyny, przyjaciółki Oli pytały o ich ślub i Ola wyjaśniła mi, że we wrześniu opowiedzieli z Paddym o zaręczynach i fankach. Mnie też pytały jak to jest, więc opowiedziałam o przygodach z fankami. Czas szybko leciał i wybiła północ, pocałowaliśmy się z Joeyem, a potem składaliśmy sobie życzenia ze wszystkimi. Zadzwoniliśmy do Tanji, ale tylko Luke nie spał, więc z nim rozmawialiśmy. Nareszcie było jak kiedyś, mój Joseph wrócił, taki jak na początku. Bałam się, że znowu będzie ciężko, ale wiedziałam, że on teraz wie, że teraz już nie będzie przeginał z pracą, że będzie bardziej myślał o nas. Około 3 z hakiem wyszliśmy od Oli i jej męża, większość gości już się rozchodziła. Ola miała ochotę zostać, ale widząc, że już jestem bardzo zmęczona, a to ja miałam ich odwieźć do domu, zlitowała się. Chłopaki śpiewali przez większość drogi, a Ola z Paddym wymieniali co chwilę buziaki, rozśmieszając mnie, bo Ola siedziała z przodu wskazując drogę, a oni z tyłu. Zaparkowałam na podwórku, poszłam do domu i prosto pod prysznic. Jak wyszłam, to już sofa była rozścielona, a oni siedzieli w kuchni śmiejąc się z czegoś. Powiedziałam tylko dobranoc i poszłam spać. Śniąc o czymś przyjemnym, bo jak rano powiedział mi Joey uśmiechałam się przez sen.

Ola
W Sylwestra bawiliśmy się super. Nie było dużo ludzi, ale nawet tańce były. Oli synek bez problemu spał w swoim pokoju, tylko szła go karmić, ale jakby wiedział, że dorośli chcą się pobawić i nic nie płakał. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, kto mógł, to pił. Paddy z Josephem i mężem Oli załapali wspólny temat czyli picie polskiej wódki, no i nasi chłopcy troszkę się wstawili. Wracając śpiewali nam całą drogę, ale tym razem zdarzało im się fałszować. Ania od razu poszła spać, my jeszcze siedzieliśmy chwilę w kuchni.
J: „Ale Ola!” – zaczął Joey – „Ja już będę grzeczny.”
O: „Dobrze, dobrze, bo teraz będę na miejscu i w razie czego szybciej dotrę na miejsce i walnę obuchem w głowę.”
J: „A masz coś mocniejszego?”
O: „Niż obuch?” – zdziwiłam się.
J: „Nie, do picia! Byśmy jeszcze trochę wypili, co nie Paddy?” – mój narzeczony ochoczo kiwał głową, ale tego byłoby za wiele.
O: „Oj chłopcy, chłopcy! Idźcie Wy już lepiej spać, bo rano będą głowy bolały.”
Ociągali się, ale przypomniałam Josephowi, że przed chwilą obiecał, że będzie grzeczny, więc chichocząc niemiłosiernie i ciągle się jeszcze przegadując poszli spać. Obaj zasnęli jak tylko przyłożyli głowy do poduszek. Spojrzałam na śpiącą Anię i Joey’a uśmiechając się do siebie, dołączyłam do Patricka całując go w kark i odgarniając mu kosmyki z czoła i zasnęłam. A obudzić się miałam dopiero w nowym 2012 roku.

wtorek, 9 lutego 2016

232. Ola – grudzień 2011



Wieczorem, gdy byliśmy już w moim domu leżeliśmy na łóżku i rozmawialiśmy, a mi przypomniało się, że mam cały czas prezent dla Patricka z okazji urodzin. Gdy dałam mu pakunek, to przyznał, że sam o tym zapomniał. A prezent był przecież ze mną w Kolonii. Uśmiechnął się, gdy zobaczył kalendarz na 2012 rok.
P: „Dziękuję Kochanie.”
O: „Proszę! Ale to nie jest zwykły kalendarz. Zaznaczyłam wszystkie daty, które znałam, ale poza tym jak przyjdzie Ci na myśl pisanie piosenki, to od razu będziesz pisał w danym dniu i będziesz wiedział, kiedy napisałeś.”
P: „Na Ciebie zawsze mogę liczyć.”
O: „Z wzajemnością.”
P: „A wiesz, że ostatnio napisałem jedną?”
O: „Ostatnio? Kiedy? Przecież były Święta, koncerty.”
P: „No właśnie wtedy. Tekst wywiązał się z naszej rozmowy, mówiłem o pięknym śnie, a Ty powiedziałaś, że to było naprawdę. Dokończyłem w hotelu jak odwiozłem Cię na lotnisko, a melodię ułożyłem po drugim koncercie w nocy, dlatego właśnie byłem taki niewyspany dzisiaj.”
O: „Wariat!”
P: „Trafił swój na swego!”
O: „Zaśpiewasz mi?” – spytałam znając jednak odpowiedź.
P: „Jeszcze nie teraz, muszę dopracować.”
O: „Wiedziałam. Rozmawiałam z Anią.”
P: „I jak?”
O: „Dobrze. Wszystko sobie wyjaśnili, gdy nie było chłopców.”
P: „Całe szczęście.”
O: „Czekaj, a oni gdzieś idą na Sylwestra?”
P: „Nie wiem. Ale dzieciaki Tanja zabiera na narty.”
O: „Założę się, że nic nie wymyślili, nie mieli do tego głowy.” – wzięłam komórkę i zaczęłam wybierać numer.
P: „Co robisz?”
O: „Dzwonię do Oli.”
Z przyjaciółką porozmawiałyśmy dosłownie chwilę. Skończyłam i od razu zadzwoniłam do Ani, przedstawiłam jej nasz pomysł, podziękowała, bo faktycznie nie mieli nic w planach, miała porozmawiać z Joe i dać znać.
P: „Idą z nami?”
O: „Haha! Skąd wiesz? No jest taka opcja, mają dać znać.”
P: „Byłoby bardzo fajnie.”
O: „Paddy?”
P: „Hmm…?”
O: „Chcę z Tobą posłuchać jednej piosenki.” – podeszłam do komputera włączając „Eternal Flame”, wróciłam do sypialni jednocześnie gasząc światło i zapalając lampkę. Paddy uśmiechnął się, wziął moją dłoń w swoją i pocałował. Zaczęłam się mocno do niego tulić, całować. Szeptałam, że bardzo się stęskniłam, że nie byliśmy ze sobą ponad miesiąc. Napawaliśmy się powoli wspólną chwilą. Gdy nasza piosenka się skończyła nawet nie wiedzieliśmy, co leciało dalej. Byliśmy tylko my. Miał na sobie ciepły golf, który blokował dostęp do szyi, więc odrzuciłam go szybko na podłogę. Poczuł to jako pozwolenie i to samo zrobił z moim ciepłym swetrem. Zaczęliśmy powoli, ale byliśmy stęsknieni za sobą, więc gdy zostaliśmy już w samej bieliźnie obojgu zaświeciły się oczy, pozbyliśmy się jej, aby jak najszybciej móc być razem. To było jak szalona jazda na karuzeli. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Zmęczeni opadliśmy na poduszki, przykryliśmy się i zasnęliśmy na jakieś trzy godziny, aby znowu się obudzić i zrobić to samo z jeszcze większym zapałem. Zasnęliśmy znowu, obudziliśmy się rano i oboje nie widzieliśmy przeciwwskazań, aby poranek zaczął się od tego czym zaczęła się dla nas noc. Paddy skwitował, że jak się przeprowadzę do Kolonii, to będziemy to mieli na co dzień. Uśmiałam się mówiąc, że jemu tylko jedno w głowie, na co powiedział, że nieprawda i że to Joey pewnie się teraz godzi z Ann. Przypomniałam sobie, że mieli dać znać. Na komórce było nieodebrane połączenie i sms. Nic nie słyszeliśmy. Okazało się, że idą z nami na Sylwestra. Będą w Warszawie 30 grudnia. Zapowiadały się fajne dni przed nami.

niedziela, 7 lutego 2016

231. Ania – grudzień 2011



Potem Joey zrobił nam śniadanie. Widziałam, że się stara. Przyniósł je, potem siedział na fotelu nic nie mówiąc tylko się patrząc. Kilka razy i ja się na niego popatrzyłam, a on się wtedy uśmiechał. Potem poszłam pod prysznic i położyłam się na łóżku, zasnęłam. Byłam dalej zmęczona, mimo że przespałam tyle godzin. Jak się obudziłam i otworzyłam oczy, to zobaczyłam Josepha, który leżał obok i przyglądał się. Uśmiechnął się od razu, zapytał czy jestem głodna, bo obiad gotowy. Widziałam, że bardzo się starał, żeby było jak kiedyś. Zeszłam na dół i zjedliśmy obiad prawie nic nie mówiąc. Po obiedzie poszliśmy do salonu, siadłam sobie na kanapie, a Joey na fotelu.

J: „Wyspałaś się?”
A: „Tak, dziękuję. Nic nie pamiętam z Wigilii, ostatnia rzecz, to jak siedziałam u Patricii na kanapie.”
J: „Chyba byłaś bardzo zmęczona, bo potem rozmawiałaś z nami chwilę, szłaś do samochodu, wysiadłaś z niego.”
A: „Nic nie pamiętam, ale droga do Kolonii mnie wykończyła.”
J: „Domyślam się, bardzo szybko jechałaś. Trzeba było troszkę spokojniej.”
A: „Leon płakał, musiałam. Dojechali już?”
J: „Tak, wszystko jest dobrze, chłopcy są grzeczni i zadowoleni.”
A: „To dobrze.”
J: „A my chyba musimy porozmawiać, co? Ostatnie miesiące były ciężkie.”
A: „Joey, ja po prostu nie chcę, abyś ukrywał coś przede mną, bo to gorzej. Jak  wiem, co jest grane, to jest łatwiej. Nie miała bym pretensji jakbym wiedziała, że wziąłeś kredyt, ale to powinieneś mi powiedzieć w maju czy czerwcu.”
J: „Masz rację, powinienem. Więcej tego błędu nie popełnię. Niestety czasu nie cofnę, ale chciałem Cię chronić.”
A: „Ale nie musisz. Zrozum, byłoby o wiele łatwiej jakbym wiedziała, a Ty nic byś na swojej męskości nie stracił.”
J: „Teraz to wiem, ale niestety ta spłata przedłuży się w czasie. Będzie Ci to przeszkadzało, że będę ciężko pracował do marca? Mógłbym pociągnąć to przez miesiąc, ale wiem, że to bez sensu, że lepiej jak będę wieczorami w domu, więc dlatego aż do marca. Uzgodniłem to z bankiem, a manager wie, żeby nie szaleć.”
A: „Joey, jeszcze raz. Dlaczego aż do marca?”
J: „Bo chcę być więcej w domu, teraz przesadziłem, więcej mnie nie było niż byłem.”
A: „Aha. Rozumiem. Po prostu wydłużasz spłatę, bo będziesz w domu, a nie się tak zamęczał, tak?”
J: „Tak, właśnie tak.”
A: „Ok, to dobry plan. Może i dłużej, ale nie tak intensywnie. Joey, to Cię naprawdę wykończyło, za dużo tego było, a tak nie można.”
J: „Wiem. Sam siebie nie rozumiem, nie wiem, co chciałem udowodnić. Nie wiem co bym zrobił jakbym Cię stracił, a sam do tego doprowadzałem.”
A: „Na szczęście się tak nie stało, ale jest dużo do naprawienia. Zobacz, że pojawiła się rysa i zostało to wykorzystane przeciwko nam, a Ty tego nie zauważyłeś. Powiedziałeś, że nie powiedziałam Ci, co słyszałam, ale czy byś mi uwierzył? Było tak źle, że mógłbyś to zbagatelizować.”
J: „Masz rację. Chyba bym nawet się nie zastanowił czy to możliwe, że ona to robi specjalnie. Byłem tak zmęczony, że nic nie zauważałem. Ale nic oprócz dzieci tam mnie nie ciągnęło, naprawdę.”
A: „To wiem, nie podejrzewałam Cię o to, chociaż ona sugerowała inaczej. Nie wiem dlaczego chciała Cię ukarać, ale to są sprawy między Wami. Musisz z nią to załatwić. Nie chcę, aby ona mieszała się do nas, tak samo jak ja nie mieszam się do tego, co Wy uzgadniacie.”
J: „Dobrze, pogadam z Tanją w przyszłym roku, bo 29go jadą na narty. Zabierają dzieci. Próbowałem z nią rozmawiać, ale nie wyszło dobrze.”
A: „Tu nie chodzi ani o nas, ani o nią, tylko o dzieci. One wszystko widzą i przeżywają. Głupio mi jest, że mały płakał i tęsknił za mną, strasznie się z tym czuję.”
J: „To prawda, bardzo za Tobą tęsknił, ja też. Pytał mnie chyba co pół godziny kiedy wrócisz. Ann, byłem zaskoczony jak super tu wszystko zorganizowałaś. Leon mi musiał pomagać, pokazywać, gdzie co jest i nawet mówić, co je w danym dniu. Wstyd, bo nawet nic nie wiem o własnym synu.”
A: „Ojej. Faktycznie, on ma swoje rytuały. Lubi mi pomagać, dlatego wie, co gdzie trzymam, kiedy robimy zakupy. To było bardzo głupie z mojej strony, że nie wróciłam.” – łzy mi stanęły w oczach jak pomyślałam o tym małym człowieku, który czekał, a mnie nie było.
J: „Spokojnie kochanie, Leon jest twardy, da radę. A ja chyba jednak bardziej zraniłem jego i Ciebie. Kilka miesięcy Was zaniedbywałem, nie wiem dlaczego taki byłem nieodpowiedzialny. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Już nie popełnię takich błędów, wiem, że zachowywałem się strasznie. Sam nie wiem, co mi odbiło. Przepraszam.”
A: „Przeprosiny przyjęte. To przyjmij moje przeprosiny. Nie popisałam się, ale w pewnym momencie miałam dość.”
J: „Wiem kochanie. Zostawiłem Ci wszystko na głowie, pół roku musiałaś sobie radzić sama, a to było nie fair. Nie powinienem tak postąpić.”
A: „Jest mi bardzo przykro, że powiedziałeś mi, że nie jestem Leona mamą, ale czy to znaczy, że nie mogę go kochać, dbać o niego. Parę miesięcy tak naprawdę miał tylko mnie, Ciebie nie było, a do Tanji co najwyżej jeździł na weekendy, wszelkie zwykłe sprawy jak szkoła, dodatkowe lekcje, odrabianie ich, basen, jedzenie, zabawa, to ja się tym zajmowałam, a nie żadne z Was. Nie robiłam tego, bo tak sobie wymyśliłam tylko dlatego, że był ze mną, pokochałam go i jest dla mnie ważny, on to wie.”
J: „Tym bardziej mi głupio, że śmiałem wypowiedzieć takie słowa. Wiem, ile Ty dla niego znaczysz, zobaczyłem to jak byłem z nim sam na sam, było tylko Ann to, Ann tamto. Słyszałem, o co Cię dziś zapytał na górze i słyszałem Twoją odpowiedź i masz rację, liczy się miłość.”
A: „Obydwoje przesadziliśmy, bo przecież powinniśmy pogadać, a nie ciągle się kłócić. Do niczego dobrego to nie doprowadziło.”
J: „No to fakt, ale w pewnym momencie chyba już nie potrafiliśmy normalnie porozmawiać.”
A: „Faktycznie, ale chcę, żebyś wiedział, że nie spodziewałam się tego po Tobie, że będziesz taki bezwzględny dla mnie. Czekałam, pytałam, prosiłam, a Ty zapomniałeś o tym, że powinniśmy być partnerami w związku, a nie żyć osobno.”
J: „Ann… przepraszam, nie pomyślałem, że tak to odbierzesz. Nie takie były moje zamiary.”
A: „No nie pomyślałeś. Takie słowa i zachowanie w ogóle nie powinny mieć miejsca. Czy Ty to rozumiesz?”
J: „Tak, rozumiem. Jest mi strasznie głupio. Bardzo przepraszam.”
A: „Nie chodzi mi o to, żebyś teraz przepraszał mnie na każdym kroku, po prostu myśl, co mówisz i do kogo to mówisz. Przegiąłeś bardzo Joey, ja wszystko co robiłam, to z myślą o nas, o Leonie, Luke’u, Lilly. Kocham Was i to było dla mnie normalne, że jeśli widzę, co się dzieje, to mówię również o dzieciach.”
J: „Rozumiem. Poniosło mnie, a nie powinienem się unosić, tylko spokojnie pomyśleć, co się dzieje. Ale nie pomyślałem, a potem nie odbierałaś ode mnie telefonów. Tak bardzo się bałem, że mi nie wybaczysz. Wiesz, że trudno mówi mi się o uczuciach, ale kocham Cię i chcę, abyś to wiedziała.”
A: „Ja Ciebie też, ale pamiętaj, że trzeba dbać o miłość, a my naszą prawie straciliśmy.”
J: „Kochanie, zawsze robiłem wszystko z myślą o nas, chciałem Cię chronić, choć Paddy mówił, że dasz radę, że zrozumiesz, wesprzesz mnie, a ja głupi go nie posłuchałem. Wczoraj mnie Ola dorwała i dostałem od niej po uszach. Oni…  oni są dla nas przyjaciółmi i to, co usłyszałem od nich chyba zapamiętam do końca życia.”
A: „Oj słyszę, że ostro było, ale najważniejsze Joey, że zrozumiałeś.”
J: „Oj tak, więcej nie chcę, aby Ola mnie dorwała. Ona nie krzyczała, choć wolałbym, ona dawała takie argumenty, że aż mam nadal ciarki.”
Roześmiałam się, bo Joseph oczywiście błaznował, znałam Olę, wiedziałam, że coś mu nagadała, ale żeby aż tak jak on mówi. Nie, to niemożliwe.
Potem wyjaśnialiśmy sobie wszystko, co nas poróżniło, popłynęły mi łzy, a Joey usiadł koło mnie i przytulił. Tuliłam się do niego i wypłakałam się, a on w pewnym momencie pocałował mnie w czoło, a potem w policzek, nos, aż doszedł do ust. Musnął moje usta, bo nie wiedział, czy sobie tego życzę, ale przysunęłam się bliżej niego i pocałowałam go, kiedy się odsunął, to patrzył mi w oczy. Przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam delikatnie, na co Joey oddał bardzo namiętnie mocno mnie całując. Nigdy jeszcze się tak długo nie całowaliśmy. Na razie tylko to nam wystarczało, nic więcej nie potrzebowaliśmy, tylko swoje usta. Przyciągnął mnie do siebie, sam położył się na kanapie, a mnie na sobie. Przyciągnął moją głowę do siebie i trzymał rękę w moich włosach. Potem położyliśmy się obok siebie i całowaliśmy się dalej. Przeszkadzał mi szlafrok, więc odwiązałam pasek, a Joey pomógł mi go ściągnąć, prawie w ogóle nie przerywaliśmy całowania, ale jak pozbyliśmy się mojego szlafroka, to Joseph całował mnie po szyi, dekolcie, a ja go po torsie. Dopiero teraz poszły ręce w ruch, było coraz goręcej i brakowało nam tchu. W międzyczasie rozebraliśmy się do końca. Czułam, że zaraz eksploduję, ale Joey nie przerywał dotyku, jakby znowu uczył się mojego ciała. Moje ręce były wszędzie i czułam, że on więcej nie wytrzyma, więc już nie czekał. Zawirował świat, a po jakimś czasie leżeliśmy koło siebie i uspokajały nam się oddechy. Pocałowałam go, bo on nadal nie miał siły. Zasnęliśmy na tej kanapie, bo nie chciało nam się iść do sypialni. Obudziliśmy się po jakiś trzech godzinach, choć kanapa w salonie nie była najwygodniejsza, to i tak miło się spało, bo z Joeyem. Poszliśmy do naszej łazienki, gdzie wzięliśmy razem kąpiel, namydlając się nawzajem. Na przemian całując się, dotykając i skończyło się to tym, że znowu się kochaliśmy. W końcu udało nam się umyć i poszliśmy do sypialni. Joey mnie rozbawił, bo ja po kąpieli z powrotem założyłam szlafrok, a on paradował goły. Jak to on musiał coś zabawnego wymyślić. Stwierdził, że jest głodny, więc zszedł na dół po coś do jedzenia, a ja nie mogłam się przestać śmiać. Zadzwonił jego telefon, zobaczyłam, że to Paddy, więc odebrałam. Paddy mi powiedział, że wszystko ok, są już po jednym koncercie, a jutro mają drugi, a chłopcy są zadowoleni. Porozmawialiśmy chwilę i stwierdził, że już kończy, bo nie będzie przeszkadzał. Chyba usłyszał Joeya, który szedł po schodach i gwizdał, a ja zaczęłam się śmiać. Przez kolejną godzinę rozmawialiśmy i karmiliśmy się nawzajem, często się całując. Joseph w pewnym momencie stwierdził, że jednak jego metoda na godzenie się jest skuteczna, ale ja uważałam, że to, że porozmawialiśmy było ważniejsze. Potem jak już się najedliśmy położyliśmy się na łóżku i kontynuowaliśmy godzenie na przemian ze spaniem. Było nam dobrze, choć trochę nas to wykończyło, ale było wspaniale. Rano, to znaczy około 12 zadzwoniła Maite i zapytała czy przyjedziemy do niej na obiad, bo wczoraj nie było nas u niej. Zgodziliśmy się i umówiliśmy na 15, bo tam miała przywieść chłopców Patricia, a Paddy poleciał do Warszawy prosto z Frankfurtu. Napiłam się tylko kawy, a Joey zjadł coś małego, bo stwierdził, że musi uzupełnić energię. Nareszcie mój facet zachowywał się jak ten, którego znałam, a nie ten, którym był ostatnie pół roku. Żartował, wygłupiał się. Często tak po prostu mnie dotykał, a to w ramię, a to kładł mi rękę na udzie, a jak pytałam, czemu to robi, to odpowiadał, że sprawdza czy jestem i czy to nie był sen. Pomyślałam, że chyba naprawdę się wystraszył i zrozumiał. Jak pojechaliśmy do Maite widziałam, że kilka osób się nam przygląda, niektóre z życzliwym uśmiechem jak Maite czy Meike, niektórzy ze sceptycyzmem jak Jimmy. Nauczyłam się ignorować Jima i jego zachowanie. Choć wiedziałam, że jest ono trochę na pokaz, ma o mnie już wyrobione zdanie, ale nie umiał się zachować inaczej. Na przyjęciu u nas we wrześniu zachował się miło jak zobaczył, że Joey mnie tulił w kuchni. Wiedział, że to przez Tanję i zachowywał się wtedy normalnie. Więc teraz mógł zachowywać się jak chciał, ale to już wrażenia na mnie nie robiło, ja wiedziałam swoje. Maite mnie zapytała czy wszystko się poukładało. Porozmawiałyśmy, bo ona była ze mną przez te kilka miesięcy w kontakcie, bo co jakiś czas rozmawiałyśmy przez telefon. No i na Wigilii widziała, że jest źle. Obiad oczywiście był smaczny, a deser, aż się rozpływałam. Maite się cieszyła, że mi smakuje. Chciała porozmawiać, ale nie dało się, więc umówiłyśmy się na kawę któregoś dnia. Kiry i Angelo nie było, bo pojechali do jej rodziny. Patricia przywiozła chłopców. Koło 22 wyszliśmy. Joey mówił jak najęty, śmiałam się z niego, bo rozśmieszał mnie do łez opowiadając np. o zawodach. Chłopcy poszli spać. Kolejne dwa dni spędzaliśmy czas w piątkę, bo potem dzieci miała zabrać Tanja i jechali na narty. 29go przyjechała o 11, dzieci były już po śniadaniu, więc opowiadały jej, co robili przez święta. Około 12 pojechali i umówiliśmy się, że odbierzemy Leona trzeciego stycznia. Dzieci bardzo się cieszyły, że jadą w góry. Siedzieliśmy pół dnia z Joeyem w pidżamach, tak nam było fajnie, a wieczorem poszłam pod prysznic i jak wyszłam Joseph stwierdził, że mnie natrze balsamem, więc dobrze się bawiliśmy i skończyło się w łóżku. Nie chciało nam się ruszać z domu, więc nigdzie nie poszliśmy, ale się nie nudziliśmy. Dużo rozmawialiśmy, bo dużo było do opowiadania. Przecież tak szczerze nie rozmawialiśmy przez kilka miesięcy. Joey nawet zapytał, czy nie dałoby się siłowni w domu zrobić, pytał, co o tym myślę. Nie miałam nic przeciwko i zastanawialiśmy się, gdzie ją umieścić. Było tylko takie jedno miejsce w domu, a mianowicie strych. Trzeba było tam tylko posprzątać i pomalować. Więc mieliśmy to zrobić po Nowym roku. Joey oglądał w internecie sprzęt. Napisał do swojego menagera, czy coś się da załatwić od sponsorów. Następnego dnia Joey rozmawiał ze swoim menagerem, powiedział, że postara się zdobyć sprzęt, ale Joey musi zareklamować go, ale to nie był problem dla niego. Miało się to odbyć w przyszłym roku. Cieszyłam się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. Namawiałam jeszcze kilkakrotnie Josepha, aby porozmawiał z Tanją i z nią sobie wszystko wyjaśnił, bo tu przede wszystkim chodzi o dobro dzieci. Joey stwierdził, że mam rację, trzeba wyjaśnić z nią wszystkie sprawy i jakoś to wszystko poukładać. Byliśmy odpowiedzialni za dzieci, a one dość już przeżyły.

piątek, 5 lutego 2016

230. Ola – grudzień 2011



Rano podjechaliśmy tylko po rzeczy chłopców i razem z nimi pojechaliśmy na koncert Stille Nacht do Frankfurtu. Był świetny! Taki typowo świąteczny. Wreszcie poznałam Paula. Chłopcy chcieli oglądać koncert z przodu, z widowni, ale Patricia się nie zgodziła, więc cała czwórka stała razem ze mną za kulisami. Słuchałam i patrzyłam z zainteresowaniem, a na Patricka wręcz z uwielbieniem. Piosenki świąteczne plus takie, które jeszcze pamiętałam z dzieciństwa, trochę takich rodzinnych. Gdy Kathy śpiewała Ave Maria, łzy pociekły mi ze wzruszenia. Nie omieszkałam jej tego powiedzieć, było jej bardzo miło. Patricia wyglądała ślicznie, ale pomyliła się w An Angel i nie zdążyłaby wejść, żeby zaśpiewać kwestię Angelo.
Po koncercie chłopcy chcieli spać w pokoju Alexa i Igiego, obiecali, że będą grzeczni, więc Patricia pozwoliła. Nawet zrobiliśmy im zdjęcia, bo przecież musieli się we czwórkę pomieścić na dwóch łóżkach. Fajnie było patrzeć, że jedni i drudzy bracia się tak dobrze dogadują. Naładowani emocjami zasnęli szybko. Z samego rana Paddy zawiózł mnie na samolot, żebym chociaż na drugi dzień świąt zdążyła do swojej rodziny. Miał dolecieć dzień później, nad czym ogromnie ubolewałam. Moi rodzice z Magdą czekali na lotnisku samochodem i pojechaliśmy prosto do babci. Jak zawsze dzień minął zbyt szybko, z wielką dawką śmiechu. Wszyscy ubolewali, że nie ma Patricka, ale cóż, taki zawód, nie zawsze będzie na rodzinnych uroczystościach. Z rana odwiozłam rodziców do domu i pojechałam na lotnisko. Paddy był bardzo zmęczony, prawie zasnął w aucie, a jak przyjechaliśmy, to powiedział, że musi zrobić 2-3 godzinną drzemkę, bo będzie nie do życia. Z moją rodziną zrobiliśmy Święta po Świętach, bo jedzenia i tak dużo zostało. Było bardzo miło i fajnie. Oficjalnie powiedzieliśmy o ślubie z zastrzeżeniem, żeby trzymać w najściślejszej tajemnicy. Mama i Magda wiedziały, ale reszta rodziny gratulowała po raz pierwszy. Miny im zrzedły, gdy powiedziałam, że wyprowadzam się do Patricka. Tego nie wiedział nikt, a mama aż się popłakała. Wtedy Paddy zrozumiał też jakie było trudne dla mnie podjęcie takiej decyzji. W końcu jak się z mamą tuliłyśmy, to łzy leciały nam obu. Wiedziałam, że mama się z tym pogodzi, że zrozumie, że przecież Kolonia nie jest tak daleko, można latać do siebie. Najbardziej cieszyła się Magda i od razu wprosiła się na wizytę jak już się ogarnę.