piątek, 5 lutego 2016

230. Ola – grudzień 2011



Rano podjechaliśmy tylko po rzeczy chłopców i razem z nimi pojechaliśmy na koncert Stille Nacht do Frankfurtu. Był świetny! Taki typowo świąteczny. Wreszcie poznałam Paula. Chłopcy chcieli oglądać koncert z przodu, z widowni, ale Patricia się nie zgodziła, więc cała czwórka stała razem ze mną za kulisami. Słuchałam i patrzyłam z zainteresowaniem, a na Patricka wręcz z uwielbieniem. Piosenki świąteczne plus takie, które jeszcze pamiętałam z dzieciństwa, trochę takich rodzinnych. Gdy Kathy śpiewała Ave Maria, łzy pociekły mi ze wzruszenia. Nie omieszkałam jej tego powiedzieć, było jej bardzo miło. Patricia wyglądała ślicznie, ale pomyliła się w An Angel i nie zdążyłaby wejść, żeby zaśpiewać kwestię Angelo.
Po koncercie chłopcy chcieli spać w pokoju Alexa i Igiego, obiecali, że będą grzeczni, więc Patricia pozwoliła. Nawet zrobiliśmy im zdjęcia, bo przecież musieli się we czwórkę pomieścić na dwóch łóżkach. Fajnie było patrzeć, że jedni i drudzy bracia się tak dobrze dogadują. Naładowani emocjami zasnęli szybko. Z samego rana Paddy zawiózł mnie na samolot, żebym chociaż na drugi dzień świąt zdążyła do swojej rodziny. Miał dolecieć dzień później, nad czym ogromnie ubolewałam. Moi rodzice z Magdą czekali na lotnisku samochodem i pojechaliśmy prosto do babci. Jak zawsze dzień minął zbyt szybko, z wielką dawką śmiechu. Wszyscy ubolewali, że nie ma Patricka, ale cóż, taki zawód, nie zawsze będzie na rodzinnych uroczystościach. Z rana odwiozłam rodziców do domu i pojechałam na lotnisko. Paddy był bardzo zmęczony, prawie zasnął w aucie, a jak przyjechaliśmy, to powiedział, że musi zrobić 2-3 godzinną drzemkę, bo będzie nie do życia. Z moją rodziną zrobiliśmy Święta po Świętach, bo jedzenia i tak dużo zostało. Było bardzo miło i fajnie. Oficjalnie powiedzieliśmy o ślubie z zastrzeżeniem, żeby trzymać w najściślejszej tajemnicy. Mama i Magda wiedziały, ale reszta rodziny gratulowała po raz pierwszy. Miny im zrzedły, gdy powiedziałam, że wyprowadzam się do Patricka. Tego nie wiedział nikt, a mama aż się popłakała. Wtedy Paddy zrozumiał też jakie było trudne dla mnie podjęcie takiej decyzji. W końcu jak się z mamą tuliłyśmy, to łzy leciały nam obu. Wiedziałam, że mama się z tym pogodzi, że zrozumie, że przecież Kolonia nie jest tak daleko, można latać do siebie. Najbardziej cieszyła się Magda i od razu wprosiła się na wizytę jak już się ogarnę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz