sobota, 29 listopada 2014

177. Ola, Ania – maj 2011

Reszta dnia upłynęła nam bardzo fajnie. Nawet faceci jak wrócili z łowienia ryb leżeli z nami nad wodą, ja i Ania miałyśmy notesy i we czworo wymyślaliśmy czego jeszcze brakuje u Paddiego w domku i w nowym domu Ani i Joe. U nas wyszło z 1/20 tego, co u nich. Przede wszystkim trzeba było kupić jakąś zastawę i wszelkiego rodzaju kieliszki, Paddy koniecznie chciał, abym z nim wybrała. Mnie marzył się jeszcze wiklinowy stół i krzesła, ale wiedziałam, że to drogie jest, więc nie śmiałam proponować. Po obiedzie musieliśmy się zbierać, więc pożegnaliśmy się i ruszyliśmy na lotnisko. Paddy po autostradzie pędził jak szalony. Powiedziałam, że mamy jeszcze dużo czasu, a on, że właśnie dlatego gdzieś jeszcze wstąpimy. Zabrał mnie do sklepu z porcelaną, żeby wybrać zastawę do domku. Zaczęłam marudzić, że nie chcę dzisiaj, że wolę na spokojnie, a nie pierwszą lepszą, że się nie skoncentruję, bo zaraz lot, ale Paddy uparcie ciągnął mnie za rękę po sklepie, aż nagle przestałam mówić, puściłam go i stanęłam. Oczy mi się rozszerzyły.
O: „Paddy, ten!”
P: „Co?”
O: „No ten, chodź tu, zobacz!”
Komplet był idealny. Kremowy, pękaty, jakby w takim starym, wiejskim stylu, z delikatnymi niebieskimi kwiatuszkami po bokach. Dzbanek do herbaty i filiżanki w komplecie.
O: „I nawet dzbanek ok, nie będzie się rozlewać.”
P: „Skąd wiesz?”
O: „Widzę. Michał mi kupował dzbanki w prezencie i dopiero za trzecim razem udało się kupić nie rozlewający. Teraz zawsze zwracamy uwagę na to, jakie kupujemy.”
P: „Czyli podoba Ci się ten?”
O: „Tak.”
P: „A nie chcesz zobaczyć innych?”
O: „Po co? I tak wiem, że wrócę do tego. A Tobie się podoba?”
P: „Mnie też, ale i tak wiedziałem, że Ty wybierzesz najlepiej.”
O: „A nie za drogi jest?”
P: „Zaraz spytam.”
Podszedł do sprzedawcy, porozumiał się po niemiecku i wrócił do mnie.
P: „Załatwione. Będą jeszcze do tego takie małe filiżanki jak do espresso, ale nie wystawiali ich. Już zamówiłem, pan mi spakuje i odbiorę wracając.”
O: „Już? Tak szybko? A nie za drogi?”
P: „Nie, w porządku. A mówiłaś, że nie zdążysz, że za szybko i że będziesz w stresie.”
O: „No, ale ten od razu krzyczał ‘bierz mnie’”
P: „I nie dość, że załatwione, to mamy jeszcze trochę czasu.”

Już spokojnie pojechaliśmy na lotnisko i znowu musieliśmy się rozstawać. Trudne było to życie na odległość. Kiedyś nie wierzyłam w takie związki. A teraz? Czy wierzę w swój związek? Wierzę, ale żyję chwilą, nie myślę o tym, co będzie potem i jak to wszystko rozwiążemy.

Tydzień po powrocie miałam kolejny egzamin na prawo jazdy na motor. Tym razem się udało. Może to Michał przyniósł mi szczęście, bo przyjechał po mnie do pracy motorem i pojechał ze mną na egzamin. Koniecznie chciałam to opić, więc pojechaliśmy do mnie, gdzie prędko upiliśmy się szampanem i poszliśmy spać. Patrick dzwonił, ale odezwałam się do niego następnego dnia mówiąc, że mieliśmy z Michałem małe świętowanie, ale wyczułam delikatną zazdrość. Ech ci faceci…

Ania

Przytuliłam się do Joeya, a on mnie mocno chwycił, przerzucił przez ramię, klepnął w pupę i powiedział, że idziemy na spacer. Zamknęliśmy domek i poszliśmy się przejść. Chodziliśmy chyba ze trzy godziny, rozmawialiśmy, całowaliśmy się, było super. Pod wieczór wróciliśmy i zjedliśmy chyba wszystko, co nadawało się do jedzenia, tacy byliśmy głodni. Potem szybka kąpiel i poszliśmy do sypialni. Tym razem tak szybko nie zasnęłam i tym razem, to Joey był zmęczony, więc poszliśmy spać, ale nie na długo. Rano obudził mnie całując po szyi, więc kochaliśmy się, żeby około 7 wstać, posprzątać i wracać do Kolonii, bo Joey miał poumawiane spotkania. Całą drogę milczeliśmy, każde myślało o swoich sprawach. Joey się przebrał i pojechał na spotkanie. Ja siadłam sobie na kanapie z kawą i laptopem, bo cały weekend nie odpowiadałam na maile. Okazało się, że dziewczyny zarzuciły mnie pytaniami. Pytały o Ann, o wypoczywanie nad jeziorem, kto z nami był czy to był Paddy i śmiać mi się chciało, bo jednak Paddy ma nowy futerał na gitarę. Weszłam jeszcze na IKF tam też wrzało i dziewczyny zastanawiały się, gdzie byliśmy, co jedliśmy i co tam robiliśmy, sugestie były różne. Na polskim forum też było gwarno i fanki też jednoznacznie pisały, że dla nich ręka podająca drinka Ann, to nie Joeya tylko jak dla nich Paddy, więc osoba, która wygrzewała się obok Ann to na pewno dziewczyna Paddyego. Napisałam smsa do Joeya „kochanie jednak to Paddy ma nowy futerał”, napisałam też do Oli, żeby weszła na forum i poczytała do kogo należy ramię koło Ann. Ubaw miałam i ze śmiechem odpisywałam na maile. Joey po godzinie odzwonił mówiąc, że jedzie teraz na kolejne spotkanie i pytał czy jestem pewna, że fanki się domyśliły. Potwierdziłam i opowiedziałam mu, co piszą. Skwitował to tylko, no trudno przegrałem. Rozpakowałam swoje rzeczy, które przywiozłam z Wrocławia. Zrobiłam pranie, poszłam na zakupy. Joey wrócił około 23, zmęczony i głodny, więc zjadł, wykąpał się i poszedł spać. Rano pojechaliśmy do sklepu wybrać kolejne kafelki i farby do domu. Potem Joseph pojechał na spotkanie, trening i wywiad, a ja do Siegburga. I tak mijały kolejne dni. Odpisywałam na maile, jechałam na budowę, całe mieszkanie na mojej głowie, ale sprzątać nie musiałam, bo nie było komu bałaganić. Dzień za dniem mijały szybko.

środa, 26 listopada 2014

176. Ola, Ania – maj 2011

Koło północy rozeszliśmy się do sypialni. Paddy od razu objął mnie w pasie, spojrzał w oczy i bardzo mocno przytulił. Cudownie było tak trwać w jego ramionach. Nasza błogość wróciła całkowicie. Zaczęłam głaskać go po włosach, aż w końcu się odezwał:
P: „Bardzo za Tobą tęsknię, gdy Cię nie ma.”
O: „Ja za Tobą też, gdy Ciebie nie ma.”
P: „Jak sobie pomyślę, że jutro musisz lecieć do domu, to aż mi źle.”
O: „Już niedługo nasze wakacje. Odbijemy sobie.”
P: „O tak, już się nie mogę doczekać tych dwóch tygodni razem.”
O: „16 dni nawet, wliczając weekendy.”
P: „Jeszcze lepiej! Nie mówiłem Ci, ale mamy już zarezerwowane hotele w Madrycie i Barcelonie.”
O: „To dobrze, ale nie mówmy o tym, bo będziemy bardziej tęsknić.”
P: „Tak, a ja odbiegłem od tematu. Chciałem powiedzieć, że bardzo mi na Tobie zależy.”
O: „Mnie też zależy Paddy. I bardzo Cię kocham.” – jeszcze mocniej mnie przytulił.
P: „Lubię jak to mówisz.”
O: „Bo mówię rzadko?”
P: „Bo nie rzucasz słów na wiatr i jak to powiesz, to ma to wielkie znaczenie.”
O: „Uhm… Mówiłam Ci to, jak się poznaliśmy.”
P: „Pamiętam. Oj Ola, nawet nie wiesz, jak mi z Tobą dobrze. Codziennie dziękuję Bogu za Ciebie. Ja też bardzo Cię kocham.”
Pocałował mnie, ale tak bardzo namiętnie, aż zakręciło się w głowie. Ale oboje wzdrygnęliśmy się jak usłyszeliśmy łomot na korytarzu.
O: „Matko! Co to?” – Paddy zaśmiał się cicho.
P: „Nie wiem i nie chcę wiedzieć i mam nadzieję, że nie rozwalą nam domku.”
O: „Myślisz, że to oni? Hahaha!” – zachichotałam.
P: „Pewnie tak, ale nie będę sprawdzał, bo mam inne plany na tę noc.”
To mówiąc pocałował tak mocno i namiętnie, że znalazłam się w innym świecie. Nie przeszkadzało nam, że w pokoju obok są ludzie (chociaż oni pewnie robili to samo) ani że łóżko stuka co jakiś czas o ścianę. Byliśmy my i raj, jakby inna rzeczywistość. Obudziliśmy się jak słońce zajrzało nam w okna. Paddy był pierwszy i przez jego przyglądanie się i ja otworzyłam oczy. Uśmiechnęliśmy się tylko do siebie nic nie mówiąc. Pomyślałam, że cudownie jest budzić się koło niego, a że dziś wyjeżdżam i znowu nie będziemy się widzieć, to zrobiło mi się smutno.

O: „Dzień dobry. Kiedy się teraz spotkamy Kochanie? Kiedy przylecisz?”
P: „Hej Słonko. Nie jestem w stanie podać konkretnej daty, ale obiecuję, że niedługo.”
O: „Niedługo i na długo, dobrze?”
P: „Nie wiem, czy na długo, teraz muszę być dostępny, bo mam sporo ustaleń w związku z Madrytem i Gibraltarem. Na pewno nie możesz tam też lecieć ze mną?”
O: „Oj Kotek, móc, to mogę, ale wtedy w drugiej połowie roku ani jednego dnia urlopu nie dostanę, bo już nie będę miała.”
P: „Zupełnie nie mogę się przyzwyczaić do tego systemu. Ale czekaj, Joey chyba wstał, chodź, bo nam zajmie łazienkę.” – to mówiąc wyskoczył z łóżka w poszukiwaniu ręcznika i bokserek, które znalazł na parapecie.
O: „Haha! Jak dzieci!”
Paddy otworzył drzwi, powiedział „damn it” i usłyszałam głos Joey’a, który krzyknął „pierwszy”. Chyba gorzej jak dzieci. Byliśmy drudzy w łazience, ale zeszliśmy na gotowe śniadanie.

Ania
Zeszliśmy na dół do kuchni. Joey siadł sobie przy stole i zaczął coś robić w komputerze, a ja robiłam śniadanie. Po jakichś 15 minutach zauważyłam, że Joey się do siebie uśmiecha i zapytałam.
A: „Co wymyśliłeś?”
J: „Czemu tak sądzisz, że coś wymyśliłem.”
A: „Joey, znam Cię, a Ty cieszysz się sam do siebie.”
J: „No znasz, znasz. Sama zobacz.”
Podeszłam do niego i zajrzałam do komputera. Było tam zdjęcie Joeya przy grillu i moje, jak leżę i się opalam. Oczywiście też odpowiedni komentarz „Wypoczywamy nad jeziorem, tzn. Ann się opala, a ja stoję przy grillu. Ktoś musi pracować, by wypoczywać mógł ktoś. Ale na serio, to żartuję J Ann będzie przy grillu stać jutro, dziś mój dyżur. Pozdrawiamy.”
A: „Ty wiesz, co się będzie działo jak dasz taką notkę do tego?”
J: „Nic, będą się zastanawiać, gdzie pojechaliśmy i jaki jestem dobry, że pichcę.”
A: „A nie prawda. Stwierdzą, że jesteś pantoflarz.”
J: „Nie, no co Ty? To żart, myślisz, że tak pomyślą.”
A: „Tak kochanie, tak właśnie myślę.”
Do kuchni weszła Ola z Paddym.
A: „Dzień dobry. Ola spójrz na to co napisał Joey i powiedz, co na to fanki?”
O: „Dzień dobry.” – Ola przeczytała notatkę- „Rozłożą każde słowo na czynniki pierwsze i obsmarują Ann, a Ciebie nazwą pantoflarzem.”
Mina Josepha była niepowtarzalna, nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.
A: „Kochanie, nie przejmuj się i tak jesteś najlepszy o panie.”
J: „Ona znowu zaczyna.”
A: „Sam to zacząłeś, ja tylko trzymam się naszych ustaleń.” – puściłam oko w stronę Oli i Padda.
O: „A o co chodzi?”
J: „Przepraszam Ola, ale chociaż jestem gadułą, to tym razem nie powiem, bo to taki żart między Ann a mną.”
O: „Aaaa, to rozumiem i nie chcę wiedzieć. Widzę, że śniadanie już gotowe.”
A: „Tak gotowe. Siadajcie.”
P: „Joey, ale tu nas widać. Chcesz coś sprowokować?”
J: „Gdzie Was widać?”
P: „Moja ręka podająca Ann drinka i kawałek ramienia Oli.”
J: „I Ty sądzisz, że one rozpoznają Twoją rękę? Nie no Paddy, proszę Cię, nie przesadzaj.”
P: „Joseph, a ja Ci mówię, że poznają, że będą tę rękę analizować i jak skapną się, że to moja, to będą wiedzieć, że ramię należy do Oli.”
J: „No dobra załóżmy, że tak będzie. Przeszkadza Ci to?”
P: „Oli zapytaj.”
J: „Ola?”
O: „Sama nie wiem i tak o nas rozmawiają, więc cokolwiek i ktokolwiek nie da, będą analizować. Róbcie, co chcecie. A przecież to tylko ręka. I ramię.”
J: „Dobrze. To dołożę jeszcze jakieś nasze wspólne zdjęcie z Ann i ją przy grillu, żeby nie było, że jestem pantoflarzem.”
P: „Ok. To daj te zdjęcia, ale założymy się, że dojdą do tego, że ta ręka jest moja.”
J: „Ooo robi się ciekawe. O co się zakładamy?”
P: „Futerał do gitary mi się zniszczył, a Tobie?”
J: „Hm, kask mi się już nie podoba.”
P: „No to się umówiliśmy. Dziewczyny jesteście świadkami.”
O: „Paddy, na bank masz nowy futerał, bo fanki rozpoznają.”
A: „Czy Wy tak całą niedzielę będziecie?”
J: „Ale co?”
A: „Jak dzieci. Zakłady, walka, co jeszcze?”
J: „Coś na pewno jeszcze wymyślimy.” – Joey roześmiał się.
Chwilę była cisza, bo każdy sobie brał jedzenie, słodził kawę i nagle Paddy ze śmiechem zapytał.
P: „Joey, co Ty masz na ramieniu?”
A on popatrzył na swoje ramię, potem na mnie, uśmiechnął się, a ja zrobiłam się czerwona.
J: „A jednak, o Panie.” – mrugnął okiem do mnie i dodał.- „Nowy tatuaż mam, Ann się taki podobał, więc mi zrobiła.”
P: „No właśnie widzę.”
O: „Paddy!”
A: „Żadnej prywatności. Wszystko wypapla, a mówią, że kobiety to gaduły.”
J: „No nie wszystko. Sama słyszałaś, że mimo, że Ola pytała, ja nic nie powiedziałem.”
A: „Mów tak dalej, to nie będzie musiała więcej pytać.” – uśmiechnęłam się do Oli.
O: „A co dziś robimy?”
P: „Wy obiad, a my idziemy na ryby.”
J: „Tak. Mamy wędki i ciekawe, kto złowi większą.”
A: „Ola, ja zwariuję, co Cię dzisiaj napadło Joey?”
O: „Może lepiej jak sobie pójdą na te ryby.”
A: „Chyba tak.”
Joey wzruszył ramionami i poszedł na górę po czapkę i bluzę. Paddy szybko pobiegł za nim i słyszałam jak Joseph mówi do niego, że trzeba szybko się ewakuować, by się nie rozmyśliły. Więc po krótkiej chwili przyszli z ekwipunkiem, dostałyśmy buziaki i szybko opuścili domek. Patrzyłyśmy z Olą na siebie z niedowierzaniem, by po chwili wybuchnąć niepohamowanym śmiechem. Poszłyśmy się opalać i rozmawiałyśmy. Później zrobiłyśmy obiad, bo niestety po nim Ola z Paddym jechali do Kolonii, by Ola zdążyła na samolot. Było mi smutno, bo fajnie było we czwórkę. Teraz czekał mnie tydzień na załatwianie spraw, a w czerwcu nowa praca. Oli też mi będzie brakowało, nie wiedziałam kiedy się znowu zobaczymy. Wszystko się zmieniało, dobrze, ze chociaż będę mogła z Olą na skypie porozmawiać. Okazało się, że Paddy złowił większa rybę i tym razem on wygrał, więc Joey już kombinował w czym on może być lepszy. Po obiedzie Paddy z Josephem zapakowali samochód Paddyego, a my z Olą chyba z 10 min się przytulałyśmy i żegnałyśmy.
J: „Hej. Przecież się jeszcze zobaczycie, a żegnacie się jakbyście miały się rok nie widzieć.”
A: „Bo tak się czujemy.”
O: „To prawda.”
P: „Ola, chodź musimy już ruszać. A my do zobaczenia niedługo.”
J: „Spokojnej drogi. Kochanie do mnie możesz się przytulić. Ola, ale najpierw Ciebie uścisnę.”
O: „Ok. To pa pa, będziemy w kontakcie.”

Po pożegnaniach odjechali. 

niedziela, 23 listopada 2014

175. Ola, Ania – maj 2011

Po porannej herbacie Paddy zaczął się przymilać mówiąc, że się nawet porządnie nie przywitaliśmy, chciałam go zrugać, że znowu tylko jedno mu w głowie, ale zrobił minę niewiniątka, a ja z kolei też miałam ochotę. Po 10 minutach wzajemnego przymilania zadzwonił telefon, Paddy zerkając na wyświetlacz powiedział „jak zwykle Joey”. Pytali się z Anią czy jedziemy obejrzeć dom, to pobiegłam szybko do łazienki, wiedząc, że będą punktualnie, a 15 min, to wcale nie tak dużo. Oczywiście byli o czasie. Pojechaliśmy na stację zatankować i spotkała nas niemiła niespodzianka w postaci Brendy. Chcieliśmy spokojnie wypić kawę przy stoliku i jak już tam doszliśmy, to ona nas mijała. Zamarłam, Joey opluł się kawą, bo chciał reagować i zaczął podnosić się z miejsca, ale Patrick powiedział, żeby nie zwracać uwagi i tylko mocniej mnie przytulił. W końcu zaczęłam się śmiać, bo Joey wyglądał komicznie, atmosfera się oczyściła, a wracając po kawie do auta w dobrych nastrojach Brenda mijała nas swoim samochodem. Joey ruszył, a ja zastanawiałam się, że może to jednak dobrze, że ona nas widziała w takiej codziennej sytuacji. Widziała, że jesteśmy szczęśliwi i mimo jej prób nie rozwaliła naszego związku. Starałam się o tym nie myśleć i w sumie nie przejęłam się tym spotkaniem aż tak bardzo jak poprzednimi choć serce zamarło jak zobaczyłam jej twarz. Na oględzinach zeszło się trochę, a potem pojechaliśmy na śniadanie do mieszkania Josepha, bo już wszystkim burczało w brzuchu. Tam Paddy spytał mnie szeptem czy nie pojechalibyśmy we czwórkę do domku nad jeziorem. Zgodziłam się ochoczo i teraz my daliśmy im 15 min na spakowanie się. Zahaczyliśmy jeszcze o mieszkanie Patricka i okazało się, że jedziemy na dwa auta, bo tak się dogadali, że my wrócimy w niedzielę prosto na samolot, a oni zostaną tam do poniedziałku. Jak już dojechaliśmy, to widziałam, że Ania jest zachwycona, tak jak ja za pierwszym razem tutaj. Upał zrobił się niemiłosierny, więc czym prędzej przebrałyśmy się z Anią w kostiumy i rozłożyłyśmy nad jeziorkiem. Mężczyźni zajęli się grillem, piwem, a my dostałyśmy po drinku żartując, że brakuje jedynie palemki.

A: „Ale tu pięknie! Jaki spokój, cisza, natura, można robić, co się chce bez obaw, że ktoś nas tu znajdzie.”
P: „Tak, zupełnym przypadkiem udało mi się stworzyć dla nas azyl.”
O: „Nooo… A mnie się tym bardziej podoba, bo to prawie jak nad zalewem tylko łajby brakuje.”
J: „Tak, człowiek im starszy tym bardziej sobie ceni ciszę.”
O: „Im starszy lub im sławniejszy.”
P: „Oj tam! Ja tam się sławny nie czuję. Już nie teraz.” – Paddy spojrzał znacząco na mnie, a ja dostrzegłam figlarne spojrzenie Joey’a.
J: „Czyżby mój brat pochwalił się jakim był kiedyś dupkiem?”
A: „Joseph!”
P: „Joey, Ciebie, to trzeba kneblować!”
O: „Tak, ale chwaleniem bym tego nie nazwała. Aniu, może kiedyś Paddy Ci opowie.”
P: „Raczej nie, nie będę się pogrążać.”
J: „Komuś kiełbaskę?”

Ochoczo zabraliśmy się do jedzenia. Do grilla pasowało piwo, więc i my poprosiłyśmy. Wieczorem przenieśliśmy się do domku i jak zwykle dobrze nam się we czworo rozmawiało. Zaproponowałam, żebyśmy po kolei szli pod prysznic, bo woda słabo leci. Tak też zrobiliśmy, a Paddy zapisał sobie w kalendarzu, że ma załatwić hydraulika.

Ania
Na dworze było jeszcze wieczorami chłodno, więc poszliśmy do domu i siedliśmy przy kominku. Siedzieliśmy we czwórkę jeszcze długo w nocy, a potem rozeszliśmy się do pokojów. Ledwo zamknęły się za nami drzwi Joey mnie pocałował i przycisnął do nich nie dając pola manewru. Całowaliśmy się tuląc się do siebie. Joey przywarł do mnie i czułam, że jest gotowy na więcej. Ściągnęłam mu bluzę i włożyłam ręce pod koszulkę. Musieliśmy odsunąć się od drzwi, bo kilka razy w nie uderzyliśmy i aż echo poszło po korytarzu. Całując się podeszliśmy do łóżka, Joey siadł, a ja siadłam mu na kolanach przodem do niego. Za chwilę poleciały kolejne sztuki garderoby moja bluzka, jego koszulka. Wylądowaliśmy na łóżku. Było coraz goręcej. Po chwili nic nie było do ściągania, więc dotykaliśmy się delikatnie, cały czas się całując. Łóżko zaczęło skrzypieć, więc przenieśliśmy się na podłogę. Chciałam się roześmiać, ale Joey tak mnie pocałował, że w jednej sekundzie zrobiło mi się gorąco i wtuliłam się w niego. Powstrzymując się od krzyku ugryzłam go lekko w ramię, ale chyba nawet nie poczuł. Było mi jak w niebie i chyba zasnęłam, bo obudziłam się po jakimś czasie i leżeliśmy już w łóżku. Słuchałam wiatru za oknem. Spojrzałam na zegarek i była 5 rano, więc ułożyłam się wygodnie i zasnęłam ponownie. Obudziłam się około 9, Joey jeszcze spał. Oparłam się na ręku i przyglądałam mu się. Miał takie jasne rzęsy i brwi, że ledwo je było widać. Patrzyłam i przypomniałam sobie jak się poznaliśmy, a teraz mieszkaliśmy razem, remontowaliśmy dom. Szybko wszystko, ale na co było czekać? Przed nami było dużo pracy, przygotowanie domu. Wiedziałam jedno, kochałam Josepha i chciałam z nim być. Na razie to się liczyło. Wiedziałam, że ma dużo pracy, że nie zawsze jest mi w stanie pomóc, że czasem będę musiała sama podjąć ważne decyzje, ale nie był to dla mnie problem. Joey mi opowiadał, że Tanja nie była dla niego taka miła i wyrozumiała jak dla mnie. Nie rozumiałam, o co jej chodzi i co chce mu udowodnić. Jeśli chodziło o dzieci starał się jak mógł, zabierał je, spotykał się. Robił wszystko, co było w jego mocy. Joey otworzył oczy i popatrzył na mnie.
A: „Dzień dobry.”
J: „Dzień dobry. Długo tak się przyglądasz?”
A: „Lubię na Ciebie patrzeć jak śpisz.”
J: „To miło, ale ja też lubię patrzeć na Ciebie. Chyba dobrze, że zgodziliśmy się na ten wypad, co?”
A: „Tak, bo w domu byśmy znaleźli tysiące spraw do załatwienia, a tu mamy czas tylko dla siebie.”
J: „To fakt. Czasem trzeba się wyluzować, ale wczoraj chyba mocno Cię zmęczyłem.”
A: „Haha! Ale sobie pochlebiasz. Byłam zmęczona, ale nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało. Było super, ale zawsze jest super, nawet jeśli mamy tylko 5 min dla siebie.”
J: „Pewnie.”
A: „Muszę wstać, ale jeszcze jedno Ci powiem.”
J: „Hm, ale to zabrzmiało. No co mi powiesz?”
A: „Kocham Cię, wiesz.”
J: „Ja Ciebie też kocham.”
Pocałowaliśmy się.
J: „Chodź, idziemy do łazienki, a żeby było szybciej, to razem.”
A: „Pewnie. Dziś też gotujecie?”
J: „No nie bądź taka wygodna, co?”
A: „Ale mi było wczoraj dobrze.” – chciałam coś dodać, ale Joey mi wszedł w słowo.
J: „Pewnie, że Ci było wczoraj dobrze, w to nie wątpię. Dobry jestem.”
A: „Co? Ha ha, a Ty tylko byś komplementów słuchał. Powiem Ci to i przestań się dopominać. Dobrze mi było w nocy, nie pierwszy i nie ostatni raz. Oczekuję więcej.”
J: „No i tego się trzymaj.”
A: „Dobrze o panie.”
J: „Ha ha ha ha! Wariatka!”
A: „Jak to ostatnio stwierdziłyśmy z Olą, kto z kim przestaje, takim się staje. A ja już czasem gadam jak Ty, więc to chyba prawda.”
J: „Coś w tym jest. Słyszę, że już nie śpią, więc pospiesz się, będziemy pierwsi.”
A: „To jakieś zawody?”
J: „Nie, ale lubię wygrywać.”
A: „Teraz już wiem na pewno, że mój facet to wariat.”
J: „Nie narzekaj. Ustaliliśmy, że było Ci dobrze.”
A: „A tak, masz rację mój panie.”
J: „Zwariowała mi kobieta. Teraz ciiii wychodzimy.”

Joey wyszedł i skradał się do łazienki i kiedy był już w środku, a ja szłam za nim, otworzyły się drzwi od drugiego pokoju i na progu stanął Paddy. Zobaczył Joeya i powiedział ‘damn it’, a Joseph się roześmiał i powiedział ‘pierwszy’. No i się zaczyna pomyślałam, teraz będą się prześcigać, który pierwszy, jak dzieci. Szybko się uwinęliśmy, bo jak ja siedziałam w wannie, to Joey mył zęby i się golił, a potem on poszedł pod prysznic, a ja myłam zęby.

czwartek, 20 listopada 2014

174. Ania – maj 2011

W sobotę rano jechaliśmy do Siegburga, rozmawialiśmy o Oli i Paddy’m, aż nagle krzyknęłam.
A: „Joey!”
J: „Co? Czemu krzyczysz?”
A: „Przepraszam, kochanie zawróć, jedziemy po nich.”
J: „No coś Ty, śpią na pewno jeszcze albo i nie. Hahahaha!”
A: „Ola chciała zobaczyć dom.  Zadzwonimy do nich i spytamy.”
J: „No dobrze zawrócę.” – gdy to zrobił, włączył telefon na głośnomówiący i wywołał głosem numer brata.
P: „Hallo. Joseph czy Ty zawsze musisz dzwonić w nie odpowiednim momencie?”
J: „To Ann chciała, nie ja. Mamy pytanie, chcecie zobaczyć dom?”
P: „Czekaj zapytam. Ola chcemy jechać do Siegburga?”
O: „Tak! Kiedy?”
Zaczęliśmy się z Joeyem śmiać.
P: „No co? Kiedy?”
J: „Macie 10 minut.”
P: „Zwariowałeś?”
J: „No dobra 15 minut, bo odjedziemy.”
P: „Ty jesteś chyba szalony. Ooo, a Ola już pobiegła do łazienki.”
J: „Bo wie, że jak mówię 15 minut, to tyle oznacza, nie mniej, nie więcej, a tyle.”
P: „Na razie.”
Po jakichś 15 minutach podjechaliśmy pod blok, ale ich jeszcze nie było. Joey ubawiony zachowaniem brata stwierdził, że damy im jeszcze kilka minut, a w tym samym czasie wykorzystamy go dobrze i pocałował mnie. Było przyjemnie i miło. Ostatnio mało mieliśmy czasu na takie zwykłe przytulenie się, bardzo mi tego brakowało. Tak się zapomniałam w tym całowaniu, że wzdrygnęłam się jak Paddy zastukał w szybę. Odczekał chwilę i otworzył drzwi mówiąc ‘dzień dobry’. Wysiadłam, przywitałam się z Paddym, Olą i siadłam z tyłu za Joeyem, oczywiście dostałam już głupawki i zamiast siąść jak człowiek cywilizowany oparłam się o jego fotel, objęłam ramionami, ale jemu też nie trzeba było dużo do wygłupów, bo mnie przytrzymał, przyciągnął do siebie i szybko pocałował.
P: „Godzinę trzeba było jeszcze nam dać, a nie 10 minut.”
O: „Paddy!” – Ola postukała się w czoło.
J: „Aż tyle potrzebujesz?”
P: „Nie gadaj tyle, sam tu w samochodzie nie byłeś lepszy, chrząkałem, ale nic nie słyszeliście.”
J: „Jaki zabawny. Cześć Ola, bo się nie przywitałem.”
O: „Cześć. Kawę chcę, bo wydałeś szybkie polecenie i tylko herbatę dziś piłam.”
J: „Oczywiście. I tak musimy zatankować.”
O: „Dziękuję. Aniu, super, że pamiętałaś, że chcę zobaczyć dom.”
A: „Nie ma problemu. Przepraszam, że się z Wami nie umówiliśmy, tylko tak z rana obudziliśmy.”
J: „Ta. Obudziliśmy, no wątpię.”
A : „Joey, proszę nie przeginaj.”
O: „Dobrze, spokojnie, ja wiem, że Joey żartuje. A obudzona zostałam już wcześniej i to w bardzo miły sposób."
Joey popatrzył na nią w lusterku zdziwionym wzrokiem, a Ola chyba szybko zreflektowała się, że zabrzmiało to dwuznacznie i śmiejąc się dodała - "Ojej, nie to miałam na myśli Joey!"
Wszyscy się roześmialiśmy. Pojechaliśmy na stację, gdzie Joey zatankował, potem pojechał zaparkować auto, a ja poszłam zapłacić. Ola z Paddym już kupowali kawę, po chwili dołączył do nas Joseph, który wiedział, jaką kawę lubię, więc już mi zamówił. Podeszłyśmy z Olą do stolika na dworze, a Joey z Paddym zaraz przyszli za nami. Joey siadł i wsypał mi cukier do kubka, sam nie pił z cukrem, a ja zajęłam się mieszaniem. Coś sobie tam rozmawialiśmy, Joey mówił mi na ucho, że musimy zrobić im jakiś żart, a ja się z tego śmiałam. Ola stała i chciała poprawić okulary, który spadły jej z głowy na oczy, ale nie miała wolnej ręki. Podszedł Paddy, odłożył ich kawy na stolik, poprawił jej te okulary, przyciągnął do siebie i pocałował. Ola najpierw chciała się wyrwać, ale po chwili zamarła patrząc gdzieś za Paddym, odsunęła się ściskając go za ramię, Joey podążył za jej spojrzeniem i podniósł się z miejsca. Dopiero teraz Paddy się odwrócił. Blisko nas stała Brenda, która szła zapłacić za paliwo, ale zatrzymała się spoglądając na nas zdziwiona. Chyba cała czwórka popatrzyła na nią złym wzrokiem, bo odeszła. Paddy objął Olę ramieniem i powiedział do nas ‘nie reagujcie’, a ja zauważyłam, że Joey oblał się kawą. Zaczęłam szukać chusteczek higienicznych w torebce. Wycierałam mu koszulkę.
J: „Cholera, oplułem się przez nią.”
A: „Joey spokojnie.”
P: „Nie ma co reagować.”
J: „Mam ochotę jej powiedzieć kilka słów.”
Ola popatrzyła się na koszulkę i złowrogą minę Josepha i wybuchnęła śmiechem.
O: „Joey na Ciebie zawsze można liczyć. Haha!”
Zaczęła się śmiać, a my dołączyliśmy do niej po chwili. Pomyślałam sobie ‘wariaci’, zupełnie nie mogliśmy przestać. Brenda po chwili wyszła ze stacji, a my nadal śmialiśmy się jak jakieś głupki. Emocje już nas opuściły. Zabraliśmy nasze kawy i poszliśmy do auta. Ja z Joeyem szliśmy trzymając się za ręce, a Ola z Paddym objęci. Jak podeszliśmy do samochodu, ona jechała akurat koło nas i patrzyła. Pomyślałam sobie, że dobrze się stało, że nas tu spotkała. Zobaczyła Paddyego i Olę w naturalnych warunkach, nie udawali niczego, bo byli nieświadomi tego, że ona była w pobliżu. Może to jej coś da do myślenia i w końcu da sobie spokój. Zobaczyła też, że nas nie obeszło to, że ją spotkaliśmy, bo tak to mogło wyglądać z jej punktu widzenia. Pojechaliśmy do Siegburga, Ola była w miasteczku po raz pierwszy, więc się rozglądała. Gdy weszliśmy do domu, kierownik zarządził przerwę dla pracowników, żebyśmy w spokoju mogli pooglądać. Pokazałam wszystko Oli, bo znała rozkład jedynie z projektu. Mówiłam jaki kolor ścian czy kafelków.
A: „A tu będzie sypialnia.”
O: „Pasuje, a jaki widok na ogród…”
J: „Na co? Na razie, to raczej sama trawa i to do tego sucha.”
P: „Ale jak tu się wszystko dobrze zrobi, to będzie ładnie.”
J: „No tak, potem się tym zajmiemy.”
O: „Ania! Wiem jaki kolor ścian.” – Ola z wrażenia powiedziała do mnie po polsku.
P: „Ola, co powiedziałaś?”
Razem z Olą popatrzyłyśmy się na Paddyego z miną ‘ale o co chodzi?’.
J: „Po polsku powiedziałaś.”
O: „Aaaaa! Powiedziałam, że mam pomysł na kolor ścian w sypialni.”
A: „Jaki?”
O: „Brzoskwiniowy. Co myślisz? To ciepły, delikatny kolor i nie czerwony.” – Ola zerknęła na Josepha.
J: „No bardzo śmieszne.”
A: „Faktycznie może pasować, bardzo dobry pomysł. Dzięki.”
O: „Nie ma za co, myślałam nad tym, ale teraz mi wpadło do głowy jak zobaczyłam pokój.”
A: „Joey? Co o tym sądzisz?”
J: „Na brzoskwiniowy się zgadzam. To faktycznie ciepły kolor, bardzo dobry pomysł.”
Podeszłam do Oli i uścisnęłam ją z radości.
A: „Ola, nawet nie wiesz jak się cieszę.”
J: „Paddy, chodź pokażę Ci resztę, bo tu teraz będzie rozmowa o kapach, kocach, lampkach i innych dodatkach.”
P: „Ha, ha! Na pewno, co prawda te dodatki tworzą atmosferę, ale fakt idziemy dalej.”
I wyszli.
A: „Jaki ten Joseph mądrala.”
Zaczęłyśmy się śmiać, ale faktycznie zaczęłyśmy rozmawiać o sypialni. Potem oglądaliśmy cały dom i po godzinie skończyliśmy, bo nie chcieliśmy więcej przeszkadzać robotnikom. Zaprosiliśmy Olę i Paddy’ego na śniadanie w związku z tym, że ich tak z rana wyciągnęliśmy z domu. Pojechaliśmy do nas i jedząc Paddy się zamyślił i jak Joey go ochlapał wodą, to się ocknął. Zaczęli jak dzieci się przepychać, bo Paddy chciał oddać Joey’owi. Potem podszedł do Oli coś szepcząc na ucho i powiedział.
P: „Macie 15 minut na spakowanie się.”
A: „Hm. Jakbym to już gdzieś słyszała.” – spojrzałam na Josepha, który już się uśmiechał.
J: „No o co chodzi?”
O: „Zabieramy Was do domku nad jeziorem. Ania, weź strój kąpielowy.”
A: „Ale o co chodzi? Jakiego domku.”
P: „Eee, bo kupiłem domek nad jeziorem. Joey nic się nie wygadał?”
A: „Nie, ale faktycznie, przecież Ola mi mówiła.”
J: „Kiedy to wymyśliłeś?”
P: „Teraz. Z minutę temu. Porozumieliśmy się szybko z Olą.”
A: „Dziękujemy za propozycję. Już idę nas pakować.”
J: „To ja wezmę śpiwory i inne potrzebne gadżety.”
Ola poszła ze mną i pomagała, a panowie właśnie się zastanawiali czy zabrać wędki. Z racji tego, że Joey uprawiał sporty miał od sponsorów różne rzeczy, od namiotów, śpiworów po materace, pianki, składane krzesełka, więc zabrał potrzebny i w sumie niepotrzebny ekwipunek łącznie z grillem. Spakowałyśmy z Olą wszystko, co się nadawało do jedzenia z lodówki. Pojechaliśmy do Paddyego i się rozdzieliliśmy, my z Olą poszłyśmy na zakupy, a panowie do domu spakować rzeczy. Okazało się, że pojedziemy na dwa samochody, bo Ola z Paddym mieli wrócić w niedzielę, a my w poniedziałek z rana. Tak się dogadali. Jechaliśmy dość długo autostradą, potem lasem i moim oczom ukazał się drewniany domek. Aż mi szczęka opadła, nic nie powiedziałam tylko patrzyłam na Joeya. Wysiedliśmy z auta.
A: „Pięknie tu, cudownie.”
O: „Widzę, że Ci się podoba.”
A: „Bardzo, aż mi słów brakuje.”
J: „Niemożliwe.” – Joey się roześmiał, a ja się uśmiechnęłam do niego.
O: „Jak taki jesteś, że się śmiejesz z Ani, to rozpakujcie samochody, a ja pokażę jej jezioro.”
A: „O, super Ola! Ale jesteś kochana.”
J: „Kobiety. Ach te kobiety.” – westchnął Joey.
P: „No, ale co byśmy bez nich zrobili?”

Razem z Olą się roześmiałyśmy i poszłyśmy zwiedzać. Bardzo mi się wszystko podobało, dom, jezioro i to, że wokół był las. Joey z Paddym bez zbędnego gadania wypakowali samochody, przebrali się w krótkie spodenki i popijając piwo rozgrzewali grilla. Chciałyśmy im pomóc, ale oni stwierdzili, że sobie poradzą. Na takie zapewnienia nie miałyśmy odpowiedzi, więc przebrałyśmy się w stroje kąpielowe i opalałyśmy leżąc na ręcznikach, bo jeszcze Paddy nie zdążył kupić leżaków. Joey zrobił nam kilka zdjęć jak się opalamy, potem Paddyemu, a ten bratu. Joey się śmiał, że da zdjęcia na FB dla żartu jak to jego kobieta odpoczywa, a on biedny pracuje przy grillu. Mieliśmy z tego niezły ubaw. Myślałam, że Joseph żartuje, ale jak się później okazało myliłam się. Panowie przygotowali posiłek i zawołali nas. Na łonie natury wszystko smakowało wyśmienicie. Najedzeni opalaliśmy się we czworo, ale po pół godzinie Joey stwierdził, że idzie popływać. Był maj i dla mnie woda była jeszcze zimna. Joseph biorąc udział w ekstremalnych sportach był przyzwyczajony do różnych temperatur, więc mu to nie przeszkadzało. Do wieczora spędziliśmy czas w błogim lenistwie, a wtedy panowie specjalnie dla nas zagrali na gitarach i zaśpiewali, było cudownie.

poniedziałek, 17 listopada 2014

173. Ania, Ola – maj 2011

Rozmawiałyśmy jeszcze długo w nocy o wszystkim, o domu, Paddym, Joey’u, dzieciach, mojej nowej pracy i Oli pracy. Zasnęłyśmy chyba o drugiej, trzeciej rano. Około 10 byłyśmy zdolne do życia i wyszłyśmy na brzeg. Świeciło piękne słońce, więc po szybkim ogarnięciu się popłynęłyśmy przed siebie. Ola pożeglowała do takiej zatoczki, gdzie zacumowałyśmy, opalałyśmy się do wieczora, a w międzyczasie ugotowałyśmy szybki obiad. Do portu przypłynęłyśmy około 20, szybko się zebrałyśmy do auta i pojechałyśmy do Oli. Rano też krótka rozmowa i pojechałyśmy pociągiem Ola do pracy, a ja na autobus. Miałyśmy się zobaczyć w piątek, a przede mną był tydzień szykowania, pakowania, sprzątania. Do domu przyjechałam o 14 i zabrałam się za sprzątanie. Do wieczora udało mi się przygotować łazienkę. Do późna siedziałam i sortowałam ubrania. Części z nich zamierzałam się pozbyć, bo już w nich nie chodziłam. Następne dni nie wyglądały inaczej, dobrze, że od wtorku była u mnie Marta i pomagała mi, przychodziła po pracy i sprzątałyśmy. Udało się wszystko zrobić, rzeczy były popakowane. Odetchnęłam z ulgą. Rozmawiałam kilka razy z Joeyem, mówił, że był na budowie i że wszystko ok, raz nawet był tam Paddy, bo Joey nie mógł. W czwartek wieczorem byłam tak zmęczona, że uznałam, że czas się porządnie wyspać, bo czeka mnie długa droga. Położyłam się około 19 i się zdrzemnęłam. Ola dotarła do Wrocławia w czwartek w nocy o 22, więc poszłyśmy spać. Chciałyśmy ruszyć do Kolonii z samego rana. Marta została u nas, by rano pomóc nosić do samochodu i zabrać klucze. Wstałyśmy o siódmej i zjadłyśmy śniadanie, chociaż nie zdarza nam się to, Ola wypiła herbatę, a Marta i ja kawę. Smutno mi było, ale musiałam sobie z tym jakoś poradzić. Po ósmej byłyśmy gotowe i mogłyśmy już znieść rzeczy do auta. Tylko, że mieszkanie było na 2-gim piętrze starej kamienicy, więc dość wysoko, a o windzie można było tylko pomarzyć. Podeszłyśmy do tego dość spokojnie najpierw wystawiłyśmy bagaże za drzwi, a ja sprawdziłam czy wszystko zabrałam. Potem zaniosłyśmy to do schodów, a tam już powoli po jednej sztuce na kolejne pół piętro i dalej. Śmiałyśmy się z dziewczynami, że jakiś facet by się przydał do targania, w Kolonii nie będzie już takiego problemu. Potem odwiozłyśmy Martę do pracy i nastawiłyśmy nawigację na kierunek Kolonia. Pokazała nam 830 km i 7,30 godziny, według niej miałyśmy tam być około 17-18 i to nam pasowało. Umówiłyśmy się, że prowadzimy na zmianę, jeśli któraś będzie zmęczona, to zmiana. Ja zaczynałam, podjechałam jeszcze na stację paliw, zatankowałam i ruszyłyśmy A4. Droga była ładna, choć ruch jakiś był, ale na spokojnie jechałyśmy 120 km/h. Jechało nam się wygodnie, ale cały bagażnik był zapakowany maksymalnie, a do tego niektóre rzeczy leżały na fotelu z tyłu. Nawet powiedziałam Oli, że jeśli ja mam tyle swoich rzeczy, to nawet sobie nie wyobrażam ile tego będzie jak będziemy się wprowadzać do domu. Ale do tego dnia było jeszcze trochę czasu. Oczywiście zadzwonił Paddy, by zapytać jak podróż, czy wszystko w porządku. A Joey jak zwykle nie, choć wysłał mi sms’a. No cóż. Okazało się, że dałyśmy radę dość długo wytrzymać i zmieniłyśmy się tylko dwa razy. Udało nam się dojechać zgodnie z planem, więc Joeya z Paddym jeszcze nie było. Poszłyśmy do domu na kawę, a żeby było mniej zabrałyśmy z auta kilka rzeczy. Siedziałyśmy sobie pijąc i zagryzając ciasteczka jak przyszli panowie. Po przywitaniu zeszliśmy na dół do auta. Moje rzeczy zanieśliśmy na górę. Ola z Paddym pojechali do siebie, a ja udałam się pod prysznic, bo jednak odczuwałam tę podróż. Joey zrobił coś dla nas do zjedzenia, a potem dołączył do mnie pod prysznic, ale na wstępie przeprosił, że tylko się wykąpie i idzie spać, bo ledwo stoi na nogach i tak też wyglądał. Porozmawialiśmy chwilę jedząc kolację, a potem poszliśmy spać.

Ola
17 maja zawitał do mnie kurier, przesyłka była z Niemiec, więc domyśliłam się od kogo. Paddy napisał, że mam otworzyć w dniu imienin, odłożyłam więc na półkę. Dzień później przyjęłam mnóstwo życzeń, nawet rodzina Patricka, wszyscy poza Jimmym, Barby i Maite zadzwonili, a nawet Maite Itoiz w imieniu swoim i Johna napisała mi smsa. Było to bardzo miłe, ale to Paddy chyba wszystkim wypaplał. Wieczorem zasiadłam przed komputerem czekając na finał Maite w Let’s dance i wtedy przypomniałam sobie o paczce. Otworzyłam, wyjęłam kartkę z życzeniami od Patricka i informację, że jak nie będzie pasować, to on to odmieni w Kolonii. Co on takiego wymyślił? Zdziwiłam się na maxa, bo dostałam od niego śliczną, letnią sukienkę, białą w delikatny niebieski wzorek. Że też nie bał się kupić takiego prezentu? Przymierzyłam, pasowała, była taka zwiewna, miała regulowane ramiączka. Zrobiłam zdjęcie telefonem w lustrze i wysłałam MMSa z podziękowaniem. Do Maite też napisałam smsa i prosiłam, aby Paddy życzył powodzenia ode mnie. Cały odcinek siedziałam jak na szpilkach, włączyłam też polskie forum i fanki tak mocno kibicowały, że aż ja zaczęłam się udzielać na forumowym czacie. Nawet wyjaśniłam parę wątpliwości dotyczących tańca. Dziewczyny pytały, czemu się nie udzielam, to napisałam, że z braku czasu, ale obiecałam, że raz na jakiś czas zajrzę. Gdyby wiedziały, że najspokojniej w świecie piszą z dziewczyną Paddiego, to by padły. Jak zobaczyły go na widowni, to alarmowały jak nie wiem: „aaaaa, jest Paddy, jest Paddy”, „super wygląda”, „jak zawsze”, „świetnie, że wspiera siostrę”, „widać, że szczęśliwy”, „ciekawe czy jest ze swoją partneren?” Spytałam o co chodzi z partneren. Tak powiedział w wywiadzie, że ma partneren, podały mi linka. Zrobiłam wielkie oczy, bo nie znałam tego wywiadu, a był dość świeży. Ale że po niemiecku, to nic nie zrozumiałam. Dziewczyny zaczęły tłumaczyć jedna przez drugą, że w listopadzie (ale mają pamięć) mówił, że dlatego lata do Warszawy, bo tam mieszka ktoś dla niego ważny, a teraz w maju mówi o partneren, to ma dziewczynę Polkę, która mieszka w Warszawie. Uśmiałam się przednio, ale spytały, skąd ja jestem, więc mina mi zrzedła, ale że Warszawa duża, to powiedziałam, że z Warszawy. To kazały mi się rozglądać na mieście za Padzikiem i w razie co robić zdjęcia. Padzikiem? Jezu Chryste, jak to opowiem Patrickowi, to chyba padnie! Pokazały mi zdjęcia jak mniej więcej wygląda dziewczyna ich idola, więc pooglądałam sobie ponownie nasze fotki z Parku Rozrywki. Popłakałam się ze śmiechu! Skończyła się przerwa w Let’s dance, więc wróciłyśmy do oglądania Maite i gdy wygrała, to aż krzyczałam z radości, szybko się pożegnałam na forum i czekałam na telefon od Patricka, bo miał obowiązkowo dzwonić jak tylko przydybie Maite. Udało się po pół godzinie, więc szybko pogratulowałam, a Maite złożyła mi życzenia przepraszając, że tak późno, ale że wcześniej nie miała do tego głowy, bo bardzo się stresowała. Po przerwie był jeszcze krótki wywiad z Maite, w którym razem z Christianem dziękowali różnym osobom za pomoc. Usłyszałam danke szun fur Ola, ale powiedziała to tak szybko, że  nie byłam pewna czy dobrze zrozumiałam. Gdy leżałam już w łóżku dostałam smsa od Patricka, że Maite z rozpędu i mi podziękowała, więc jednak mi się nie zdawało. Ależ to było miłe. Pomyślałam, że nikt nie wpadnie na pomysł, że to polskie imię, ale myliłam się, bo następnego dnia na forum już było rozkminianie, czy Ola, to od Aleksandry czy Olgi i czy to chodziło o dziewczynę Patricka - Polkę, bo by to wszystko do siebie pasowało. Odpisałam na posta, że chyba przesadza, ale ona była przekonana, że słyszy Ola. Kira miała rację, że fanki są spostrzegawcze. W czwartek prosto po pracy jechałam na busa do Wrocławia, a stamtąd w piątek z Anią samochodem do Kolonii. Słuchałyśmy muzyki, potem włączyłyśmy piosenki naszych facetów i zaczęłyśmy śpiewać.
O: „Aniu, jak Ty dajesz radę nie śpiewać przy Joey’u? Mnie jest czasem trudno się powstrzymać, więc sobie chociaż nucę po cichutku.”
A: „Nie mam z tym problemu, bo wstydziłabym się przy nim śpiewać.”
O: „Mnie też jedynie to powstrzymuje, bo bardzo to lubię.” – roześmiałyśmy się.
O: „A wiesz, jaką zabawę mają fanki w drodze na koncerty? Zakładają słuchawki i każda po kolei w swoim telefonie puszcza piosenkę i rusza ustami, a inne mają zgadnąć, co to za piosenka po ruchu warg, no czaisz?”
A: „No te, to mają pomysły! Ale chociaż nikomu nie przeszkadzają jak tylko ruszają ustami. Takie mimiczne kalambury.”
O: „Haha! Fajne określenie. Słuchaj!” – aż krzyknęłam – „Jak będziemy w większym Kelly gronie, to musimy im to zrobić, ciekawa jestem bardzo jak znają swoje piosenki.”
A: „Nooo… Ale by było śmiesznie! Jak będzie jakaś rodzinna impreza, to urządzimy im konkurs z podziałem na drużyny.”
O: „O! Dobrze wymyśliłaś. A my dwie, to chyba padniemy ze śmiechu!”
A: „Już widzę skupienie Paddy’ego i Joeyism wiadomo kogo.” – uśmiałyśmy się aż nas brzuchy bolały i stwierdziłyśmy, że to dobry moment na przerwę.

Reszta drogi upłynęła nam dobrze, zmieniałyśmy się za kółkiem parę razy. W mieszkaniu Josepha zjadłyśmy zrobiony przez niego obiad i czekałyśmy na chłopaków z godzinkę. Joey wrócił pierwszy, ale zdążyliśmy się jedynie przywitać jak przyjechał Paddy. Dostałam jedynie CMOKa i uścisk i mężczyźni poszli wnosić Ani rzeczy na górę. Tak się rozpędzili, że przynieśli też moją walizkę zamiast przerzucić ją tylko do auta. Szybko się uwinęliśmy i pojechaliśmy do mieszkania Patricka. Byłam zmęczona po tej długiej podróży, wzięłam szybki prysznic, czekałam na Patricka choć kleiły się już oczy. Paddy przyszedł do łóżka i widząc, że już zasypiam przytulił mnie tylko i życzył słodkich snów.