piątek, 14 listopada 2014

172. Ania, Ola – maj 2011

Ania
Samolot miałam o 14, chciałam być na lotnisku najpóźniej o 12:30, więc po śniadaniu wyjechaliśmy z domu. Leciałam do Warszawy, była ładna pogoda co mnie cieszyło, bo chciałyśmy z Olą trochę popływać, poopalać się. Na lotnisku spotkaliśmy Patricka, który jechał tu specjalnie.
P: „Ann, dasz to Oli?”
A: „Jasne, nie ma problemu.”
J: „Przecież mogłeś zadzwonić, dałbyś wcześniej.”
P: „W nocy na to wpadłem i dziś jechałem do sklepu.” – podał mi pudełeczko od jubilera – „Daj jej, ona będzie wiedziała, o co chodzi.”
A: „A mogę zobaczyć?”
P: „Pewnie, zobacz. I tak Ci pokaże.”
Otworzyłam, a były to kolczyki.
A: „Paddy, one wyglądają jak ten wisiorek, który dałeś Oli na urodziny.”
P: „Tak samo. I dostała jeszcze bransoletkę.”
J: „No no no bracie, zadziwiasz mnie.”
A: „Przykład z niego bierz.” – roześmiałam się, pocałowałam go i przytuliłam się – „Ok lecę już, trzymajcie się.” – jeszcze raz pocałowaliśmy się z Joeyem i przytuliliśmy z Paddym na pożegnanie.
Poszłam do odprawy i po niedługim czasie siedziałam już w samolocie. Myślałam sobie o weekendzie z Olą i o tym jak bardzo się Paddy teraz stara. Bardzo się cieszyłam, że wszystko się poukładało. Na lotnisku czekała już Ola, bo wyszła kilkanaście minut wcześniej z pracy, więc pojechałyśmy na zakupy, a potem nad zalew. Tam po zaparkowaniu, przeniesieniu rzeczy na brzeg zapoznałam się z dumą Oli „Helenką”, szybko ściągnęłyśmy buty i Ola otworzyła luk dziobowy, a ja podawałam jej nasze rzeczy, po rozpakowaniu poszłyśmy na spacer, bo szkoda nam było pięknego wieczoru. Wróciłyśmy jak się ściemniło i zaczęły gryźć komary. Helenką delikatnie kołysało, a my piłyśmy drinki i zjadłyśmy kolację. Ola opowiadała mi historie z wypraw z dziadkiem jak była mała i to jak jej ‘zaszczepił’ miłość do żeglowania. Potem rozmawiałyśmy jeszcze dość długo i cały czas ‘wyrównywałyśmy poziomy’, by nas za bardzo nie kołysało. Rano po ogarnięciu się, zjedzeniu śniadania miałyśmy świetną zabawę i umyłyśmy łajbę, polewałyśmy się wodą. W pełni szczęśliwe popłynęłyśmy na jezioro, robiąc sobie tam zdjęcia. Zacumowałyśmy na małej plaży między trzcinami i umyłyśmy burty, bo glony już się nieźle przyczepiły. Potem w towarzystwie Oli dziadka, który płynął na swojej łodzi popłynęłyśmy na obiad do baru, który odkryłyśmy dzień wcześniej. Ola pozwoliła mi nawet sterować, ale tylko na silniku. Kolejny wieczór spędziłyśmy rozmawiając o naszych facetach i nagle mnie olśniło.
A: „Ola!” – a ona aż podskoczyła tak się wystraszyła – „Miałam Ci coś przekazać.”
O: „Co? Od kogo?”
A: „A od takiego jednego, dorwał mnie na lotnisku i powiedział, że będziesz wiedziała o co chodzi.”
O: „Nic nie rozumiem.”
Podałam jej pudełeczko, a ona zaczęła się śmiać.
O: „Ale pomysłowy, co tym razem? Przekupuje mnie prezentami. Ostatnio stwierdził, że może kupować tyle prezentów swojej dziewczynie, ile chce. Mam już wisiorek, bransoletkę, to teraz na co kolej?”
A: „Sama zobacz, ja wiem, bo na lotnisku oglądałam.”
O: „Oooo to nie fair.” – otworzyła pudełko, a jej oczy zrobiły się jak pięciozłotówki – „Ojej, ale ładne i do kompletu. Wariat! Gdzie mój telefon?” – wzięła go i przepraszając mnie wyszła na ląd, by zadzwonić do Paddy’ego.

Ola
Po wyjeździe Patricka w środę miałam egzamin na prawo jazdy na motocykl, a że nie było kiedy ćwiczyć, to oblałam. Nie przejęłam się tylko od razu zapisałam na kolejny. Szkoda mi było jedynie kasy. W piątek spakowana pojechałam autem do pracy, potem szybko po Anię na lotnisko i ruszyłyśmy nad zalew. Ania była podekscytowana i to nie tylko łajbą, ale tym, co się teraz dzieje w jej życiu. Przeprowadzka, pożegnanie z rodziną w Polsce, a w Niemczech układanie nowego życia, remont domu, poznawanie i zajmowanie się bądź co bądź nie swoim dzieckiem. Bardzo fajnie spędziłyśmy czas, pokazałam Ani moje ukochane miejsca nad zalewem i tak się zagadałyśmy, że Ania dopiero w sobotę dała mi prezent od Patricka, którym były kolczyki do kompletu. Nie mógł poczekać i sam mi dać tydzień później? Ania powiedziała, że chyba nie mógł, bo specjalnie chciał ją złapać na lotnisku. Od razu wyszłam na keję, żeby do niego zadzwonić.

P: „Cześć Kochanie.”
O: „Cześć Kochanie. Ty to naprawdę jesteś szalony. Przecież będę za tydzień, nie mogłeś sam mi dać kolczyków?” – przez chwilę było cicho w słuchawce.
P: „No nie pomyślałem.”
O: „Haha! Ale piękne są, dziękuję.”
P: „Cieszę się, że Ci się podobają. Całkiem tracę poczucie czasu, a teraz tworzę, to tym bardziej.”
O: „Ooo, a przygotowujesz coś nowego na Madryt?”
P: „Tak, chcę zaśpiewać dwie lub trzy nowe piosenki, jak przylecisz, to ocenisz, dobrze?”
O: „Dobrze, dobrze, ocenię. A teraz wracam do Ani. Musimy dalej wyrównywać poziomy.”
P: „No to wyrównujcie tylko ostrożnie nad tą wodą.”
O: „Ok, nie martw się.”
P: „A! Czekaj, jeszcze jedno. Mam kolejny koncert, ale tu, w Niemczech, pod koniec września. Może uda Ci się też przyjechać?”
O: „Zobaczymy i pogadamy na wizji, ok?”
P: „Ok, to pa.”
O: „Pa. I CMOK.”
P: „SMOK, SMOK.”

Ania
Ola wróciła i śmiała się, że Paddy się dziwił czemu nie zadzwoniła wczoraj, a to ja miałam sklerozę i jej nie przekazałam prezentu. Zadzwonił do mnie Joey, powiedział, że miałam rację mówiąc, żeby uczył się od brata, bo on ostatnio nawet do mnie nie dzwoni by się przywitać czy powiedzieć dobranoc. A kiedyś dzwonił. Porozmawialiśmy chwilę i pożegnaliśmy się.
O: „To miłe, że zadzwonił.”
A: „No miłe, bo na lotnisku jak Paddy prosił o przekazanie prezentu powiedziałam do Joeya, żeby uczył się od brata. Chyba myślał nad tym, bo teraz zadzwonił ot tak, bez konkretnej przyczyny, żeby mnie usłyszeć. Już dawno nie rozmawialiśmy tak na dobranoc. Ostatnio jest zajęty, dużo pracuje, do tego ten remont. Mam nadzieję, że jak to się skończy będziemy mieć dla siebie więcej czasu. Teraz wszystko podporządkowane jest budowie.”
O: „Będzie dobrze, a ostatnio pisałaś mi, że dzieciaki były na weekend.”
A: „Wiesz, Tanja mnie zaskoczyła, ale pozytywnie. Lilly trochę się na początku wstydziła i chyba bała, ale pod koniec weekendu było już super. Chłopcy w piątek narozrabiali i Joey się na nich wkurzył.”
O: „Co się stało?”
A: „Wezwano mnie na budowę i nie miałam wyboru, więc zabrałam tam całą trójkę. Poprosiłam, aby nie opuszczali samochodu, bo jednak tam jest remont i nie jest bezpiecznie. Załatwiłam wszystko już i rozmawiałam jeszcze z naszym kierownikiem budowy i nagle mnie coś tknęło, bo on popatrzył na coś za moimi plecami.”
O: „Niech zgadnę Leon!”
A: „Dokładnie. Uciekł z samochodu i wiesz wszystko byłoby ok, gdyby tylko on, ale za nim pędził Luke, a małą zostawili w aucie. Biedna się wystraszyła i pobiegła za nimi, upadła, rozpłakała się. Ach i musiałam być twarda. Lilian przytuliłam, otarłam oczy, wytarłam nosek. A im powiedziałam, że pogadamy w domu. Joey zauważył, że coś jest nie tak, bo chłopcy jacyś mało rozmowni, a mała została wpakowana do wanny i wykąpana. Zapytał ich i wszystko mu powiedzieli, przeprosili i dostali karę.”
O: „No to faktycznie mogłaś się zdenerwować. Lilly mogłoby się coś stać, a do tego się wystraszyła.”
A: „Bardzo się wystraszyła, a w domu także podniesionego tonu swojego taty, od razu na ręce do mnie chciała.”
O: „Joey jest konsekwentny. Sprawiedliwy, ale konsekwentny. Nawet Paddy tak mówi, że nie ma co dyskutować jak dzieci coś zmalują. A Ty ich broniłaś?”
A: „Nie, Joey zadecydował o karze, a ja się nie wtrącam do jego decyzji, jeśli uznał to za słuszne. Gdybym ja dała im karę, to on też by nic nie powiedział. Porozmawiać o tym możemy jak ich nie ma, ale przy nich nie. Już dawno to z nim omówiłam i się sprawdza. Ja też chyba ze dwa razy dałam karę Leonowi przy Joey’u i nic nie powiedział, ale się zgadzał na nią, bo uznał za słuszne. Czasem to trudne, ale jak to Joey mówi, to dla ich dobra.”
O: „Pamiętasz, mówiłam Ci nawet kiedyś, że Leon wykorzystuje to jak u Was jest, bo go rozpieszczacie. A teraz wie, że nie może przeginać, bo wy go też wychowujecie.”
A: „To prawda. Dlatego z Joeyem omówiliśmy sobie wszystko na temat dzieci i strategia jest jedna u Tanji i u nas, żeby nie było problemów.”
O: „I super. Tak powinno być.”
A: „No tak, ale dla mnie nadal trudne. Wiem jednak, że muszę od samego początku być konsekwentna w stosunku do nich, bo szybko się nauczą, że można mi na głowę wejść. A kary zawsze są krótkie, nie bolą i są sprawiedliwe.”
O: „No i dobrze, że to uzgodniliście. Pogadajmy o czymś weselszym. Opowiadaj jak dom.”
A: „Hm, weselszym mówisz? Haha! Cały jest za przeproszeniem zryty, ale prace idą zgodnie z planem. Wymieniona jest już elektryczność i rury kanalizacyjne na górze, bo był mały zgrzyt, nikt nam o tym nie powiedział, że trzeba je wymienić jak dom kupowaliśmy.”
O: „Ups. Joey się pewnie wnerwił.”
A: „Trochę. Był nawet u dewelopera, że chyba o czymś zapomniał nam powiedzieć, ale z tego co wiem dogadali się.”
O: „Super. Chociaż tyle, a masz zdjęcia?”
A: „Mam, bo robimy całą dokumentację powstawania domu. Są już wymienione okna, a teraz będzie nowy piec i zajmą się wygładzaniem ścian, a w dalszej kolejności malowaniem ich. Potem kafelki, panele. Farby do prawie wszystkich pomieszczeń już mamy, panele będą wszędzie takie same, a część płytek już jest, ale będę potrzebowała rady.”
O: „Pomogę Ci jak tylko będę mogła. A w czym problem?”
A: „Banalny. Kolor sypialni.”
O: „Czerwony!” – Ola zaczęła się śmiać, aż cała łódka się kiwała na wodzie.
A: „Dobre, ale Joey od razu powiedział, że żadnego czerwonego i podobnych.”
O: „No wiem, taki żart. Pomyślę, może mi coś do głowy wpadnie.”
A: „Ok. Wiem, a może na planie albo obok napiszę Ci kolory, które już wymyśliliśmy?’

O: „Super, tak będzie mi prościej.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz