niedziela, 28 września 2014

168. Ola – maj 2011



P: „Nie będzie mi łatwo o tym mówić, bo nie jestem z tego dumny. Kiedy skromne dzieciaki grające na ulicy zaczęły odnosić sukcesy i grać na stadionach, to młodemu Patrickowi uderzyła woda sodowa do głowy. Chyba po prostu było tego za dużo. Spanie w busie, to było na porządku dziennym, bo mieszkaliśmy tam długi czas, ale hotele, wykwintne potrawy, alkohol, fanki, które zrobiłyby wszystko, żeby tylko mnie dotknąć. Stałem się typem gwiazdora, łechtało mnie to, odpowiadało mi. Byłem zadufanym w sobie egoistą. Myślałem, że wiele rzeczy mi się po prostu należy, bo jestem gwiazdą. Traktowałem ludzi z góry. Byłem zupełnie inny niż jestem teraz.”
O: „Ale o co chodziło Brendzie?”
P: „Ona mnie takiego poznała i… hmm… na początku traktowałem ją jako kolejną zdobycz, przecież gwieździe się należy. Sprawiałem jej przykrości świadomie i to ona musiała dostosować wszystko do mnie. Kiedy się spotkamy, co będziemy robić itp. Nigdy nie robiłem rzeczy, na które nie miałem w danej chwili ochoty. Sama rozumiesz miły to nie byłem, nawet nie chcę tego pamiętać.”
O: „Nie znałam Cię takiego.”
P: „Całe szczęście. Naprawdę sama widzisz jak bardzo się zmieniłem. Wstydzę się tego zachowania. Byłem młody, głupi, zagubiony. Po śmierci taty odkryłem na nowo Boga i czułem, że muszę coś zrobić ze swoim życiem, że już dłużej nie chcę tak żyć.”
O: „Ile miałeś wtedy lat?”
P: „Chyba ze 25, ale to nie tłumaczy głupoty i tego, że raniłem ludzi wokół siebie. Nie wiem, co mi wtedy odbiło, myślę, że to była sława. Widzisz, innym się udało, im nie odbiło. Angelo miał Kirę, Joeyowi urodziło się dziecko, był zakochany, Patricia też. Wtedy nagle wszyscy układali sobie życie, a ja nie umiałem sobie poradzić. Wszędzie gdziekolwiek się pojawiałem były fanki lub paparrazzi. Naprawdę mi odbiło, a woda sodowa to chyba aż uszami się wylewała.”
O: „Wspomniałeś wcześniej, że Brenda była kolejną zdobyczą. Dużo ich było?”
P: „Hm, nie wiem. Wtedy chyba nawet nie myślałem o tym, ale pewnie dużo. Pogubiłem się strasznie, a ona nie była taka jak inne, które się pojawiały. Ona się zakochała i bardzo chciała ze mną być. Na początku robiła wszystko, co chciałem, była na każde skinienie. Nie wiem dlaczego tak było, ale ja to wykorzystywałem. I faktycznie nie zawsze mogła mi ufać, kłamałem, ściemniałem, nawet nie traktowałem jej poważnie.”
O: „Chcesz mi powiedzieć, że będąc z nią…”
P: „No niestety tak, wierny nie byłem. Dopiero potem uspokoiłem się, znalazłem Boga i pomyślałem ‘Paddy co Ty robisz?’ Zastanowiłem się nad moim życiem, oddałem je w ręce Matki Boskiej, by mnie prowadziła. Zmieniłem się, wyciszyłem.”
O: „A gdzie w tym była Brenda?”
P: „No właśnie, ona została. Zrozumiałem, że bardzo ją raniłem i chciałem jej to wynagrodzić. Przyzwyczaiłem się do tego, że zawsze jest obok, że zawsze mi pomoże. Potem zacząłem zastanawiać się nad zakonem, ona próbowała wpłynąć na mnie, ale ja czułem, że decyzja o zakonie jest słuszna. Teraz sama wiesz jaki jestem, popełniam błędy, ale tamto zachowanie prowadziło mnie do destrukcji. Mojej destrukcji. Nie mogłem, nie chciałem tak żyć.”
Cały czas milczałam.
P: „Ola, powiedz coś.”
O: „Nobody’s perfect.”
P: „Zszokowałem Cię?” – Paddy miał nietęgą minę. Ja wzięłam wdech zanim odpowiedziałam.
O: „Tak, trochę tak. Ale dobrze, że mi to opowiedziałeś. Każdy popełnia błędy, Ty też popełniłeś. Ale w porę się ocknąłeś. Chyba to jednak dobrze, że poszedłeś do tego zakonu, prawda?”
P: „Bardzo dobrze! Tam stałem się innym człowiekiem, bo jakbym żył tak jak wcześniej, to nie wiem jakby się to skończyło. A opowiadałem Ci jak to się stało, że ściąłem włosy?”
O: „Nie.”
P: „Szykowałem się do zakonu. Pierwszą decyzją było ścięcie włosów, chciałem zamknąć okres zbuntowanego chłopaka. Zrobiłem to, było mi bardzo żal, ale taką podjąłem decyzję. Widziałaś efekt i reakcję?”
O: „Tak, znalazłam na forum, była różna. A Brenda jak zareagowała?”
P: „Wiesz, ona nauczyła się nie komentować moich zachowań. To było dziwne, ale ona w ogóle ani mnie nie krytykowała ani nic nie mówiła. Teraz wiem, że miała obsesję i była, a może nadal jest chora. Joey mi niedawno powiedział, że jak już byłem w zakonie, ona zadzwoniła do Patricii mówiąc, że się zabije. Pojechali do niej razem i Joey o mało zawału nie dostał, wszędzie były moje zdjęcia. Przerażające.”
O: „Dokładnie, przerażające. Ale o tym akurat wiem. Dziwi mnie to, że ona tyle lat czekała na Ciebie, który… hmm… no nie byłeś zbyt fajny wtedy.”
P: „No wiem. Sam się dziwię, na początku nie byłem dla niej miły, dużo później się zmieniłem. Może ona dlatego czekała? Sam nie wiem. To nie jest normalne, ale chociażby przez to, że ona tyle cierpiała, to nie chciałem tego tak zostawić tylko wyjaśnić.”
O: „No nie jest normalne, ale wiesz Joey, Angelo, a nawet Ann mi mówili, że z nią jest coś nie tak i mieli rację.”
P: „A wiesz jak się czułem po tym wszystkim, co się stało? Nie dość, że zrobiłem z siebie idiotę, zraniłem Ciebie, to na koniec Ann dostała. Byłem wściekły i zastanawiałem się, czy Joey mnie za to nie zabije, ale on był przerażony. Na drugi dzień miałem siniaka pod okiem, Angelo myślał, że to robota Joe.”
O: „Angelo o wszystkim wiedział, więc może dlatego pomyślał, że to Joey. On bardzo pomógł w tej sytuacji, wiele mi tłumaczył i był przyjacielem.”
P: „No wiem. Mnie pomogła Ann. Nie chcę już nigdy więcej czegoś takiego przeżywać. A Ty? Po tym wszystkim, co Ci powiedziałem nie zmieniłaś o mnie zdania?”
O: „Może cała ta prawda jest straszna, ale to lepsze wiedzieć niż się dowiedzieć od kogoś innego. A co nieco na ten temat wyczytałam na forum, więc teraz już więcej rozumiem. Zastanawiałam się nad tym parę razy, ale nie chciałam pytać.”
P: „Na forum? Aaa… Plotki chodziły, że aniołkiem nie byłem, ale nigdy nie było potwierdzeń ani zaprzeczeń z naszej strony. Teraz czuję się jak po spowiedzi, ale to dobrze. Znasz i moją przeszłość. Byłem głupkiem.”
O: „Byłeś. Wtedy bym się w Tobie nie zakochała.”
P: „Domyślam się. Całe szczęście, że nie poznaliśmy się w tamtym okresie. Byłem mega głupkiem.”
O: „Przez grzeczność nie zaprzeczę.”

Do momentu mojego odlotu nie wracaliśmy już do tej sprawy. Tym razem Paddy odprowadził mnie do bramki, ale na szczęście Brendy nie było w pobliżu. Zatrzymałam się w Warszawie u rodziców, musiałam opowiedzieć wszystko Magdzie i mamie. Były w szoku, myślały, że takie rzeczy dzieją się tylko w telenowelach. Mama się zmartwiła i pytała czy mimo wszystko jestem pewna, że chcę być z Patrickiem. Zastanowiłam się kilka sekund i powiedziałam, że nie wyobrażam sobie teraz, ze mielibyśmy się rozstać i żyć osobno. Brr…

Przez szereg zadań w pracy nawet się nie obejrzałam jak nadszedł piątek. Jakoś wcale nie myślałam o Brendzie. Spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy na łajbę i pojechałam do Michała. Znieśliśmy resztę z jego strychu. Oczywiście wtajemniczyłam go w sprawę z Brendą. Był zdania, że muszę być przygotowana na podobne akcje nie tylko z jej strony. Zbaraniałam. Przypomniał mi o drobnym szczególe, że Paddy jest osobą publiczną. W mniejszym stopniu niż kiedyś, ale jednak. Że może się zdarzyć, że jakaś stuknięta fanka wymyśli historię, puści ją w internet i będzie problem. O tym nie pomyślałam. Michał mówił to z troski, chciał, abym była na to przygotowana. Pogadaliśmy z jego mamą gadułą i poszliśmy spać. W sobotę obudziliśmy się koło 8, zjedliśmy śniadanie i Michał prowadził auto z łajbą na przyczepie. Patrick pisał, że go nie będzie, ale myślałam, że zrobi mi niespodziankę i jednak przyjedzie. O 11 byliśmy już na wodzie przy kei, a o 12.30 łajba była już otaklowana i wszystkie graty poukładane. Obiad zjedliśmy u dziadka i po nim wypłynęliśmy na wodę, żeby Michał sprawdził silnik. Była totalna flauta, więc na żagle nie było szans. Bujaliśmy się więc niedaleko portu, Michał działał przy silniku, a ja robiłam drinki. Nikogo prawie nie było na wodzie. Ok. 16 lekko ubawieni wracaliśmy do portu, bo miała przyjechać Magda, a Michał powiedział, że ktoś nam macha z brzegu. Zobaczyłam Magdę i krzyknęłam, że już robię dla niej drinka. Magda z Michałem zaczęli się głośno śmiać i patrzyli na mnie, a ja nie wiedziałam, o co chodzi i patrzyłam zdziwiona. Odezwał się Michał:

Mc: „Dwa drinki rób pierdoło!”
O: „Ale ja jeszcze mam.”
Mc: „Ale może Patrick też by się napił?”
O: „Patrick?” – dopiero go zauważyłam zanoszącego się od śmiechu parę kroków od Magdy. Uśmiechnęłam się i przesłałam buziaka.
O: „I knew that you’d come.”
P:  “Really? So why are you so shocked.”
O: “Because I forgot about that fact.”
P: “Crazy!”
O: “As usual.”

czwartek, 25 września 2014

167. Ola – maj 2011



O: „Czego chcesz?”
Br: „Porozmawiać.”
O: „Nie sądzę, żebyśmy miały o czym. Powiedziałam, co chciałam przy naszym poprzednim spotkaniu i miałam nadzieję, że będzie ono ostatnie i zostawisz nas w spokoju.”
Br: „Nie mogę.”
O: „Dlaczego?”
Br: „Chodzi o Paddiego.”
O: „To akurat wiem.”
Br: „Jesteś bardzo pewna siebie, ale chyba zaraz Ci mina zrzednie. A on? Niby taki bogobojny i święty, po zakonie, niby nie kłamie, a Ty mu wierzysz we wszystko? I ufasz mu tak bezgranicznie?"
O: „Nie rozumiem."
Br: „Zobacz, to jest zdjęcie z usg, moje, jestem w ciąży, a Paddy jest ojcem. Tylko z nim ostatnio byłam. A data zapłodnienia 1 lutego."
Patrzyłam się na kartkę i nie mogłam w to uwierzyć. Wiedziałam, że jest zdolna do wielu rzeczy, ale żeby coś takiego?
Br: „Dlatego proszę Cię, zostaw go. Zostaw go, bo teraz ja go bardziej potrzebuję niż Ty, a dziecko potrzebuje ojca.”
O: „Nie wierzę Ci.”
Br: „No tak, bo Ty z pewnością znasz go lepiej niż ja. Byliśmy ze sobą 2 lata, znaliśmy się jeszcze dłużej. On nigdy nie był święty i nie zawsze można było mu wierzyć.”
O: „Nie chcę tego słuchać! Po co Ty to robisz? Sama nie możesz go mieć, to innym nie chcesz dać, jak pies ogrodnika.”
Br: „Niestety, to jest sama prawda. Mnie też to dziecko nie jest na rękę w obecnej chwili, ale nie usunę go i Paddy czy tego chce czy nie będzie ojcem.”
O: „Nie no, to jest jakaś farsa.” - Wyciągnęłam telefon z torebki i wybrałam numer Patricka – „Dzwonię po niego, niech przyjedzie, trzeba to skończyć raz na zawsze. Halo, przyjedź na lotnisko i to natychmiast, jestem w hali przy tym małym bistro.”
P: „Stało się coś?”
O: „Tak, przyjedź jak najszybciej.” – rozłączyłam się.
Br: „No i po co go ściągasz? Myślisz, że pomyśli teraz racjonalnie i wybierze Ciebie? A nawet jakby, to jak sobie przemyśli, to wybierze mnie. Jego wiara nie pozwoli na to, żeby dziecko chowało się bez ojca.”
O: „Czy Ty w ogóle siebie słyszysz? Co Ty dziewczyno bredzisz?”
Br: „Załatwiaj sobie to z nim beze mnie.”
O: „Chyba żartujesz?” – chwyciłam ją za łokieć, ale się wyrwała.
Br: „Nie żartuję, zobaczysz, będzie chciał, żeby dziecko miało i matkę i ojca.” – powiedziała to, podniosła się z krzesła i wyszła.
Zostałam sama, szumiało mi w głowie, nie słyszałam niczego obok mnie. Trzymałam w ręku ten papier z usg i myślałam, że gram w jakimś kiepskim filmie, ba! W jakiejś telenoweli wenezuelskiej! To po prostu przechodziło moje pojęcie, jak można w taki sposób próbować odzyskać faceta? Do jakich czynów ona się posuwa? A jeśli ma rację? Jeśli on z nią spał? Ale przecież mówił, że nie, nie okłamałby mnie. Powiedział prawdę. Obraz zaczął mi latać przed oczami, nie miałam siły wykonać jakiegokolwiek ruchu. Dopiero, gdy Patrick wziął mnie za ramiona i potrząsnął, to się ocknęłam. Był zdyszany, pewnie biegł od samochodu. Patrzył na mnie przerażonym wzrokiem.
P: „My Godness, Ola, co się stało?”
Machnęłam mu tylko kartką przed oczami, wziął ją ode mnie, pobladł, ale chyba nie bardziej niż ja.
P: „Co to jest?”
O: „Dostałam to przed chwilą od Brendy.”
P: „Co?”
O: „Podobno jesteś ojcem.” – Paddy wybałuszył oczy ze zdziwienia i aż przysiadł na krześle. Przeczesał włosy.
P: „Bzdura. Chyba jej nie uwierzyłaś?” – popatrzył na mnie z trwogą – „Ola, nie wierzysz w to, prawda?”
O: „Ja już sama nie wiem, w co wierzę.” - podniosłam się, ale ledwo trzymałam się na nogach. Paddy podtrzymał mnie za łokieć i przytulił, a ja stałam jak marionetka. – „Zabierz mnie stąd.”
P: „Chodź, jedziemy do domu.” – wziął moją walizkę, torebkę i mnie za rękę.
W samochodzie milczeliśmy. Dopiero pod blokiem uświadomiłam sobie, że przegapiłam samolot i będę musiała brać urlop na żądanie. Ale mało mnie to obchodziło. Patrick patrzył na mnie z trwogą czy i tym razem nie będę chciała jechać do Ani, ale nie miałam takiego pomysłu. Tym razem potrzebowałam Patricka. Nagle jego wzrok zatrzymał się na samochodzie po drugiej stronie ulicy. Przeklął.
P: „Ola, proszę Cię, zostań chwilę w samochodzie.”
O: „O nie…” – powiedziałam zauważając Brendę.
P: „Proszę Cię, nie wysiadaj, chcę to doprowadzić do końca.” – machnęłam tylko ręką, żeby szedł. Pocałował mnie w czoło i wyszedł z auta. Zapukał w szybę, ale Brenda chyba nie spodziewała się, że Paddy wróci pod dom ze mną i nie chciała wysiąść.
P: „Otwórz i wysiądź!”
P: „Słyszysz, co powiedziałem?” – wysiadła, ale minę miała przestraszoną bardziej niż butną.
P: „A teraz powiedz mi prosto w twarz to, co powiedziałaś mojej dziewczynie.”
Br: „Ale Paddy, ja… ja…”
P: „Co? Wiatropylna jesteś? A może spróbujesz wrobić kogoś innego, bo ja z Tobą nie spałem.”
Br: „Ja myślałam, że…”
P: „To źle myślałaś! Ostrzegam Cię po raz ostatni i mówię całkowicie poważnie. Jeden Twój ruch w moją lub Oli stronę, a spotkamy się w sądzie. Nie żartuję! Zostaw nas wreszcie w spokoju!” – odwrócił się na pięcie, wziął z bagażnika moją walizkę, otworzył mi drzwi, objął troskliwie ramieniem i weszliśmy do klatki. Wjechaliśmy windą, usiadłam od razu na sofie, Paddy bez słowa podał mi szklankę soku.
P: „Nie wierzysz jej, prawda?” – aż się wzdrygnęłam, gdy się odezwał. Popatrzyłam w jego oczy i wiedziałam, że Brenda kłamała.
O: „Nie wierzę.”
P: „Dzięki Bogu.” – odetchnął z ulgą, przeczesał włosy, przyciągnął mnie do siebie. Nie płakałam, nie złościłam się, milczałam. Położyłam głowę na jego kolanach, głaskał mnie po włosach. W końcu spytałam, czego ona od nas chce, czy zostawi nas w spokoju, żebyśmy mogli normalnie żyć. Paddy sam nie wiedział, co o tym myśleć, nie przypuszczał, że jej się coś w głowie poprzestawiało. W zakonie nie miał z nią kontaktu, nie miał powodów by o niej myśleć, nie wiedział, co się z nią dzieje. Nie był w stanie wytłumaczyć jej zachowania. Teraz przegięła i on tego tak nie zostawi. Dał jej ostatnie ostrzeżenie, a jak to nie poskutkuje, to założy sprawę o nękanie. Nie pozwoli jej mnie skrzywdzić. Milczałam, słuchałam, co mówi Paddy. Streścił mi wszystko, co mówił do niej, ale ona była w szoku i niewiele mówiła.  Otworzył laptopa, aby kupić mi bilet, mówił, że to przez niego opuściłam samolot, kiwnęłam tylko potakująco głową nie zaprzątając sobie tym myśli. Było mi wszystko jedno. Lot był o 17, więc mieliśmy prawie całą dobę dla siebie. Cały czas miałam głowę na jego kolanach. Zamknął komputer i rzekł:
P: „W pierwszej chwili pomyślałem, że to Ty jesteś w ciąży, ale bałaś mi się powiedzieć. A ja przecież bym się ucieszył.”
O: „Co? Ja? Oszalałeś?”
P: „To było pierwsze, co mi przyszło na myśl.”
Byłam wyczerpana psychicznie, więc powiedziałam, że chciałabym się już położyć i poszłam pod prysznic. Zasnęłam nim Paddy wrócił z łazienki. Za to obudziłam się pierwsza, zrobiłam śniadanie i chciałam zapytać o coś, co mnie dręczyło od wczoraj.
O: „Paddy, jedna sprawa nie daje mi od wczoraj spokoju.”
P: „Tak?”
O: „Brenda powiedziała, że znała Cię dłużej i przed zakonem nie byłeś święty i że nie zawsze można było Ci ufać.” – na to Paddy zrobił dziwną minę, przeczesał włosy.
P: „No i niestety tu miała rację.”
O: „Powiesz mi, co miała na myśli?”
P: „Nie jestem pewien czy chcesz tego słuchać.”
O: „Powiedz mi.” – minęła dłuższa chwila nim zaczął mówić.

poniedziałek, 22 września 2014

166. Ania, Ola – maj 2011

Ania

Wieczorem wróciliśmy do domu i oglądaliśmy razem próbki farb. Ustaliliśmy kolor ścian w korytarzu, salonie i pokoju dla gości. Zapisałam wszystko na kartce, bo to były ważne informacje. Poszliśmy spać dość późno, a rano Joey zrobił nam śniadanie, które jedliśmy karmiąc się nawzajem. Wiedząc, że Joey ma dużo pracy zajęliśmy się dalej planowaniem, co w domu. Udało nam się jeszcze ustalić, że łazienka na dole będzie kremowa, a na górze fioletowa oczywiście z białym, a kuchnia waniliowo - zielona. Nie mogliśmy zdecydować się, co z naszą sypialnią, jaki będzie miała kolor, ale stwierdziliśmy, że nic na siłę. Około 13 zadzwoniła Tanja i zapytała czy możemy zabrać do siebie Leona, bo on od rana o to prosi i ona ma dość. Bez zbędnych dyskusji pojechaliśmy po niego. Tam zostaliśmy zaproszeni na herbatę, ale długo nie byliśmy. Pojechaliśmy do parku, gdzie mały bawił się na placu zabaw i wieczorem pojechaliśmy do domu na kolację.

Ola

Rano miałam lepszy nastrój i nie chciałam go sobie psuć. Patrick powiedział, że na dzisiaj też zaplanował małą wycieczkę, ale spytał czy mam ochotę. Miałam, więc Paddy powiedział, żebym się spakowała, bo wrócimy dopiero jutro. Całkiem już humor mi się poprawił, więc szybko wrzuciłam rzeczy do torby podanej mi przez Patricka, on wyciągnął spakowaną już torbę z szafy i zapakowaliśmy się do Avena. Włączyłam muzykę i podrygiwałam sobie w rytm, a Paddy nawet podśpiewywał. Nie chciał powiedzieć, gdzie jedziemy, ale obiecał, że będzie fajnie. Po godzinie gnania autostradą skręciliśmy w lewo, po 15 minutach znaleźliśmy się już na polnych drogach, wjechaliśmy do lasu i zatrzymaliśmy się pod drewnianym domkiem. Paddy zerkał na mnie, aby zobaczyć moją minę, a raczej uśmiech od ucha do ucha.
P: „No. To jesteśmy.”
O: „Właśnie widzę. Ale tu pięknie.” – wyszłam z auta i przeciągnęłam się. Słońce przebijało przez liście drzew.
P: „Tylko my i natura. I żadnych sąsiadów.”
O: „Super pomysł! Ty to jesteś wariat! Ale tego było mi trzeba. Dziękuję.”
P: „Proszę bardzo.” – uśmiechnął się jakoś tajemniczo, ale myślałam, że może mi się zdawało.
Z bagażnika wyciągnął kosz turystyczny z jedzeniem i gitarę i jak zobaczył moje zdziwienie, to powiedział, że zniósł do auta, jak ja jeszcze słodko spałam. Otworzył drzwi i powiedział, żebyśmy weszli zwiedzić. Domek był z poddaszem, na parterze znajdowała się kuchnia i salon, a raczej salonik z kominkiem, z niego wchodziło się do malutkiego wc. Na górę prowadziły drewniane schody, a tam były dwie małe sypialnie i łazienka. Wszystko w drewnie, tak naturalnie, podłoga trzeszczała gdzie niegdzie, ale tak miło trzeszczała, nie wnerwiająco. W sypialniach było po jednym łóżku, po jednej starej szafie i po jednej szafce nocnej z lampką. Prawie identycznie. W łazience była wanna, więc stwierdziłam, że chętnie sobie w niej wieczorem poleżę. Kuchnia była wyposażona w małą lodówkę, zlew i szafki, ale nie było naczyń. W salonie kominek i drewka obok – miałam nadzieję, że odpalimy wieczorem, bo noce jeszcze były chłodne, zwłaszcza w lesie. Oprócz tego mała sofa i mała, drewniana ława. Zauważyłam, że jest taras, wyszliśmy drzwiami z salonu i o mało nie krzyknęłam, bo przede mną był widok na jezioro, był nawet pomost i łódka wiosłowa na brzegu. Od razu pobiegłam tam, weszłam na pomost, sprawdziłam czy ciepła woda, Paddy przyszedł za mną, więc wyściskałam go i wycałowałam po twarzy. Widziałam, że jest szczęśliwy. Szczęśliwy, że zrobił mi niespodziankę, która mi się podoba. Byłam zachwycona. Zwłaszcza, że teraz potrzebny był nam taki czas tylko dla siebie. I pierwszą rzeczą, którą zrobiłam było napisanie do Magdy, że Paddy jest fantastyczny i jestem teraz w drewnianym domku w lesie nad jeziorem i że wyłączam telefon, co też uczyniłam po chwili, jak Magda odpisała mi życzenia udanej zabawy. Paddy nastawił wodę na herbatę i zaczął wypakowywać koszyk z jedzeniem. Nie wiedział czy będą tu naczynia, więc wziął plastikowe na wszelki wypadek i jak się okazało całkiem słusznie. Usiedliśmy na krzesłach plastikowych na tarasie przy plastikowym stole. Skwitowałam, że powinny tu być wiklinowe krzesła i wiklinowy stół. Paddy uśmiechnął się. Czułam, że coś kombinuje, ale nie pytałam, żeby nie zepsuć mu planów. Po herbacie poszliśmy na spacer, żeby poznać okolicę. Nawet ściągnęliśmy bluzy, tak było ciepło. Faktycznie wokół nie było żywej duszy, a ścieżka nad jeziorem była słabo wytyczona i zarośnięta. Rozmawialiśmy o wszystkim, ja dziękowałam za taką świetną niespodziankę i pytałam czy jeszcze tu przyjedziemy, Paddy opowiadał o tym, jak przygotowuje się do koncertów i że wziął gitarę, żeby mi zagrać. A ja o mały włos bym się wygadała, że robię prawo jazdy na motor, ale ugryzłam się w język, bo może kiedyś będę mogła zrobić mu niespodziankę. Obojgu podobało się to miejsce, gdzie byliśmy właściwie tylko ze sobą w ciszy i spokoju. Po paru godzinach wróciliśmy głodni jak wilki, odgrzaliśmy obiad przywieziony przez Patricka i usiedliśmy na tarasie. Zrobiło się chłodniej, bo słońce schowało się za drzewami. Zadzwonił telefon Patricka, zrobił minę świadczącą o tym, że musi odebrać. Rozmawiał po niemiecku, spojrzał na zegarek, na mnie, przeczesał włosy. Był bardzo poważny. Aż spytałam jak skończył czy wszystko w porządku, odpowiedział, że tak, ale niestety za godzinę będziemy mieli gościa, bo musi załatwić pewną sprawę. Powiedziałam, że szkoda, bo podoba mi się nasza samotność we dwoje, on przeprosił i powiedział, że odbijemy sobie, jak gość pojedzie, bo nie mógł tego załatwić inaczej. Gość przyjechał punktualnie, Paddy mnie przedstawił, usiedliśmy w salonie, gość wyciągnął jakieś papiery i zajadle dyskutowali. Powiedziałam, że i tak nic nie rozumiem, więc przeproszę i pójdę wziąć kąpiel. Zeszło mi się z szykowaniem kąpieli, bo woda leciała bardzo wolno. Zanurzyłam się dosłownie na 10 min gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwi, warkot samochodu, drugie trzaśnięcie i kroki Patricka na górę. Zapukał cicho do łazienki.
P: „Kochanie, jesteś tam?”
O: „Nie ma mnie.” – zaśmiałam się.
P: „Ola, eee, mogę wejść?”
Zaskoczył mnie tym pytaniem, ale że miałam pełno piany, to się zgodziłam. Paddy usiadł nieśmiało na sedesie. Nie czułam się skrępowana, bo nic nie widział.
P: „Przepraszam, nie mogłem dłużej czekać. Muszę Ci coś pokazać.”
Zamachał mi papierem przed nosem. Uśmiech miał od ucha do ucha i rumieńce na policzkach. Zatrzymał papier na wysokości mojego wzroku i czekał na reakcję. Jedyne, co zrozumiałam, to Michael Patrick Kelly i adres.
O: „Paddy! Ja całkiem zapomniałam, że Ty masz na pierwsze imię Michael.” – trochę go to zbiło z tropu.
P: „Ja nie o tym. Wiesz, co to jest?” – znowu zamachał papierem, a ja się zirytowałam.
O: „Skąd mam wiedzieć? Przecież to po niemiecku.”
P: „A, tak, racja! To jest umowa kupna.”
O: „Fajnie, a czego?”
P: „Tego!” – Paddy zatoczył okrąg ręką. – „Mówiłaś, że Ci się tutaj podoba, mi też, więc…”
O: „Zaraz, zaraz… Chcesz mi powiedzieć, że…”
P: „…kupiłem ten domek!”
Usiadłam z wrażenia ochlapując go wodą, ale że jego wzrok spoczął poniżej mojej szyi, to schowałam się z powrotem.
O: „Nabierasz mnie.”
P: „Nie! Miałem taki zamysł wcześniej, ale najpierw chciałem zobaczyć, jak on wygląda. Zadzwonił handlowiec, powiedziałem, że się decyduję i voila.”
O: „Aaa!” – krzyknęłam z zachwytu – „I mówisz mi to teraz, kiedy nie mogę Cię przytulić?”
P: „No to chwilka. Odłożę tylko dokument i zaraz do Ciebie dołączę.” – wyszedł ściągając w między czasie koszulkę, a ja krzyknęłam jedyne, co mi przyszło do głowy. „Weź ręcznik.” No jak jakaś ułomna! Przyszedł w samych bokserkach, z ręcznikiem na szyi.
O: „Ty tak na poważnie?”
P: „Uhm…” – usiadł na skraju wanny – „Jeśli zrobisz mi miejsce.”
Sytuacja się napięła, bo po pierwsze ja bym musiała usiąść, a po drugie on musiałby ściągnąć bokserki. Czułam, że na mnie patrzy, ale ja z kolei miałam wzrok na pianie. Po chwili wciągnęłam go po prostu do wanny rozchlapując wszędzie wodę. Dopiero wtedy udało nam się przełamać wstyd, bo co innego pozbywać się ubrań przed zbliżeniem, a co innego świadomie patrzeć na siebie nago. Siedzieliśmy w tej kąpieli z godzinę dolewając tylko ciepłą wodę i próbując się jakoś zmieścić, bo wanna nie była przystosowana na dwie osoby. To było nowe doznanie, wcześniej nie było takiej sytuacji między nami. Myłam mu włosy i strasznie krzyczał jak mu niechcący zalałam oczy szamponem. Ogólnie było wesoło, ale zaczęliśmy marznąć, więc wyszliśmy. Zrobiliśmy to w jednej chwili, żeby nie było, że ktoś musi pierwszy i znowu rozchlapaliśmy mnóstwo wody. Podczas wycierania się nawzajem ręcznikami zaczęliśmy się całować i spędziliśmy jeszcze trochę czasu w łazience na innych czynnościach. Potem ja suszyłam włosy, a Paddy rozpalił w kominku. Przyniosłam koc, więc zawinięci w niego siedzieliśmy jeszcze na tej kanapie do północy rozmawiając i gapiąc się w ogień.
Drugiego dnia zwiedziliśmy okolicę, ale poszliśmy w przeciwną stronę niż poprzednio. Też znaleźliśmy jedynie ciszę i spokój. Żal było wyjeżdżać, ale musieliśmy, żebym zdążyła na samolot. Po drodze był szybki obiad, pakowanie u Patricka w domu i pędem na lotnisko. Paddy powiedział, że tym razem jeszcze mnie nie odprowadzi, ale kolejnym na pewno już to uczyni. Pożegnaliśmy się więc w samochodzie i do hali poszłam sama. Zapowiedzieli 20 minutowe opóźnienie, więc usiadłam w bistro. Ktoś zapytał po angielsku czy może usiąść, przytaknęłam, a jak podniosłam oczy, to krew odpłynęła mi z twarzy, bo była to Brenda. Patrzyła się na mnie przenikliwie. W jednej chwili przybrałam odpowiednią pozę i spytałam oschle:
O: „Czego chcesz?”