środa, 30 kwietnia 2014

108. Ania – grudzień 2010



Nie widziałam Josepha już od trzech tygodni, bardzo tęskniłam. Rozmawialiśmy przez telefon czy skypa, ale to było mało i dla mnie i dla niego. Opowiadał mi o wszystkim, co robi, a miał tego sporo. Mówiłam mu, że za dużo wziął sobie na głowę, ale powiedział, że da radę, a odpocznie jak będzie te cztery dni u mnie. Jak dla mnie przesadzał z licznymi obowiązkami, bo na weekendy chłopcy do niego przyjeżdżali, pojawiał się ciągle w niemieckiej TV lub Radio. Był oczywiście sport i muzyka. Wszystko musiało być dograne, zapisane w kalendarzu. Podziwiałam go za to, że potrafił się tak zorganizować. Pytałam, po co to wszystko, po co tyle na siebie wziął i cały czas pracuje. Nie odpowiadał mi, powiedział tylko, że się dowiem w odpowiednim czasie. Wiedząc już od listopada, że do mnie przyjedzie dorobiłam klucze i dałam mu je w Dreźnie. Miał przyjechać w sobotę rano, a pojechać we wtorek po południu. Spałam sobie smacznie w sobotę, była godzina 4 rano i coś mnie przebudziło, jakiś ruch. Otworzyłam oczy, a to właśnie Joseph wchodził na antresolę. Podszedł do mnie i dał mi buziaka, powiedział, że jest zmęczony, bo przyjechał autem. Poszedł pod prysznic i przyszedł do łóżka. Około 10 obudziłam się i już nie pamiętając, że Joey przyjechał, zdziwiłam się widząc go. Bardzo się ucieszyłam, że przyjechał tak z zaskoczenia. Miło było znowu obudzić się obok niego. Wstałam cichutko. Pokręciłam się chwilę po mieszkaniu, a potem poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kawę oraz pyszne śniadanie dla nas. Będąc w kuchni usłyszałam, że w kurtce Josepha dzwoni telefon, więc wyciągnęłam go i zobaczyłam, że dzwoni Paddy, dlatego odebrałam bez skrępowania.

A: „Hallo. Cześć Paddy.”
P: „Hej Ann. No to już wiem, że Joey dojechał, skoro Ty odbierasz.”
A: „ Tak, dojechał i jeszcze śpi, obudzić go?”
P: „Nie. Ja tylko zastanawiałem się czy dojechał, ale jak tak, to ok, a my zobaczymy się na Sylwestra.”
A: „No tak, a to całkiem niedługo. Życzę Ci Wesołych Świąt.”
P: „Dzięki. Ja Tobie również, szkoda, że Oli nie będzie na Święta ze mną, ale mam nadzieję, że za rok będzie już inaczej.”
A: „Na pewno.”
P: „Ok. Bawcie się dobrze i do zobaczenia.”
A: „Dziękuję. Pa.”

Poszłam cichutko zobaczyć czy Joey nadal śpi, ale spał smacznie, więc telefon go nie obudził. Był naprawdę zmęczony. Na 15 mieliśmy zaproszenie do mojej siostry, a tam miała być też mama i druga siostra. Opowiadałam im o Josephie i wszyscy chcieli go poznać. Jeszcze mu o tym nie powiedziałam, więc będzie to dla niego zaskoczenie. Usłyszałam, że się obudził i poszłam po schodach na antresolę, gdzie miałam sypialnię. Leżał sobie na łóżku. Uśmiechnął się do mnie tak, że aż mi zbrakło tchu. Wiedziałam, o czym pomyślał, ale było to niemożliwe, ponieważ musieliśmy przecież wyjść. Powiedziałam.

A: „Dzień dobry kochanie. Nie patrz tak na mnie. Od razu mówię, nic z tego.”
J: „Dzień dobry skarbie. A skąd wiesz, o czym pomyślałem?”
A: „Widzę po Twoim uśmiechu i spojrzeniu. Niestety na razie nic z tego, bo... mamy zaproszenie do mojej siostry, będzie moja mama. Wszyscy chcą Cię poznać.”
J: „Kiedy idziemy? Bo może zdążymy...”
A: „Nic z tego, jest już 11:30, a idziemy na 15.”
J: „Dalibyśmy radę.”- uśmiechnął się figlarnie i mrugnął do mnie okiem. – „Już to sprawdziliśmy…”
A: „Joey, będzie czas na to wieczorem. Jakoś wytrzymasz.”
J: „Wytrzymam, ale chciałem spróbować. Może udałoby mi się Cię przekonać.”
A: „Haha! Dobry żart. Nie przywitałeś się ze mną.”
J: „Jak to nie. Jak tylko przyjechałem dostałaś buziaka.”
A: „Nie pamiętam, spałam. Przywitaj się jeszcze raz.”
J: „A jak nie?”
A: „No nie bądź taki.”

107. Ola – grudzień 2010



Za niecały tydzień Patrick napisał, że ma ten wywiad w TV i się denerwuje, no to i ja się denerwowałam razem z nim. Zadzwonił po wszystkim, oczywiście padło pytanie o tą Warszawę, ale odpowiedział, że tam mieszka ktoś ważny dla niego, dlatego tam jeździ. Zrobiło mi się szalenie miło, ale stwierdziłam, że muszę obejrzeć to sama. Dzień później był już w niemieckiej TV i oczywiście na forum. W momencie, kiedy mówił o tej ważnej osobie, to po jego minie trudno się nie domyśleć, że chodzi o kobietę. No mógł się opanować. Napisałam mu to, a on odpisał: „Mi jest się trudno skupić, jak o Tobie myślę, a co dopiero, jak mówię. To nie takie łatwe, jak Cię pytają. Ty chcesz krzyczeć całemu światu, że jesteś zakochany, a nie możesz i musisz się hamować.” No i rację miał, bo ja też kiedy o nim myślałam lub mówiłam miałam banana na twarzy.

wtorek, 29 kwietnia 2014

106. Ania – grudzień 2010



Jak jechałyśmy do Wrocławia rozmawiałyśmy z Olą o koncercie i o Jimie. Cały czas zastanawiałam się, dlaczego Jimmy mnie nie lubi i nie znalazłam odpowiedzi. Pomyślałam sobie, że on po prostu wymyślił sobie, że jestem taka jak Tanja i skrzywdzę Josepha. Było to trochę nielogiczne, ale jednocześnie jedyne wyjaśnienie. Ola nie wiedziała i nie rozumiała tego jego zachowania. Fajnie było mieć kogoś, kto rozumiał moje obawy. Mogłam rozmawiać o tym z Joey’em, ale wiedziałam, że jego to też denerwuje i boli. To był jego brat i przede wszystkim, to właśnie Joey’a to dotykało. Ja z Jimem na razie nie miałam nic wspólnego. Dobrze, że nie musiałam zawracać głowy Josephowi tym problemem, tylko zwrócić się z tym do Oli. Z nią było mi łatwiej pogadać, ponieważ jak to ujęła w którymś z maili „jechałyśmy na tym samym wózku” poza tym też dopiero stawiała pierwsze kroki w rodzince. Opowiedziałam jej również, że „rozmawiałam” z Jimmy’m w listopadzie przez telefon. Nawet doszłyśmy do wniosku, że teraz dlatego mnie ignorował, ponieważ z tego co mi mówił Joey, Jim obiecał, że się jakoś będzie zachowywał w stosunku do mnie. Rozmawiałyśmy o fankach i o oświadczeniu Paddyego dla nich. Na razie cieszyłam się tylko z tego, że jeszcze nas nie wyśledziły. Ważne było też to, że nie wiedziały skąd jesteśmy i tu chodziło przede wszystkim o Olę. Potem może nie być tak wesoło, może nie tak dla mnie, jak dla Oli. Tego się bałam i chciałam być oparciem takim, jak ona była dla mnie. Przecież już dwukrotnie mi pomogła. W połowie drogi zrobiłyśmy sobie przerwę i poszłyśmy na kawę. Siedząc przy stoliku zamyśliłam się.

O: „Ziemia do Ani, halo, Ania?”
A: „Co? Ojej, przepraszam, zamyśliłam się.”
O: „Właśnie widzę. Coś Cię gryzie?”
A: „Ach, jest kilka spraw: Jim, ale to wszystko mam nadzieję się poukłada, druga sprawa to Tanja i dzieciaki, ale tu nie mam nic do powiedzenia, a trzecia sprawa. Hm… Jest coś, co mnie męczy, coś co też słyszałaś od Joeya.”
O: „Co takiego? Mogę Ci jakoś pomóc?”
A: „Trudno coś zrobić, bo to ja muszę uporać się z zazdrością. Ale możesz mnie wysłuchać.”
O: „Oooo mogę, pewnie, że mogę. Jesteś zazdrosna o Tanję?”
A: „Jakbym o nią była zazdrosna, to pewnie byłoby to zrozumiałe. Pamiętasz jak przyszliście do nas na obiad?”
O: „Pewnie, że pamiętam, fajnie było.”
A: „No tak. Pamiętasz, co Joey powiedział o  fankach i co zrobił, nim mnie poznał.”
O: „Ojej, o to chodzi? Wiem, wiem, spytałam Paddyego i mi opowiedział.”
A: „Wczoraj ja spytałam Joeya, chciałam wiedzieć, bo tu chodziło o fanki i seks z nimi.”
O: „Ale Ania, to było przed Tobą. Myślę, że to nie było ważne.”
A: „On też tak mówi, że to był tylko seks i ja zdaję sobie z tego sprawę. Był wtedy smutny, załamany, zdradzony, ale Ola to były fanki. Dlaczego właśnie one?”
O: „I to Cię właśnie zabolało?”
A: „Tak. Staram sobie z tym poradzić i myślę, że się uda, ale cholera nawet on nie potrafił mi powiedzieć ‘dlaczego fanki’. Cholera no! Niektóre są nieobliczalne i mogą zechcieć jeszcze. Chociaż on zapewnia, że nawet jak go namawiały, to odmówił. Jak powiedział, bo głowa bolała.”
O: „Co powiedział? Hahaha cały Joey. A jeśli chodzi o fanki, to chyba zdawały sobie sprawę, że nic z tego nie będzie, że to jednorazowe.”
A: „No o takie szczegóły już go nie pytałam, czy mówił im o tym. Boję się, że któraś to kiedyś powie czy napisze, że wtedy będzie mi smutno, a my na tym stracimy. Wiesz, o czym mówię?”
O: „Wiem, ale wiesz, trochę czasu minęło, a nic się nie stało. Myślę, że już nic się nie zdarzy w tym temacie, że będzie ok.”
A: „Mam nadzieję. Ja wszystko wiem i wszystko rozumiem, ale… cholera. Nie, no dam sobie radę, już lepiej, bo pogadałam o tym. Będzie dobrze.”
O: „Tak, na pewno będzie dobrze, poukładałaś sobie to i wiesz, że on Cię kocha i jest bardzo za Tobą. Paddy powiedział, że jego brat bardzo się zmienił.”
A: „Wiem, ja też go kocham i chyba dlatego tak mnie to ruszyło. Teraz by tego nie zrobił. Tego jestem pewna, ale wtedy po rozwodzie po prostu nie był sobą. Ok. Koniec tego smutnego tematu i chyba musimy wracać na drogę. Dziękuję Ci.”
O: „Nie ma problemu, jak zawsze do usług. To co, idziemy?”

Wyszłyśmy po chwili i skierowałyśmy się do samochodu. Resztę drogi, to już był nieustanny  śpiew, bardzo fajnie nam się śpiewało razem. Cieszyłam się, że mogłam z Olą o tym pogadać, rozumiała mnie i moje problemy. I choć oni mieli inne niż my, to jednak rozumiała mnie doskonale.

105. Ola – grudzień 2010



Zjedliśmy razem obiad i nadszedł czas pożegnania. Stanęliśmy z Patrickiem naprzeciwko siebie przy samochodzie.

O: „Nie lubię tego.”
P: „Wiem, ja też nie.”
O: „Będę pisać.”
P: „Pisz i to dużo. Ale wiesz, jak to ze mną jest. Czasem albo zapominam albo nie mam siły otworzyć komputera.”
O: „Wiem, wiem. Dostaniesz wtedy smsa, że masz maila.” – uśmiechnął się krótko.
P: „Musimy to przetrwać, a w przyszłym roku będzie już lepiej. Będziesz miała więcej urlopu.” – dostrzegłam błysk w oku.
O: „Co kombinujesz?”
P: „Jeszcze nic. Ale jak będę coś kombinował, to się dowiesz.”
O: „Ojej, a nie możesz powiedzieć teraz?”
P: „Nie mogę, bo czekam na potwierdzenie. Ale to nie grudzień, następny rok.”
O: „Aaa… No to poczekam.”
P: „Chodź jeszcze na chwilę.”
Przytuliliśmy się już bez zbędnych słów, pocałowaliśmy, pożegnałam się z Joey’em, Ania z Paddym i wsiadłyśmy do auta. Zaczęłyśmy rozmawiać dopiero ze 2 km później. Spojrzałyśmy na siebie, obie miałyśmy smutne miny i obie nas to rozbawiło.

A: „Pożegnania są ciężkie. Nie lubię ich. Jak Wam się zapatruje grudzień?”
O: „Tragicznie. Dopiero spotkamy się w Sylwestra u Angelo.”
A: „Uuuuu, szkoda. Joey ma przyjechać jeszcze przed samymi Świętami na parę dni.”
O: „To zazdroszczę. Może włączymy tę płytę Jima, co?”

Zaczęłyśmy słuchać i sobie coś podśpiewywać, potem Ania zmieniła na jakąś płytę Kelly Family i dałyśmy się ponieść emocjom i zaczęłyśmy śpiewać pełną piersią i aż się spojrzałyśmy na siebie ze zdziwieniem i wybuchnęłyśmy śmiechem.

O: „Śpiewałaś gdzieś?”
A: „Właśnie chciałam o to samo zapytać.”
O: „Ja 2 lata w zespole ludowym.”
A: „A ja 5 lat w chórze.”
O: „Od razu słychać, że coś musiało być na rzeczy – hehe. A Joey wie, że umiesz śpiewać?”
A: „Nie, nie mówiłam mu, bo przy nim i tak by mi było głupio. A Paddy wie?”
O: „Coś Ty! Nie ma mowy, ja bym chyba buzi nie otworzyła przy nim. Nie mówiąc już o wydaniu dźwięku.”

Resztę drogi albo rozmawiałyśmy albo śpiewałyśmy. Co jakiś czas chłopaki do nas dzwonili pytać, gdzie jesteśmy i jak droga. Zdążyłyśmy jeszcze zjeść u Ani kolację i odwiozła mnie na nocny bus, gdzie od razu zasnęłam jak tylko usiadłam. Niespodzianka się udała, ale teraz niestety czekał nas ciężki okres nie widzenia się.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

104. Ania – grudzień 2010



Chciałyśmy z Olą jechać około 11, bo daleka droga była, szczególnie przed nią. A my obudziliśmy się dopiero o 10:30, nie wiedziałam, czy sąsiedzi zza ściany już wstali. Joey poszedł zapukać do nich, była godzina 11:15. Usłyszeliśmy głos Paddy’ego, który krzyczał „za pół godziny Joey” popatrzyliśmy na siebie i Joey miał już wchodzić do naszego pokoju, ale drzwi się otworzyły i Paddy śmiejąc się powiedział do nas „żartowałem”. Wybuchnęliśmy śmiechem. Umówiliśmy się o 12 na obiad, a potem mieliśmy się już rozstać, żeby zdążyć do Wrocławia na autobus Oli do Warszawy. Joey stwierdził, że jesteśmy już spakowani, to mamy jeszcze dla siebie 40min i on nie zamierza marnować tego czasu. Zaczęłam się śmiać, ale gdy podszedł do mnie i mocno przytulił do siebie, to przeszła mi ochota do śmiechu. Przytuliłam się do niego i pocałowałam, na co oddał mi pocałunek mocno. To było szaleństwo, kochaliśmy się szybko i namiętnie. Potem chwilę leżeliśmy przytuleni do siebie. Joey spojrzał na zegarek i powiedział, że zostało nam 5 min i chyba trzeba to wykorzystać na prysznic. O 12:05 wyszliśmy z pokoju, zapukałam do Oli i Paddyego. Otworzył Paddy, który był już w czapce i kurtce z torbą w ręku. Z uśmiechem na twarzy powiedział do Josepha, że się spóźnił i to dziwne, bo normalnie jest przecież bardzo punktualny. Po czym mrugnął okiem do niego. Z pokoju wyszła też Ola i we czwórkę poszliśmy do windy. Poszliśmy na obiad, który trwał chyba ze dwie godziny, bo nie mogliśmy się rozstać. Niestety musiałyśmy już jechać.