czwartek, 10 kwietnia 2014

91. Ola – listopad 2010



Paddy tylko podjechał na lotnisko, żeby mnie wypuścić, a sam pojechał do domu. Nie chcieliśmy już ryzykować. Byłam zakręcona, szłam z uśmiechem na twarzy, musiałam wyglądać dziwnie. Przeszłam odprawę i idąc do swojej bramki o mało nie zostałam stratowana przez Anię, która jak burza wypadła z łazienki. Po jej minie zauważyłam, że coś jest na rzeczy, bo płakała i już myślałam, że to przez te fanki, ale jednak chodziło o Leona. Zrobił aferę nie chcąc jej wypuścić z samochodu. Starałam się pomóc, jak umiałam. W końcu obie jechałyśmy na tym samym wózku. Obie dziewczyny panów Kellych, obie z Polski, tylko sytuacje były inne. Żałowałyśmy, że nie mamy więcej czasu, ale miałyśmy skontaktować się w tygodniu.
Nie mogłam spać tej nocy, bo obawiałam się reakcji rodziny, a zwłaszcza Jimmiego, bo mnie u Patricii nieźle nastraszyli. Rano życzyłam Patrickowi powodzenia smsem, to oddzwonił na chwilę, mówiąc, że się nie stresuje, chociaż znałam go trochę i po głosie wyczułam, że ściemnia, więc przyznał się, że jednak trochę tak. W pracy od razu napisałam maila do Ani z pytaniem o jej sprawy i Leona, ale też z moim obawami co do dzisiejszego dnia. Tym razem popisałyśmy więcej. Leon jeszcze płakał, ale Josephowi udało się go uspokoić. Ania też próbowała mnie nastawić, że wszystko będzie dobrze. Czekałam jak na szpilkach na sprawozdanie Patricka.

3 komentarze:

  1. Cos czuje, ze Jimmson jeszcze sporo namiesza :-D lubie takich buntownikow. Zwierzenia przy odprawie na lotnisku - slodkie :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ola możemy to w przyszłym tygodniu spróbować... Stratuje cię na lotnisku hahaha żarcik

    OdpowiedzUsuń