czwartek, 3 kwietnia 2014

82. Ania – listopad 2010



Joseph myślał chyba bardzo intensywnie o spotkaniu w listopadzie, bo zadzwonił i powiedział, że ma tylko pierwszy weekend zajęty, bo są zawody, ale mogłabym przylecieć 9 albo 10 listopada. Powiedział również, że wtedy będzie Ola w Kolonii. Stwierdziłam, że to dobry pomysł i już się nie mogłam doczekać. Gdy przyszedł długo oczekiwany weekend, to poleciałam już w środę w nocy. Poszliśmy od razu spać. Rano w czwartek jedząc śniadanie Joey powiedział mi, że do piątku do 13:20 mamy czas dla siebie, bo potem odbieramy Leona ze szkoły i będzie na weekend. Do tego powiedział, że wieczorem w piątek mamy gości, bo będzie Ola z Paddym, a w niedzielę jedziemy do Patricii na obiad. Śmiałam się, że bardzo napięty mamy plan. Stwierdziłam, że dopiero w piątek rano będę szykować jedzenie na wieczór, a cały czwartek chcieliśmy z Josephem spędzić razem, we dwoje, bo bardzo nam tego brakowało. Opowiedziałam Joey’owi o tym, że tydzień temu zapisałam się na polskie forum. Oczywiście śmiał się ze mnie, ale przestał jak mu powiedziałam, że wśród fanek krążą nasze zdjęcia z sierpnia, września czy października, ale żeby było śmieszniej, to nikt się nie dopatrzył, że na tych zdjęciach, to cały czas jedna i ta sama osoba czyli ja. Zdecydowaliśmy, że nie będziemy nic prostować, ani komentować. Niestety były również zdjęcia Paddyego i Joey stwierdził, że trzeba mu powiedzieć. Nie byliśmy pewni czy o tym wie. Potem poszliśmy do salonu i Joey siadł na fotelu, a ja na jego kolanach. Przytuliłam się i pocałowałam. Po chwili Joey odpinał mi już guziki od swetra, a ja nie pozostałam mu dłużna. Cały dzień spędziliśmy w łóżku. Zasnęliśmy nad ranem. Miałam nadzieję, że do 11 się wyśpimy i nawet nam się to udało. Potem szybki prysznic i śniadanie. Joey przyszedł do kuchni w samych spodenkach. Dostałam buziaka i powiedział, że od czasu do czasu takie "słodkie" lenistwo się przydaje jak wczoraj. Pokręcił się po kuchni, zrobił kawę i poszedł pod prysznic. W między czasie szykowałam produkty do sałatek, które zamierzałam zrobić jak wrócimy z Leonem ze szkoły. O 12:45 wyszliśmy z domu, pojechaliśmy pod szkołę. Joey poszedł po Leona, a ja zostałam w samochodzie. Jak już byli blisko, Leon mnie zauważył i podbiegł do samochodu. Otworzyłam drzwi i nie zdążyłam wysiąść, bo on już wsiadł i siedział mi na kolanach. Przywitaliśmy się i on po kilku chwilach wygłupów poszedł na swój fotelik. Pojechaliśmy do sklepu zrobić trochę zakupów na dzisiejszy obiad i wieczór. Cieszyłam się, że mały mnie akceptuje. Po obiedzie stwierdziłam, że muszę przygotować coś dobrego na wieczorne spotkanie. W końcu mieliśmy mieć gości. Joey oczywiście zastanawiał się, co u nich słychać, bo ze trzy tygodnie nie widział się z Paddym. Miał przecież zawody. Panowie trochę się wygłupiali, potem bawili, a na koniec stwierdzili, że mi pomogą. Leon był bardzo przejęty, że może pomóc. W końcu wyszło tak, że zrobiliśmy jedzenia chyba na tydzień i to dla pułku wojska. Obydwoje z Joeyem byliśmy zadowoleni, że mały tak fajnie się bawi, że nie chcieliśmy mu tego przerywać. Stwierdziliśmy potem, że jakby coś, to część się zamrozi i Joey będzie miał na potem. Fajnie się razem gotowało. Zrobiliśmy chyba przy okazji ze sto zdjęć i kilka filmików z gotowania. Potem mały poszedł się kąpać, a my siedzieliśmy sobie w salonie na kanapie. Była już 17:30, więc niewiele czasu nam zostało nim przyjdą goście. W końcu zadzwonił dzwonek do drzwi.

1 komentarz:

  1. Hej,
    jeśli macie ochotę, zapraszam na mojego bloga: http://behmysil.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń