poniedziałek, 7 kwietnia 2014

86. Ania – listopad 2010

Wieczór z Olą i Paddy’m był bardzo miły. W sobotę po śniadaniu stwierdziliśmy, że szkoda dnia i pojechaliśmy do parku linowego, bo Leon widział reklamę w TV i bardzo prosił. Joseph chciał rowerami, ale my z małym nie za bardzo, więc Joey pojechał na rowerze, a my za nim autem. Umówiliśmy się tak, że jakby zaczął padać deszcz czy Joey miałby dość to dosiądzie się do nas. Nastawił mi GPSa, żeby mnie prowadził. Mały bawił się aparatem fotograficznym. Robił mi i Josephowi zdjęcia. W samochodzie, żeby się nie nudzić śpiewaliśmy z Leonem piosenki, których nauczył się w szkole, a teraz uczył mnie. Zadzwonił Josepha telefon, bo był podłączony do zestawu głośno mówiącego. Leon śpiewał nadal, więc ja odebrałam.
A: „Tak słucham.”
JV: „Przepraszam chyba pomyliłem numer.”
Le: „To wujek Jimmy.”
A: „Dzień dobry. Nie, nie pomyliłeś, z tej strony Ann.”
JV: „Witaj. Jest tam gdzieś Joey?”
A: „Przykro mi, ale teraz nie ma go w pobliżu, bo ja z Leonem jedziemy autem, a Joey na rowerze.”
Le: „Wujku, a wiesz co, my jedziemy do parku linowego i będziemy się wdrapywać, skakać jak małpki. Ale będzie fajnie, a teraz sobie śpiewamy.”
JV: „No to dobrze, że się fajnie bawisz. Powiesz Josephowi, żeby do mnie zadzwonił?”
A: „Tak, jak tylko dojedziemy na miejsce.”
Le: „Oj, deszcz zaczął padać, będę patrzeć czy tata na nas gdzieś nie czeka.”
A: „Dobrze skarbie, ok. Przepraszam Cię, ale muszę kończyć. Joey do Ciebie oddzwoni.”
JV: „Jasne, dzięki.”
I się rozłączył. Nie był miły, ani nie był niemiły. Na pewno był zaskoczony, ja również. I to podwójnie, bo w tle słyszałam nawet Barby. Wypatrywaliśmy z Leonem Joeya, ale znowu zadzwonił telefon, więc odebrałam.
A: „Tak słucham.”
J: „To ja. Gdzie Wy jesteście?”
Podałam mu dokładnie miejsce.
J: „No to Was wyprzedziłem, widzicie McDonalda?”
A: „Tak, widzę z daleka jego znak, już jedziemy.”
J: „Ok. To czekam.”

Dojechaliśmy po chwili. Joey schował się pod dachem, żeby nie zmoknąć. Podał mi torbę z McDonalda. Sam szybko przypiął rower na samochodzie, a ja wyciągnęłam w tym czasie jego torbę i podałam mu suchego t-shirta, bluzę i długie spodnie. Joey zamiast iść do toalety, siadł sobie na siedzeniu w aucie, ściągnął spodenki, założył długie spodnie, a potem zmienił koszulkę. Potem stwierdził, że w sumie buty też by zmienił i pewnie ma drugie. W tej swojej torbie, którą woził w aucie miał chyba wszystko do przebrania i to na różne okazje. Mały śmiał się i śmiał z niego. Chciałam się z nim zamienić za kierownicą, ale nie chciał.
 Powiedziałam, że Jimmy dzwonił i prosił o telefon. Gdy dojechaliśmy na miejsce poszłam z Leonem kupić bilety, a Joseph oddzwonić do Jima.
J: „Cześć. Podobno dzwoniłeś.”
JV: „Dzwoniłem, chciałem zapytać czy będziesz na próbie we wtorek.”
J: „Zaznaczałem przecież w kalendarzu, że będę. Wiesz, że ja wszystko mam pod kontrolą.”
JV: „Tak. Zapewne.”
J: „Jim odpuść sobie, bardzo Cię proszę.”
JV: „Przecież nic nie mówię. Tylko nie wiedziałem, że to już taki etap, że również Twój syn ją zna i ona odbiera Twoje telefony.”
J: „No cóż, taki etap z Leonem to już jakiś czas, a telefon od dziś.”
JV: „Nie bądź śmieszny!”
J: „Coś Ci się nie podoba? Nawet jej nie znasz.”
JV: „A po co mam poznawać? Znam Twój gust i wiem jaki typ kobiet wybierasz. Znowu kolejna Cię wystawi, zobaczysz.”
J: „Co Ty sugerujesz?”
JV: „Nic nie sugeruję, masz jeden typ kobiety.”
J: „Nie będę się tłumaczył akurat Tobie. Nic o mnie nie wiesz. Ann jest zupełnie inna niż Tanja. To chciałeś powiedzieć? Porównać je chciałeś? Nie mają nic podobnego do siebie, są zupełnie różne.”
JV: „A ja w to nie wierzę!”
J: „To Twój wybór.”
JV: „Ty jak zwykle nawet nie umiesz się pokłócić, ani bronić swojego zdania!”
J: „Bo uważam, że nie muszę Ci się tłumaczyć z tego, jak żyję. Tobie się nigdy nie podobają moje wybory.”
JV: „Bo zawsze wybierasz inaczej.”
J: „Niż Ty? To chciałeś powiedzieć?”
JV: „Tak. A denerwuje mnie również to, że Ty i Paddy macie swoje tajemnice, a kiedyś mi wszystko mówiłeś.”
J: „To zmień swoje zachowanie i przestań mnie krytykować.”
JV: „Ja Cię nie krytykuję, ja tylko chcę Cię ochronić przed błędem.”
J: „W tym wypadku nie musisz się bać. Zapewniam Cię.”
JV: „Tego nie możesz być pewien.”
J: „Człowieku, o co Ci chodzi? Czy Ty koniecznie chcesz się pokłócić?”
JV: „Ja chcę tylko otworzyć Ci oczy. Jesteś moim bratem.”
J: „Jestem i co to zmienia? Nie chcesz zaakceptować mojego wyboru, mojej kobiety, mojego stylu życia. No pomyśl nad tym. Powiem Ci tylko jedno, z czego wcześniej może nie zdawałeś sobie sprawy. Jestem szczęśliwy i kochany. Rozumiesz? Dzięki Ann znowu dzień jest jaśniejszy, a do tego mam znowu siłę, by walczyć o swoje dzieci.”
JV: „Jak to walczyć?”
J: „No widzisz, jak mało wiesz. Tanja nie pozwalała mi się z nimi spotykać. Z Leonem zaczęły się kłopoty. Teraz drugi raz jest u mnie i się wyciszył.”
JV: „Eeeee nie wiedziałem. To jak Ty sobie z tym radziłeś?”
J: „Nie radziłem sobie i potem pojawiła się Ann, a potem Paddy wyszedł z zakonu i z nim rozmawiałem. Teraz już o tym mówię, choć nie jest mi łatwo.”
JV: „No zszokowałeś mnie. Przepraszam, że nie rozmawiałem z Tobą o tym, że nie próbowałem pomóc. Postaram się lepiej zachowywać jako brat, choć nie obiecuję, że ją polubię.”
J: „Ale nikt Ci nie każe jej lubić, tylko się po prostu zachowuj.”
JV: „Ok, co mam Ci powiedzieć, postaram się.”
Le: „Tatusiu, kupiliśmy już bilety.”
J: „Już idę synku.”
A: „Chodź, kupimy wodę, a tata zaraz przyjdzie.”- uśmiechnęłam się do Joeya.
J: „Tak jeszcze tylko dokończę rozmowę z wujkiem i już idę. Jesteś tam?”
JV: „Jestem. No proszę, proszę, jaka z Was rodzinka.”
J: „Znowu zaczynasz?”
JV: „Nie, ale już drugi raz słyszę jak ona zwraca się do małego.”
J: „Nie rozumiem...”
JV: „No widać, że go lubi. Myślałem, że ona tylko Ciebie lubi, a tu proszę niespodzianka.”
J: „Pewnie, że go lubi. Nie widzę w tym nic dziwnego. Ale teraz już nie mam czasu, bo czekają na mnie.”
JV: „Ok. No to cześć.”
J: „Cześć.”

Joseph podszedł do nas i weszliśmy do parku, który mieścił się w takiej dużej hali. Oczywiście poszliśmy do sektora dla dzieci, która nazywała się „wioska piratów”, ale i tak bawiliśmy się świetnie. Leon śmiał się z Josepha i nazywał go małpką, bo ten skakał i chodził po linach, jak również często „zwisał” trzymając się tylko jedną ręką. Zrobiliśmy mnóstwo zdjęć. Potem poszliśmy na późny obiad i po nim pojechaliśmy zmęczeni do domu. Leon zasnął od razu po kąpieli. My jeszcze dość długo siedzieliśmy w salonie przed telewizorem, ale nie oglądaliśmy nic tylko się całowaliśmy. W końcu powiedziałam do Josepha byśmy się przenieśli do sypialni, bo spadliśmy z kanapy. Joey potem szybko zasnął, a ja nie potrafiłam. Myślałam o tym co powiedział wczoraj przy Oli i Paddym. Powiedział, że to było przede mną, ale nie zmieniło to faktu, że byłam zazdrosna. Cholera były to fanki, więc zawsze któraś może zechcieć się tym pochwalić. Teraz był mój i nie zamierzałam się ani nim dzielić, ani tego tolerować. Ogólnie bardzo mnie ta sprawa dotknęła. Dziwne było to, że nie byłam zazdrosna o jego byłą żonę, a o fanki tak. Pomyślałam, że bez sensu się zadręczam. Przytuliłam się do Joe i zasnęłam.

Rano w niedzielę robiąc śniadanie przyszło mi do głowy, że nie wiem, kto będzie na tym obiedzie u Patricii, bałam się tego. Wiedziałam przecież, że nie wszyscy mogą mnie lubić. Do tego doszły zdjęcia w Internecie i wiedzieliśmy, że teraz to już wszyscy będą wiedzieć. Poznałam już Patricię i wiedziałam, że będzie miła. Jej się nie obawiałam, wiedziałam bowiem, że na tapecie będzie Ola. Nie żebym się z tego powodu jakoś specjalnie cieszyła, ona jej dobrze nie znała. No i była dziewczyną Paddy’ego, więc rodzinka była jej ciekawsza niż mnie. Do kuchni przyszedł Joey, który przytulił się i złapał mnie w pasie. Zapytał czemu jestem taka smutna, czy to z powodu obiadu u Patricii. Stwierdził, że mam się nie bać, bo na obiedzie będą tylko Patricia, Denis, dzieciaki i oczywiście Ola z Paddym. No to w tym temacie mnie uspokoił. Nie wiem dlaczego, ale teraz właśnie doszła do mnie prawda. Nie będzie to łatwy związek, ani dla mnie, ani dla Josepha. Nie chodziło tylko o nas, bo my sobie z tym jakoś radziliśmy. Były dzieci, była żona, rodzina i fanki. Wiedziałam, że prędzej czy później będą pytały i pisały o nas na forach. Joey nawet powiedział, że może być tak, że w jakiejś „gazecie” napiszą. Naprawdę czekał nas trudny czas. Rozmawialiśmy o tej sytuacji i podjęliśmy decyzję, że oczywiście rodzinie Joey powie. A jeśli chodzi o fanki, to na razie nie będziemy niczego komentowali, ale będę obserwować, co piszą. Nie mogliśmy więcej o tym rozmawiać, bo Leon wstał. Jak zwykle zjadł na śniadanie płatki z mlekiem. Widziałam, że chce o coś zapytać, więc Joseph siadł sobie koło niego i sam zaczął rozmowę.
J: „ Hej maluszku. Co Cię martwi?”
Le: „Tato... bo... bo ja chcę z Tobą mieszkać. Mogę?”
J: „Synku, ja wiem i obiecuję Ci, że coś wymyślę, ok?”
Le: „Tatusiu, ale ja bardzo chcę. Dlaczego Ty nie chcesz?”
J: „A czy ja powiedziałem, że nie chcę? Muszę pomyśleć, jak to rozwiązać i porozmawiać z Twoją mamą.”
Le: „Ale ona się nie będzie chciała zgodzić. Ty mnie po prostu zabierz.”
J: „A jak Ty to sobie wyobrażasz?”
Le: „Przyjedziesz, zabierzesz mnie i moje zabawki.”
J: „Ale wiesz, że mamie byłoby smutno. Tak nie wolno robić.”
Le: „Dlaczego nie???”
J: „Nie krzycz synu, posłuchaj. Porozmawiam z Twoją mamą. Nie obiecuję Ci, że Cię zabiorę na stałe, ale będę się bardzo starał, abyś był na weekendy.”
Le: „Ale czemu tak? Czemu nie na dłużej.”
J: „Wiesz, że ja ciągle mam zawody. A doszły mi też próby. Nie mógłbym się Tobą opiekować. Naprawdę się postaram coś z tym zrobić. Postaram się mieć mniej zajęć w przyszłym roku. Co Ty na to?”
Le: „Nie wiem.”
Joseph popatrzył na mnie, był bardzo smutny, ale nie mógł mu nic obiecać, dopóki nie porozmawiał z Tanją. My to wiedzieliśmy, a mały tego nie rozumiał. Stałam odwrócona do nich tyłem i udawałam, że coś robię przy ladzie. Smutna to była rozmowa, ale wiedziałam, że musiał to usłyszeć, bo nie wolno dziecku opowiadać kłamstw. Mały wstał, wyglądał jakby nie wiedział, co ma zrobić. Po chwili podszedł do mnie i nim cokolwiek zrobiłam mocno przytulił. Pogłaskałam go po głowie, delikatnie odsunęłam, bo nie mogłam się ruszyć, tak się mnie trzymał i klęknęłam. Jeszcze raz się przytulił, był chyba zły na Josepha, więc szukał pocieszenia u mnie. Dałam mu czas na uspokojenie się jednocześnie popatrzyłam na Joey’a i uśmiechnęłam się. Dobrze sobie poradził, a mały będzie musiał się z tą wiadomością pogodzić. Po chwili zapytałam.
A: „Leon, a my do cioci i wujka na obiad idziemy w pidżamach?”
Tak go to rozbawiło, że zaczął się śmiać. Za chwilę zapomniał o smutkach i pobiegł do swojego pokoju. Popatrzyłam na Josepha, który siedział z rękami na stole, opierając się o nie. Podeszłam i przytuliłam się do jego pleców. Chciałam, aby czuł, że jestem przy nim. Szepnął:
J: „Cholera. Czemu to musi być takie trudne.”
A: „Dobrze sobie poradziłeś.”
J: „Ale zezłościł się na mnie. Sama widziałaś.”
A: „On zaraz zapomni, że się zezłościł, a zapamięta to, co ważne.”
J: „Mam nadzieję.”
A: „No już, będzie dobrze. Teraz dawaj buzi i trzeba się szykować do Patricii.”
J: „Ok.”
Wyszykowaliśmy się i już w dość dobrych nastrojach pojechaliśmy na obiad do Patricii i Denisa. Joseph przedstawił mi męża i synów jego siostry. Chwilę rozmawialiśmy z chłopcami, ale oni zaraz pobiegli na górę do pokoju któregoś z chłopców, żeby się pobawić. Denis okazał się miłym człowiekiem, więc już się nie bałam tego obiadu. Siedzieliśmy sobie w salonie na kanapach, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Nasi gospodarze poszli otworzyć, bo to Ola z Paddym przyszli. Joey powiedział, że coś mi pokaże i przytulając mnie pokazywał zdjęcia na kominku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz