Wieczór z Olą i Paddy’m był
bardzo miły. W sobotę po śniadaniu stwierdziliśmy, że szkoda
dnia i pojechaliśmy do parku linowego, bo Leon widział reklamę w
TV i bardzo prosił. Joseph chciał rowerami, ale my z małym nie za
bardzo, więc Joey pojechał na rowerze, a my za nim autem.
Umówiliśmy się tak, że jakby zaczął padać deszcz czy Joey
miałby dość to dosiądzie się do nas. Nastawił mi GPSa, żeby
mnie prowadził. Mały bawił się aparatem fotograficznym. Robił mi
i Josephowi zdjęcia. W samochodzie, żeby się nie nudzić
śpiewaliśmy z Leonem piosenki, których nauczył się w szkole, a
teraz uczył mnie. Zadzwonił Josepha telefon, bo był podłączony
do zestawu głośno mówiącego. Leon śpiewał nadal, więc ja
odebrałam.
A: „Tak słucham.”
JV: „Przepraszam chyba pomyliłem
numer.”
Le: „To wujek Jimmy.”
A: „Dzień dobry. Nie, nie
pomyliłeś, z tej strony Ann.”
JV: „Witaj. Jest tam gdzieś Joey?”
A: „Przykro mi, ale teraz nie ma go
w pobliżu, bo ja z Leonem jedziemy autem, a Joey na rowerze.”
Le: „Wujku, a wiesz co, my jedziemy
do parku linowego i będziemy się wdrapywać, skakać jak małpki.
Ale będzie fajnie, a teraz sobie śpiewamy.”
JV: „No to dobrze, że się fajnie
bawisz. Powiesz Josephowi, żeby do mnie zadzwonił?”
A: „Tak, jak tylko dojedziemy na
miejsce.”
Le: „Oj, deszcz zaczął padać,
będę patrzeć czy tata na nas gdzieś nie czeka.”
A: „Dobrze skarbie, ok. Przepraszam
Cię, ale muszę kończyć. Joey do Ciebie oddzwoni.”
JV: „Jasne, dzięki.”
I się rozłączył. Nie był miły,
ani nie był niemiły. Na pewno był zaskoczony, ja również. I to
podwójnie, bo w tle słyszałam nawet Barby. Wypatrywaliśmy z
Leonem Joeya, ale znowu zadzwonił telefon, więc odebrałam.
A: „Tak słucham.”
J: „To ja. Gdzie Wy jesteście?”
Podałam mu dokładnie miejsce.
J: „No to Was wyprzedziłem,
widzicie McDonalda?”
A: „Tak, widzę z daleka jego znak,
już jedziemy.”
J: „Ok. To czekam.”
Dojechaliśmy po chwili. Joey schował
się pod dachem, żeby nie zmoknąć. Podał mi torbę z McDonalda.
Sam szybko przypiął rower na samochodzie, a ja wyciągnęłam w tym
czasie jego torbę i podałam mu suchego t-shirta, bluzę i długie
spodnie. Joey zamiast iść do toalety, siadł sobie na siedzeniu w
aucie, ściągnął spodenki, założył długie spodnie, a potem
zmienił koszulkę. Potem stwierdził, że w sumie buty też by
zmienił i pewnie ma drugie. W tej swojej torbie, którą woził w
aucie miał chyba wszystko do przebrania i to na różne okazje. Mały
śmiał się i śmiał z niego. Chciałam się z nim zamienić za
kierownicą, ale nie chciał.
Powiedziałam, że Jimmy dzwonił i
prosił o telefon. Gdy dojechaliśmy na miejsce poszłam z Leonem
kupić bilety, a Joseph oddzwonić do Jima.
J: „Cześć. Podobno dzwoniłeś.”
JV: „Dzwoniłem, chciałem zapytać
czy będziesz na próbie we wtorek.”
J: „Zaznaczałem przecież w
kalendarzu, że będę. Wiesz, że ja wszystko mam pod kontrolą.”
JV: „Tak. Zapewne.”
J: „Jim odpuść sobie, bardzo Cię
proszę.”
JV: „Przecież nic nie mówię.
Tylko nie wiedziałem, że to już taki etap, że również Twój syn
ją zna i ona odbiera Twoje telefony.”
J: „No cóż, taki etap z Leonem to
już jakiś czas, a telefon od dziś.”
JV: „Nie bądź śmieszny!”
J: „Coś Ci się nie podoba? Nawet
jej nie znasz.”
JV: „A po co mam poznawać? Znam
Twój gust i wiem jaki typ kobiet wybierasz. Znowu kolejna Cię
wystawi, zobaczysz.”
J: „Co Ty sugerujesz?”
JV: „Nic nie sugeruję, masz jeden
typ kobiety.”
J: „Nie będę się tłumaczył
akurat Tobie. Nic o mnie nie wiesz. Ann jest zupełnie inna niż
Tanja. To chciałeś powiedzieć? Porównać je chciałeś? Nie mają
nic podobnego do siebie, są zupełnie różne.”
JV: „A ja w to nie wierzę!”
J: „To Twój wybór.”
JV: „Ty jak zwykle nawet nie umiesz
się pokłócić, ani bronić swojego zdania!”
J: „Bo uważam, że nie muszę Ci
się tłumaczyć z tego, jak żyję. Tobie się nigdy nie podobają
moje wybory.”
JV: „Bo zawsze wybierasz inaczej.”
J: „Niż Ty? To chciałeś
powiedzieć?”
JV: „Tak. A denerwuje mnie również
to, że Ty i Paddy macie swoje tajemnice, a kiedyś mi wszystko
mówiłeś.”
J: „To zmień swoje zachowanie i
przestań mnie krytykować.”
JV: „Ja Cię nie krytykuję, ja
tylko chcę Cię ochronić przed błędem.”
J: „W tym wypadku nie musisz się
bać. Zapewniam Cię.”
JV: „Tego nie możesz być pewien.”
J: „Człowieku, o co Ci chodzi? Czy
Ty koniecznie chcesz się pokłócić?”
JV: „Ja chcę tylko otworzyć Ci
oczy. Jesteś moim bratem.”
J: „Jestem i co to zmienia? Nie
chcesz zaakceptować mojego wyboru, mojej kobiety, mojego stylu
życia. No pomyśl nad tym. Powiem Ci tylko jedno, z czego wcześniej
może nie zdawałeś sobie sprawy. Jestem szczęśliwy i kochany.
Rozumiesz? Dzięki Ann znowu dzień jest jaśniejszy, a do tego mam
znowu siłę, by walczyć o swoje dzieci.”
JV: „Jak to walczyć?”
J: „No widzisz, jak mało wiesz.
Tanja nie pozwalała mi się z nimi spotykać. Z Leonem zaczęły się
kłopoty. Teraz drugi raz jest u mnie i się wyciszył.”
JV: „Eeeee nie wiedziałem. To jak
Ty sobie z tym radziłeś?”
J: „Nie radziłem sobie i potem
pojawiła się Ann, a potem Paddy wyszedł z zakonu i z nim
rozmawiałem. Teraz już o tym mówię, choć nie jest mi łatwo.”
JV: „No zszokowałeś mnie.
Przepraszam, że nie rozmawiałem z Tobą o tym, że nie próbowałem
pomóc. Postaram się lepiej zachowywać jako brat, choć nie
obiecuję, że ją polubię.”
J: „Ale nikt Ci nie każe jej lubić,
tylko się po prostu zachowuj.”
JV: „Ok, co mam Ci powiedzieć,
postaram się.”
Le: „Tatusiu, kupiliśmy już
bilety.”
J: „Już idę synku.”
A: „Chodź, kupimy wodę, a tata
zaraz przyjdzie.”- uśmiechnęłam się do Joeya.
J: „Tak jeszcze tylko dokończę
rozmowę z wujkiem i już idę. Jesteś tam?”
JV: „Jestem. No proszę, proszę,
jaka z Was rodzinka.”
J: „Znowu zaczynasz?”
JV: „Nie, ale już drugi raz słyszę
jak ona zwraca się do małego.”
J: „Nie rozumiem...”
JV: „No widać, że go lubi.
Myślałem, że ona tylko Ciebie lubi, a tu proszę niespodzianka.”
J: „Pewnie, że go lubi. Nie widzę
w tym nic dziwnego. Ale teraz już nie mam czasu, bo czekają na
mnie.”
JV: „Ok. No to cześć.”
J: „Cześć.”
Joseph podszedł do nas i weszliśmy
do parku, który mieścił się w takiej dużej hali. Oczywiście
poszliśmy do sektora dla dzieci, która nazywała się „wioska
piratów”, ale i tak bawiliśmy się świetnie. Leon śmiał się z
Josepha i nazywał go małpką, bo ten skakał i chodził po linach,
jak również często „zwisał” trzymając się tylko jedną
ręką. Zrobiliśmy mnóstwo zdjęć. Potem poszliśmy na późny
obiad i po nim pojechaliśmy zmęczeni do domu. Leon zasnął od razu
po kąpieli. My jeszcze dość długo siedzieliśmy w salonie przed
telewizorem, ale nie oglądaliśmy nic tylko się całowaliśmy. W
końcu powiedziałam do Josepha byśmy się przenieśli do sypialni,
bo spadliśmy z kanapy. Joey potem szybko zasnął, a ja nie
potrafiłam. Myślałam o tym co powiedział wczoraj przy Oli i
Paddym. Powiedział, że to było przede mną, ale nie zmieniło to
faktu, że byłam zazdrosna. Cholera były to fanki, więc zawsze
któraś może zechcieć się tym pochwalić. Teraz był mój i nie
zamierzałam się ani nim dzielić, ani tego tolerować. Ogólnie
bardzo mnie ta sprawa dotknęła. Dziwne było to, że nie byłam
zazdrosna o jego byłą żonę, a o fanki tak. Pomyślałam, że bez
sensu się zadręczam. Przytuliłam się do Joe i zasnęłam.
Rano w niedzielę robiąc śniadanie
przyszło mi do głowy, że nie wiem, kto będzie na tym obiedzie u
Patricii, bałam się tego. Wiedziałam przecież, że nie wszyscy
mogą mnie lubić. Do tego doszły zdjęcia w Internecie i
wiedzieliśmy, że teraz to już wszyscy będą wiedzieć. Poznałam
już Patricię i wiedziałam, że będzie miła. Jej się nie
obawiałam, wiedziałam bowiem, że na tapecie będzie Ola. Nie żebym
się z tego powodu jakoś specjalnie cieszyła, ona jej dobrze nie
znała. No i była dziewczyną Paddy’ego, więc rodzinka była jej
ciekawsza niż mnie. Do kuchni przyszedł Joey, który przytulił się
i złapał mnie w pasie. Zapytał czemu jestem taka smutna, czy to z
powodu obiadu u Patricii. Stwierdził, że mam się nie bać, bo na
obiedzie będą tylko Patricia, Denis, dzieciaki i oczywiście Ola z
Paddym. No to w tym temacie mnie uspokoił. Nie wiem dlaczego, ale
teraz właśnie doszła do mnie prawda. Nie będzie to łatwy
związek, ani dla mnie, ani dla Josepha. Nie chodziło tylko o nas,
bo my sobie z tym jakoś radziliśmy. Były dzieci, była żona,
rodzina i fanki. Wiedziałam, że prędzej czy później będą
pytały i pisały o nas na forach. Joey nawet powiedział, że może
być tak, że w jakiejś „gazecie” napiszą. Naprawdę czekał
nas trudny czas. Rozmawialiśmy o tej sytuacji i podjęliśmy
decyzję, że oczywiście rodzinie Joey powie. A jeśli chodzi o
fanki, to na razie nie będziemy niczego komentowali, ale będę
obserwować, co piszą. Nie mogliśmy więcej o tym rozmawiać, bo
Leon wstał. Jak zwykle zjadł na śniadanie płatki z mlekiem.
Widziałam, że chce o coś zapytać, więc Joseph siadł sobie koło
niego i sam zaczął rozmowę.
J: „ Hej maluszku. Co Cię martwi?”
Le: „Tato... bo... bo ja chcę z
Tobą mieszkać. Mogę?”
J: „Synku, ja wiem i obiecuję Ci,
że coś wymyślę, ok?”
Le: „Tatusiu, ale ja bardzo chcę.
Dlaczego Ty nie chcesz?”
J: „A czy ja powiedziałem, że nie
chcę? Muszę pomyśleć, jak to rozwiązać i porozmawiać z Twoją
mamą.”
Le: „Ale ona się nie będzie
chciała zgodzić. Ty mnie po prostu zabierz.”
J: „A jak Ty to sobie wyobrażasz?”
Le: „Przyjedziesz, zabierzesz mnie i
moje zabawki.”
J: „Ale wiesz, że mamie byłoby
smutno. Tak nie wolno robić.”
Le: „Dlaczego nie???”
J: „Nie krzycz synu, posłuchaj.
Porozmawiam z Twoją mamą. Nie obiecuję Ci, że Cię zabiorę na
stałe, ale będę się bardzo starał, abyś był na weekendy.”
Le: „Ale czemu tak? Czemu nie na
dłużej.”
J: „Wiesz, że ja ciągle mam
zawody. A doszły mi też próby. Nie mógłbym się Tobą opiekować.
Naprawdę się postaram coś z tym zrobić. Postaram się mieć mniej
zajęć w przyszłym roku. Co Ty na to?”
Le: „Nie wiem.”
Joseph popatrzył na mnie, był bardzo
smutny, ale nie mógł mu nic obiecać, dopóki nie porozmawiał z
Tanją. My to wiedzieliśmy, a mały tego nie rozumiał. Stałam
odwrócona do nich tyłem i udawałam, że coś robię przy ladzie.
Smutna to była rozmowa, ale wiedziałam, że musiał to usłyszeć,
bo nie wolno dziecku opowiadać kłamstw. Mały wstał, wyglądał
jakby nie wiedział, co ma zrobić. Po chwili podszedł do mnie i nim
cokolwiek zrobiłam mocno przytulił. Pogłaskałam go po głowie,
delikatnie odsunęłam, bo nie mogłam się ruszyć, tak się mnie
trzymał i klęknęłam. Jeszcze raz się przytulił, był chyba zły
na Josepha, więc szukał pocieszenia u mnie. Dałam mu czas na
uspokojenie się jednocześnie popatrzyłam na Joey’a i
uśmiechnęłam się. Dobrze sobie poradził, a mały będzie musiał
się z tą wiadomością pogodzić. Po chwili zapytałam.
A: „Leon, a my do cioci i wujka na
obiad idziemy w pidżamach?”
Tak go to rozbawiło, że zaczął się
śmiać. Za chwilę zapomniał o smutkach i pobiegł do swojego
pokoju. Popatrzyłam na Josepha, który siedział z rękami na stole,
opierając się o nie. Podeszłam i przytuliłam się do jego pleców.
Chciałam, aby czuł, że jestem przy nim. Szepnął:
J: „Cholera. Czemu to musi być
takie trudne.”
A: „Dobrze sobie poradziłeś.”
J: „Ale zezłościł się na mnie.
Sama widziałaś.”
A: „On zaraz zapomni, że się
zezłościł, a zapamięta to, co ważne.”
J: „Mam nadzieję.”
A: „No już, będzie dobrze. Teraz
dawaj buzi i trzeba się szykować do Patricii.”
J: „Ok.”
Wyszykowaliśmy się i już w dość
dobrych nastrojach pojechaliśmy na obiad do Patricii i Denisa.
Joseph przedstawił mi męża i synów jego siostry. Chwilę
rozmawialiśmy z chłopcami, ale oni zaraz pobiegli na górę do
pokoju któregoś z chłopców, żeby się pobawić. Denis okazał
się miłym człowiekiem, więc już się nie bałam tego obiadu.
Siedzieliśmy sobie w salonie na kanapach, gdy zadzwonił dzwonek do
drzwi. Nasi gospodarze poszli otworzyć, bo to Ola z Paddym przyszli.
Joey powiedział, że coś mi pokaże i przytulając mnie pokazywał
zdjęcia na kominku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz