sobota, 5 kwietnia 2014

84. Ola – listopad 2010

Obudziłam się na dźwięk smsa, bo nawet telefonów nie wyłączyliśmy. Była już 14, ale nie chciałam przerywać snu Patricka, bo widziałam jaki był zmęczony. Wzięłam prysznic, ubrałam się, zrobiłam herbatę i poszperałam w lodówce. Okazało się, że obiad już jest gotowy i wystarczy go odgrzać. To problem z głowy. Tylko, co mam robić? Usiadłam na sofie z kubkiem herbaty i zaczęłam rozmyślać. Pierwszy raz widziałam u Patricka taką złość i zupełnie nie wiedziałam jak zareagować. Zastanawiałam się, co będzie z tym zdjęciem, na forach będzie pewnie wrzało. Postanowiłam to sprawdzić jak Paddy wyjedzie. Potem pomyślałam o sposobie pocieszenia mnie dzisiaj i uśmiechnęłam się sama do siebie. Widać było, że Patrick nie miał z tym problemu, że już się nie stresował. No, może trochę, ale teraz już nie samym zbliżeniem tylko jego długością. Ale to też jest do nadrobienia, bo ja już widziałam różnicę. I widziałam też to, że jemu na mnie naprawdę zależy. To było cudowne uczucie. I byliśmy zakochani. Oboje. Mocno. Szaleńczo. Co by było, gdybym nie pojechała do tej Hiszpanii? Czy poznałabym go gdzieś indziej? Czy byłabym z kimś innym? Może z Michałem? O Boże! Michał! Jego imieniny dzisiaj! Wzięłam komputer Patricka i gdy się uruchamiał napisałam do Michała, żeby podłączył mnie na Skype. Złożyłam mu życzenia, a że impreza była już w trakcie przygotowań, to pogadałam jeszcze ze znajomymi. W końcu Michał ich odpędził i zaczęliśmy rozmowę:

Mc: „Myślałem, że zapomniałaś.”
O: „Ja? Przecież ja zawsze pamiętam.”
Mc: „Szkoda, że Cię nie będzie.”
O: „No wiem. Ale wiesz, jak jest. Każdą wolną chwilę…”
Mc: „…spędzasz z Patrickiem, no wiem, wiem. Ale to pierwszy raz od 6 lat, kiedy Cię nie będzie.”
O: „Michał, przecież wiesz, że jakbym była w Polsce, to bym była u Ciebie. Głowa do góry i baw się dobrze.”
Mc: „Postaram się. Jak Tobie tam?”
O: „Super! Poza małym incydentem z paparazzi. Ktoś nam zrobił zdjęcie, ale Paddy zdążył chyba mnie zasłonić.”
Mc: „Cholera!”
O: „No! Cholera! Tylko wiesz, nie mów nikomu. Na forach fanów będzie pewnie ogromne poruszenie.”
Mc: „Spoko, ale daj znać, co i jak.”
O: „Ok. Mogę jeszcze później zadzwonić na Skype, bo Paddy jedzie do Angelo.”
Mc: „O! Dobry pomysł! To do usłyszenia.”
O: „Do usłyszenia i udanej zabawy i mnóstwa prezentów!”
Mc: „Dzięki, pa.”
O: „Pa!”

O mało zawału nie dostałam zamykając laptopa, bo Paddy stał w drzwiach sypialni z dziwną miną, którą niestety znałam. Udałam, że nie widzę, podeszłam i cmoknęłam go w czoło z pytaniem:

O: „Jak się spało?”
P: „Dobrze. A co słychać u Michała?”
O: „Dziękuję, wszystko dobrze, właśnie z nim rozmawiałam. Ma dzisiaj imieniny, więc złożyłam mu życzenia. Od Ciebie też.”

Po tych słowach spojrzałam na niego wyzywającym wzrokiem, otworzył buzię, żeby coś powiedzieć, na co ja uniosłam brwi pytająco, więc zamknął z powrotem, przeczesał włosy i spytał:
P: „Czy on wie, kim jestem? Zrozumiałem, że mówisz moje i Angelo imię.”
O: „Tak, Michał wie. Rozmawiałam z nim w drodze na koncert Patricii. A mówiłam, że zadzwonię jeszcze wieczorem, jak będziesz u Angelo. Będzie impreza, więc pogadam z nim i znajomymi.”

Znowu przybrał niezadowoloną minę, na co ja swoją butną, więc skapitulował. Spytał czy jestem głodna, bo ma coś dobrego, ja zachichotałam mówiąc, że wiem co, bo już buszowałam w lodówce. Zjedliśmy, Patrick pojechał, a ja zaczęłam szukać zdjęcia w Internecie. Były odnośniki do forów, więc pomyślałam, że znajdę jakieś polskie i się zapiszę incognito. Tak też zrobiłam i poszłam prosto do tematu o Paddym. Znalazłam nasze zdjęcie z rana, na którym on stoi ze zmarszczonymi brwiami i groźną miną, jedną ręką obejmuje mnie, a drugą próbuje zasłonić nas przed obiektywem. Są tylko moje plecy, ale po włosach i ogólnie widać, że to kobieta. Dziwne uczucie na siebie patrzeć w necie i jeszcze czytać o sobie. Jak poczytałam komentarze, to myślałam, że padnę. ‘Aaaa, co to za laska?”, ‘Może kuzynka?’, ‘Ale tak by ją chronił?’, ‘On jest normalnie ubrany!’, ‘Wyszedł z zakonu!’, ‘Pewnie dla tej laski wyszedł.’, ‘On chyba oszalał!’, ‘Przecież, to ze mną miał być!’, ‘Nie, ze mną!’. Były też pozytywne komentarze: ‘Super, może wróci też do muzyki?’, ‘A ja się cieszę, jeśli kogoś ma, bo chcę, żeby był szczęśliwy.’, ‘Właśnie, to on wie, czego mu potrzeba.’ Ochłonęłam chwilę, cofnęłam się parę stron i znalazłam jego zdjęcia z lotniska. Te same komentarze, domysły, itp. Chciałam zobaczyć, co tam piszą u Joe i zdębiałam, bo było o wiele więcej zdjęć jego i Ani, ale takich robionych z ukrycia i bardziej naturalnych, głównie z lotnisk. Ale komentarze były raczej pozytywne, dziewczyny jechały po Tanji, ale o ‘nowej partnerce Josepha’ pisały miło. Że dobrze, że Joey sobie kogoś znalazł, że teraz jest bardziej szczęśliwy, że się zaczął uśmiechać, nie chodzi już taki struty. Stwierdziłam, że porozmawiam o tym z Anią w sobotę, bo nie wiem czy o tym wiedzą. Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk Skype’a. To znajoma dzwoniła z imprezy. Wzięła laptopa do salonu i mnie podłączyła, żebym ja też była na imprezie. Znalazłam w szafce piwo, to wypiłam nawet za zdrowie Michała i zaczęliśmy tańczyć, oni tam, a ja tu. W między czasie robiłam jeszcze sałatkę na jutro do Josepha, ale laptop był wtedy na blacie w kuchni. Taką mieliśmy zabawę. Wrócił Patrick, czego nie zauważyłam, póki nie wybuchnął śmiechem. Aż wrzasnęłam. Zaciągnęłam go przed laptop, przywitał się i zaczęliśmy tańczyć, na co skwitował, że jestem szalona. Wziął piwo też dla siebie i zabawa trwała jeszcze pół godziny. W końcu się pożegnaliśmy i Patrick zaczął opowiadać, co u Angelo.

P: „Przeszła wersja, którą wybrałaś.”
O: „O, to super! Co reszta na to?”
P: „Był tylko Angelo, Jimmy i Maite. Ale uznali, że jest lepsza. I przeszła. Ale coś mnie zaczęli wypytywać, co ja się tak dziwnie uśmiecham. Jimmy stwierdził podejrzliwie, że w ogóle coś się ze mną dzieje. To odpowiedziałem, że muszę się przestawić i przyzwyczaić do życia poza zakonem.”
O: „Każdy się domyśla, coś im po głowach chodzi, chyba niedługo będziesz musiał im powiedzieć.”
P: „No, chyba tak.”


W piątek obudziliśmy się w dobrych nastrojach, obejrzeliśmy ‘Madagaskar’ po angielsku, wzięliśmy sałatkę i zapakowaliśmy się do Josepha. Cieszyłam się, że Paddy zajął się upominkiem dla bratanka. Tylko odrobinę się denerwowałam, bo czułam, że to będzie miły wieczór. Gdy weszliśmy cała czwórka miała banana na twarzy, a my z Anią aż się ucałowałyśmy na trzy, tak po polsku. W sobotę nie wyściubiliśmy nosa z domu. Śmialiśmy się, rzucaliśmy poduszkami, gadaliśmy, kochaliśmy, wariowaliśmy, jednym słowem byliśmy ze sobą w każdej codziennej sytuacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz