środa, 31 grudnia 2014

182. Ania, Ola – czerwiec 2011


Rano przy śniadaniu Leon marudził i dopytywał się, kiedy będzie z nami mieszkał, Joey mu tłumaczył i umówiliśmy się, że na początku lipca pojedziemy na zakupy do jego nowego pokoju, więc odpuścił. Zupełnie nie mieliśmy pomysłu na to, co robić przez cały dzień. Jak kończyliśmy posiłek zadzwonił telefon do Joeya, była to Patricia, która zaprosiła nas na obiad i ucieszyła się, że będą chłopcy, bo jej synowie zastanawiali się co będą robić, bo przychodził też Jimmy z Meike i dziewczynkami, więc ogólnie wszystko się dobrze ułożyło. U Patricii było miło, Jim już nie zachowywał się tak ostentacyjnie, więc nie psuł nikomu humoru. Nawet coś tam podpytywał Joeya, ale on chyba nie chciał rozmawiać z nim na tematy osobiste. To z Paddym się przyjaźnił, to Paddy wiedział o wszystkim, nie Jimmy. Jedzenie było pyszne, a że Joey lubił jeść, to był zadowolony. Dzieci się bawiły, a my rozmawialiśmy. Pokazywaliśmy też zdjęcia domu w różnych fazach, dobrze, że po ostatnim incydencie u Tanji usunęłam z aparatu zdjęcia z weekendu nad jeziorem, ale Jim widział zdjęcia na stronie Joeya i pytał o to. Wieczorem pojechaliśmy do domu, dzieci szybko zasnęły, takie były zmęczone, a Joey wręcz przeciwnie nie chciał spać i nie dał mi. Rano szybko zrobiłam śniadanie, dzieci zjadły,  zawiozłam ich do szkoły, a sama pojechałam do pracy. Następne dni były ciężkie, ale Maite dzielnie mi pomagała, chodziłyśmy po sklepach szukając mebli, dodatków. Ola dostała zadanie specjalnie, więc zajmowała się tym, na razie wirtualnie. Maite miała rzeczywiście dobry gust, więc szybko szło. Pokój dzieci wypełniały paczki, paczuszki, bo gdzieś musiałam to składać. Kilka razy wezwano mnie na budowę, ale Joey też jeździł, bo zakładali alarm. Nawet się nie widywaliśmy, bo kończyłam pracę i jechałam do Siegburga, wieczorem wracałam do Kolonii, a jak nie jechałam do Siegburga, to pakowałam pokój dzieci. Z Joeyem tylko rozmawialiśmy przez telefon i spaliśmy koło siebie. Każde z nas było bardzo zajęte. Miałam nadzieję, że jak już będzie wszystko w domu zrobione, to znajdziemy trochę czasu dla siebie. Któregoś dnia Joey mnie zaskoczył gdy zadzwonił.
J: „Hej. Dziś nie pracuję. Pojadę do Siegburga, bo schody montują, właśnie dzwonili i kończą już robić alarm.”
A: „To dziś tam nie będę jechać. Tylko dalej będę pakować.”
J: „Ok. Jak przyjadę, to Ci pomogę.”
A: „Dobrze by było jakbyś swoje rzeczy przejrzał, które zostawiasz, które nie itd.”
J: „Zrobię, to jak znajdę wolną chwilę.”
A: „Jak chcesz. Ja już coś tam popakowałam, kupiłam.”
J: „Widziałem właśnie w pokoju dzieci popakowane rzeczy i nowe.”
A: „Tak, bo jak z Maite biegam po sklepach, to gdzieś to składać muszę. A teraz w weekend będzie Ola, więc całą sobotę nie będzie mnie w domu, bo pojedziemy na zakupy do sypialni.”
J: „Dobrze, bo mnie i tak nie ma. Od piątku mam zawody.”
A: „Wiem. Tęsknię za Tobą.”
J: „Ja za Tobą też, ale co mam zrobić. Teraz trzeba to wszystko ogarnąć i przygotować.”
A: „Tylko to ostatnio robię, ogarniam. Mam tylko nadzieję, że zdążę posprzątać w domu, jak zaczną meble się pojawiać, wolałabym, aby już od razu do domu, a nie tu do mieszkania.”
J: „Nie przesadzaj, aż tyle tego nie ma.”
A: „Co? Chyba sobie żartujesz? A z resztą nieważne. Ok. To po pracy jadę do mieszkania. Kupisz coś na kolację wracając?”
J: „Dobra. Kupię. To pa.”
A: „Cześć.”
Pomyślałam, że on chyba sobie nie zdaje sprawy co mówi, wszystko zostawił na mojej głowie, pakowanie, sprzątanie i mówi mi, że zdążę, chyba sobie ze mnie kpi. Ostatnio wszystko było nie tak, przez to zamieszanie z domem, przeprowadzką. Miałam dość, byłam zmęczona, sfrustrowana tym wszystkim. Dobrze, że chociaż w pracy dobrze mi szło. Po pracy pojechałam do mieszkania, przebrałam się i poszłam do pokoju dzieci. Udało mi się spakować wszystkie zabawki. Segregowałam też ubrania, ale zauważyłam, że wiele jest za małych i zadzwoniłam do Tanji pytając czy ona te ubrania komuś daje, bo były dobre, nie zniszczone.
T: „Zadzwoń do Maite, ona zabiera różne rzeczy, bo zawozi je do jakieś fundacji. A czemu Ty sprzątasz w ich rzeczach?”
A: „Pakuję ich pokój, więc przy okazji sortuję.”
T: „Aha. To dom już gotowy?”
A: „Dziś montują schody, alarm i rolety przeciw włamaniowe. Potem sprzątanie, montowanie mebli i rozpakowanie wszystkiego.”
T: „Oooo, to już prawie koniec.”
A: „Tak. Za parę dni będą montować kuchnię i z tego, co wiem od Joeya szafy w garderobach.”
T: „To już na wykończeniu ten dom.”
A: „Owszem. A jak dzieci?”
T: „Wszystko dobrze, ale już pytali kiedy się z tatą zobaczą. Rozmawiali z nim i powiedział, że jak będzie gdzie spać, to wtedy.”
A: „Teraz ich pokój jest spakowany. Staram się wszystko szybko i sprawnie robić. Meble do pokoi mają być za dwa tygodnie dopiero, więc wtedy będzie składanie.”
T: „Będę mogła przyjechać zobaczyć?”
A: „Tak oczywiście. Dobrze muszę kończyć. Pozdrowisz dzieci i Stive’a?”
T: „Tak oczywiście. To cześć.”
Zadziwiała mnie swoim zachowaniem, gdy byłyśmy same albo z dziećmi była miła. A jak był Joey to już pokazywała, na co ją stać. Nie ufałam jej. Około 20:30 przyjechał Joey, był brudny, zmęczony i marzył o spaniu. Więc szybko poszedł pod prysznic, a ja zrobiłam herbatę do picia i rozpakowałam jedzenie, które kupił. To u niego uwielbiałam, jeśli się umówił, że kupi po drodze kolację, to zawsze robił wszystko, aby dotrzymać obietnicy. Tak było ze wszystkim. Zjedliśmy i Joey zobaczył, że prawie cały pokój dzieci już spakowany. Nic nie powiedział tylko podszedł do mnie i mocno przytulił. Był bardzo zmęczony, ale poszedł do sypialni i zaczął przeglądać swoje ubrania. Pracowaliśmy prawie w milczeniu, tylko Joey mówił „dobre, do śmieci, oddać komuś”. W godzinę dość dużo zrobiliśmy, ale widziałam, że to już nie ma sensu, więc poszliśmy spać. Kolejny tydzień też był ciężki, bo pakowałam, sprzątałam, jeździłam po pracy do Siegburga. Ciągle też „wisiałam” na telefonie, bo rozmawiałam z Josephem, Olą, Maite i z kierownikiem budowy. Ale cieszyłam się bardzo, bo w pierwszy piątek lipca pan wręczył nam klucze od domu i powiedział, że to koniec.

Ola
W połowie czerwca znajomi jechali nad morze. Też chciałam, ale wiedziałam, że 1 dzień urlopu, to już 1 dzień mniej z Paddym. Rozmawiałam o tym z nim i doradził, abym pojechała. Chociaż od piątku do niedzieli. Znajomi jechali od czwartku do wtorku, ale kochany Michał zlitował się i powiedział, że poczeka na mnie do piątku i śmigniemy razem motorem, a w niedzielę wrócę sama PKSem. Ucieszyłam się bardzo. Odstresowałam się i wybawiłam przez te dwa dni. Nie chciałam rezygnować z moich przyjaciół na rzecz Patricka. Chciałam, żeby wiedzieli, że są dla mnie ważni i mogą na mnie liczyć.

sobota, 27 grudnia 2014

181. Ola – czerwiec 2011



Paddy dotrzymał obietnicy i przyleciał prędko, ale od poniedziałku do piątku, więc nie mogliśmy nawet jechać na łajbę. Dwa dni z rzędu przyjechał do Warszawy i czekał na mnie pod pracą. Raz odwiedziliśmy Magdę, tak się dziwnie złożyło, że Paddy był w mieszkaniu pierwszy raz i zdziwił się, gdy zobaczył pianino. Zwaliłam na mamę, że to ona się uczyła w młodości, ale przecież była to cała prawda. Nie dała się namówić na grę, bo kilkanaście lat nie trenowała, za to Patrick z Magdą zrobili sobie małe jam session z jej perkusją. W czwartek zadzwoniła do mnie Ania, prosiła o radę związaną z domem. Potem spytała czy byłam ostatnio na forum.
O: „Długo nie zaglądałam, a co?”
A: „Pracujesz na Bawełnianej?”
O: „No tak.” – zdziwiłam się.
A: „To uważaj. Jedna fanka mieszka na Okęciu, przejeżdżała autobusem i zobaczyła Paddiego czekającego pod bankiem.”
O: „No coś Ty!”
A: „Noo… Słuchaj dalej. Nie była pewna czy to on, nie zdążyła wysiąść, ale na kolejnym przystanku się przesiadła i zawróciła. I wtedy akurat z banku wyszła blondynka, przywitała się z Paddym i poszli razem na przystanek. Ona jest pewna, że to był Paddy, jest wielkie poruszenie, a ta fanka pisze, że gdyby tylko parę minut poczekała i jechała kolejnym autobusem, to Paddy wsiadłby do tego samego. Pewnie by wtedy padła na zawał.”
O: „No dobra i co jeszcze?”
A: „Na forum okropne poruszenie, inne fanki każą jej jeździć tamtędy i patrzeć, to uważaj lepiej.”
O: „ Ale numer! One są bezbłędne. A jak mnie zaczepi i o coś spyta? Mam z nią gadać?”
A: „Nie wiem. To ciężkie pytanie.”
O: „Muszę porozmawiać dzisiaj z Patrickiem na ten temat, bo nie wiem jak miałabym się zachować.”
A: „Pewnie pogadaj. Mnie Joey uprzedził przed wywiadem, ale mimo tego i tak było trudno.”
O: „Domyślam się, ale przynajmniej masz to już za sobą. Dobra, koniec tematu, jak tam praca?”
A: „W porządku. Wdrażam się, idzie mi dobrze. Na szczęście ludzie z otoczenia są mili i pomocni. „
O: „Atmosfera jest bardzo ważna. Przecież przez nią zmieniałam pracę.”
A: „Pamiętam, pamiętam. A wiesz, że opłacą mi kurs niemieckiego?”
O: „O rany, to już w ogóle super! Kiedy zaczynasz?”
A: „Nie wiem. Teraz lektorka jest na wakacjach i w sezonie letnim się nie uczą. Ale że ja jedyna jestem na tak niskim poziomie, to mogę zacząć kiedy tylko lektorka będzie miała czas.”
O: „No to dla Ciebie idealna sytuacja. Ucz się, ucz, to i mnie poduczysz.”
A: „Załatwione. Kiedy będziesz w lipcu w Kolonii?”
O: „Jeszcze nie wiem, a co?”
A: „Na zakupy chcę Cię porwać.”
O: „Ooo, to będziemy urządzać czerwoną sypialnię?” – zaśmiałam się.
A: „Dokładnie Oleńko, ale nie wiem, co Joey Ci za to zrobi.”
O: „Wolę z nim nie zaczynać, bo nie dam rady się obronić.”
A: „Słuchaj, muszę kończyć. To kiedy będziesz?”
O: „A kiedy mam być?”
A: „W pierwszy weekend?”
O: „Nie, moja siostra ma urodziny, może w kolejny?”
A: „Mi pasuje. To zapisz sobie w kalendarzu i nie mów nic Paddiemu, to odbiorę Cię z lotniska i zrobisz mu niespodziankę.”
O: „Super pomysł, dzięki za podpowiedź. To buźka i pozdrów Joey’a.”
A: „Lecę, pa!”

Po pracy czekał na mnie Paddy, ale zanim się z nim przywitałam rozejrzałam się na boki. W drodze na Starówkę streściłam mu rozmowę z Anią i zapytałam jak powinnam się zachować jak jakaś fanka podejdzie i wprost zapyta mnie czy jestem jego dziewczyną.
P: „Wolałbym, żebyś z nimi nie rozmawiała.”
O: „A jak to będzie Polka? Tu, w Warszawie? To mam potwierdzić, że jestem czy powiedzieć, że nie wiem, o co jej chodzi i udać głupa?”
P: „Udać głupa.”
O: „To wyjdę na kłamczuchę. Od razu napiszą na forum.”
P: „Racja. Czasem rozmowy są nieuniknione. Po prostu będziesz musiała wybadać sprawę i zobaczyć czy będzie natrętna czy odpuści. Wolałbym, żebyś nie rozmawiała z fankami, ale wiem, że czasem tak się po prostu nie da.”
O: „Wiem, ale boję się takiego pierwszego spotkania.”
P: „Kochanie, wiem, rozumiem, że to jest trudne, ale nie mogę też dać Ci jednej rady, bo to zależy z kim się rozmawia. Trzeba wybadać, ja się tego nauczyłem, Ty jeszcze nie, ale wierzę, że sobie poradzisz. Tylko nie mów za dużo, a na prywatne pytania odpowiadaj bez komentarza.”
O: „Dobrze, postaram się. Myślę, że tak szybko to nie nastąpi. Ale zobacz, nawet tutaj Cię znalazły. Pod moją pracą.”
P: „Wiem, ale fanki są wszędzie. Mniej, bo mniej, ale jednak są. Jakby Niemka podeszła do Ciebie, to powiesz, że nie znasz niemieckiego, to będzie prościej.”
O: „Taa, gorzej jak ona będzie znała angielski.”
P: „No tak. Ale pamiętaj, żeby się nie zestresować. Jak ktoś miło o coś spyta i przekaże pozdrowienia, to podziękujesz i tyle, a…”
O: „… a jak mnie ktoś zmiesza z błotem jak mówiła Kira, to co?”
Patrick nie zważając na to, że siedzimy w autobusie przytulił mnie mocno i pocałował w policzek.
P: „Ola, nie martw się na zapas, proszę. Mi też jest źle, że przed tym Cię nie uchronię. W Niemczech nie chodzisz nigdzie sama, więc nikt Cię nie zaczepi, a w Polsce… no cóż. Znasz mentalność ludzi i język i na pewno sobie poradzisz.”
O: „Ale nie będziesz na mnie zły jak zamienię słowo z fanką na neutralny temat?”
P: „Zły? Na Ciebie? Głuptasie!” – postukał się w czoło i znowu dał buziaka w policzek.

niedziela, 21 grudnia 2014

180. Ania – czerwiec 2011



Poprosiłam panią asystentkę, aby nas zaprowadziła do garderoby. Leon chciał o coś zapytać, ale widziałam, że dziewczyny słuchają, więc mu tylko powiedziałam ‘potem skarbie’, a Luke szybko coś mu dodał na ucho. Poszliśmy do garderoby, gdzie powiedziałam Joeyowi o spotkaniu fanek i o co pytały. Stwierdził, że dobrze sobie poradziłam, więc wszystko w porządku. Joey poszedł na wywiad, a my oglądaliśmy go na wielkim telewizorze w garderobie. Pytania dotyczyły sportu, ale w pewnym momencie prowadzący zapytał o rodzinę i drążył temat, więc Joseph powiedział, że ma partnerkę, mieszkają razem i na tym koniec pytań o prywatnym życiu. Dobrze, że już znałam na tyle niemiecki, że rozumiałam, co mówi. Ale prowadzący się nie poddał i zapytał o zdjęcia przy grillu. Joey się uśmiechnął. Pytanie padło, czy to był Paddy, a Joey powiedział, że założył się z bratem, czy ta ręka będzie zauważona i że teraz Paddy ma nowy futerał na gitarę, bo wygrał zakład. Dodał, że na kolejne pytania dotyczące prywatnego życia nie odpowie. Zrobił tę swoją minę joeism i pan odpuścił. Dalsze pytania dotyczyły już sportowego życia Joeya i tu dużo opowiadał. Całe szczęście, ze dzieci zapomniały o spotkaniu z fankami, a może uznały, że zapytają w domu. Po raz pierwszy miałam spotkanie sam na sam z fankami, a do tego miałam pod opieką dzieci. Zadały tylko kilka pytań, a i tak były one niewygodne. Rozumiałam ich ciekawość, ale nie można im przecież mówić bardzo prywatnych rzeczy. Widziałam, że dla nich to spotkanie było ważne, widziały dzieci z bliska i mnie też, a będąc na bieżąco, bo przecież czytałam fora, odpisywałam na maile, wiedziałam, że to dla nich istotne. Na 100 procent byłam pewna, że to spotkanie będzie opisane na forach. Do tego Joey powiedział o sprawie z ręką, że wiedzą, że to był Paddy. Wiedzą jak wyglądam, Olę widziały z daleka, ale jak zrobią nam razem zdjęcie będą pewne, że Ola to dziewczyna Paddyego. Były bardzo spostrzegawcze i potrafiły dobrze kombinować, bo mi by nie wpadło do głowy, że można porównać rękę, w sumie dłoń z dłonią Joeya czy Paddyego. One tak zrobiły i doszły do właściwych wniosków. Jak wyszliśmy z budynku natknęliśmy się na dziewczyny, chyba wiedziały, że tędy właśnie wyjdziemy. Te które wcześniej spotkaliśmy od razu powiedziały do reszty, żeby nie robiły dzieciom zdjęć, ale nie chowały aparatów, bo chciały zdjęcie z Joeyem. Byłam pod wrażeniem, że pamiętają o tym, o co prosiłam i że nie robią nic na siłę. Luke trochę już był spokojniejszy, bo tata był, a Leon z Lilly od razu podali mi ręce.
F: „Cześć.”
J: „Cześć. Widzę, że czekacie na nas. Mam prośbę nie róbcie mojej rodzinie zdjęć.”
F: „Wiemy, eee Twoja dziewczyna nam o tym mówiła. Przepraszam, ale nie wiemy jak ma na imię.”
Uśmiechnęliśmy się z Joeyem do siebie i kiwnęłam głową na tak.
J: „To jest Ann.”
F: „Super, że nam powiedziałeś, bo zastanawiałyśmy się jak ma na imię. A dostaniemy autografy i zdjęcia z Tobą i...”
J: „Tylko ze mną. Oczywiście.”
Joey podszedł do nich i rozdawał autografy, robił już sobie z nimi zdjęcia. Chciały mieć też grupowe z Joeyem. Więc wzięłam od nich kilka aparatów, ale nagle wszystkie chciały mieć, więc Luke ze śmiechem powiedział, że mi pomoże i wziął kilka aparatów, więc Leon szybko też, Lilly tylko zaglądała na fanki i swojego tatę, chyba jej nie pasowało, że wszystkie się z nim obejmują, robią sobie zdjęcia, ale nic nie mówiła. Czułam tylko, że cały czas trzyma się mojej spódnicy, co Luke skwitował, że coś się do mnie przyczepiło. Śmialiśmy się, a dziewczyny patrzyły, ale on tak cicho mówił, że nie słyszały. Robiłam zdjęcia różnymi aparatami, było ich ze 20, pomyślałam, że dziewczyny oszalały. Trwało to jakieś 15 minut, potem pożegnaliśmy się i podeszliśmy do samochodu. Luke szybko wsiadł, bo siedział na środku. Leon pobiegł do taty i Joey go przypinał, ja pomogłam Lilly. Mała pytała dlaczego fanki tak chciały z tatusiem mieć zdjęcia, więc mówiłam jej po co, że tata jest znany, więc fanki chcą mieć z nim zdjęcie i bardzo ich to cieszy. Zamknęliśmy samochód i jak dzieci nie było już w pobliżu, poczułam błyśnięcie światła. Pomyślałam, że robią zdjęcia i tylko zasłoniłam okno, bo widać było Lilian. Joey pogroził im palcem, otworzył mi drzwi i widziałam, że zawahał się, bo chciał mi dać buziaka, ale pogłaskałam go po twarzy i powiedziałam, że nie teraz. Już miałam wsiadać do auta, ale zobaczyłam, że Joey ma minę typu ‘o nie!’ i się odwróciłam w tę stronę, co patrzył. Stały tam dziewczyny, chyba z pięć i też patrzyły. Czułam kto to jest, nie wiem skąd wiedziałam, że to ‘te’ fanki. Popatrzyłam na niego, jego twarz nic nie wyrażała, więc wsiadłam do samochodu, a Joseph za mną. Dziewczyny nam machały, były podekscytowane, a dzieciaki schowane za szybą auta też machały. Musieliśmy przejechać koło nich i się rozstąpiły, a ja chyba jednak byłam zazdrosna, bo położyłam sobie dłoń na udzie Josepha, gdy odwracałam się do dzieci, bo Leon coś mnie pytał. Pojechaliśmy na obiad, a potem na plac zabaw, by dzieci mogły się wyszaleć. Pojechaliśmy do naszego ulubionego parku z mnóstwem drabinek, huśtawek, piaskownic. Dzieciaki szalały, a my siedliśmy na ławce skąd mogliśmy je obserwować i mieliśmy możliwość pogadać.
A: „Joey, to były one, prawda?”
J: „Niestety tak, ale proszę Cię nie rozmawiajmy o tym, już Ci wszystko powiedziałem. Jest mi głupio z powodu tego, co się stało. Nie powinienem wtedy tak robić, ale było mi źle i nie myślałem co robię.”
A: „Dobrze, już nie będę pytać. Tylko Ci powiem, że mi też było głupio, bo one mnie oceniały, to było widać, zastanawiały się, dlaczego akurat ja, a nie one.”
J: „Wiem, że dla Ciebie też nie było to miłe i chyba trochę zazdrosna o mnie byłaś.”
A: „Ty jak zawsze, coś musisz takiego dodać. Co mam Ci powiedzieć, że kładąc Ci rękę na udzie sama sobie coś musiałam udowodnić. A teraz pogadajmy o czymś przyjemnym.”
J: „Chętnie. Co tam w domu, bo byłem kilka dni temu?”
Opowiedziałam mu co się zmieniło, co jeszcze zostało, co dalej. Ustaliliśmy, że on teraz zajmie się środkami bezpieczeństwa domu. Wróciliśmy koło 20, młodsze dzieci zaraz powędrowały do przygotowań do snu, a Luke chciał porozmawiać z tatą. Pytał go, o to co może mówić, a czego nie przy fankach. Wiedział po co robią zdjęcia, rozumiał to, ale nie do końca wiedział, co sam ma robić w takich sytuacjach. Powiedział, że dobrze, że byłam z nim i mu pomogłam. Jeszcze trochę porozmawialiśmy i poszedł spać, a my oglądaliśmy film, leżąc przytuleni na kanapie.

piątek, 5 grudnia 2014

179. Ania – czerwiec 2011

Stałyśmy przy aucie. Ona uśmiechała się pod nosem, a ja spokojnie podeszłam do tematu. Widziałam, że po prostu jest zazdrosna. Zadzwonił mój telefon jak już żegnałam się ze Stivem, a był na zestawie głośno – mówiącym w aucie i Luke odebrał.
Lu: „Hallo. Z tej strony Luke.”
O: „Hej, tu ciocia Ola. Jest tam gdzieś Ann?”
Lu: „Prawie już wsiada do auta, bo żegna się z mamą i Stivem.”
O: „Aha. To poczekam. A co u Ciebie słychać?”
Lu: „Wszystko ok, właśnie Ann nas zabiera na weekend.”
O: „O to super.”
Le: „Ciociu dzień dobry, bo ja też tu jestem.”
Li: „Ja też.”
O: „Dzień dobry Lilly, dzień dobry Leon. Co słychać?”
Le: „Wszystko ok, a Ty jesteś w Kolonii?”
O: „Nie, ale będę za tydzień.”
A : „Hej. O to super wiadomość, bo na zakupy chcę Cię porwać.”
O: „A z Maite nie idziesz? Coś mi wspominała.”
A: „Idę, ale Ty masz specjalną funkcję i specjalny pokój.”
O: „Ha ha! Już wiem który, to ten, co Joseph powiedział tylko nie czerwony.”
A: „Dokładnie, sypialnia.”
Le: „A dlaczego sypialnia nie może być czerwona?”
A : „Bo Twój tata mnie o to prosił i dlatego będzie brzoskwiniowo - czekoladowa.”
Li: „Ale fajnie.”
O: „Ania, to ja zadzwonię może w poniedziałek, to sobie pogadamy.”
A: „Dobrze. Wyślę Ci zdjęcia, bo pokoje są już pomalowane.”
O: „Super, a schody już są?”
A: „Nie, niestety będą dopiero za jakieś dwa tygodnie. Ale poszczególne meble można już zamawiać, mam cztery projekty kuchni wybrane, też Ci prześlę.”
O: „Dobra, to nie przeszkadzam. Cześć dzieciaki, do zobaczenia.”
Lu: „Cześć ciociu. Miłego dnia.”
Le, Li: „Pa pa.”
Uśmiechnęłam się sama do siebie, bo Ola zadziałała na mnie uspokajająco. Jeszcze raz przez okno pożegnałam się z Tanją i Stivem, a dzieci wołając bye, machały do nich. Cieszyłam się, że będą z nami na weekend. Wkurzyła mnie Tanja, która była prawie pewna, że nam się z Joeyem nie uda. Jak jechaliśmy do domu, to dzieci zapytały czy dziś mogą zjeść pizzę na kolację, zgodziłam się, ale zaproponowałam, że może zrobię ją sama. Byli zaskoczeni, ale wyrazili zgodę, więc pojechaliśmy do sklepu po produkty. Zdziwiłam się, bo nie przesadzali ze słodyczami. Chyba się już nauczyli, ile można wziąć. Szybko zrobiliśmy zakupy i pojechaliśmy do mieszkania. Luke zapytał czy ma pomóc, a zaraz za nim Leon, ale obawiałam się, ze dłużej to potrwa, a już była 19, więc wolałam się sama z tym uporać. Szybko zrobiłam ciasto, a potem kroiłam składniki, które dzieciaki przygotowały. Chłopcy poszli się bawić, a Lilly została ze mną w kuchni. Patrzyła co robię i opowiadała mi o swoich zabawkach. Potem pomagała mi układać składniki i wstawiłam pizzę do piekarnika. Gdy usłyszałyśmy klucze w zamku, to Lilly pobiegła tatę przywitać, ja dostałam szybkiego buziaka, bo już chłopcy szli, aby się przywitać, więc z uśmiechem wycofałam się do kuchni. Za chwilę cała czwórka przyszła do mnie i zadowoleni siedli do stołu. Chłopcy byli zdziwieni, że taka domowa pizza może być lepsza od kupnej, ale wszystkim smakowało. Po kolacji Lilly podeszła do mnie i zapytała czy mogę jej pomóc się wykąpać. Byłam w szoku, bo zawsze tata i tata, a tym razem sama chciała. Poszłyśmy do łazienki, gdzie szybko się uwinęłyśmy, a potem ją zaniosłam do łóżka. Do łazienki poszli chłopcy, gdzie oczywiście zaczęli się kłócić i Joey musiał zareagować. Mała dość szybko zasnęła, chyba była mocno zmęczona. Leon jak wrócił z łazienki tez położył się, a ja przykryłam go i chwilę sobie rozmawialiśmy zanim zasnął. W salonie Joey z Lukiem rozmawiali, więc ich zostawiłam i sama poszłam pod prysznic. Też musieli mieć trochę czasu dla siebie. Potem poszłam do sypialni i położyłam się. Czytałam sobie książkę, a Joey chyba około 23 przyszedł. Położył się za mną i przytulił do moich pleców, ale nim zdążyłam się do niego odezwać, zasnął. Naprawdę był mocno zmęczony, bo nie powiedział nawet dobranoc. Poczytałam jeszcze i też zasnęłam. Rano otworzyłam oczy i śmiać mi się chciało, bo koło siebie zobaczyłam Lilly, która przyszła do nas z własną poduszką i kołdrą. Jeszcze spała, więc leżałam sobie i patrzyłam na nią. Joey się obudził, dostał buziaka i pokazałam mu jak śpi jego córka. Rozbawiło go to, że mała przyszła z własnym ekwipunkiem. Sięgnął po telefon i zrobił jej zdjęcie. Potem wstaliśmy delikatnie, żeby się nie obudziła i poszliśmy robić śniadanie. O 12 mieliśmy być w TV, ale to była niespodzianka i dzieci nic nie wiedziały. Opowiedziałam Josephowi o wczorajszej rozmowie z Tanją, ale on stwierdził, że nie ma znaczenia co ona mówi i mam tego sobie nie brać do serca.  Nie miałam takiego zamiaru, ale chciałam mu o tym powiedzieć. Przygotowaliśmy śniadanie takie jak dzieci lubiły i rozmawialiśmy o kolejnych dwóch tygodniach czerwca. Zapowiadał się ciężko, prosiłam nawet, żeby Joey zerknął na plany kuchni i wypowiedział się w tej sprawie. Zapytałam co z tym mieszkaniem, a Joey spokojnie mi powiedział, że zapomniał mi powiedzieć, że od sierpnia już je wynajął, więc musimy się w lipcu przeprowadzić. No i super, to mam tylko pięć tygodni na wszystko. Potem powiedział, że meble mają tu zostać. Tam i tak będzie nowy wystrój. Oczywiście nie omieszkałam mu powiedzieć, że chyba zwariował, bo my nic do domu nie mamy, nic nie kupowałam, wszystko sobie zostawiłam na później. Więc stwierdził, że ma pomysł na garderoby i on bierze to na siebie, miał się też zająć alarmami i zabezpieczeniem domu, czyli roletami antywłamaniowymi, ale resztę to już ja. Na zaproponowaną kolorystycznie sypialnię się zgodził, tylko powiedział, żebym łóżko kupiła duże i to była cała jego sugestia. Pomyślałam, że muszę zrobić listę, bo nie ogarnę. Gdy wstały dzieci zjedliśmy śniadanie, potem było ubieranie, czesanie i byliśmy gotowi do wyjścia. W drodze Joey powiedział im, gdzie jedziemy i jak mają się zachowywać. Byli bardzo podekscytowani, że jadą do telewizji, więc zachowywali się grzecznie. Zaprowadzili nas do Joeya garderoby i tam przyszła pani od make up’u, chłopcy zwiedzili całą garderobę, a Lilly siedziała u mnie na kolanach i patrzyła jak jej tacie nakładają make up. Przyszedł pan od wywiadu i rozmawialiśmy z nim. Joey mnie przedstawił jako swoją partnerkę. Widziałam, że pan bardzo chciał, aby powiedział o mnie i o dzieciach w wywiedzie, ale Joseph od razu odrzekł, że nie ma mowy. To jego prywatna sprawa i nie chce opowiadać o swoim prywatnym życiu, ale zgodził się na potwierdzenie tego, że ma kogoś, bo i tak fanki o tym wiedziały. Chłopcy bardzo chcieli zobaczyć całe studio, więc przyszła asystentka redaktora, żeby ich oprowadzić. Zastanawialiśmy się, co zrobić, przecież nie puścimy ich samych. Baliśmy się, ze pani od nich wyciągnie jakieś wiadomości, a Leon był szczery i wszystko mówił, więc poszłam z nimi ja. Chłopcy byli bardzo podekscytowani i o wszystko pytali. Szliśmy jakimś korytarzem i za jakimiś kolejnymi drzwiami natknęliśmy się na fanki. Nie wiem kto był bardziej zdziwiony my czy one. Dzieci nie wiedziały co zrobić, Leon się schował za mną, Luke też stanął z tyłu, a Lilly wyciągnęła ręce, abym ją wzięła na ręce. Zawsze tak robiła jak się czegoś wystraszyła, więc patrzyła na nie. Pierwsza ocknęłam się i powiedziałam. 
A: „Cześć. Pochowajcie aparaty, bardzo proszę.”
F: „Jasne. Dziewczyny aparaty chować. A porozmawiasz z nami?”
A: „Dobrze, ale mój warunek jest taki, że żadnych nagrań ani zdjęć.”
Pani była w szoku, a dziewczyny wykonały moją prośbę. Chwilę to trwało, bo musiałam być pewna, że nie będzie żadnego nagrania, choć mogły mieć dyktafon, co się już zdarzało. Byłam w szoku, ale nie chciałam pokazywać tego po sobie, żeby dzieci nie wyczuły i tak się zdenerwowali. Leon za mną stał i czułam jak się przytulił do moich nóg, więc dałam rękę do tyłu i pogłaskałam go po głowie.
F: „Mogę o coś zapytać?”
A: „No chyba nie mam wyjścia, najwyżej nie odpowiem.”
F: „Czy Wy też będziecie w wywiadzie?”
A: „Nie, my tylko zwiedzamy.” – uśmiechnęłam się do nich.
F: „Szkoda. A mam pytanie do Luka - czy Ty na czymś grasz?”
A: „Proszę nie pytać dzieci.” – widziałam, że Luke odetchnął, był nieśmiałym chłopcem, więc się wstydził.
F: „Przepraszam.”
A: „To dla nich stresująca sytuacja, nie są przyzwyczajeni do tego. Taka jest decyzja ich rodziców. A jeśli chodzi o granie na instrumentach, to Luke gra na fortepianie i jest w tym naprawdę dobry.” – Luke popatrzył na mnie i tylko szepnął.
Lu: „Ann...”
A: „Ok. Coś jeszcze chcecie zapytać, bo my musimy już iść.”
F: „No tak. Te zdjęcia z maja, Twoje i Joeya. Czy był z wami Paddy ze swoją partnerką?”
A: „Na to pytanie nie odpowiem.”
F: „Nawet napisałam do ‘joefam’, ale tak mi odpisali, że bez komentarza. Może napiszę jeszcze raz.” – nic nie odpowiedziałam, ale śmiać mi się chciało.
A: „Na pytania, które nie dotyczą  osoby, do której piszecie, zawsze będzie taka odpowiedź.”
F: „No wiem, ale nie wiadomo, może ktoś odpisze. A czy Wy z Joeyem planujecie ślub?”
A: „To bardzo prywatne pytanie, na które nie odpowiem. Musimy już iść. Miłego popołudnia.”
F: „Szkoda, ale rozumiem. Wam również życzę miłego dnia. Pozdrów Joeya.”

A: „Oczywiście pozdrowię.”

wtorek, 2 grudnia 2014

178. Ania – czerwiec 2011

Nadszedł ten dzień. Poszłam do nowej pracy i okazało się, że nie ma co się stresować, ponieważ wszyscy byli mili i sympatycznie mnie przyjęli. Szłam na 8 do pracy, a często kończyłam o 17. Potem dość często jechałam do Siegburga, bo trzeba było decydować o różnych sprawach. Całe szczęście dużych napraw już nie było, ale zdarzały się drobne usterki. Ogólnie już dom wyglądał dobrze, były zrobione łazienki, bo wiedzieliśmy, co chcemy i nie było z tym problemu. W kuchni były pomalowane ściany i położone kafelki. Salon miał kominek, pomalowane ściany i panele na podłodze. Hol, spiżarnia, jadalnia, schowek też już miały pomalowane ściany i albo panele albo kafelki. W kotłowni był już nowy piec. Nie było chyba najważniejszej części domu mianowicie były to schody. Miały być dopiero pod koniec czerwca, a potem robotnicy mieli jeszcze wykończyć górę domu, a strych pomalować i położyć tam panele. Mnie czekało teraz urządzanie domu, kuchnia, salon, jadalnia, spiżarnia, garderoby, nasza sypialnia, pokój gościnny. Prawie się z Joeyem nie widywaliśmy, on zabiegany, zapracowany. Nawet nie wiem jak to się stało jak minęły dwa tygodnie czerwca i zdałam sobie sprawę, że Joey nawet nie ma dla dzieci czasu, postanowiłam wtrącić się do tego, choć bardzo tego nie lubiłam. Zadzwoniłam do niego.
J: „Hej. Kochanie nie mam za wiele czasu, pogadamy w domu.”
A: „Nie, znając życie wrócisz jak będę spać. Mam tylko pytanie. Kiedy ostatnio widziałeś się z dziećmi?”
J: „Ale o co chodzi? Rozmawiałem z nimi wczoraj przez telefon.”
A: „Właśnie przez telefon. A może na weekend byśmy ich zabrali. Dasz radę?”
J: „Ojej, cholera, masz rację, oni pewnie tęsknią. Pomyślę i dam znać, ok?”
A: „Ok. To czekam na wiadomość. A teraz jadę do Siegburga.”
J: „A coś się stało?”
A: „Nie, byłam przedwczoraj i chcieli, abym przyjechała zobaczyć.”
J: „Aha, to w porządku. Ok. Kończę, dam Ci potem znać co i jak z dziećmi, jakby coś to umówisz się z Tanją?”
A: „Tak. Odbiorę ich od niej, ale Ty zobacz co i jak i koniecznie do niej zadzwoń.”
J: „Dobra. Idę, bo mnie wołają.”
Pomyślałam, że przesadza, zaniedbywał nie tylko nas, ale także dzieci, a on uważał, że to ja przesadzam. W domu okazało się, że dół już cały jest gotowy i fajnie to wyglądało, a na górze zostało kilka pomieszczeń, w których brakowało tylko paneli. No i dalej czekaliśmy na schody, ale ogólnie mogłam pomału myśleć nad meblami do kuchni, łazienek, garderoby czy innych pomieszczeń. Stwierdziłam, że w drodze powrotnej zadzwonię do Maite i się z nią umówię. Bardzo się ucieszyła i powiedziała, że czekała na mój telefon. Umówiłyśmy się na lunch następnego dnia. Telefon znowu zadzwonił.
A: „Halo?”
J: „To ja. Będę w domu koło 21, a tak w ogóle, to już załatwiłem wszystko. Plan jest taki, że odebrałabyś dzieci od Tanji w piątek, ona już wie. Ja niestety wrócę koło 20 wtedy, a w sobotę mam wywiad, ale pojedziemy w piątkę. Co Ty na to? Pojedziesz ze mną do TV?”
A: „Zaskoczyłeś mnie, ale nie na wywiad, tylko do towarzystwa, tak?”
J: „Ja będę mieć wywiad na temat sportu, a Ty i dzieciaki dla towarzystwa. Zobaczycie sobie telewizję od kuchni.”
A: „Super.”
J: „A w niedzielę coś wymyślimy. Będą do poniedziałku, więc rano do szkół ich odstawimy.”
A: „No i super plan. Teraz pojadę do domu i przygotuję dla nas kolację.”
J: „Może być taka ze świecami, bo ostatnio chyba się trochę zaniedbaliśmy. Nie sądzisz?”
A: „No trochę, ale obydwoje mamy dużo zajęć. Nawet nie mam czasami siły czekać na Ciebie, taka jestem zmęczona.”
J: „Dziś zarezerwuj siły dla mnie, na pewno będzie miło.”
A: „W to nie wątpię. Dobra dojechałam już do mieszkania, więc kończę. Masz ochotę na coś?”
J: „Na Ciebie.”
A: „Pytam o jedzenie.”
J: „Nie wiem, cokolwiek, no dobra będę o 21, do zobaczenia.”
Poszłam do mieszkania i spojrzałam na zegarek, była 20:30, więc dużo czasu mi nie zostało. Stwierdziłam, że nie będę gotować tylko coś zamówię. Zadzwoniłam do naszej ulubionej chińskiej restauracji i zamówiłam na 21:20, żeby Joey mógł się ogarnąć jak wróci i poszłam pod prysznic. Śmiać mi się chciało, bo do czego to doszło, żebyśmy się umawiali na konkretny dzień na bycie razem. Usłyszałam klucz w drzwiach, więc stanęłam naprzeciwko, spojrzałam na Joeya, był strasznie zmęczony, więc pocałowałam go i wysłałam do łazienki. W między czasie dojechało jedzenie, więc wykładałam na talerze. Joey przyszedł do kuchni i stwierdził, że mu już lepiej i jest bardzo głodny. Więc zapaliłam świece i jedliśmy, nawet nawzajem się karmiąc. Buzia mi się nie zamykała, opowiadałam mu o pracy, mailach od fanów, domu. A Joey jadł i słuchał. W końcu usłyszałam żartobliwe ‘długo będziesz tak gadać, chodź tu do mnie na kolana i pocałuj’. Śmiałam się z niego, że jest bardzo romantyczny, ale podeszłam i spełniłam jego prośbę. Po chwili Joey wstał, wziął mnie na ręce i poszedł do sypialni, gdzie dokończyliśmy całowanie, a potem jeszcze długo zajmowaliśmy się sobą. Tak rzadko mieliśmy czas dla siebie, ale choć były to krótkie chwile, to nadal był ogień między nami i miałam nadzieję, że zawsze tak będzie. Widziałam się z Maite i umówiłyśmy się na poniedziałek oglądać meble, więc cieszyłam się, że w końcu zacznie się kolejny etap domu.  Do piątku szybko minął czas i około 17 po pracy pojechałam po dzieci. Gdy zapukałam, drzwi otworzył mi Stive i zaprosił do środka. Poprosił mnie o klucze od samochodu i poszedł zapakować torby dzieci, które czekały już przygotowane. Za chwilę z góry zbiegł Leon, który bardzo się cieszył, że mnie widzi. Po chwili zeszła Tanja w towarzystwie Luke’a i Lilly. Mała zapytała, gdzie tata i widziałam, że Tanja czekała, co powiem dziecku. A ja byłam zwolenniczką mówienia dzieciom prawdy, oczywiście na ich poziomie. Wytłumaczyłam, że teraz tata ma trening, ale o 20 będzie w domu. Chłopców bardzo interesowało, ile się w domu zmieniło, czy nadal jest tam budowa i kiedy skończą remontować. A że miałam aparat fotograficzny, a na nim zdjęcia, to Luke ze Stivem podłączyli go do telewizora. Zapomniałam jednak, że na aparacie miałam również zdjęcia z weekendu z Olą i Paddym, więc te zdjęcia też oglądali. Dzieciom bardzo się dom podobał i pytały kiedy będą mogli tam pojechać. Pytały co to za pomieszczenie, więc im tłumaczyłam i obiecałam, że w lipcu ich tam zabierzemy. Dzieci ze Stivem poszły do auta, bo chciałyśmy zamienić kilka słów z Tanją.
T: „A ta dziewczyna ze zdjęcia to Paddyego?”
A: „Tak.”
T: „A czemu Paddy jej nie pokazuje, wstydzi się jej?”
A: „Nie, nie wstydzi się, po prostu nie chcą się jeszcze pokazywać i komentować swojego związku.”
T: „Myślałam, że lubi brunetki, takie jak Brenda. Ostatnio ją spotkałam, no nie wydawała się zadowolona z życia.”
A: „To jej problem, nie mój.”
T: „Nie wiem, czy wiesz, ale kiedyś dość dobrze ją znałam, jak była z Paddym.”
A: „O co Ci chodzi? Super, że ją znałaś. To już przeszłość w życiu Paddyego i nie będę o tym dyskutować, bo nie ma o czym.”
T : „Tak pytam, ale widzę, że nic mi nie powiesz. Już widzę, że Joey nauczył Cię jak należy rozmawiać, by za wiele nie mówić. Ale nie wiem na ile Ci się to przyda i na jak długo. Chyba nie wierzysz, że będziecie razem do końca życia. On ma wady i w końcu je poznasz.”
A: „Pewnie, że je ma, bo każdy ma wady, ale istnieje takie coś jak miłość. A o nią trzeba dbać.”
T: „No co Ty nie powiesz. Nie bądź taka mądra. A mieszkanie razem też niczego nie gwarantuje. A on w końcu też Cię zaniedba, a uwierz mi nie będzie to miłe.”
A: „Do tanga trzeba dwojga, a ja nie zamierzam na to pozwolić. Przepraszam, ale muszę już jechać.”
T : „Ok.”