niedziela, 29 listopada 2015

209. Ola, Ania – październik 2011



Ola
Te trzy dni w Warszawie spędziliśmy z Paddym razem poza tym, że musiałam jeździć do pracy. Cieszyłam się, że nie mam kobiecej przypadłości, bo oboje byliśmy za sobą bardzo stęsknieni. Patrick obiecał, że zrobi, co się da, żeby jeszcze do mnie przyjechać, ale ja miałam być w Kolonii dopiero w listopadzie na długi weekend. Wiedziałam, że będzie ciężko. Ostatniego dnia poruszyliśmy znowu temat wspólnego mieszkania. Nie była to łatwa rozmowa i oboje odkładaliśmy ją chyba na sam koniec. Paddy przedstawił najpierw zalety mieszkania w Kolonii, tłumaczył, że tam byłoby lepiej wykonywać mu jego zawód, muzykę. Że tam się spotykają z rodziną na wspólne tworzenie, próby, nagrywanie, że w przyszłym roku pewnie będzie nowa płyta z całkiem nowymi utworami, że jakbyśmy mieszkali u mnie, to on musiałby i tak często latać do Kolonii i spędzać tam nawet po parę tygodni, a jakbyśmy mieszkali tam, to wracałby do domu, bo miałby blisko i miałby do kogo. Tłumaczył, że mogłabym znaleźć tam pracę, że przecież jest Ann, że jej się udało. Słuchałam go i czekałam na koniec, ale w końcu poleciały mi łzy. Wiedziałam, że w tym, co mówi jest sporo racji, że w Polsce miałby ciężko w swoim zawodzie. Ale z drugiej strony byłam przerażona tym, że miałabym zostawić wszystko tutaj i wyjechać. Dopiero po chwili się zorientował, że płaczę.

P: „Ola, kochanie, przecież my tylko rozmawiamy, nie płacz.”
O: „Jak mam nie płakać? Ja tu mam wszystko, dom, rodzinę, przyjaciół. Myślisz, że to łatwa decyzja, aby wszystko zostawić?”
P: „Nie łatwa, ja dobrze to rozumiem. Przecież wiesz, ile razy się przeprowadzaliśmy i w ilu miejscach mieszkaliśmy.”
O: „Wiem, ale ja nie chcę ich zostawiać.”
P: „Przecież będziesz ich odwiedzać.”
O: „No wiem, ale to nie to samo. Poza tym ja nie znam języka.”
P: „To akurat słaby argument, bo ja polskiego też nie znam.” – uśmiechnęłam się.
O: „Znasz więcej w moim języku niż ja w Twoim.” – teraz on się uśmiechnął.
P: „Ola, ja nie chcę namawiać Cię na siłę na Kolonię, żebyś potem miała do mnie żal, ale przecież chcemy być razem, prawda?”
O: „No co za durne pytanie!” – podszedł do mnie, przytulił mocno i spytał:
P: „Kochamy się, prawda?” – spojrzałam złowrogo.
O: „Muszę potwierdzać?”
P: „Nie musisz. Ale to wszystko daje nam siłę do przezwyciężenia niektórych przeciwności i niektórych rzeczy. Wiem, że nie jest to łatwa decyzja, szczególnie dla Ciebie, która jesteś tak zżyta z rodziną. Ale przemyśl to jeszcze. Przemyśl to, gdzie nam obojgu będzie lepiej. Bo to nie tak, że mi się Polska nie podoba tylko chodzi o możliwości rozwoju naszych karier zawodowych.”
O: „Ja tam żadnej kariery nie mam.”
P: „Ale wiesz, o czym mówię.”
O: „Wiem, ale z kolei Ty masz taką profesję, że możesz wykonywać w każdym miejscu, bo jesteś sam sobie szefem. A nie wiadomo czy ja znajdę pracę bez znajomości języka.”
P: „W sumie… To…Wiesz… Tylko się nie denerwuj. Właściwie… to Ty nie musisz…”
O: „Chyba zwariowałeś! To, co chcesz powiedzieć absolutnie nie wchodzi w grę!”
P: „Tak myślałem. Rozumiem, nie ma tematu.”
O: „No! Co to w ogóle za pomysł, znasz przecież moje podejście.” – pocałował mnie w czoło i rzekł:
P: „Po prostu pomyśl jeszcze nad tym, dobrze? Moim zdaniem dla nas obojga lepsza byłaby Kolonia, ale nie chcę Cię namawiać na siłę.”
O: „A jeśli nie będę chciała się przeprowadzić do Kolonii, to co zrobisz? Wprowadzisz się tutaj?” – na to chyba nie był przygotowany.
P: „Eee… Tak. Pewnie tak. Tylko będę musiał dużo czasu spędzać w Kolonii w związku z muzyką, więc będzie tylko trochę lepiej z naszymi spotkaniami niż dotychczas.” – zastanowiłam się i nic już na to nie odpowiedziałam.

Ania
Niestety sielanka nie trwała długo, bo Joey miał mnóstwo zajęć i wracał późno do domu, zazwyczaj zdenerwowany lub po prostu zmęczony. Nie widziałam go zbyt często, tylko przy śniadaniu lub w nocy, gdy przytulał się w czasie snu. Siłę do życia dawał mi Leon, bo trzeba było dać mu jeść, odrobić z nim lekcje. Gdy szłam na zakupy, on szedł ze mną, czasem szliśmy do parku i na plac zabaw. On szalał na drabinkach, a ja siedziałam na ławce i np. czytałam sobie książkę. Nie chciałam go samego puszczać. Bałam się, że go trochę ograniczam, ale on sam mnie prosił, abym z nim poszła. Chyba czuł się ze mną bezpieczny. Jakoś się układało, rano wstawałam i szykowałam śniadanie. Szłam po bułki, a pani sprzedawczyni po pewnym czasie wiedziała, co chcę i szykowała mi bez pytania. Czasem zastępował mnie Leon, bo sklep był blisko naszego domu, a mały bardzo chciał mi pomagać. Z Josephem znowu układało się źle, kilka razy tak mi odpowiedział, że aż się popłakałam, przepraszał mnie, ale co z tego. Miałam już coraz mniej siły, bo nie tak miało to wyglądać.
Ola
Pożegnania były okropne. Tym razem się popłakałam, gdy Paddy musiał wracać. Wiedziałam, że znowu będzie ciężko, że ma próby nie tylko do trasy świątecznej, ale też do solowego występu z bandem w Wilnie. Znowu mieliśmy słaby kontakt. Znowu Paddy był zmęczony, znowu zapomniał o fryzjerze. Ech… Na Skype mieliśmy czas rzadko. To znaczy ja miałam, on nie. Co do jego przyszłorocznej trasy, to wysłał mi daty i miejsca mailem i nawet nie mieliśmy kiedy tego omówić. Trasa była od końca maja do połowy czerwca. W sali dalej było wolne tylko w maju, ale oboje wiedzieliśmy, że jednak ślub powinien być po koncertach. Byłam smutna, bo wiedziałam, że gdy znajdę inną salę, to nie będę taka zadowolona i to nie będzie to. Kościół był niedaleko sali, taki mały, romantyczny, taki akurat dla nas, więc wszystko się składało, żeby akurat zrobić tę imprezę tam. Chciałam przekonać Patricka, żeby zmienić datę na kolejny rok, wtedy byśmy mogli sami sobie wybierać terminy, ale nawet nie miałam kiedy z nim porozmawiać. Dzwonił tylko na chwilkę, mówił, że bardzo tęskni, ale teraz się nie wyrwie. Pisał smsy, żebym wiedziała, że o mnie myśli, ale ja i tak byłam jakaś przygaszona. Już dawno nie mieliśmy takiej rozłąki i to też dało mi do myślenia w sprawie mieszkania. Wiedziałam, że on ma rację. Wiedziałam, ale co z tego? Miałam wszystko rzucić i się wyprowadzić? Ania w sumie tak zrobiła. Zrobiła, ale czy tego nie żałuje? Stwierdziłam, że spytam ją w listopadzie o to mieszkanie. Ona i tak miała łatwiej, bo znała chociaż trochę niemiecki, a ja? Ni w ząb! Rozmawiałam o tym z mamą, z Magdą, z rodziną, z przyjaciółkami, z Michałem. Ale jednak najbardziej chciałam porozmawiać z Anią, ona w końcu przeżyła to samo pół roku temu. I tak dni mijały, jeden za drugim, byłam coraz bardziej przygaszona słabym kontaktem z Paddym i rozdarta z powodu mieszkania po ślubie.

piątek, 27 listopada 2015

208. Ania – październik 2011

Pewnego wieczoru nie wytrzymałam, Joey nie chciał mi odpowiedzieć na żadne moje pytania dotyczące tego, po co Tanja go tak często wzywa do siebie, więc gdy wyszedł spod prysznica zjawiłam się w łazience i zapytałam.
A: „Czy możesz mi odpowiedzieć na jedno pytanie!”
J: „Czego Ty kobieto ode mnie chcesz?”
A: „Chcę byś mi powiedział, po co do niej ciągle jeździsz? Może Ty coś nadal do niej czujesz? Może nadal coś od niej chcesz? Powiedz mi!”
J: „Ann! Oszalałaś? To z Tobą jestem, to Ciebie kocham.”
A: „Ostatnio w ogóle tego nie widzę. Ciebie ciągle nie ma, a ja też chcę z Tobą spędzać czas.”
J: „Robię, co mogę. Jestem z Tobą i przestań być o Tanję zazdrosna. Naprawdę nie masz do tego podstaw.”
A: „Nie wierzę w to!”
Wyszłam z łazienki i poszłam do garderoby, a tam zaczęłam przekładać ubrania z miejsca na miejsce. Byłam bardzo zdziwiona moją zazdrością oraz zachowaniem. Nie zdążyłam się zastanowić, co się stało, gdy usłyszałam kroki Josepha, który nawet nic na siebie nie założył, dlatego wiedziałam, że jest wzburzony, podszedł do mnie i obrócił w swoją stronę. Zabrał mi z rąk ubrania i rzucił je na podłogę. Popatrzyłam na niego, widać było, że jest wściekły.
J: „Nie wierzysz, że Cię kocham?”
A: „Joey… o co Ci chodzi?”
J: „Udowodnić Ci, że mi na Tobie zależy, że jestem z Tobą, bo Cię kocham? Mam to zrobić?”
A: „Joseph, puść mnie!”
J: „Nie! Zarzucasz mi coś, więc chcę Ci udowodnić, że jesteś dla mnie najważniejsza.”
Przez całą wymianę zdań stałam prawie przyciśnięta do ściany, a on stał naprzeciwko mnie, trzymając ręce oparte za mną, więc nie mogłam się ruszyć. Pocałował mnie dość gwałtownie i czułam, że nadal jest zdenerwowany, bo jego pocałunki były mocne. Oderwał się ode mnie i mruknął tylko „nie kocham, nie zależy mi, to zaraz Ci udowodnię jak mi nie zależy”. Podszedł do drzwi garderoby i zamknął je na klucz, bo Leon był w domu. Zrobiłam dwa kroki do wyjścia, ale złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie, znowu całując jak szalony. Wszystko działo się bardzo szybko i po chwili leżeliśmy na podłodze, a Joey ściągał mi spódnicę. Już nie starczyło mu chyba cierpliwości do mojej koszuli, bo po prostu ją rozerwał, a guziki poleciały w różną stronę. Byłam bardzo zaskoczona jego szybkością i gwałtownym zachowaniem, ale poddałam się chwili. Czułam, że przemawia przez niego wściekłość i żal, że mu nie ufam. A ja wiedziałam, że niepotrzebnie się uniosłam. Całował mnie i jednocześnie jego ręce były wszędzie, gdy po chwili oderwał się ode mnie poczułam, że jest już gotowy. Popatrzył na mnie i delikatnie pocałował. Dotykałam go po twarzy i plecach. Usłyszałam tylko rozdzieranie opakowania i po chwili zostałam przygnieciona do podłogi. Po tym delikatnym pocałunku zostało tylko wspomnienie, bo znowu były gwałtowne i szybkie. Nasze oddechy przyspieszyły, wszystko przyspieszyło, ale po chwili był już koniec. Zdziwiłam się, że to już, ale pogłaskałam go po głowie i plecach, a on delikatnie pocałował mnie w szyję. Po chwili uniósł głowę i popatrzył na mnie. Mimo, że było mi dobrze, że to był Joey, to emocje wzięły górę i poleciały mi łzy. Joseph uniósł się na łokciach, potem przesunął się tak, by mnie nie przygniatać do podłogi, delikatnie otarł łzy z moich policzków.
J: „Kochanie, nie płacz. Przepraszam, że byłem taki gwałtowny.”
Nie odpowiedziałam, tylko przytuliłam się do niego, a on głaskał mnie po głowie.
J: „No już, nie płacz. Wstańmy z tej podłogi. No nie płacz.”
A: „Nie chciałam Cię wkurzyć. Jeszcze Cię takiego nie znałam.” – powiedziałam cicho.
J: „Wiem, nie powinienem się aż tak zdenerwować, ale chcę, abyś zapamiętała, że tylko Ciebie kocham i pragnę. Nigdy więcej w to nie wątp, ok?”
A: „Joseph, wiem, że przesadziłam, przepraszam. Byłam zazdrosna, ale nie udowadniaj mi swojej miłości w taki sposób. Nawet nie dałeś mi szansy na zareagowanie. Powinniśmy porozmawiać, a potem byśmy się kochali.”
J: „Ciiii. Już cicho, nie psuj tego. Było nam dobrze i to jest najważniejsze, prawda?”
A: „Jak zawsze.”
Wstał i wyciągnął rękę, by pomóc mi wstać. Skorzystałam z  pomocy, nadal byłam zdziwiona jego gwałtownym zachowaniem, bo nigdy nie wykorzystywał swojej przewagi, zawsze liczył się z tym czy mam ochotę na miłość czy nie. Przytulił mnie jeszcze raz i pocałował, aż mi się nogi ugięły, bo w tym pocałunku było wiele namiętności. Chwycił na ręce i zaniósł do łazienki, gdzie postawił dopiero pod prysznicem. Wzięliśmy go razem, Joey drugi raz. Potem, gdy już byliśmy przygotowani do snu poprosiłam go, aby poszedł na dół zgasić światła, a ja poszłam zobaczyć, co robi Leon. Okazało się, że zasnął, ułożyłam więc w garderobie ubrania, bo walały się po podłodze. Gdy wróciłam do sypialni Joey leżał w łóżku. Położyłam się i zgasiłam światło. Joey od razu przytulił się do moich pleców i włożył ręce pod koszulkę, pocałował w kark, a potem w usta. Całował i całował jakby chciał pokazać, że to jednak on, a nie ten gwałtowny Joey. Tym razem przede wszystkim myślał o mnie. Było nam dobrze, co Joseph kilka razy podkreślał. Następnego dnia przywitał mnie pocałunkiem, a przez kolejne dni dostawałam je na pożegnanie i przywitanie. Było to dla mnie sporym zaskoczeniem, bo przez ostatnie miesiące zdarzało mu się o tym zapominać.

środa, 25 listopada 2015

207. Ania, Ola – październik 2011



Ania
Przez kilka dni nie mogłam sobie znaleźć miejsca po naszej wymianie zdań. Przestałam do niego dzwonić i pytać, kiedy będzie. Oczywiście jego to nie obeszło. Jak coś chciał się dowiedzieć, to dzwonił i rozmawialiśmy, ale raczej rzadko. Nie tak sobie to wyobrażałam, nie tak. Nie mówiłam nikomu, co się dzieje, bo po co. Chociaż Kathy kilka razy mnie pytała, bo raz na dwa tygodnie szłyśmy sobie na kawę w czasie mojej przerwy. Czasem spotykałam się z Maite, czasem z Patricią. Nie chciałam dziewczyn tym obarczać, więc nie rozmawiałyśmy na ten temat. Brakowało mi Oli, bo jej bym powiedziała, ale nie widziałam jej już chyba z miesiąc. Nie chciałam rozmawiać przez telefon, bo to była dla mnie już zbyt poważna sprawa. Trzymałam wszystko w sobie i bałam się, że w pewnym momencie nie wytrzymam i wybuchnę. Kolejne dni były takie same, aż stało się to, czego się obawiałam. Byłam bardzo zazdrosna o Tanję, bo często dzwoniła do Joeya i prosiła o pomoc, a on do niej jeździł. 

Ola
Nie widzieliśmy się z Paddym od imprezy u Ani i Josepha i nie zapowiadało się na prędkie spotkanie. Miałam jedynie kilka dni urlopu, musiałam go zostawić na Święta i długi weekend w listopadzie, bo wtedy miałam lecieć do Kolonii, a potem jeszcze na koncert do Wilna. Paddy, Patricia, Kathy, Joe i Paul (kolejny brat, którego jeszcze nie poznałam) zaczynali próby do wspólnego projektu Stille Nacht. Świąteczna trasa po Niemczech w grudniu. Fanki były wniebowzięte. Dopiero teraz miałam czas, żeby zajrzeć na forum. Zobaczyłam kilka swoich zdjęć z Madrytu, ale nie przyłapały nas w Barcelonie, ani nigdzie indziej. Potem tylko raz wydawało się tej fance z Warszawy, że znowu widzi Patricka pod moją pracą. I nawet była już przekonana, że to on. Stwierdziła, że jak będzie miała wolne, to tam postoi i zobaczy czy ta jego partneren nie wychodzi. Powiedziała, że pozna jego dziewczynę, bo pamięta ją z Madrytu, ale i tak bardziej się nalampiła na Padzika (na to określenie znowu ogarnął mnie pusty śmiech) i jest zadowolona, że udało jej się tam być. Pisała, że Paddy wygląda na bardzo szczęśliwego i że jest takim kochanym wariatem i że jeśli to sprawa tej laski, to ona się bardzo cieszy i życzy mu wszystkiego najlepszego. Pomyślałam, że dobrze, że to czytam, bo jak mnie nagle podejdzie pod bankiem, to będę wiedziała, że chociaż dobrze nam życzy. Jakoś nie było ostatnio wiele o nas, chyba się fanki trochę przyzwyczaiły. Ale wybierały się na koncert Stille Nacht do Berlina i to całkiem pokaźną grupą, aż żałowałam, że mnie tam nie będzie. O Josephie pisały tyle, że udziela się w reklamach, wywiadach, że ciągle robi coś sportowego, ale że się chyba wyprowadził z Kolonii, bo go rzadko widują i tę jego nową Ann też rzadko, a dzieci jedynie z Tanją. Zamknęłam forum i zaczęłam szukać sali weselnej. Znalazłam fajną blisko Warszawy i chciałam ją Patrickowi pokazać. Ze zdjęć powiedział, że ok, że mu się podoba, ale chcieliśmy zobaczyć na żywo. Udało mu się przylecieć na 3 dni, odebrałam go z lotniska i pojechaliśmy prosto na salę. Jak weszłam, to zatkało mnie i przestałam mówić. Patrick od razu to zauważył, podszedł do mnie i bez zbędnego gadania powiedział:
P: „Bierzemy!” – spojrzałam na niego rozanielonym wzrokiem i potwierdziłam.
O: „Bierzemy!”
Rozmawiałam z panem właścicielem po polsku, a ten spytał o coś Patricka, to szybko wyjaśniłam, że narzeczony jest cudzoziemcem. Co do terminu, to mieliśmy pomyśleć, jak to będzie z Patricka koncertami solowymi, ale na przyszły rok było już krucho. Prawie wszystkie terminy poza zimą były zajęte. Został październik, kwiecień i maj, ale też tylko kilka do wyboru. A ja wchodząc tu wiedziałam, że nie chcę wesela w innej sali. Podziękowaliśmy panu, obiecaliśmy, że szybko się odezwiemy i że to ja będę załatwiać wszelkie formalności. Wróciliśmy do domu. Od progu rzuciliśmy się na siebie zostawiając tylko poszczególne części garderoby i nawet nie dotarliśmy do łóżka tylko poddaliśmy się sobie wzajemnie na sofie w środkowym pokoju. Tym razem, to ja patrzyłam na Patricka z góry. Było tak nieziemsko, że nie mogłam się doczekać, kiedy to powtórzymy. Ubraliśmy się jednak z powrotem, aby zrobić coś do jedzenia i porozmawiać.
P: „Co do tego terminu, to faktycznie porażka. Mówiłaś mi, że trzeba z wyprzedzeniem, ale nie myślałem, że aż takim.”
O: „A widzisz! Dlatego myślałam, że 2013 byłby lepszy, wszystko na spokojnie byśmy załatwili.”
P: „Kochanie, tyle mam na Ciebie czekać?”
O: „Czekać? Przecież ja cały czas jestem.” – zwichrowałam mu włosy i dałam po łapach, bo cały czas coś podjadał.
P: „Ała, no co? Jadłem przed wylotem, wiesz, kiedy to było?”
O: „No zaraz dostaniesz, a tymczasem zjedz sobie ogórka kiszonego, babcia robiła.”
P: „Mniam, uwielbiam je.” – wziął do buzi ogromnego kęsa i zaczął mówić dalej – „Rozmawiałem ostatnio ze Svenem i jedyne plany, jakie mam na przyszły rok jak na razie, to moje tour, o którym Ci opowiadałem. Wstępnie Sven ma się rozejrzeć za terminami maj/czerwiec.” – skrzywiłam się.
O: „Łeee, ale jak tam maj tylko wolny, to co wtedy?”
P: „Nie wiem, innej sali nie chcesz, prawda?”
O: „Sam widziałeś. Ta jest idealna.”
P: „No to coś wymyślimy. Ale przed trasą, to chyba nie byłby najlepszy pomysł.”
O: „Nie, przed trasą nie. Wszystko byłoby nie tak, bo Ty i próby i wesele i w ogóle. Może jednak ten 2013?”
P: „Ola! Poczekaj, coś wymyślimy. Za tydzień Sven ma mi przedstawić wstępny plan.”
O: „No dobrze. Masz już tę kolację głodomorze.”
P: „Głodo… co?” – nie odpowiedziałam, tylko roześmiałam się do łez.

poniedziałek, 23 listopada 2015

206. Ola, Ania – wrzesień 2011

Ola
22 września cały czas pamiętałam o Ani urodzinach, ale moja Ola miała wtedy termin cesarki, więc zajęłam się tym, że zostałam ciocią. Dzidziuś urodził się zdrowy, silny, a Ola oszołomiona, ale czuła się dobrze. Do Ani zadzwoniłam dopiero późnym popołudniem.
A: „Halo.”
O: „Cześć Aniu. Przepraszam, że tak późno, ale moja Ola dzisiaj urodziła.”
A: „Ooo! Jak się czuje?”
O: „Dobrze, mały też zdrowy.”
A: „I urodził się w moje urodziny.”
O: „No ja właśnie w tej sprawie dzwonię. Chciałabym złożyć Ci najlepsze życzenia.” – produkowałam się ze trzy minuty o szczęściu, miłości, pracy i spełnianiu marzeń. – „A co Ty się teraz tak rzadko odzywasz?”
A: „Przepraszam, ale zupełnie nie mam czasu. Joey’a nie ma, więc wszystko jest na mojej głowie.”
O: „Cały czas go nie ma?”
A: „Ciągle, a to zawody, a to wywiad, a to reklamy, a to coś innego.”
O: „Hmm… Ale poza tym, że go nie ma, to w porządku?”
A: „No w tych rzadkich chwilach, kiedy jest, to jest ok. Powiedz lepiej jak Ci idą przygotowania? Znalazłaś coś?”
O: „Warszawskie sale drogie i nieładne, ale chyba rozszerzę obszar poszukiwań.”
Opowiedziałam, co i jak u nas ze ślubem, jeszcze raz życzyłam wszystkiego najlepszego i pożegnałyśmy się.

Ania
Kolejne dni mijały szybko i były podobne do siebie. Joey nadal nie miał czasu dla mnie, dla swojego syna, na bycie razem. Nie raz dzwoniłam do niego pytałam kiedy będzie i o której, ale on często wyjeżdżał na zawody i czasem nie było go kilka dni. Bardzo mnie to złościło i coraz bardziej miałam tego dość. Udało mi się go dorwać w ostatnią niedzielę września, bo wrócił w nocy do domu. Spał dość długo, ale wiedziałam, że jest zmęczony, więc razem z Leonem graliśmy w gry w salonie, by mu nie przeszkadzać. Spał chyba do 14, potem wziął prysznic i zszedł na obiad. Wieczorem siedzieliśmy sobie oglądając film i zapytałam go.
A: „Joey, chciałabym porozmawiać.”
J: „Oooo, ale poważnie zabrzmiało. Przecież rozmawiamy.”
A: „Nie kpij. Chcę wiedzieć, dlaczego tak dużo pracujesz.”
J: „Ann! Który to już raz mnie o to pytasz? Przestań!”
A: „Czy Ty nie widzisz co się dzieje? Ciebie nigdy nie ma, nie interesujesz się niczym. Cały dom od samego początku na mojej głowie. Nie mówię teraz o sprzątaniu, gotowaniu czy praniu. Chodzi mi o to, że nawet niewiele interesowałeś się wystrojem, czymkolwiek. Od początku tylko ja cokolwiek w nim robię, zmieniam, a miał być nasz, nie mój. Nie chcę tak.”
J: „Nie rozumiem dlaczego się tak denerwujesz. Pomagałem Ci i zawsze doradzałem jak tylko mogłem.”
A: „Proszę Cię, nie bądź śmieszny. Tak kilka razy przez telefon mówiłeś mi, co myślisz. No rzeczywiście to była pomoc. Pomagała mi Ola i Maite, ale nie Ty. Nawet Paddy czy Jim zrobili więcej od Ciebie.”
J: „To był cios. Jak możesz! Wszystko, co robię, robię dla nas, a nie dla siebie.”
A: „No tak, masz rację, nie powinnam tego powiedzieć. Przepraszam, ale proszę Cię, zrozum, że żadne pieniądze nie są tego warte. Nie widzisz tego, że się od siebie oddalamy? Ja mam tego najzwyczajniej w świecie dość, mam dość czekania, dzwonienia z pytaniem, kiedy będziesz, czy w ogóle zamierzasz wrócić na noc. Rozumiesz to?”
J: „Przestań. Chyba trochę przewrażliwiona jesteś, nic się takiego nie dzieje i przestań mnie ciągle o to pytać. Powtarzam nic złego się nie dzieje.”
A: „Oczywiście. Zawsze te same odpowiedzi, ale one mi już nie wystarczają.”
Nawet nie chciałam słuchać jego odpowiedzi. Po prostu wyszłam z salonu i poszłam do sypialni. Byłam wściekła. Wkurzało mnie to, że on bagatelizuje sprawę, nie chce mi powiedzieć, o co chodzi. Moja cierpliwość była na wyczerpaniu. Poszłam spać.

Ola
Zbliżał się termin imprezy Michała, Paddy powiedział, że przyleci, ale niestety w ostatniej chwili zrezygnował, bo Barby się gorzej poczuła, pojechał do niej, ale okazało się, że to fałszywy alarm, że jakiś młody lekarz narobił paniki, a nic się zupełnie nie działo i Barby wraca już do zdrowia. Impreza udała się przednio, bawiliśmy się w klubie, ja trochę przesadziłam i na drugi dzień obudziłam się w pokoju Michała z ogromnym bólem głowy. Wystraszona rozejrzałam się wkoło, ale Michał spał na drugim łóżku. Cały dzień razem leczyliśmy kaca, dopiero pod wieczór odwiózł mnie do domu. Paddy nie był zadowolony z rozwoju sytuacji, ale jakoś to przełknął. A ja nie zamierzałam niczego przed nim zatajać.