wtorek, 17 listopada 2015

203. Ania – wrzesień 2011

Staliśmy tak dość długo. Czułam, że mimo wszystko, mimo tych nieporozumień, kłótni jesteśmy w stanie wszystko rozwiązać, bo nadal między nami jest miłość. Mogłam być zła na niego, mogłam słuchać insynuacji Tanji, ale wiedziałam, że Joey by mnie nie zdradził, że w zaistniałej sytuacji chodzi o coś innego. Przytuliłam się jeszcze mocniej. Usłyszałam pytanie za swoimi plecami.
JV: „Hej. Widzę, że przeszkadzam, ale chciałem piwo, bo się skończyło.”
J: „Spoko. Weź sobie, jest w lodówce.”
JV: „Dam radę tylko wziąć cztery, a tam więcej facetów chce.”
Jh: „Pożyczę Ci jeszcze dwie ręce, a Ty nie przeszkadzaj im, tylko zabieramy piwo i spadamy.” – Johnny spojrzał na Joeya minę i aż zamarł – „Joey wszystko w porządku?”
J: „John, nie wiem, ale jak nie będziecie się tu kręcić, to może się dowiem.”
JV: „Mogę jakoś pomóc?”
J: „Dam sobie radę.”
Jh: „O cholera.” – i dodał po hiszpańsku – „Maite powiedziała, że Tanja obrażała Ann, może o to chodzi.”
J: „Kurwa.” – Joey aż się czerwony zrobił – „Możecie już iść, proszę.”
JV: „Jasne. Chodź Johnny.”
Wyszli z kuchni.
J: „Skarbie, co ona Ci powiedziała?”
A: „Nic takiego w co bym uwierzyła, chodzi o sam fakt jej wypowiedzi. Nie chcę o tym rozmawiać. Już mi lepiej, przytuliłam się do Ciebie i już ok.”
J: „Pogadamy o tym, ale może nie na imprezie. Dasz radę wrócić do reszty?”
A: „Tak, już w porządku. Pójdę sprawdzić, co u dzieci i poprawię makijaż.”
J: „Pójdę z Tobą.”
A: „No to chodź.”
Poszliśmy na górę, ale dzieci już spały. Tak słodko wyglądały, gdy spały wszystkie razem, że zrobiliśmy im zdjęcia. Poprawiłam makijaż i fryzurę. Zeszliśmy na dół, gdzie wszyscy się świetnie bawili. Tanja już się nie zbliżała do mnie, choć raz próbowała, ale wtedy Joey na nią popatrzył i się wycofała. Reszta nocy przeszła już spokojnie. Gdy goście nie mieli siły się bawić, to poszli spać. A ja chyba ostatnia, bo zbierałam jeszcze puste butelki i plastikowe talerzyki. Wiedziałam, że pierwsze wstaną dzieci, więc nie chciałam by zobaczyły ten bałagan. Pochowałam jedzenie do lodówki. Jakoś nie mogłam spać, więc obudziłam się koło 8, umyłam się, ubrałam i zeszłam na dół. Dom pogrążony był w ciszy, ale za to w kuchni było wesoło. Helen z Lukiem robili herbatę, Gabriel z Alexandrem kroili chleb, smarowali go masłem, a młodsze dzieci wyciągały talerzyki czy sztućce, pod okiem Leona. Stałam w drzwiach i się do nich uśmiechałam.
A: „Dzień dobry.”
Dzieci: „Cześć.” – słychać było „ciociu” „Ann”.
A: „Mogę Wam w czymś pomóc?”
Lu: „Nie, nie. Dajemy sobie radę, pochowałem naczynia ze zmywarki, a Gabriel z Alexem wyrzucili śmieci.”
A: „Oooo, to super.”
Le: „Zrób sobie kawę, bo nie umiem obsłużyć ekspresu.”
A: „Dobrze, już robię.”
Wstawiłam ekspres do kawy i już za chwilę pachniało w całej kuchni. Usiadłam sobie na krześle przy stole i Josephine, córeczka Maite siadła mi na kolanach. Znałyśmy się dość dobrze, bo Maite jeździła ze mną po sklepach, a mała z nami. A jak ona to zrobiła, to nagle okazało się, że wszystkie maluchy chcą na kolana. Uśmiałam się i powiedziałam, że muszą zrobić dyżury. Gwar był niezły, bo jednak taka ilość dzieci w jednym czasie mówiła, ale podobało mi się to. Ciągle było tylko słychać „ciociu powiedz mi czy” albo „ciociu a ona mnie bije”. Przyszła Kira, bo zastanawiała się, gdzie są jej dzieci, bo tylko mały Joseph z nimi był. Rozmawiałyśmy sobie pijąc kawę, a dzieci były zachwycone tym, że mogą same przygotować sobie na śniadanie to, co chcą. Kira opowiadała mi o życiu w camperze. Była tym zachwycona, że są razem 24h na dobę. Byłam ciekawa jak to jest, bo jednak czworo dzieci i dwoje dorosłych na kilku metrach, ale powiedziała, że wszystkim się to podoba. Nie mogłyśmy porozmawiać o jakimś trudnym temacie, bo koło nas było trzynaścioro dzieci, które słuchały, o czym mówimy. Fajnie się na nie patrzyło, widać było, że sobie pomagają nawzajem, byłam nawet dumna z tego, że nawet Leon pomaga Maire (była to młodsza córeczka Jima i Meike), która upadła i płakała. A on podniósł ją, pocałował w czoło i powiedział, by nie płakała, bo przecież nic się nie stało. Nic z Kirą nie powiedziałyśmy, ale naprawdę czułam dumę patrząc na niego. Uśmiechnęłam się do niego, a małą zawołałam i pocieszyłam. Szybko znalazła się na moich kolanach i już zejść nie chciała. Do kuchni weszła Patricia z Meike, a za nimi Jim z Denisem. Jimmy zrobił bardzo zdziwioną minę jak zobaczył swoją córkę na moich kolanach.
Pt: „Dzień dobry. Oooo, tu są moje dzieci.”
A: „Dzień dobry. Jak i wszystkie inne.” – roześmiałam się.
JV: „Oooo dzieciaki, to Wy wszystko przygotowaliście?”
H: „Tak wujku, my. Siądź sobie, czy chcesz kawy?”
JV: „Tak, poproszę, bez cukru i bez mleka.”
Lu: „Już Ci nalewam. Czy ktoś chce jeszcze?”
Wszyscy dorośli popatrzyli na dzieci i uśmiechali się pod nosem, oni czuli się tacy dorośli, więc my daliśmy im się porozpieszczać. Wszyscy po kolei mówili, co by chcieli do picia. Przyszła Kathy, a za nią Joey. Mieli zdziwione miny, za to dzieci bawiły się świetnie. Zachowywały się jakby były kelnerami w restauracji, na co my ochoczo przystaliśmy. Widziałam, że Ola z Paddym szepczą sobie coś do ucha i Paddy poważnym głosem zamówił dwie herbaty z cytryną. Po śniadaniu siedzieliśmy sobie w salonie rozmawiając, a potem goście powoli rozjeżdżali się do domów.

2 komentarze:

  1. Reakcja Joeya na to, co zrobiła jego była żona super, szkoda, że nie wyrzucił jej za drzwi, ale stanął chłop na wysokości zadania i odzyskał u mnie parę straconych wcześniej punktów.
    Wielka gromada dzieci buszujących w kuchni kojarzy mi się tylko z jednym - wielkim bałaganem haha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo Joey kocha Anie, to jest fakt, zawsze staje na wysokości zadania, a że nie wyrzucił, no nie zrobił tego ze względu na dzieci, one kochają swoich rodziców i dlatego wszystko jest dla nich, tak naprawdę...
      tak dzieci w kuchni to bałagan, ale jak uroczo

      Usuń