Ola
Te trzy dni w Warszawie spędziliśmy z Paddym razem poza
tym, że musiałam jeździć do pracy. Cieszyłam się, że nie mam kobiecej
przypadłości, bo oboje byliśmy za sobą bardzo stęsknieni. Patrick obiecał, że
zrobi, co się da, żeby jeszcze do mnie przyjechać, ale ja miałam być w Kolonii
dopiero w listopadzie na długi weekend. Wiedziałam, że będzie ciężko.
Ostatniego dnia poruszyliśmy znowu temat wspólnego mieszkania. Nie była to
łatwa rozmowa i oboje odkładaliśmy ją chyba na sam koniec. Paddy przedstawił
najpierw zalety mieszkania w Kolonii, tłumaczył, że tam byłoby lepiej wykonywać
mu jego zawód, muzykę. Że tam się spotykają z rodziną na wspólne tworzenie,
próby, nagrywanie, że w przyszłym roku pewnie będzie nowa płyta z całkiem
nowymi utworami, że jakbyśmy mieszkali u mnie, to on musiałby i tak często
latać do Kolonii i spędzać tam nawet po parę tygodni, a jakbyśmy mieszkali tam,
to wracałby do domu, bo miałby blisko i miałby do kogo. Tłumaczył, że mogłabym
znaleźć tam pracę, że przecież jest Ann, że jej się udało. Słuchałam go i
czekałam na koniec, ale w końcu poleciały mi łzy. Wiedziałam, że w tym, co mówi
jest sporo racji, że w Polsce miałby ciężko w swoim zawodzie. Ale z drugiej
strony byłam przerażona tym, że miałabym zostawić wszystko tutaj i wyjechać.
Dopiero po chwili się zorientował, że płaczę.
P: „Ola, kochanie, przecież my tylko rozmawiamy, nie
płacz.”
O: „Jak mam nie płakać? Ja tu mam wszystko, dom, rodzinę,
przyjaciół. Myślisz, że to łatwa decyzja, aby wszystko zostawić?”
P: „Nie łatwa, ja dobrze to rozumiem. Przecież wiesz, ile
razy się przeprowadzaliśmy i w ilu miejscach mieszkaliśmy.”
O: „Wiem, ale ja nie chcę ich zostawiać.”
P: „Przecież będziesz ich odwiedzać.”
O: „No wiem, ale to nie to samo. Poza tym ja nie znam
języka.”
P: „To akurat słaby argument, bo ja polskiego też nie
znam.” – uśmiechnęłam się.
O: „Znasz więcej w moim języku niż ja w Twoim.” – teraz
on się uśmiechnął.
P: „Ola, ja nie chcę namawiać Cię na siłę na Kolonię,
żebyś potem miała do mnie żal, ale przecież chcemy być razem, prawda?”
O: „No co za durne pytanie!” – podszedł do mnie,
przytulił mocno i spytał:
P: „Kochamy się, prawda?” – spojrzałam złowrogo.
O: „Muszę potwierdzać?”
P: „Nie musisz. Ale to wszystko daje nam siłę do
przezwyciężenia niektórych przeciwności i niektórych rzeczy. Wiem, że nie jest
to łatwa decyzja, szczególnie dla Ciebie, która jesteś tak zżyta z rodziną. Ale
przemyśl to jeszcze. Przemyśl to, gdzie nam obojgu będzie lepiej. Bo to nie
tak, że mi się Polska nie podoba tylko chodzi o możliwości rozwoju naszych
karier zawodowych.”
O: „Ja tam żadnej kariery nie mam.”
P: „Ale wiesz, o czym mówię.”
O: „Wiem, ale z kolei Ty masz taką profesję, że możesz
wykonywać w każdym miejscu, bo jesteś sam sobie szefem. A nie wiadomo czy ja
znajdę pracę bez znajomości języka.”
P: „W sumie… To…Wiesz… Tylko się nie denerwuj. Właściwie…
to Ty nie musisz…”
O: „Chyba zwariowałeś! To, co chcesz powiedzieć
absolutnie nie wchodzi w grę!”
P: „Tak myślałem. Rozumiem, nie ma tematu.”
O: „No! Co to w ogóle za pomysł, znasz przecież moje
podejście.” – pocałował mnie w czoło i rzekł:
P: „Po prostu pomyśl jeszcze nad tym, dobrze? Moim
zdaniem dla nas obojga lepsza byłaby Kolonia, ale nie chcę Cię namawiać na
siłę.”
O: „A jeśli nie będę chciała się przeprowadzić do
Kolonii, to co zrobisz? Wprowadzisz się tutaj?” – na to chyba nie był
przygotowany.
P: „Eee… Tak. Pewnie tak. Tylko będę musiał dużo czasu
spędzać w Kolonii w związku z muzyką, więc będzie tylko trochę lepiej z naszymi
spotkaniami niż dotychczas.” – zastanowiłam się i nic już na to nie
odpowiedziałam.
Ania
Niestety sielanka nie trwała
długo, bo Joey miał mnóstwo zajęć i wracał późno do domu, zazwyczaj
zdenerwowany lub po prostu zmęczony. Nie widziałam go zbyt często, tylko przy
śniadaniu lub w nocy, gdy przytulał się w czasie snu. Siłę do życia dawał mi
Leon, bo trzeba było dać mu jeść, odrobić z nim lekcje. Gdy szłam na zakupy, on
szedł ze mną, czasem szliśmy do parku i na plac zabaw. On szalał na drabinkach,
a ja siedziałam na ławce i np. czytałam sobie książkę. Nie chciałam go samego
puszczać. Bałam się, że go trochę ograniczam, ale on sam mnie prosił, abym z
nim poszła. Chyba czuł się ze mną bezpieczny. Jakoś się układało, rano
wstawałam i szykowałam śniadanie. Szłam po bułki, a pani sprzedawczyni po
pewnym czasie wiedziała, co chcę i szykowała mi bez pytania. Czasem zastępował
mnie Leon, bo sklep był blisko naszego domu, a mały bardzo chciał mi pomagać. Z
Josephem znowu układało się źle, kilka razy tak mi odpowiedział, że aż się
popłakałam, przepraszał mnie, ale co z tego. Miałam już coraz mniej siły, bo
nie tak miało to wyglądać.
Ola
Pożegnania były okropne. Tym razem się popłakałam, gdy
Paddy musiał wracać. Wiedziałam, że znowu będzie ciężko, że ma próby nie tylko
do trasy świątecznej, ale też do solowego występu z bandem w Wilnie. Znowu
mieliśmy słaby kontakt. Znowu Paddy był zmęczony, znowu zapomniał o fryzjerze.
Ech… Na Skype mieliśmy czas rzadko. To znaczy ja miałam, on nie. Co do jego
przyszłorocznej trasy, to wysłał mi daty i miejsca mailem i nawet nie mieliśmy
kiedy tego omówić. Trasa była od końca maja do połowy czerwca. W sali dalej
było wolne tylko w maju, ale oboje wiedzieliśmy, że jednak ślub powinien być po
koncertach. Byłam smutna, bo wiedziałam, że gdy znajdę inną salę, to nie będę
taka zadowolona i to nie będzie to. Kościół był niedaleko sali, taki mały,
romantyczny, taki akurat dla nas, więc wszystko się składało, żeby akurat
zrobić tę imprezę tam. Chciałam przekonać Patricka, żeby zmienić datę na
kolejny rok, wtedy byśmy mogli sami sobie wybierać terminy, ale nawet nie
miałam kiedy z nim porozmawiać. Dzwonił tylko na chwilkę, mówił, że bardzo
tęskni, ale teraz się nie wyrwie. Pisał smsy, żebym wiedziała, że o mnie myśli,
ale ja i tak byłam jakaś przygaszona. Już dawno nie mieliśmy takiej rozłąki i
to też dało mi do myślenia w sprawie mieszkania. Wiedziałam, że on ma rację.
Wiedziałam, ale co z tego? Miałam wszystko rzucić i się wyprowadzić? Ania w sumie
tak zrobiła. Zrobiła, ale czy tego nie żałuje? Stwierdziłam, że spytam ją w
listopadzie o to mieszkanie. Ona i tak miała łatwiej, bo znała chociaż trochę
niemiecki, a ja? Ni w ząb! Rozmawiałam o tym z mamą, z Magdą, z rodziną, z
przyjaciółkami, z Michałem. Ale jednak najbardziej chciałam porozmawiać z Anią,
ona w końcu przeżyła to samo pół roku temu. I tak dni mijały, jeden za drugim,
byłam coraz bardziej przygaszona słabym kontaktem z Paddym i rozdarta z powodu
mieszkania po ślubie.
Po co ma się nasz Joey starać przecież raz udowodnił Ani swoją miłość i to powinno wystarczyć jej na długo haha. Rada dla Ani: zostaw gościa to zacznie się starać, bo zrozumie swój błąd.
OdpowiedzUsuńPaddy z Olą nie bardzo mogą się dogadać. Przecież małżeństwo, to kompromisy, a oni ciągną każde w swoją stronę
Trochę mi ich szkoda
Ech ten Joey...
UsuńA Ola i Paddy muszą nauczyć się sztuki kompromisu ;)
Ola i Paddy muszą się dotrzeć, zobaczyć, co na kogo jak działa. Na tym polega małżeństwo, ale oni są krótko ze sobą niestety. A Ola, to już powinna przestać ryczeć! Nic, tylko ryczy.
UsuńCzy będzie ciąg dalszy opowiadania? Niedawno tu trafiłam. Opowiadanie super.
OdpowiedzUsuńWitaj na naszym blogu :) Tak, będzie dalszy ciąg, już dzisiaj dodałam nową część. Kolejne będą pojawiały się w nieparzyste dni miesiąca ok 18-19. Zapraszamy i przepraszamy za zwłokę, ale to moja wina, bo mamy z Anią podział obowiązków: moim jest dodawanie części na bloga.
Usuń