niedziela, 29 listopada 2015

209. Ola, Ania – październik 2011



Ola
Te trzy dni w Warszawie spędziliśmy z Paddym razem poza tym, że musiałam jeździć do pracy. Cieszyłam się, że nie mam kobiecej przypadłości, bo oboje byliśmy za sobą bardzo stęsknieni. Patrick obiecał, że zrobi, co się da, żeby jeszcze do mnie przyjechać, ale ja miałam być w Kolonii dopiero w listopadzie na długi weekend. Wiedziałam, że będzie ciężko. Ostatniego dnia poruszyliśmy znowu temat wspólnego mieszkania. Nie była to łatwa rozmowa i oboje odkładaliśmy ją chyba na sam koniec. Paddy przedstawił najpierw zalety mieszkania w Kolonii, tłumaczył, że tam byłoby lepiej wykonywać mu jego zawód, muzykę. Że tam się spotykają z rodziną na wspólne tworzenie, próby, nagrywanie, że w przyszłym roku pewnie będzie nowa płyta z całkiem nowymi utworami, że jakbyśmy mieszkali u mnie, to on musiałby i tak często latać do Kolonii i spędzać tam nawet po parę tygodni, a jakbyśmy mieszkali tam, to wracałby do domu, bo miałby blisko i miałby do kogo. Tłumaczył, że mogłabym znaleźć tam pracę, że przecież jest Ann, że jej się udało. Słuchałam go i czekałam na koniec, ale w końcu poleciały mi łzy. Wiedziałam, że w tym, co mówi jest sporo racji, że w Polsce miałby ciężko w swoim zawodzie. Ale z drugiej strony byłam przerażona tym, że miałabym zostawić wszystko tutaj i wyjechać. Dopiero po chwili się zorientował, że płaczę.

P: „Ola, kochanie, przecież my tylko rozmawiamy, nie płacz.”
O: „Jak mam nie płakać? Ja tu mam wszystko, dom, rodzinę, przyjaciół. Myślisz, że to łatwa decyzja, aby wszystko zostawić?”
P: „Nie łatwa, ja dobrze to rozumiem. Przecież wiesz, ile razy się przeprowadzaliśmy i w ilu miejscach mieszkaliśmy.”
O: „Wiem, ale ja nie chcę ich zostawiać.”
P: „Przecież będziesz ich odwiedzać.”
O: „No wiem, ale to nie to samo. Poza tym ja nie znam języka.”
P: „To akurat słaby argument, bo ja polskiego też nie znam.” – uśmiechnęłam się.
O: „Znasz więcej w moim języku niż ja w Twoim.” – teraz on się uśmiechnął.
P: „Ola, ja nie chcę namawiać Cię na siłę na Kolonię, żebyś potem miała do mnie żal, ale przecież chcemy być razem, prawda?”
O: „No co za durne pytanie!” – podszedł do mnie, przytulił mocno i spytał:
P: „Kochamy się, prawda?” – spojrzałam złowrogo.
O: „Muszę potwierdzać?”
P: „Nie musisz. Ale to wszystko daje nam siłę do przezwyciężenia niektórych przeciwności i niektórych rzeczy. Wiem, że nie jest to łatwa decyzja, szczególnie dla Ciebie, która jesteś tak zżyta z rodziną. Ale przemyśl to jeszcze. Przemyśl to, gdzie nam obojgu będzie lepiej. Bo to nie tak, że mi się Polska nie podoba tylko chodzi o możliwości rozwoju naszych karier zawodowych.”
O: „Ja tam żadnej kariery nie mam.”
P: „Ale wiesz, o czym mówię.”
O: „Wiem, ale z kolei Ty masz taką profesję, że możesz wykonywać w każdym miejscu, bo jesteś sam sobie szefem. A nie wiadomo czy ja znajdę pracę bez znajomości języka.”
P: „W sumie… To…Wiesz… Tylko się nie denerwuj. Właściwie… to Ty nie musisz…”
O: „Chyba zwariowałeś! To, co chcesz powiedzieć absolutnie nie wchodzi w grę!”
P: „Tak myślałem. Rozumiem, nie ma tematu.”
O: „No! Co to w ogóle za pomysł, znasz przecież moje podejście.” – pocałował mnie w czoło i rzekł:
P: „Po prostu pomyśl jeszcze nad tym, dobrze? Moim zdaniem dla nas obojga lepsza byłaby Kolonia, ale nie chcę Cię namawiać na siłę.”
O: „A jeśli nie będę chciała się przeprowadzić do Kolonii, to co zrobisz? Wprowadzisz się tutaj?” – na to chyba nie był przygotowany.
P: „Eee… Tak. Pewnie tak. Tylko będę musiał dużo czasu spędzać w Kolonii w związku z muzyką, więc będzie tylko trochę lepiej z naszymi spotkaniami niż dotychczas.” – zastanowiłam się i nic już na to nie odpowiedziałam.

Ania
Niestety sielanka nie trwała długo, bo Joey miał mnóstwo zajęć i wracał późno do domu, zazwyczaj zdenerwowany lub po prostu zmęczony. Nie widziałam go zbyt często, tylko przy śniadaniu lub w nocy, gdy przytulał się w czasie snu. Siłę do życia dawał mi Leon, bo trzeba było dać mu jeść, odrobić z nim lekcje. Gdy szłam na zakupy, on szedł ze mną, czasem szliśmy do parku i na plac zabaw. On szalał na drabinkach, a ja siedziałam na ławce i np. czytałam sobie książkę. Nie chciałam go samego puszczać. Bałam się, że go trochę ograniczam, ale on sam mnie prosił, abym z nim poszła. Chyba czuł się ze mną bezpieczny. Jakoś się układało, rano wstawałam i szykowałam śniadanie. Szłam po bułki, a pani sprzedawczyni po pewnym czasie wiedziała, co chcę i szykowała mi bez pytania. Czasem zastępował mnie Leon, bo sklep był blisko naszego domu, a mały bardzo chciał mi pomagać. Z Josephem znowu układało się źle, kilka razy tak mi odpowiedział, że aż się popłakałam, przepraszał mnie, ale co z tego. Miałam już coraz mniej siły, bo nie tak miało to wyglądać.
Ola
Pożegnania były okropne. Tym razem się popłakałam, gdy Paddy musiał wracać. Wiedziałam, że znowu będzie ciężko, że ma próby nie tylko do trasy świątecznej, ale też do solowego występu z bandem w Wilnie. Znowu mieliśmy słaby kontakt. Znowu Paddy był zmęczony, znowu zapomniał o fryzjerze. Ech… Na Skype mieliśmy czas rzadko. To znaczy ja miałam, on nie. Co do jego przyszłorocznej trasy, to wysłał mi daty i miejsca mailem i nawet nie mieliśmy kiedy tego omówić. Trasa była od końca maja do połowy czerwca. W sali dalej było wolne tylko w maju, ale oboje wiedzieliśmy, że jednak ślub powinien być po koncertach. Byłam smutna, bo wiedziałam, że gdy znajdę inną salę, to nie będę taka zadowolona i to nie będzie to. Kościół był niedaleko sali, taki mały, romantyczny, taki akurat dla nas, więc wszystko się składało, żeby akurat zrobić tę imprezę tam. Chciałam przekonać Patricka, żeby zmienić datę na kolejny rok, wtedy byśmy mogli sami sobie wybierać terminy, ale nawet nie miałam kiedy z nim porozmawiać. Dzwonił tylko na chwilkę, mówił, że bardzo tęskni, ale teraz się nie wyrwie. Pisał smsy, żebym wiedziała, że o mnie myśli, ale ja i tak byłam jakaś przygaszona. Już dawno nie mieliśmy takiej rozłąki i to też dało mi do myślenia w sprawie mieszkania. Wiedziałam, że on ma rację. Wiedziałam, ale co z tego? Miałam wszystko rzucić i się wyprowadzić? Ania w sumie tak zrobiła. Zrobiła, ale czy tego nie żałuje? Stwierdziłam, że spytam ją w listopadzie o to mieszkanie. Ona i tak miała łatwiej, bo znała chociaż trochę niemiecki, a ja? Ni w ząb! Rozmawiałam o tym z mamą, z Magdą, z rodziną, z przyjaciółkami, z Michałem. Ale jednak najbardziej chciałam porozmawiać z Anią, ona w końcu przeżyła to samo pół roku temu. I tak dni mijały, jeden za drugim, byłam coraz bardziej przygaszona słabym kontaktem z Paddym i rozdarta z powodu mieszkania po ślubie.

5 komentarzy:

  1. Po co ma się nasz Joey starać przecież raz udowodnił Ani swoją miłość i to powinno wystarczyć jej na długo haha. Rada dla Ani: zostaw gościa to zacznie się starać, bo zrozumie swój błąd.

    Paddy z Olą nie bardzo mogą się dogadać. Przecież małżeństwo, to kompromisy, a oni ciągną każde w swoją stronę
    Trochę mi ich szkoda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech ten Joey...
      A Ola i Paddy muszą nauczyć się sztuki kompromisu ;)

      Usuń
    2. Ola i Paddy muszą się dotrzeć, zobaczyć, co na kogo jak działa. Na tym polega małżeństwo, ale oni są krótko ze sobą niestety. A Ola, to już powinna przestać ryczeć! Nic, tylko ryczy.

      Usuń
  2. Czy będzie ciąg dalszy opowiadania? Niedawno tu trafiłam. Opowiadanie super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj na naszym blogu :) Tak, będzie dalszy ciąg, już dzisiaj dodałam nową część. Kolejne będą pojawiały się w nieparzyste dni miesiąca ok 18-19. Zapraszamy i przepraszamy za zwłokę, ale to moja wina, bo mamy z Anią podział obowiązków: moim jest dodawanie części na bloga.

      Usuń