czwartek, 10 kwietnia 2014

90. Ania – listopad 2010



Niestety musieliśmy już jechać, ponieważ miałam samolot wieczorem. Gdy dojechaliśmy na lotnisko Leon się rozpłakał i nie chciał mnie wypuścić z samochodu. Odpiął się z fotelika i przeszedł do przodu siadając mi na kolanach. Popatrzyliśmy się z Josephem na siebie, a Joey powiedział, że zaparkuje i pójdą mnie odprowadzić. Niestety na parkingu sytuacja się nie poprawiła. Płakał, że nie chce, abym sobie leciała, że on chce mieszkać z tatą. Sama miałam łzy w oczach, ale wiedziałam, że muszę go uspokoić. Chyba po 15 minutach w końcu się udało i pozwolił mi iść. Stwierdziliśmy z Joey’em, że lepiej będzie jak pójdę sama, a oni pojadą. Baliśmy się, że mały zrobi kolejną awanturkę na lotnisku. Poszłam nawet nie oglądając się za siebie. Po odprawie poszłam do łazienki i wypłakałam się. Było to bardzo trudne, a ja nie mogłam sobie poradzić. Wyszłam właśnie z toalety, jak wpadłam na kogoś. Podniosłam oczy, a to była Ola. No nie mogło być lepiej. Ola popatrzyła na mnie, potem zapytała.

O: „Ania! Co się stało?”
A: „Leon...”
O: „Który masz gate?”
A: „58”
O: „Ok. To koło mnie. Chodź pogadamy.”

Poszłyśmy w milczeniu do gatu, a tam siadłyśmy sobie na ławce.

O: „Co się stało?”
A: „Dziś od rana Leon już płakał, był smutny. Rano miał rozmowę z Joey’em, bo powiedział, że chce mieszkać razem z tatą. Joseph go przekonał, że na razie to niemożliwe, ale on tego nie rozumie. Nie chce mieszkać z mamą. Wiesz trudne to, aby Joey go teraz wziął do siebie, ma poumawiane zawody. Doszły też próby. Rozmawialiśmy o tym, co zrobić, ale na razie jest to niemożliwe. Poza tym no raczej Tanja na to nie pozwoli.”
O: „Niedobrze, ale może mu to minie? Musi się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Jemu jest z Wami dobrze, bo na niego nie krzyczycie. Jest w końcu krótko z Wami, żeby go wychowywać.”
A: „Wiem. Masz rację z nami ma dobrze, bo go nie wychowujemy, tylko rozpieszczamy.”
O: „Ale w sumie dziś czy w piątek był grzeczny, więc mało było do korygowania.”
A: „To fakt. Ale jakbyś go widziała przed lotniskiem. Wczepił się we mnie jak małpka, nie chciał puścić z samochodu i strasznie płakał. A ja musiałam iść i Joey’a z tym problemem zostawić.”
O: „Dla małego to trudne, bo jest taki pomiędzy. Z jednej strony Ty i Joe, a z drugiej mama i jej facet. A Joey da sobie radę.”
A: „Wiem, ale jemu też jest z tym ciężko jak mały płacze, że chce z nim być. A tu jeszcze dziś, że ze mną też.”
O: „Ważne, że jesteście razem i działacie też razem. To jest bardzo istotne. Dla Leona też. Zobaczysz, że wszystko się jakoś poukłada. A teraz uśmiechnij się, a jutro będzie to wyglądać lepiej.”
A: „Dziękuję Ci bardzo za rozmowę. Pomogłaś mi wiesz.”
O: „Cieszę się i polecam na przyszłość.”
A: „Muszę niestety już iść, bo zaraz mam wylot.”
O: „Ok. Zdzwonimy się, co?”
A: „Pewnie, jeszcze raz Ci dziękuje.”
O: „Nie ma sprawy. Pamiętaj, zawsze możesz do mnie zadzwonić czy napisać. Pa pa.”
A: „Pa.”

Pożegnałyśmy się i każda podeszła do swojego gatu, dobrze, że były obok. Siedząc w samolocie myślałam o nich. Czułam, że już dłużej tak nie wytrzymam. Tak z dala od nich, kochałam Josepha i uwielbiałam Leona. Sytuacja naprawdę robiła się coraz trudniejsza. Choć miałyśmy tylko pół godziny dla siebie z Olą, to wystarczyło, żebym się wygadała. Było mi ciężko, ale już nie płakałam.

1 komentarz: