Ania
Wieczorem wróciliśmy do domu
i oglądaliśmy razem próbki farb. Ustaliliśmy kolor ścian w korytarzu, salonie i
pokoju dla gości. Zapisałam wszystko na kartce, bo to były ważne informacje.
Poszliśmy spać dość późno, a rano Joey zrobił nam śniadanie, które jedliśmy
karmiąc się nawzajem. Wiedząc, że Joey ma dużo pracy zajęliśmy się dalej
planowaniem, co w domu. Udało nam się jeszcze ustalić, że łazienka na dole
będzie kremowa, a na górze fioletowa oczywiście z białym, a kuchnia waniliowo -
zielona. Nie mogliśmy zdecydować się, co z naszą sypialnią, jaki będzie miała
kolor, ale stwierdziliśmy, że nic na siłę. Około 13 zadzwoniła Tanja i zapytała
czy możemy zabrać do siebie Leona, bo on od rana o to prosi i ona ma dość. Bez
zbędnych dyskusji pojechaliśmy po niego. Tam zostaliśmy zaproszeni na herbatę,
ale długo nie byliśmy. Pojechaliśmy do parku, gdzie mały bawił się na placu
zabaw i wieczorem pojechaliśmy do domu na kolację.
Ola
Rano miałam lepszy nastrój i
nie chciałam go sobie psuć. Patrick powiedział, że na dzisiaj też zaplanował
małą wycieczkę, ale spytał czy mam ochotę. Miałam, więc Paddy powiedział, żebym
się spakowała, bo wrócimy dopiero jutro. Całkiem już humor mi się poprawił,
więc szybko wrzuciłam rzeczy do torby podanej mi przez Patricka, on wyciągnął
spakowaną już torbę z szafy i zapakowaliśmy się do Avena. Włączyłam muzykę i
podrygiwałam sobie w rytm, a Paddy nawet podśpiewywał. Nie chciał powiedzieć,
gdzie jedziemy, ale obiecał, że będzie fajnie. Po godzinie gnania autostradą
skręciliśmy w lewo, po 15 minutach znaleźliśmy się już na polnych drogach,
wjechaliśmy do lasu i zatrzymaliśmy się pod drewnianym domkiem. Paddy zerkał na
mnie, aby zobaczyć moją minę, a raczej uśmiech od ucha do ucha.
P: „No. To jesteśmy.”
O: „Właśnie widzę. Ale tu
pięknie.” – wyszłam z auta i przeciągnęłam się. Słońce przebijało przez liście
drzew.
P: „Tylko my i natura. I
żadnych sąsiadów.”
O: „Super pomysł! Ty to
jesteś wariat! Ale tego było mi trzeba. Dziękuję.”
P: „Proszę bardzo.” –
uśmiechnął się jakoś tajemniczo, ale myślałam, że może mi się zdawało.
Z bagażnika wyciągnął kosz
turystyczny z jedzeniem i gitarę i jak zobaczył moje zdziwienie, to powiedział,
że zniósł do auta, jak ja jeszcze słodko spałam. Otworzył drzwi i powiedział,
żebyśmy weszli zwiedzić. Domek był z poddaszem, na parterze znajdowała się
kuchnia i salon, a raczej salonik z kominkiem, z niego wchodziło się do
malutkiego wc. Na górę prowadziły drewniane schody, a tam były dwie małe
sypialnie i łazienka. Wszystko w drewnie, tak naturalnie, podłoga trzeszczała
gdzie niegdzie, ale tak miło trzeszczała, nie wnerwiająco. W sypialniach było
po jednym łóżku, po jednej starej szafie i po jednej szafce nocnej z lampką.
Prawie identycznie. W łazience była wanna, więc stwierdziłam, że chętnie sobie
w niej wieczorem poleżę. Kuchnia była wyposażona w małą lodówkę, zlew i szafki,
ale nie było naczyń. W salonie kominek i drewka obok – miałam nadzieję, że
odpalimy wieczorem, bo noce jeszcze były chłodne, zwłaszcza w lesie. Oprócz
tego mała sofa i mała, drewniana ława. Zauważyłam, że jest taras, wyszliśmy
drzwiami z salonu i o mało nie krzyknęłam, bo przede mną był widok na jezioro,
był nawet pomost i łódka wiosłowa na brzegu. Od razu pobiegłam tam, weszłam na
pomost, sprawdziłam czy ciepła woda, Paddy przyszedł za mną, więc wyściskałam
go i wycałowałam po twarzy. Widziałam, że jest szczęśliwy. Szczęśliwy, że
zrobił mi niespodziankę, która mi się podoba. Byłam zachwycona. Zwłaszcza, że
teraz potrzebny był nam taki czas tylko dla siebie. I pierwszą rzeczą, którą
zrobiłam było napisanie do Magdy, że Paddy jest fantastyczny i jestem teraz w
drewnianym domku w lesie nad jeziorem i że wyłączam telefon, co też uczyniłam
po chwili, jak Magda odpisała mi życzenia udanej zabawy. Paddy nastawił wodę na
herbatę i zaczął wypakowywać koszyk z jedzeniem. Nie wiedział czy będą tu
naczynia, więc wziął plastikowe na wszelki wypadek i jak się okazało całkiem
słusznie. Usiedliśmy na krzesłach plastikowych na tarasie przy plastikowym
stole. Skwitowałam, że powinny tu być wiklinowe krzesła i wiklinowy stół. Paddy
uśmiechnął się. Czułam, że coś kombinuje, ale nie pytałam, żeby nie zepsuć mu
planów. Po herbacie poszliśmy na spacer, żeby poznać okolicę. Nawet
ściągnęliśmy bluzy, tak było ciepło. Faktycznie wokół nie było żywej duszy, a
ścieżka nad jeziorem była słabo wytyczona i zarośnięta. Rozmawialiśmy o
wszystkim, ja dziękowałam za taką świetną niespodziankę i pytałam czy jeszcze
tu przyjedziemy, Paddy opowiadał o tym, jak przygotowuje się do koncertów i że
wziął gitarę, żeby mi zagrać. A ja o mały włos bym się wygadała, że robię prawo
jazdy na motor, ale ugryzłam się w język, bo może kiedyś będę mogła zrobić mu
niespodziankę. Obojgu podobało się to miejsce, gdzie byliśmy właściwie tylko ze
sobą w ciszy i spokoju. Po paru godzinach wróciliśmy głodni jak wilki,
odgrzaliśmy obiad przywieziony przez Patricka i usiedliśmy na tarasie. Zrobiło
się chłodniej, bo słońce schowało się za drzewami. Zadzwonił telefon Patricka,
zrobił minę świadczącą o tym, że musi odebrać. Rozmawiał po niemiecku, spojrzał
na zegarek, na mnie, przeczesał włosy. Był bardzo poważny. Aż spytałam jak
skończył czy wszystko w porządku, odpowiedział, że tak, ale niestety za godzinę
będziemy mieli gościa, bo musi załatwić pewną sprawę. Powiedziałam, że szkoda,
bo podoba mi się nasza samotność we dwoje, on przeprosił i powiedział, że
odbijemy sobie, jak gość pojedzie, bo nie mógł tego załatwić inaczej. Gość
przyjechał punktualnie, Paddy mnie przedstawił, usiedliśmy w salonie, gość
wyciągnął jakieś papiery i zajadle dyskutowali. Powiedziałam, że i tak nic nie
rozumiem, więc przeproszę i pójdę wziąć kąpiel. Zeszło mi się z szykowaniem
kąpieli, bo woda leciała bardzo wolno. Zanurzyłam się dosłownie na 10 min gdy
usłyszałam trzaśnięcie drzwi, warkot samochodu, drugie trzaśnięcie i kroki
Patricka na górę. Zapukał cicho do łazienki.
P: „Kochanie, jesteś tam?”
O: „Nie ma mnie.” –
zaśmiałam się.
P: „Ola, eee, mogę wejść?”
Zaskoczył mnie tym pytaniem,
ale że miałam pełno piany, to się zgodziłam. Paddy usiadł nieśmiało na sedesie.
Nie czułam się skrępowana, bo nic nie widział.
P: „Przepraszam, nie mogłem
dłużej czekać. Muszę Ci coś pokazać.”
Zamachał mi papierem przed
nosem. Uśmiech miał od ucha do ucha i rumieńce na policzkach. Zatrzymał papier
na wysokości mojego wzroku i czekał na reakcję. Jedyne, co zrozumiałam, to
Michael Patrick Kelly i adres.
O: „Paddy! Ja całkiem
zapomniałam, że Ty masz na pierwsze imię Michael.” – trochę go to zbiło z
tropu.
P: „Ja nie o tym. Wiesz, co
to jest?” – znowu zamachał papierem, a ja się zirytowałam.
O: „Skąd mam wiedzieć?
Przecież to po niemiecku.”
P: „A, tak, racja! To jest
umowa kupna.”
O: „Fajnie, a czego?”
P: „Tego!” – Paddy zatoczył
okrąg ręką. – „Mówiłaś, że Ci się tutaj podoba, mi też, więc…”
O: „Zaraz, zaraz… Chcesz mi
powiedzieć, że…”
P: „…kupiłem ten domek!”
Usiadłam z wrażenia
ochlapując go wodą, ale że jego wzrok spoczął poniżej mojej szyi, to schowałam
się z powrotem.
O: „Nabierasz mnie.”
P: „Nie! Miałem taki zamysł
wcześniej, ale najpierw chciałem zobaczyć, jak on wygląda. Zadzwonił handlowiec,
powiedziałem, że się decyduję i voila.”
O: „Aaa!” – krzyknęłam z
zachwytu – „I mówisz mi to teraz, kiedy nie mogę Cię przytulić?”
P: „No to chwilka. Odłożę
tylko dokument i zaraz do Ciebie dołączę.” – wyszedł ściągając w między czasie
koszulkę, a ja krzyknęłam jedyne, co mi przyszło do głowy. „Weź ręcznik.” No
jak jakaś ułomna! Przyszedł w samych bokserkach, z ręcznikiem na szyi.
O: „Ty tak na poważnie?”
P: „Uhm…” – usiadł na skraju
wanny – „Jeśli zrobisz mi miejsce.”
Sytuacja się napięła, bo po
pierwsze ja bym musiała usiąść, a po drugie on musiałby ściągnąć bokserki.
Czułam, że na mnie patrzy, ale ja z kolei miałam wzrok na pianie. Po chwili
wciągnęłam go po prostu do wanny rozchlapując wszędzie wodę. Dopiero wtedy
udało nam się przełamać wstyd, bo co innego pozbywać się ubrań przed
zbliżeniem, a co innego świadomie patrzeć na siebie nago. Siedzieliśmy w tej
kąpieli z godzinę dolewając tylko ciepłą wodę i próbując się jakoś zmieścić, bo
wanna nie była przystosowana na dwie osoby. To było nowe doznanie, wcześniej
nie było takiej sytuacji między nami. Myłam mu włosy i strasznie krzyczał jak
mu niechcący zalałam oczy szamponem. Ogólnie było wesoło, ale zaczęliśmy
marznąć, więc wyszliśmy. Zrobiliśmy to w jednej chwili, żeby nie było, że ktoś
musi pierwszy i znowu rozchlapaliśmy mnóstwo wody. Podczas wycierania się
nawzajem ręcznikami zaczęliśmy się całować i spędziliśmy jeszcze trochę czasu w
łazience na innych czynnościach. Potem ja suszyłam włosy, a Paddy rozpalił w
kominku. Przyniosłam koc, więc zawinięci w niego siedzieliśmy jeszcze na tej
kanapie do północy rozmawiając i gapiąc się w ogień.
Drugiego dnia zwiedziliśmy
okolicę, ale poszliśmy w przeciwną stronę niż poprzednio. Też znaleźliśmy
jedynie ciszę i spokój. Żal było wyjeżdżać, ale musieliśmy, żebym zdążyła na
samolot. Po drodze był szybki obiad, pakowanie u Patricka w domu i pędem na
lotnisko. Paddy powiedział, że tym razem jeszcze mnie nie odprowadzi, ale
kolejnym na pewno już to uczyni. Pożegnaliśmy się więc w samochodzie i do hali
poszłam sama. Zapowiedzieli 20 minutowe opóźnienie, więc usiadłam w bistro.
Ktoś zapytał po angielsku czy może usiąść, przytaknęłam, a jak podniosłam oczy,
to krew odpłynęła mi z twarzy, bo była to Brenda. Patrzyła się na mnie
przenikliwie. W jednej chwili przybrałam odpowiednią pozę i spytałam oschle:
O: „Czego chcesz?”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz