czwartek, 25 września 2014

167. Ola – maj 2011



O: „Czego chcesz?”
Br: „Porozmawiać.”
O: „Nie sądzę, żebyśmy miały o czym. Powiedziałam, co chciałam przy naszym poprzednim spotkaniu i miałam nadzieję, że będzie ono ostatnie i zostawisz nas w spokoju.”
Br: „Nie mogę.”
O: „Dlaczego?”
Br: „Chodzi o Paddiego.”
O: „To akurat wiem.”
Br: „Jesteś bardzo pewna siebie, ale chyba zaraz Ci mina zrzednie. A on? Niby taki bogobojny i święty, po zakonie, niby nie kłamie, a Ty mu wierzysz we wszystko? I ufasz mu tak bezgranicznie?"
O: „Nie rozumiem."
Br: „Zobacz, to jest zdjęcie z usg, moje, jestem w ciąży, a Paddy jest ojcem. Tylko z nim ostatnio byłam. A data zapłodnienia 1 lutego."
Patrzyłam się na kartkę i nie mogłam w to uwierzyć. Wiedziałam, że jest zdolna do wielu rzeczy, ale żeby coś takiego?
Br: „Dlatego proszę Cię, zostaw go. Zostaw go, bo teraz ja go bardziej potrzebuję niż Ty, a dziecko potrzebuje ojca.”
O: „Nie wierzę Ci.”
Br: „No tak, bo Ty z pewnością znasz go lepiej niż ja. Byliśmy ze sobą 2 lata, znaliśmy się jeszcze dłużej. On nigdy nie był święty i nie zawsze można było mu wierzyć.”
O: „Nie chcę tego słuchać! Po co Ty to robisz? Sama nie możesz go mieć, to innym nie chcesz dać, jak pies ogrodnika.”
Br: „Niestety, to jest sama prawda. Mnie też to dziecko nie jest na rękę w obecnej chwili, ale nie usunę go i Paddy czy tego chce czy nie będzie ojcem.”
O: „Nie no, to jest jakaś farsa.” - Wyciągnęłam telefon z torebki i wybrałam numer Patricka – „Dzwonię po niego, niech przyjedzie, trzeba to skończyć raz na zawsze. Halo, przyjedź na lotnisko i to natychmiast, jestem w hali przy tym małym bistro.”
P: „Stało się coś?”
O: „Tak, przyjedź jak najszybciej.” – rozłączyłam się.
Br: „No i po co go ściągasz? Myślisz, że pomyśli teraz racjonalnie i wybierze Ciebie? A nawet jakby, to jak sobie przemyśli, to wybierze mnie. Jego wiara nie pozwoli na to, żeby dziecko chowało się bez ojca.”
O: „Czy Ty w ogóle siebie słyszysz? Co Ty dziewczyno bredzisz?”
Br: „Załatwiaj sobie to z nim beze mnie.”
O: „Chyba żartujesz?” – chwyciłam ją za łokieć, ale się wyrwała.
Br: „Nie żartuję, zobaczysz, będzie chciał, żeby dziecko miało i matkę i ojca.” – powiedziała to, podniosła się z krzesła i wyszła.
Zostałam sama, szumiało mi w głowie, nie słyszałam niczego obok mnie. Trzymałam w ręku ten papier z usg i myślałam, że gram w jakimś kiepskim filmie, ba! W jakiejś telenoweli wenezuelskiej! To po prostu przechodziło moje pojęcie, jak można w taki sposób próbować odzyskać faceta? Do jakich czynów ona się posuwa? A jeśli ma rację? Jeśli on z nią spał? Ale przecież mówił, że nie, nie okłamałby mnie. Powiedział prawdę. Obraz zaczął mi latać przed oczami, nie miałam siły wykonać jakiegokolwiek ruchu. Dopiero, gdy Patrick wziął mnie za ramiona i potrząsnął, to się ocknęłam. Był zdyszany, pewnie biegł od samochodu. Patrzył na mnie przerażonym wzrokiem.
P: „My Godness, Ola, co się stało?”
Machnęłam mu tylko kartką przed oczami, wziął ją ode mnie, pobladł, ale chyba nie bardziej niż ja.
P: „Co to jest?”
O: „Dostałam to przed chwilą od Brendy.”
P: „Co?”
O: „Podobno jesteś ojcem.” – Paddy wybałuszył oczy ze zdziwienia i aż przysiadł na krześle. Przeczesał włosy.
P: „Bzdura. Chyba jej nie uwierzyłaś?” – popatrzył na mnie z trwogą – „Ola, nie wierzysz w to, prawda?”
O: „Ja już sama nie wiem, w co wierzę.” - podniosłam się, ale ledwo trzymałam się na nogach. Paddy podtrzymał mnie za łokieć i przytulił, a ja stałam jak marionetka. – „Zabierz mnie stąd.”
P: „Chodź, jedziemy do domu.” – wziął moją walizkę, torebkę i mnie za rękę.
W samochodzie milczeliśmy. Dopiero pod blokiem uświadomiłam sobie, że przegapiłam samolot i będę musiała brać urlop na żądanie. Ale mało mnie to obchodziło. Patrick patrzył na mnie z trwogą czy i tym razem nie będę chciała jechać do Ani, ale nie miałam takiego pomysłu. Tym razem potrzebowałam Patricka. Nagle jego wzrok zatrzymał się na samochodzie po drugiej stronie ulicy. Przeklął.
P: „Ola, proszę Cię, zostań chwilę w samochodzie.”
O: „O nie…” – powiedziałam zauważając Brendę.
P: „Proszę Cię, nie wysiadaj, chcę to doprowadzić do końca.” – machnęłam tylko ręką, żeby szedł. Pocałował mnie w czoło i wyszedł z auta. Zapukał w szybę, ale Brenda chyba nie spodziewała się, że Paddy wróci pod dom ze mną i nie chciała wysiąść.
P: „Otwórz i wysiądź!”
P: „Słyszysz, co powiedziałem?” – wysiadła, ale minę miała przestraszoną bardziej niż butną.
P: „A teraz powiedz mi prosto w twarz to, co powiedziałaś mojej dziewczynie.”
Br: „Ale Paddy, ja… ja…”
P: „Co? Wiatropylna jesteś? A może spróbujesz wrobić kogoś innego, bo ja z Tobą nie spałem.”
Br: „Ja myślałam, że…”
P: „To źle myślałaś! Ostrzegam Cię po raz ostatni i mówię całkowicie poważnie. Jeden Twój ruch w moją lub Oli stronę, a spotkamy się w sądzie. Nie żartuję! Zostaw nas wreszcie w spokoju!” – odwrócił się na pięcie, wziął z bagażnika moją walizkę, otworzył mi drzwi, objął troskliwie ramieniem i weszliśmy do klatki. Wjechaliśmy windą, usiadłam od razu na sofie, Paddy bez słowa podał mi szklankę soku.
P: „Nie wierzysz jej, prawda?” – aż się wzdrygnęłam, gdy się odezwał. Popatrzyłam w jego oczy i wiedziałam, że Brenda kłamała.
O: „Nie wierzę.”
P: „Dzięki Bogu.” – odetchnął z ulgą, przeczesał włosy, przyciągnął mnie do siebie. Nie płakałam, nie złościłam się, milczałam. Położyłam głowę na jego kolanach, głaskał mnie po włosach. W końcu spytałam, czego ona od nas chce, czy zostawi nas w spokoju, żebyśmy mogli normalnie żyć. Paddy sam nie wiedział, co o tym myśleć, nie przypuszczał, że jej się coś w głowie poprzestawiało. W zakonie nie miał z nią kontaktu, nie miał powodów by o niej myśleć, nie wiedział, co się z nią dzieje. Nie był w stanie wytłumaczyć jej zachowania. Teraz przegięła i on tego tak nie zostawi. Dał jej ostatnie ostrzeżenie, a jak to nie poskutkuje, to założy sprawę o nękanie. Nie pozwoli jej mnie skrzywdzić. Milczałam, słuchałam, co mówi Paddy. Streścił mi wszystko, co mówił do niej, ale ona była w szoku i niewiele mówiła.  Otworzył laptopa, aby kupić mi bilet, mówił, że to przez niego opuściłam samolot, kiwnęłam tylko potakująco głową nie zaprzątając sobie tym myśli. Było mi wszystko jedno. Lot był o 17, więc mieliśmy prawie całą dobę dla siebie. Cały czas miałam głowę na jego kolanach. Zamknął komputer i rzekł:
P: „W pierwszej chwili pomyślałem, że to Ty jesteś w ciąży, ale bałaś mi się powiedzieć. A ja przecież bym się ucieszył.”
O: „Co? Ja? Oszalałeś?”
P: „To było pierwsze, co mi przyszło na myśl.”
Byłam wyczerpana psychicznie, więc powiedziałam, że chciałabym się już położyć i poszłam pod prysznic. Zasnęłam nim Paddy wrócił z łazienki. Za to obudziłam się pierwsza, zrobiłam śniadanie i chciałam zapytać o coś, co mnie dręczyło od wczoraj.
O: „Paddy, jedna sprawa nie daje mi od wczoraj spokoju.”
P: „Tak?”
O: „Brenda powiedziała, że znała Cię dłużej i przed zakonem nie byłeś święty i że nie zawsze można było Ci ufać.” – na to Paddy zrobił dziwną minę, przeczesał włosy.
P: „No i niestety tu miała rację.”
O: „Powiesz mi, co miała na myśli?”
P: „Nie jestem pewien czy chcesz tego słuchać.”
O: „Powiedz mi.” – minęła dłuższa chwila nim zaczął mówić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz