Po porannej herbacie Paddy
zaczął się przymilać mówiąc, że się nawet porządnie nie przywitaliśmy, chciałam
go zrugać, że znowu tylko jedno mu w głowie, ale zrobił minę niewiniątka, a ja
z kolei też miałam ochotę. Po 10 minutach wzajemnego przymilania zadzwonił telefon,
Paddy zerkając na wyświetlacz powiedział „jak zwykle Joey”. Pytali się z Anią
czy jedziemy obejrzeć dom, to pobiegłam szybko do łazienki, wiedząc, że będą
punktualnie, a 15 min, to wcale nie tak dużo. Oczywiście byli o czasie.
Pojechaliśmy na stację zatankować i spotkała nas niemiła niespodzianka w
postaci Brendy. Chcieliśmy spokojnie wypić kawę przy stoliku i jak już tam
doszliśmy, to ona nas mijała. Zamarłam, Joey opluł się kawą, bo chciał reagować
i zaczął podnosić się z miejsca, ale Patrick powiedział, żeby nie zwracać uwagi
i tylko mocniej mnie przytulił. W końcu zaczęłam się śmiać, bo Joey wyglądał
komicznie, atmosfera się oczyściła, a wracając po kawie do auta w dobrych
nastrojach Brenda mijała nas swoim samochodem. Joey ruszył, a ja zastanawiałam się,
że może to jednak dobrze, że ona nas widziała w takiej codziennej sytuacji.
Widziała, że jesteśmy szczęśliwi i mimo jej prób nie rozwaliła naszego związku.
Starałam się o tym nie myśleć i w sumie nie przejęłam się tym spotkaniem aż tak
bardzo jak poprzednimi choć serce zamarło jak zobaczyłam jej twarz. Na
oględzinach zeszło się trochę, a potem pojechaliśmy na śniadanie do mieszkania
Josepha, bo już wszystkim burczało w brzuchu. Tam Paddy spytał mnie szeptem czy
nie pojechalibyśmy we czwórkę do domku nad jeziorem. Zgodziłam się ochoczo i
teraz my daliśmy im 15 min na spakowanie się. Zahaczyliśmy jeszcze o mieszkanie
Patricka i okazało się, że jedziemy na dwa auta, bo tak się dogadali, że my
wrócimy w niedzielę prosto na samolot, a oni zostaną tam do poniedziałku. Jak
już dojechaliśmy, to widziałam, że Ania jest zachwycona, tak jak ja za
pierwszym razem tutaj. Upał zrobił się niemiłosierny, więc czym prędzej
przebrałyśmy się z Anią w kostiumy i rozłożyłyśmy nad jeziorkiem. Mężczyźni
zajęli się grillem, piwem, a my dostałyśmy po drinku żartując, że brakuje
jedynie palemki.
A: „Ale tu pięknie! Jaki
spokój, cisza, natura, można robić, co się chce bez obaw, że ktoś nas tu
znajdzie.”
P: „Tak, zupełnym
przypadkiem udało mi się stworzyć dla nas azyl.”
O: „Nooo… A mnie się tym
bardziej podoba, bo to prawie jak nad zalewem tylko łajby brakuje.”
J: „Tak, człowiek im starszy
tym bardziej sobie ceni ciszę.”
O: „Im starszy lub im
sławniejszy.”
P: „Oj tam! Ja tam się
sławny nie czuję. Już nie teraz.” – Paddy spojrzał znacząco na mnie, a ja
dostrzegłam figlarne spojrzenie Joey’a.
J: „Czyżby mój brat
pochwalił się jakim był kiedyś dupkiem?”
A: „Joseph!”
P: „Joey, Ciebie, to trzeba
kneblować!”
O: „Tak, ale chwaleniem bym
tego nie nazwała. Aniu, może kiedyś Paddy Ci opowie.”
P: „Raczej nie, nie będę się
pogrążać.”
J: „Komuś kiełbaskę?”
Ochoczo zabraliśmy się do
jedzenia. Do grilla pasowało piwo, więc i my poprosiłyśmy. Wieczorem
przenieśliśmy się do domku i jak zwykle dobrze nam się we czworo rozmawiało.
Zaproponowałam, żebyśmy po kolei szli pod prysznic, bo woda słabo leci. Tak też
zrobiliśmy, a Paddy zapisał sobie w kalendarzu, że ma załatwić hydraulika.
Ania
Na dworze było jeszcze
wieczorami chłodno, więc poszliśmy do domu i siedliśmy przy kominku. Siedzieliśmy
we czwórkę jeszcze długo w nocy, a potem rozeszliśmy się do pokojów. Ledwo
zamknęły się za nami drzwi Joey mnie pocałował i przycisnął do nich nie dając
pola manewru. Całowaliśmy się tuląc się do siebie. Joey przywarł do mnie i
czułam, że jest gotowy na więcej. Ściągnęłam mu bluzę i włożyłam ręce pod
koszulkę. Musieliśmy odsunąć się od drzwi, bo kilka razy w nie uderzyliśmy i aż
echo poszło po korytarzu. Całując się podeszliśmy do łóżka, Joey siadł, a ja
siadłam mu na kolanach przodem do niego. Za chwilę poleciały kolejne sztuki
garderoby moja bluzka, jego koszulka. Wylądowaliśmy na łóżku. Było coraz
goręcej. Po chwili nic nie było do ściągania, więc dotykaliśmy się delikatnie,
cały czas się całując. Łóżko zaczęło skrzypieć, więc przenieśliśmy się na podłogę.
Chciałam się roześmiać, ale Joey tak mnie pocałował, że w jednej sekundzie
zrobiło mi się gorąco i wtuliłam się w niego. Powstrzymując się od krzyku
ugryzłam go lekko w ramię, ale chyba nawet nie poczuł. Było mi jak w niebie i
chyba zasnęłam, bo obudziłam się po jakimś czasie i leżeliśmy już w łóżku.
Słuchałam wiatru za oknem. Spojrzałam na zegarek i była 5 rano, więc ułożyłam
się wygodnie i zasnęłam ponownie. Obudziłam się około 9, Joey jeszcze spał.
Oparłam się na ręku i przyglądałam mu się. Miał takie jasne rzęsy i brwi, że
ledwo je było widać. Patrzyłam i przypomniałam sobie jak się poznaliśmy, a
teraz mieszkaliśmy razem, remontowaliśmy dom. Szybko wszystko, ale na co było
czekać? Przed nami było dużo pracy, przygotowanie domu. Wiedziałam jedno, kochałam
Josepha i chciałam z nim być. Na razie to się liczyło. Wiedziałam, że ma dużo
pracy, że nie zawsze jest mi w stanie pomóc, że czasem będę musiała sama podjąć
ważne decyzje, ale nie był to dla mnie problem. Joey mi opowiadał, że Tanja nie
była dla niego taka miła i wyrozumiała jak dla mnie. Nie rozumiałam, o co jej
chodzi i co chce mu udowodnić. Jeśli chodziło o dzieci starał się jak mógł,
zabierał je, spotykał się. Robił wszystko, co było w jego mocy. Joey otworzył
oczy i popatrzył na mnie.
A: „Dzień dobry.”
J: „Dzień dobry. Długo tak
się przyglądasz?”
A: „Lubię na Ciebie patrzeć
jak śpisz.”
J: „To miło, ale ja też
lubię patrzeć na Ciebie. Chyba dobrze, że zgodziliśmy się na ten wypad, co?”
A: „Tak, bo w domu byśmy
znaleźli tysiące spraw do załatwienia, a tu mamy czas tylko dla siebie.”
J: „To fakt. Czasem trzeba
się wyluzować, ale wczoraj chyba mocno Cię zmęczyłem.”
A: „Haha! Ale sobie
pochlebiasz. Byłam zmęczona, ale nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało.
Było super, ale zawsze jest super, nawet jeśli mamy tylko 5 min dla siebie.”
J: „Pewnie.”
A: „Muszę wstać, ale jeszcze
jedno Ci powiem.”
J: „Hm, ale to zabrzmiało.
No co mi powiesz?”
A: „Kocham Cię, wiesz.”
J: „Ja Ciebie też kocham.”
Pocałowaliśmy się.
J: „Chodź, idziemy do
łazienki, a żeby było szybciej, to razem.”
A: „Pewnie. Dziś też
gotujecie?”
J: „No nie bądź taka
wygodna, co?”
A: „Ale mi było wczoraj
dobrze.” – chciałam coś dodać, ale Joey mi wszedł w słowo.
J: „Pewnie, że Ci było
wczoraj dobrze, w to nie wątpię. Dobry jestem.”
A: „Co? Ha ha, a Ty tylko
byś komplementów słuchał. Powiem Ci to i przestań się dopominać. Dobrze mi było
w nocy, nie pierwszy i nie ostatni raz. Oczekuję więcej.”
J: „No i tego się trzymaj.”
A: „Dobrze o panie.”
J: „Ha ha ha ha! Wariatka!”
A: „Jak to ostatnio stwierdziłyśmy
z Olą, kto z kim przestaje, takim się staje. A ja już czasem gadam jak Ty, więc
to chyba prawda.”
J: „Coś w tym jest. Słyszę,
że już nie śpią, więc pospiesz się, będziemy pierwsi.”
A: „To jakieś zawody?”
J: „Nie, ale lubię
wygrywać.”
A: „Teraz już wiem na pewno,
że mój facet to wariat.”
J: „Nie narzekaj.
Ustaliliśmy, że było Ci dobrze.”
A: „A tak, masz rację mój
panie.”
J: „Zwariowała mi kobieta.
Teraz ciiii wychodzimy.”
Joey wyszedł i skradał się
do łazienki i kiedy był już w środku, a ja szłam za nim, otworzyły się drzwi od
drugiego pokoju i na progu stanął Paddy. Zobaczył Joeya i powiedział ‘damn it’,
a Joseph się roześmiał i powiedział ‘pierwszy’. No i się zaczyna pomyślałam,
teraz będą się prześcigać, który pierwszy, jak dzieci. Szybko się uwinęliśmy,
bo jak ja siedziałam w wannie, to Joey mył zęby i się golił, a potem on poszedł
pod prysznic, a ja myłam zęby.
Kto z kim przystaje, taki się staje
OdpowiedzUsuń