Rozłączył się. Udało mi się
nie roześmiać, pomyślałam, że Lilly jest jak Leon, jeszcze taka mała i
dziecinna. Spojrzałam na Luke’a, który patrzył w dal powstrzymując się ze
śmiechu. Mrugnęłam do niego. Jak dojechaliśmy na miejsce poprosiłam dzieci, aby
nie wchodzili do środka, bo to niebezpieczne, a Luke powiedział, że się nimi
zajmie. Szybko weszłam do budynku i zapytałam o co chodzi, a okazało się, że
jak kładli kable, to odkryli, że rury kanalizacyjne są do wymiany, ale tylko na
górze, bo na dole wszystko było ok. Wzięłam głęboki oddech i zapytałam czy mają
fachowców, mieli całe szczęście. Oczywiście pokazywali mi to i byli zdziwieni,
że rozumiem o co chodzi. Poprosiłam, aby wymienili te rury i zadzwoniłam do
Joeya poinformować go o tym. Zadowolony nie był, bo o tym to powinien
dowiedzieć się od dewelopera, a nie w trakcie budowy, ale co zrobić.
Powiedział, że dobrze zadecydowałam i w takim razie on przyjedzie na budowę
jutro, a teraz do domu. Chwilę porozmawiałam jeszcze z panem kierownikiem
budowy i zobaczyłam, że patrzy gdzieś za moimi plecami, stał tam Leon. Dalej
był już Luke, a Lilly za nim i krzyczała, by jej nie zostawiał.
A: „Leon! O co ja prosiłam?”
– podeszłam do niego.
Le: „Uciekłem Luke’owi, bo
chciałem zobaczyć, co się dzieje.”
Lu: „Przepraszam Ann,
powstrzymywałem go, ale mi uciekł.”
A: „Spokojnie chłopcy, potem
porozmawiamy.” – podeszłam szybko do Lilly i wzięłam ją na ręce. – „Spokojnie
kochanie, już dobrze. Wystraszyłaś się?”
Li: „Oni mnie w aucie
zostawili, Leon uciekł. A ja się bałam.”
A: „Już dobrze, już jesteś
bezpieczna, wytrzemy oczy, dobrze?”
Li: „Tak.” – wytarłam jej
oczy, nosek i buzię bo płakała,. Popatrzyłam na chłopców.
A: „Dobrze możecie tu wejść
i zobaczyć, byle szybko i idziemy.”
Oglądali z ciekawością, choć
wiedzieli, że zadowolona nie byłam i na pewno to nie koniec. Dobrze, że w
samochodzie miałam chusteczki, takie wilgotne, więc mogli wytrzeć sobie buzie i
ręce od kurzu. Lilly musiałam nawet nogi wycierać, bo biegnąc potknęła się i
upadła. Ach dzieci pomyślałam. Pierwszy raz byłam z całą trójką sama, do tej
pory był albo Leon albo obydwaj chłopcy, ale nigdy cała trójka. Razem potrafili
broić, bo Leon nie słuchał Luke’a. Jak byli we dwoje, to jeszcze się udało, bo
Luke zawsze go dogonił, a teraz chodziło o to, że zostawili siostrę samą, a ona
jest mała i trzeba ją chronić. Uspokoiłam się przy tym zajęciu i normalnie z
nimi rozmawiałam. Chciałam, aby sobie to przemyśleli, powiedziałam jedynie że
porozmawiamy w domu. Gdy weszliśmy do mieszkania poczułam jakiś miły dla nosa
zapach, a to Joey gotował spaghetti. Poprosiłam, aby chłopcy poszli i umyli
się, a małą wsadziłam do wanny i wykąpałam. Joey nie rozumiał, co się stało, ale
gdy spojrzał na miny swoich synów wiedział, że coś przeskrobali. Zawołałam
Joey’a, aby przyniósł czyste rzeczy dla Lilly. Gdy przyszedł do łazienki mała
siedziała w ręczniku na pralce, a ja jej rozczesywałam włosy. Już była
zadowolona, uśmiechnięta i pokazała mu plasterki na swoich kolankach. Pogłaskał
ją po głowie i pocałował w czoło, a mnie w policzek i wyszedł z łazienki. Lilly
ubrała się i już radosna poszła na obiad. W kuchni Joey stał z założonymi
rękami naprzeciw chłopców i czekał na wyjaśnienie.
J: „Któryś mi powie, co się
stało?”
Lu: „Tato, my przepraszamy.”
J: „Kogo? Mnie? Ann? Lilly?
Kogo i co się stało?”
Lu: „Eee, bo jak Ann szła do
domu powiedziała, żeby nie wychodzić z auta, bo tam jest plac budowy i jest
niebezpiecznie. My bardzo chcieliśmy zobaczyć, co tam się dzieje, ale nie
poprosiliśmy jej, aby nas zabrała.”
J: „Czyli był wyraźny zakaz
opuszczania samochodu. Tak?”
Le: „Tak, ale to ja nie
posłuchałem tato, Luke mi mówił, że nie wolno, a ja mu uciekłem.”
J: „Rozumiem, a Luke pobiegł
za Tobą, tak?”
Lu: „Wiem, że nie
powinienem, bo tam by Ann się nim zajęła, ale ja byłem ciekawy, co się dzieje w
domu.”
J: „Zostawiliście Lilly
samą?”
Lu, Le: „Tak tato.”
Joey wziął głęboki oddech i
popatrzył na mnie i na swoją córkę, która chyba się trochę wystraszyła i parę
zdań wcześniej stanęła koło mnie i wyciągnęła ręce, by ją wziąć. Podeszłam z
nią na moich rękach i stanęłam koło Joeya.
A: „Chłopcy czy Wy
rozumiecie co się stało i co mogło się stać? Wyszliście z auta, zostawiając
Lilian samą, bez opieki, chociaż prosiłam.”
Lu: „Ja rozumiem, bardzo
przepraszam.”
Le: „Ja też przepraszam.”
A: „Dobrze, przeprosiny
przyjęte, prawda Lilly?”
Li: „Tak.”
A: „A w przyszłości jeśli
będziecie chcieli zobaczyć, co się dzieje w domu, to proszę się zapytać, a ja
na pewno pozwolę. Dobrze?”
Kiwnęli tylko głowami,
włącznie z Lilly. Widziałam, że chłopcom jest bardzo przykro i że zrozumieli,
więc uważałam, że koniec tematu.
A: „W takim razie czas na
obiad.”
J: „Ok, ale to zaraz, bo ode
mnie dostaniecie karę.”
Le: „Tato, nie!”
J: „A jednak. Po obiedzie
odrobicie lekcje, żadnego komputera, telewizji i bajek na dobranoc.”
Popatrzyłam się na Joeya z
niedowierzaniem, ale się nie odezwałam, bo wiedziałam, że jakbym ja wymyśliła
karę, to on też by nic nie powiedział. Było mi ich żal, ale musieli ponieść
konsekwencje tego, co zrobili.
Le: „Ale tylko dziś?”
J: „Tak, kara dotyczy tylko
dzisiejszego dnia, bo stało się to dziś. Jutro jest nowy dzień.”
Lu: „Dobrze, a co jest na
obiad?”
J: „Sphagetti bolognese,
takie jakie lubicie. Proszę przygotować sztućce, talerze i kubki, a ja już
podaję.”
Chłopcy szybko wyciągnęli
potrzebne rzeczy z szafek, a Lilian poprosiła o różowy kubek. Miała bowiem taki
u taty. Jedliśmy obiad i rozmawialiśmy, chłopcy opowiadali tacie, co robili
ostatnio, o domu, że teraz nie wygląda tak jak go widzieli wcześniej, wszystko
jest rozkute, dużo kurzu, a Joey ich uspokajał, że zawsze tak to wygląda jak
jest remont. Po obiedzie chłopcy poszli do pokoju i odrabiali zadania domowe.
Zadzwoniła Tanja i pytała czy wszystko ok, Joey jej powiedział, że chłopcy nie
słuchali i mają karę, ale nie wdawał się w szczegóły. Lilly wypakowała ze
swojego plecaka lalki i bawiła się w salonie na podłodze, a my z Joeyem
oglądaliśmy katalog z panelami. Korzystaliśmy bowiem z każdej wspólnej chwili
by wybrać coś do domu. Joey żartował, że kiedyś kradliśmy wspólne chwile na coś
przyjemnego, a teraz wybieramy panele. Śmiałam się z tego bardzo, aż Lilian
patrzyła o co chodzi. Udało nam się wybrać i stwierdziliśmy, że wszędzie będą
takie same. Oli zapodałam już temat i miała myśleć nad tym jak miała wyglądać
sypialnia, a Joey powiedział, że zamówi panele. Mieliśmy wspólną listę spraw do
załatwienia i oczywiście kalendarz, bo jakoś musiało to wszystko grać. Joey
miał doglądać domu jak ja pojadę na tydzień do Polski. Weekend minął bardzo
szybko i choć mieliśmy ochotę na coś więcej, to nie udało się, ponieważ Lilian
stwierdziła, że śpi z nami, zasypiała w pokoju dzieci, a w nocy wędrowała do
nas. Joey odnosił ją pierwszej nocy, ale po trzecim razie dał sobie spokój, bo
budziliśmy się wszyscy. Widocznie stęskniła się za tatą i miała potrzebę, aby
był blisko. Joey cały weekend poświęcił dzieciom, naprawdę się super bawili.
Leon w niedzielę wieczorem stwierdził, że on by został, ale tata wytłumaczył
mu, że to jeszcze nie ten czas. W poniedziałek odwieźliśmy ich do szkoły, a
potem pojechaliśmy oglądać kafelki i wybraliśmy nawet do kuchni, łazienki i na
tarasy. Dobrze, że w sklepach nie trzeba było od razu ich odbierać tylko można
było zamówić, żeby przywieźli za miesiąc. Coraz więcej było kupionych rzeczy, a
dom nadal nie wyglądał tak jak trzeba. Pojechaliśmy tam i okazało się, że
kierownik wiedząc, że jest plan napięty poprosił ludzi, aby pracowali w
niedzielę, więc uwinęli się szybko z tymi rurami i były już gotowe. Po południu
znowu miała wejść ekipa od kabli, a od następnego dnia ekipa od okien. Był
tylko jeden dzień zwłoki, co nas ucieszyło. Bo w przyszłym tygodniu miał być
montowany piec w kotłowni, a do niego miała być inna ekipa, więc musieli się
wszyscy sprężyć. Kierownik uspokoił nas, że on nad wszystkim panuje i wszystko
będzie zrobione w takim czasie jak się umówili z Josephem. Nawet jak wyjdzie
taka niespodzianka jak w piątek to i tak wszystko będzie w terminie.
Odetchnęliśmy z ulgą, bo w kolejnym tygodniu miało mnie nie być, a Joey nie za
bardzo miał czas na przyjazd. Wracając stwierdziliśmy, że najwyżej poprosi
Paddyego, aby zajrzał. Pytanie tylko czy on nie będzie zajęty, ale jak to Joey
stwierdził jeszcze jest Jimmy i najwyżej jego poprosi. Odwiózł mnie do domu, a
sam pojechał na trening, bo szykował się na zawody i musiał ćwiczyć.
Zadzwoniłam do Oli i powiedziałam jej, co kupiliśmy, ale nie mogła za długo
rozmawiać i umówiłyśmy się na piątek, bo leciałam do niej. Resztę dnia
spędziłam odpisując na maile, bo przez weekend znowu się nazbierało. Coraz
lepiej mi szło, więc byłam spokojna. Dni szybko płynęły, ale znaleźliśmy z
Josephem trochę czasu dla siebie i spędziliśmy go miło i upojnie. W czwartek
pojechałam na budowę, a tam już prawie wszystkie kable położone i większość
okien wstawiona. W następnym tygodniu powinno pójść dobrze, a potem zacznie się
trzy tygodniowe gipsowanie, ścieranie, kładzenie, a na koniec malowanie ścian.
Farby już prawie wszystkie kupione, więc spokojnie mogłam wyjechać. W piątek
rano chyba było koło piątej obudziło mnie delikatne całowanie po szyi, już nie
mówiąc o rękach na brzuchu i piersiach. Byłam nieco zdziwiona i chciałam coś
zaprotestować, zapytać, ale Joey mi nie pozwolił, bo zamknął mi usta swoimi.
Całowaliśmy się przez chwilę, a potem pozbyliśmy się resztek rzeczy, które
mieliśmy na sobie, bo Joey spał tylko w bokserkach, a ja miałam niewiele
więcej. Jego ręce już były wszędzie, moje też nie próżnowały. Całowaliśmy się,
dotykaliśmy, było cudownie. Dwie godziny później zadzwonił budzik by nas
obudzić, no to trochę za późno, bo już nie spaliśmy. Potem poszliśmy pod
prysznic i zeszło się tam nam około pół godziny. Przy kawie Joseph powiedział,
że to było nasze ostatnie takie długie pożegnanie, bo potem to już będziemy razem.
Stwierdził, że już tęskni, bo ostatnie dwa tygodnie były świetne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz