poniedziałek, 17 listopada 2014

173. Ania, Ola – maj 2011

Rozmawiałyśmy jeszcze długo w nocy o wszystkim, o domu, Paddym, Joey’u, dzieciach, mojej nowej pracy i Oli pracy. Zasnęłyśmy chyba o drugiej, trzeciej rano. Około 10 byłyśmy zdolne do życia i wyszłyśmy na brzeg. Świeciło piękne słońce, więc po szybkim ogarnięciu się popłynęłyśmy przed siebie. Ola pożeglowała do takiej zatoczki, gdzie zacumowałyśmy, opalałyśmy się do wieczora, a w międzyczasie ugotowałyśmy szybki obiad. Do portu przypłynęłyśmy około 20, szybko się zebrałyśmy do auta i pojechałyśmy do Oli. Rano też krótka rozmowa i pojechałyśmy pociągiem Ola do pracy, a ja na autobus. Miałyśmy się zobaczyć w piątek, a przede mną był tydzień szykowania, pakowania, sprzątania. Do domu przyjechałam o 14 i zabrałam się za sprzątanie. Do wieczora udało mi się przygotować łazienkę. Do późna siedziałam i sortowałam ubrania. Części z nich zamierzałam się pozbyć, bo już w nich nie chodziłam. Następne dni nie wyglądały inaczej, dobrze, że od wtorku była u mnie Marta i pomagała mi, przychodziła po pracy i sprzątałyśmy. Udało się wszystko zrobić, rzeczy były popakowane. Odetchnęłam z ulgą. Rozmawiałam kilka razy z Joeyem, mówił, że był na budowie i że wszystko ok, raz nawet był tam Paddy, bo Joey nie mógł. W czwartek wieczorem byłam tak zmęczona, że uznałam, że czas się porządnie wyspać, bo czeka mnie długa droga. Położyłam się około 19 i się zdrzemnęłam. Ola dotarła do Wrocławia w czwartek w nocy o 22, więc poszłyśmy spać. Chciałyśmy ruszyć do Kolonii z samego rana. Marta została u nas, by rano pomóc nosić do samochodu i zabrać klucze. Wstałyśmy o siódmej i zjadłyśmy śniadanie, chociaż nie zdarza nam się to, Ola wypiła herbatę, a Marta i ja kawę. Smutno mi było, ale musiałam sobie z tym jakoś poradzić. Po ósmej byłyśmy gotowe i mogłyśmy już znieść rzeczy do auta. Tylko, że mieszkanie było na 2-gim piętrze starej kamienicy, więc dość wysoko, a o windzie można było tylko pomarzyć. Podeszłyśmy do tego dość spokojnie najpierw wystawiłyśmy bagaże za drzwi, a ja sprawdziłam czy wszystko zabrałam. Potem zaniosłyśmy to do schodów, a tam już powoli po jednej sztuce na kolejne pół piętro i dalej. Śmiałyśmy się z dziewczynami, że jakiś facet by się przydał do targania, w Kolonii nie będzie już takiego problemu. Potem odwiozłyśmy Martę do pracy i nastawiłyśmy nawigację na kierunek Kolonia. Pokazała nam 830 km i 7,30 godziny, według niej miałyśmy tam być około 17-18 i to nam pasowało. Umówiłyśmy się, że prowadzimy na zmianę, jeśli któraś będzie zmęczona, to zmiana. Ja zaczynałam, podjechałam jeszcze na stację paliw, zatankowałam i ruszyłyśmy A4. Droga była ładna, choć ruch jakiś był, ale na spokojnie jechałyśmy 120 km/h. Jechało nam się wygodnie, ale cały bagażnik był zapakowany maksymalnie, a do tego niektóre rzeczy leżały na fotelu z tyłu. Nawet powiedziałam Oli, że jeśli ja mam tyle swoich rzeczy, to nawet sobie nie wyobrażam ile tego będzie jak będziemy się wprowadzać do domu. Ale do tego dnia było jeszcze trochę czasu. Oczywiście zadzwonił Paddy, by zapytać jak podróż, czy wszystko w porządku. A Joey jak zwykle nie, choć wysłał mi sms’a. No cóż. Okazało się, że dałyśmy radę dość długo wytrzymać i zmieniłyśmy się tylko dwa razy. Udało nam się dojechać zgodnie z planem, więc Joeya z Paddym jeszcze nie było. Poszłyśmy do domu na kawę, a żeby było mniej zabrałyśmy z auta kilka rzeczy. Siedziałyśmy sobie pijąc i zagryzając ciasteczka jak przyszli panowie. Po przywitaniu zeszliśmy na dół do auta. Moje rzeczy zanieśliśmy na górę. Ola z Paddym pojechali do siebie, a ja udałam się pod prysznic, bo jednak odczuwałam tę podróż. Joey zrobił coś dla nas do zjedzenia, a potem dołączył do mnie pod prysznic, ale na wstępie przeprosił, że tylko się wykąpie i idzie spać, bo ledwo stoi na nogach i tak też wyglądał. Porozmawialiśmy chwilę jedząc kolację, a potem poszliśmy spać.

Ola
17 maja zawitał do mnie kurier, przesyłka była z Niemiec, więc domyśliłam się od kogo. Paddy napisał, że mam otworzyć w dniu imienin, odłożyłam więc na półkę. Dzień później przyjęłam mnóstwo życzeń, nawet rodzina Patricka, wszyscy poza Jimmym, Barby i Maite zadzwonili, a nawet Maite Itoiz w imieniu swoim i Johna napisała mi smsa. Było to bardzo miłe, ale to Paddy chyba wszystkim wypaplał. Wieczorem zasiadłam przed komputerem czekając na finał Maite w Let’s dance i wtedy przypomniałam sobie o paczce. Otworzyłam, wyjęłam kartkę z życzeniami od Patricka i informację, że jak nie będzie pasować, to on to odmieni w Kolonii. Co on takiego wymyślił? Zdziwiłam się na maxa, bo dostałam od niego śliczną, letnią sukienkę, białą w delikatny niebieski wzorek. Że też nie bał się kupić takiego prezentu? Przymierzyłam, pasowała, była taka zwiewna, miała regulowane ramiączka. Zrobiłam zdjęcie telefonem w lustrze i wysłałam MMSa z podziękowaniem. Do Maite też napisałam smsa i prosiłam, aby Paddy życzył powodzenia ode mnie. Cały odcinek siedziałam jak na szpilkach, włączyłam też polskie forum i fanki tak mocno kibicowały, że aż ja zaczęłam się udzielać na forumowym czacie. Nawet wyjaśniłam parę wątpliwości dotyczących tańca. Dziewczyny pytały, czemu się nie udzielam, to napisałam, że z braku czasu, ale obiecałam, że raz na jakiś czas zajrzę. Gdyby wiedziały, że najspokojniej w świecie piszą z dziewczyną Paddiego, to by padły. Jak zobaczyły go na widowni, to alarmowały jak nie wiem: „aaaaa, jest Paddy, jest Paddy”, „super wygląda”, „jak zawsze”, „świetnie, że wspiera siostrę”, „widać, że szczęśliwy”, „ciekawe czy jest ze swoją partneren?” Spytałam o co chodzi z partneren. Tak powiedział w wywiadzie, że ma partneren, podały mi linka. Zrobiłam wielkie oczy, bo nie znałam tego wywiadu, a był dość świeży. Ale że po niemiecku, to nic nie zrozumiałam. Dziewczyny zaczęły tłumaczyć jedna przez drugą, że w listopadzie (ale mają pamięć) mówił, że dlatego lata do Warszawy, bo tam mieszka ktoś dla niego ważny, a teraz w maju mówi o partneren, to ma dziewczynę Polkę, która mieszka w Warszawie. Uśmiałam się przednio, ale spytały, skąd ja jestem, więc mina mi zrzedła, ale że Warszawa duża, to powiedziałam, że z Warszawy. To kazały mi się rozglądać na mieście za Padzikiem i w razie co robić zdjęcia. Padzikiem? Jezu Chryste, jak to opowiem Patrickowi, to chyba padnie! Pokazały mi zdjęcia jak mniej więcej wygląda dziewczyna ich idola, więc pooglądałam sobie ponownie nasze fotki z Parku Rozrywki. Popłakałam się ze śmiechu! Skończyła się przerwa w Let’s dance, więc wróciłyśmy do oglądania Maite i gdy wygrała, to aż krzyczałam z radości, szybko się pożegnałam na forum i czekałam na telefon od Patricka, bo miał obowiązkowo dzwonić jak tylko przydybie Maite. Udało się po pół godzinie, więc szybko pogratulowałam, a Maite złożyła mi życzenia przepraszając, że tak późno, ale że wcześniej nie miała do tego głowy, bo bardzo się stresowała. Po przerwie był jeszcze krótki wywiad z Maite, w którym razem z Christianem dziękowali różnym osobom za pomoc. Usłyszałam danke szun fur Ola, ale powiedziała to tak szybko, że  nie byłam pewna czy dobrze zrozumiałam. Gdy leżałam już w łóżku dostałam smsa od Patricka, że Maite z rozpędu i mi podziękowała, więc jednak mi się nie zdawało. Ależ to było miłe. Pomyślałam, że nikt nie wpadnie na pomysł, że to polskie imię, ale myliłam się, bo następnego dnia na forum już było rozkminianie, czy Ola, to od Aleksandry czy Olgi i czy to chodziło o dziewczynę Patricka - Polkę, bo by to wszystko do siebie pasowało. Odpisałam na posta, że chyba przesadza, ale ona była przekonana, że słyszy Ola. Kira miała rację, że fanki są spostrzegawcze. W czwartek prosto po pracy jechałam na busa do Wrocławia, a stamtąd w piątek z Anią samochodem do Kolonii. Słuchałyśmy muzyki, potem włączyłyśmy piosenki naszych facetów i zaczęłyśmy śpiewać.
O: „Aniu, jak Ty dajesz radę nie śpiewać przy Joey’u? Mnie jest czasem trudno się powstrzymać, więc sobie chociaż nucę po cichutku.”
A: „Nie mam z tym problemu, bo wstydziłabym się przy nim śpiewać.”
O: „Mnie też jedynie to powstrzymuje, bo bardzo to lubię.” – roześmiałyśmy się.
O: „A wiesz, jaką zabawę mają fanki w drodze na koncerty? Zakładają słuchawki i każda po kolei w swoim telefonie puszcza piosenkę i rusza ustami, a inne mają zgadnąć, co to za piosenka po ruchu warg, no czaisz?”
A: „No te, to mają pomysły! Ale chociaż nikomu nie przeszkadzają jak tylko ruszają ustami. Takie mimiczne kalambury.”
O: „Haha! Fajne określenie. Słuchaj!” – aż krzyknęłam – „Jak będziemy w większym Kelly gronie, to musimy im to zrobić, ciekawa jestem bardzo jak znają swoje piosenki.”
A: „Nooo… Ale by było śmiesznie! Jak będzie jakaś rodzinna impreza, to urządzimy im konkurs z podziałem na drużyny.”
O: „O! Dobrze wymyśliłaś. A my dwie, to chyba padniemy ze śmiechu!”
A: „Już widzę skupienie Paddy’ego i Joeyism wiadomo kogo.” – uśmiałyśmy się aż nas brzuchy bolały i stwierdziłyśmy, że to dobry moment na przerwę.

Reszta drogi upłynęła nam dobrze, zmieniałyśmy się za kółkiem parę razy. W mieszkaniu Josepha zjadłyśmy zrobiony przez niego obiad i czekałyśmy na chłopaków z godzinkę. Joey wrócił pierwszy, ale zdążyliśmy się jedynie przywitać jak przyjechał Paddy. Dostałam jedynie CMOKa i uścisk i mężczyźni poszli wnosić Ani rzeczy na górę. Tak się rozpędzili, że przynieśli też moją walizkę zamiast przerzucić ją tylko do auta. Szybko się uwinęliśmy i pojechaliśmy do mieszkania Patricka. Byłam zmęczona po tej długiej podróży, wzięłam szybki prysznic, czekałam na Patricka choć kleiły się już oczy. Paddy przyszedł do łóżka i widząc, że już zasypiam przytulił mnie tylko i życzył słodkich snów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz