Rozmawiałyśmy jeszcze długo
w nocy o wszystkim, o domu, Paddym, Joey’u, dzieciach, mojej nowej pracy i Oli
pracy. Zasnęłyśmy chyba o drugiej, trzeciej rano. Około 10 byłyśmy zdolne do
życia i wyszłyśmy na brzeg. Świeciło piękne słońce, więc po szybkim ogarnięciu
się popłynęłyśmy przed siebie. Ola pożeglowała do takiej zatoczki, gdzie
zacumowałyśmy, opalałyśmy się do wieczora, a w międzyczasie ugotowałyśmy szybki
obiad. Do portu przypłynęłyśmy około 20, szybko się zebrałyśmy do auta i
pojechałyśmy do Oli. Rano też krótka rozmowa i pojechałyśmy pociągiem
Ola do pracy, a ja na autobus. Miałyśmy się zobaczyć w piątek, a przede mną był
tydzień szykowania, pakowania, sprzątania. Do domu przyjechałam o 14 i zabrałam
się za sprzątanie. Do wieczora udało mi się przygotować łazienkę. Do późna
siedziałam i sortowałam ubrania. Części z nich zamierzałam się pozbyć, bo już w
nich nie chodziłam. Następne dni nie wyglądały inaczej, dobrze, że od wtorku
była u mnie Marta i pomagała mi, przychodziła po pracy i sprzątałyśmy. Udało
się wszystko zrobić, rzeczy były popakowane. Odetchnęłam z ulgą. Rozmawiałam kilka
razy z Joeyem, mówił, że był na budowie i że wszystko ok, raz nawet był tam
Paddy, bo Joey nie mógł. W czwartek wieczorem byłam tak zmęczona, że uznałam,
że czas się porządnie wyspać, bo czeka mnie długa droga. Położyłam się około 19
i się zdrzemnęłam. Ola dotarła do Wrocławia w czwartek w nocy o 22, więc
poszłyśmy spać. Chciałyśmy ruszyć do Kolonii z samego rana. Marta została u
nas, by rano pomóc nosić do samochodu i zabrać klucze. Wstałyśmy o siódmej i
zjadłyśmy śniadanie, chociaż nie zdarza nam się to, Ola wypiła herbatę, a Marta
i ja kawę. Smutno mi było, ale musiałam sobie z tym jakoś poradzić. Po ósmej
byłyśmy gotowe i mogłyśmy już znieść rzeczy do auta. Tylko, że mieszkanie było
na 2-gim piętrze starej kamienicy, więc dość wysoko, a o windzie można było
tylko pomarzyć. Podeszłyśmy do tego dość spokojnie najpierw wystawiłyśmy bagaże
za drzwi, a ja sprawdziłam czy wszystko zabrałam. Potem zaniosłyśmy to do
schodów, a tam już powoli po jednej sztuce na kolejne pół piętro i dalej.
Śmiałyśmy się z dziewczynami, że jakiś facet by się przydał do targania, w
Kolonii nie będzie już takiego problemu. Potem odwiozłyśmy Martę do pracy i
nastawiłyśmy nawigację na kierunek Kolonia. Pokazała nam 830 km i 7,30 godziny,
według niej miałyśmy tam być około 17-18 i to nam pasowało. Umówiłyśmy się, że
prowadzimy na zmianę, jeśli któraś będzie zmęczona, to zmiana. Ja zaczynałam,
podjechałam jeszcze na stację paliw, zatankowałam i ruszyłyśmy A4. Droga była
ładna, choć ruch jakiś był, ale na spokojnie jechałyśmy 120 km/h. Jechało nam
się wygodnie, ale cały bagażnik był zapakowany maksymalnie, a do tego niektóre
rzeczy leżały na fotelu z tyłu. Nawet powiedziałam Oli, że jeśli ja mam tyle
swoich rzeczy, to nawet sobie nie wyobrażam ile tego będzie jak będziemy się
wprowadzać do domu. Ale do tego dnia było jeszcze trochę czasu. Oczywiście
zadzwonił Paddy, by zapytać jak podróż, czy wszystko w porządku. A Joey jak
zwykle nie, choć wysłał mi sms’a. No cóż. Okazało się, że dałyśmy radę dość
długo wytrzymać i zmieniłyśmy się tylko dwa razy. Udało nam się dojechać
zgodnie z planem, więc Joeya z Paddym jeszcze nie było. Poszłyśmy do domu na
kawę, a żeby było mniej zabrałyśmy z auta kilka rzeczy. Siedziałyśmy sobie
pijąc i zagryzając ciasteczka jak przyszli panowie. Po przywitaniu zeszliśmy na
dół do auta. Moje rzeczy zanieśliśmy na górę. Ola z Paddym pojechali do siebie,
a ja udałam się pod prysznic, bo jednak odczuwałam tę podróż. Joey zrobił coś
dla nas do zjedzenia, a potem dołączył do mnie pod prysznic, ale na wstępie
przeprosił, że tylko się wykąpie i idzie spać, bo ledwo stoi na nogach i tak
też wyglądał. Porozmawialiśmy chwilę jedząc kolację, a potem poszliśmy spać.
Ola
17 maja zawitał do mnie
kurier, przesyłka była z Niemiec, więc domyśliłam się od kogo. Paddy napisał,
że mam otworzyć w dniu imienin, odłożyłam więc na półkę. Dzień później
przyjęłam mnóstwo życzeń, nawet rodzina Patricka, wszyscy poza Jimmym, Barby i
Maite zadzwonili, a nawet Maite Itoiz w imieniu swoim i Johna napisała mi smsa.
Było to bardzo miłe, ale to Paddy chyba wszystkim wypaplał. Wieczorem zasiadłam
przed komputerem czekając na finał Maite w Let’s dance i wtedy przypomniałam
sobie o paczce. Otworzyłam, wyjęłam kartkę z życzeniami od Patricka i
informację, że jak nie będzie pasować, to on to odmieni w Kolonii. Co on
takiego wymyślił? Zdziwiłam się na maxa, bo dostałam od niego śliczną, letnią
sukienkę, białą w delikatny niebieski wzorek. Że też nie bał się kupić takiego
prezentu? Przymierzyłam, pasowała, była taka zwiewna, miała regulowane ramiączka.
Zrobiłam zdjęcie telefonem w lustrze i wysłałam MMSa z podziękowaniem. Do Maite
też napisałam smsa i prosiłam, aby Paddy życzył powodzenia ode mnie. Cały
odcinek siedziałam jak na szpilkach, włączyłam też polskie forum i fanki tak
mocno kibicowały, że aż ja zaczęłam się udzielać na forumowym czacie. Nawet
wyjaśniłam parę wątpliwości dotyczących tańca. Dziewczyny pytały, czemu się nie
udzielam, to napisałam, że z braku czasu, ale obiecałam, że raz na jakiś czas
zajrzę. Gdyby wiedziały, że najspokojniej w świecie piszą z dziewczyną
Paddiego, to by padły. Jak zobaczyły go na widowni, to alarmowały jak nie wiem:
„aaaaa, jest Paddy, jest Paddy”, „super wygląda”, „jak zawsze”, „świetnie, że
wspiera siostrę”, „widać, że szczęśliwy”, „ciekawe czy jest ze swoją
partneren?” Spytałam o co chodzi z partneren. Tak powiedział w wywiadzie, że ma
partneren, podały mi linka. Zrobiłam wielkie oczy, bo nie znałam tego wywiadu,
a był dość świeży. Ale że po niemiecku, to nic nie zrozumiałam. Dziewczyny
zaczęły tłumaczyć jedna przez drugą, że w listopadzie (ale mają pamięć) mówił,
że dlatego lata do Warszawy, bo tam mieszka ktoś dla niego ważny, a teraz w
maju mówi o partneren, to ma dziewczynę Polkę, która mieszka w Warszawie.
Uśmiałam się przednio, ale spytały, skąd ja jestem, więc mina mi zrzedła, ale
że Warszawa duża, to powiedziałam, że z Warszawy. To kazały mi się rozglądać na
mieście za Padzikiem i w razie co robić zdjęcia. Padzikiem? Jezu Chryste, jak
to opowiem Patrickowi, to chyba padnie! Pokazały mi zdjęcia jak mniej więcej
wygląda dziewczyna ich idola, więc pooglądałam sobie ponownie nasze fotki z
Parku Rozrywki. Popłakałam się ze śmiechu! Skończyła się przerwa w Let’s dance,
więc wróciłyśmy do oglądania Maite i gdy wygrała, to aż krzyczałam z radości,
szybko się pożegnałam na forum i czekałam na telefon od Patricka, bo miał
obowiązkowo dzwonić jak tylko przydybie Maite. Udało się po pół godzinie, więc
szybko pogratulowałam, a Maite złożyła mi życzenia przepraszając, że tak późno,
ale że wcześniej nie miała do tego głowy, bo bardzo się stresowała. Po przerwie
był jeszcze krótki wywiad z Maite, w którym razem z Christianem dziękowali
różnym osobom za pomoc. Usłyszałam danke szun fur Ola, ale powiedziała to tak
szybko, że nie byłam pewna czy dobrze
zrozumiałam. Gdy leżałam już w łóżku dostałam smsa od Patricka, że Maite z
rozpędu i mi podziękowała, więc jednak mi się nie zdawało. Ależ to było miłe.
Pomyślałam, że nikt nie wpadnie na pomysł, że to polskie imię, ale myliłam się,
bo następnego dnia na forum już było rozkminianie, czy Ola, to od Aleksandry
czy Olgi i czy to chodziło o dziewczynę Patricka - Polkę, bo by to wszystko do
siebie pasowało. Odpisałam na posta, że chyba przesadza, ale ona była
przekonana, że słyszy Ola. Kira miała rację, że fanki są spostrzegawcze. W
czwartek prosto po pracy jechałam na busa do Wrocławia, a stamtąd w piątek z
Anią samochodem do Kolonii. Słuchałyśmy muzyki, potem włączyłyśmy piosenki
naszych facetów i zaczęłyśmy śpiewać.
O: „Aniu, jak Ty dajesz radę
nie śpiewać przy Joey’u? Mnie jest czasem trudno się powstrzymać, więc sobie
chociaż nucę po cichutku.”
A: „Nie mam z tym problemu,
bo wstydziłabym się przy nim śpiewać.”
O: „Mnie też jedynie to
powstrzymuje, bo bardzo to lubię.” – roześmiałyśmy się.
O: „A wiesz, jaką zabawę
mają fanki w drodze na koncerty? Zakładają słuchawki i każda po kolei w swoim
telefonie puszcza piosenkę i rusza ustami, a inne mają zgadnąć, co to za
piosenka po ruchu warg, no czaisz?”
A: „No te, to mają pomysły!
Ale chociaż nikomu nie przeszkadzają jak tylko ruszają ustami. Takie mimiczne
kalambury.”
O: „Haha! Fajne określenie.
Słuchaj!” – aż krzyknęłam – „Jak będziemy w większym Kelly gronie, to musimy im
to zrobić, ciekawa jestem bardzo jak znają swoje piosenki.”
A: „Nooo… Ale by było
śmiesznie! Jak będzie jakaś rodzinna impreza, to urządzimy im konkurs z
podziałem na drużyny.”
O: „O! Dobrze wymyśliłaś. A
my dwie, to chyba padniemy ze śmiechu!”
A: „Już widzę skupienie
Paddy’ego i Joeyism wiadomo kogo.” – uśmiałyśmy się aż nas brzuchy bolały i
stwierdziłyśmy, że to dobry moment na przerwę.
Reszta drogi upłynęła nam
dobrze, zmieniałyśmy się za kółkiem parę razy. W mieszkaniu Josepha zjadłyśmy
zrobiony przez niego obiad i czekałyśmy na chłopaków z godzinkę. Joey wrócił
pierwszy, ale zdążyliśmy się jedynie przywitać jak przyjechał Paddy. Dostałam
jedynie CMOKa i uścisk i mężczyźni poszli wnosić Ani rzeczy na górę. Tak się
rozpędzili, że przynieśli też moją walizkę zamiast przerzucić ją tylko do auta.
Szybko się uwinęliśmy i pojechaliśmy do mieszkania Patricka. Byłam zmęczona po
tej długiej podróży, wzięłam szybki prysznic, czekałam na Patricka choć kleiły
się już oczy. Paddy przyszedł do łóżka i widząc, że już zasypiam przytulił mnie
tylko i życzył słodkich snów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz