sobota, 8 listopada 2014

170. Ania – maj 2011

W niedzielę wieczorem Leon był już po kąpieli jak do Joeya zadzwonił Paddy mocno zdenerwowany, powiedział, że spotkali Brendę i Ola bardzo się wkurzyła i jedzie do nas, prosił o informację jak dojedzie, bo nie chciała z nim rozmawiać. Pomyślałam, że niech to szlag trafi, sama się zdenerwowałam. Joey wysłał małego spać, a on się rozpłakał, bo bardzo chciał się z ciocią przywitać, ale Joseph był nie ugięty, poszedł z nim i osobiście go położył do łóżka. Patrzyłam przez okno w kuchni i po 15 minutach zobaczyłam samochód Paddy’ego. Zadzwoniła do mnie Ola, bo nie znała numeru mieszkania. Za moment zadzwonił domofon, otworzyłam i zaraz była u mnie. Przytuliłyśmy się, dostała ode mnie wino i poszła się przywitać z Leonem, a ja napisałam smsa do Paddyego, że jest już u nas cała i zdrowa. Jak piłyśmy kolejny kieliszek wina przyszedł Joey i powiedział, że pojedzie do brata, a potem przyjadą tu razem. Ola nagle wypaliła, że Brenda jest ładna i czemu jej o tym nie powiedzieliśmy, dobrze, że Joey szybko zareagował. Zostałyśmy same i opowiedziała mi co się stało, co tamta mówiła. Ola nie była zła na Paddyego, tylko na nią, niestety płakała i piła wino, bałam się, że się za bardzo wstawi, a nie chciałam tego, więc zaproponowałam jej coś do jedzenia. Rozmawiałyśmy o całej tej sytuacji i zauważyłam, że się uspokoiła. Cieszyło mnie to, bo bałam się, że znowu się zaprze jak osiołek. Cieszyłam się również, że Joey pojechał do swojego brata z nim pogadać, bo on też potrzebował wsparcia. Dobrze, że choć nieprzyjemna sytuacja, to nie zmieniła nic w ich relacjach, bo jak zjawili się panowie, to Ola ucieszyła się, że widzi Paddyego. Joey proponował im, żeby zostali, ale nie chcieli. Gdy wyszli nalałam sobie resztę wina do kieliszka i wpiłam jednym łykiem. 
J: „Hej. Nie przesadzaj.”
A: „Spokojnie, nic mi nie będzie. Jak Paddy?”
J: „Dobrze. Ma nadzieje, że ona wreszcie się odczepi, ale obydwoje wiemy, że to nie koniec. Ona działa różnymi metodami i nie chce zrozumieć prostej rzeczy.”
A: „Desperatka. Naprawdę nie zna umiaru, co ją powstrzyma? Widać, że prośby na nią nie działają.”
J: „Paddy się zastanawia czy sprawy do sądu nie oddać, bo ona ich nęka. A Ola jak? Zła na niego?”
A: „Na niego nie, a na nią oczywiście, że tak. Ileż można, no Joey ile można tak się zachowywać. Chodź idziemy spać.”
J: „Dobra. A ty dalej nie możesz?”
A: „Joseph!”
J: „Ok, nie denerwuj się.”

Poszłam do sypialni i nawet nie próbowałam mu odpowiadać na jego insynuacje, on zawsze myślał tylko o jednym. Dobrze, że rozumiał słowo nie. Nie mogłam zasnąć z emocji, choć Joey już spał, ja odpisywałam na maile fankom. Śmiać mi się chciało, bo pomyślałam, że zobaczą godzinę wysłania i będą się zastanawiać kto spać nie może. Posiedziałam tak do północy i odpisałam chyba na 150 maili, bo większość była z pytaniem o Paddyego, więc tylko wklejałam standard i wysyłałam. Odłożyłam laptopa i gdy położyłam się do łóżka przytuliłam do Joeya. Było mi dobrze, miło było zasypiać obok niego i budzić się. Leon szedł do szkoły, więc wstałam o 7 i zrobiłam śniadanie, a Joey odwiózł go, miał potem spotkania, więc w domu miał być koło 15 i mieliśmy jechać do Siegburga zobaczyć co i jak. Udało mi się odpisać na maile, mimo, że nowe wpływały. Chyba dziewczyny zauważyły, że można pisać po polsku, bo było kilka takich fajnych maili z podziękowaniem, że udostępniony został język polski. Były pytania o mnie, a dziwnie mi się na takie odpisywało. Było to miłe, padały również pytania o życie prywatne Josepha, ale na to dawałam ‘no comment’, bo to było również moje życie. Sama nie wiedziałam co robić odpisywać na maile czy wybierać farby, więc ugotowałam obiad. Joey oczywiście jak powiedział to tak był w domu, zjedliśmy obiad i pojechaliśmy do Siegburga. Tam już trwała akcja remontowa, bo właśnie zmieniana była elektryczność, a w przyszłym tygodniu mieli wymieniać okna. Joey mnie przedstawił i powiedział, że do mnie mają kierować pytania o kolory, kafelki, panele. Wróciliśmy do domu zakurzeni i brudni, ale cieszyliśmy się, że w końcu wszystko ruszyło pełną parą. Joey wziął sobie dwa dni wolnego, więc spędziliśmy je w sklepie, gdzie wybraliśmy farby do pomieszczeń na dole. Na razie nie miałam pomysłu na aranżację, ale stwierdziłam, że na spokojnie. Nie mogliśmy się tylko dalej zdecydować, co z sypialnią. Kupiliśmy farby, a w domu markerem napisaliśmy na wieczkach do jakiego pomieszczenia. Malować mieli dopiero w czerwcu, ale Joey powiedział, że farba musi być kupiona teraz, bo on nie ma w czerwcu czasu, dopiero w lipcu i sierpniu po kilka dni wygospodaruje, żeby mi pomóc. W czwartek Joeya nie było cały dzień, a ja pojechałam oglądać panele i kafelki. Jak byłam w sklepie zadzwoniła do mnie Tanja i powiedziała, że nie może się dodzwonić do Josepha, a chłopcy chcą wybrać kolor do pokoi. Powiedziałam, że jeśli chce, to mogą przyjechać do sklepu, bo właśnie tu jestem i kupimy farbę. Byli za jakieś pół godziny, Tanja oczywiście wymyślała z tymi farbami, wybierała im kolor, a Leon się buntował. Dobrze, że Stive jej powiedział, że to chłopców pokoje, a dom Ann i Joeya, więc oni decydują. Nic nie powiedziałam, ale delikatny odcień zieleni, który wybrał Luke bardzo mi się podobał, więc kupiłam go. Luke jeszcze wybrał kolor do łazienki, jak usłyszał, że poszukuję fioletu. Leon wybrał sobie słoneczny żółty. Stive zaniósł farby do auta, ale martwił się jak ja je przeniosę do mieszkania, na co odpowiedziałam, że Joey to zrobi. Pożegnałam się z nimi i umówiłam na piątek, bo jak to Tanja ujęła weekend jest Joeya i ma zabrać dzieci. Ok, czy ja coś mówię pomyślałam, ale żeby już nie kombinować zapytałam, czy mogę je odebrać ze szkoły, wiec podała mi godziny kiedy kończą. Najwcześniej kończyła Lilly, więc wtedy Tanja miała podjechać pod szkołę i dać mi ubrania dla nich.  Pojechałam do domu, a Joey przyjechał o 21. Powiedziałam jak się z Tanją umówiłam, ucieszył się, bo jutro ma trening i będzie około 17, no nie najgorzej, ale dzieci na mojej głowie. Rano pojechałam do domu sprawdzić co i jak, okazało się, że panowie skończyli kłaść kable na dole i kładą już na górze. Na razie nie wyglądało to ani ładnie, ani nie przypominało domu, tylko plac budowy. Nie spodziewałam się niczego innego. Zadzwoniłam do Joeya przekazać mu wiadomości, ale miał minutę, więc tylko to mu powiedziałam. Pojechałam pod szkołę i okazało się, że Tanja chciała, abym z nią poszła odebrać Lilly, bo jak stwierdziła, to pewnie nie ostatni raz i chce, aby nauczycielka wiedziała. Byłam zdumiona jej zachowaniem. Na parkingu przekazała mi torby z rzeczami i umówiłyśmy się, że ona w poniedziałek odbierze dzieci ze szkoły. Byłam w lekkim szoku, ale pomyślałam, że robi to dla dzieci. Leon z Lukiem kończyli za trzy godziny, więc pojechałyśmy z małą na zakupy. Trochę mnie naciągnęła na słodycze, ale nie dziwiłam się jej. Była grzeczna i chyba trochę wystraszona, ale to był nasz pierwszy raz kiedy byłyśmy same. Gdy podjechałyśmy pod szkołę Luke już czekał i poszliśmy odebrać Leona. Wyszłam z samochodu i po przywitaniu wsadziłam ich tornistry do bagażnika, pomogłam młodszym dzieciom z pasami bezpieczeństwa, a Luke siadł z przodu. Opowiadali, co było w szkole, co będziemy robić w domu. Właśnie rozpakowywaliśmy jedzenie z samochodu jak zadzwonił telefon z naszego placu budowy, że koniecznie mam przyjechać, bo mają problem, a pan Joseph nie odbiera telefonu. No świetnie pomyślałam sobie, ale powiedziałam, że oczywiście już jadę. Dokończyliśmy wypakowywanie i zanieśliśmy zakupy do mieszkania, a potem z powrotem wsiedliśmy do auta. Dzwoniłam do Joeya i w końcu się udało.
J: „Hallo. Ann coś się stało?”
A: „Hej. Jesteś na głośniku. Dzwonili z budowy z czymś tam mają ponoć problem. My już z dziećmi tam jedziemy, a Ty kiedy możesz podjechać?”
J: „Kurde, nie wiem. Mam trening, kończę za około godzinę, więc za dwie, trzy godziny bym tam był.”
A: „No bez sensu, bo tak długo nie będę tam z dziećmi, to niebezpieczne. Pojadę tam, zobaczę o co chodzi i najwyżej zadzwonię do Ciebie jakbym nie mogła sobie poradzić, ok?”
J: „No to tak zrobimy, ale i tak daj znać co i jak, bo wtedy pojadę od razu do mieszkania. Albo na zakupy, bo widziałem, że się wszystko kończy.”
Li: „Tatusiu, my z Ann już wszystko kupiłyśmy i nawet piwo dla Ciebie.”
J: „Hahahaha! No to super, co ja bym bez Was dziewczyny począł?”
Li: „Nie miałbyś piwa tatusiu.”
J: „No to prawda.”
A: „Ok, to damy Ci znać.”

J: „Super. Czekam na telefon. Papa.”

1 komentarz:

  1. :) hehe
    J: „Hahahaha! No to super, co ja bym bez Was dziewczyny począł?”
    Li: „Nie miałbyś piwa tatusiu.”
    J: „No to prawda.”

    OdpowiedzUsuń