poniedziałek, 1 lutego 2016

228. Ania, Ola – grudzień 2011



Ania
Ola z Paddym powiedzieli o ślubie, więc było bardzo wesoło, a oni szczęśliwi, zakochani, spokojni.
Potem dzieci bardzo chciały prezenty, więc nastąpiło rozdanie. Akurat siedziałam sobie na kanapie, a Joey siadł koło mnie, byłam taka zmęczona, że głowa mi opadła na jego ramię. Trochę walczyłam ze snem, ale nie udało mi się przysnąć, bo Joey nagle krzyknął „Paddy nie! Ten otwórz w domu! Sam”. Wszyscy się popatrzyli na niego, Paddy tylko kiwnął głową, że usłyszał. Popatrzyłam na Joeya i zapytałam, o co chodzi.

J: „A pamiętasz jak kiedyś zażartowałem, że mam pomysł na prezent dla niego?”
A: „Nie! Chyba nie kupiłeś mu tego, co myślę?”
J: „No właśnie! To mu kupiłem, chyba ze 100 sztuk.”
A: „Wariat.”
Widziałam, że Paddy popatrzył na nas i wyszedł ze swoją paczką od brata, chyba zaniósł ją do samochodu. Znał Josepha i jego poczucie humoru, więc pewnie wolał nie ryzykować. Jimmy stwierdził, że znowu jest głodny i wszyscy w sumie wróciliśmy do stołu.
JV: „Paddy, czemu nie otworzyłeś prezentu od Joeya? Ja na przykład jestem bardzo ciekawy, co takiego Ci kupił i dlaczego nie pozwolił otworzyć.”
Me: „Jim, daj spokój, widocznie Joey miał powód.”
JV: „Pewnie coś dziwnego albo głupiego mu kupił.”
J: „Jim”- roześmiał się Joey- „Czy Ty wszystko musisz wiedzieć? To prezent Patricka, więc otworzy sobie sam i zobaczy.”
JV: „Ale ja jestem ciekawy.”
M,Pt,Kt: „Jak zawsze.”
Wszyscy zaczęli się śmiać i rozmowa potoczyła się już bardziej normalnie czyli rozmawialiśmy o muzyce. W pewnym momencie Johnny zapytał mnie o coś i zaczęliśmy rozmawiać.
Jh: „To skąd jechałaś, że taka zmęczona jesteś?” - Jak zwykle niczego nie da się ukryć, więc nagle zrobiło się cicho i wszyscy patrzyli już tylko na nas, chyba byli ciekawi, co się stało i dlatego ucichły wszystkie rozmowy.
A: „Byłam we Wrocławiu u siostry.”
Ag: „To chyba musiałaś wyjechać z samego rana.”
Le: „Nie, bo po 10 rozmawiałem z Ann, prawda?”
A: „Prawda. Wyjechałam około 11.”
Jh: „Ponad 900km przejechałaś w około 7 godzin? To chyba szybko jechałaś.”
Ag: „Toyota tyle wyciąga?”
J: „Wyciąga, ale Ann nie jechała Toyotą, tylko Mazdą.”
Ag: „Aha, to ile miałaś na liczniku?”
A: „Różnie bywało, ale czasem 200km/h.”
J: „Zwariowałaś?”
A: „Przecież jechałam autostradą, czasem nic nie jechało, był mały ruch.”
Kt: „A to już wiem, dlaczego Ola robiła takie miny do telefonu i sprawdzała coś na mapie. Ola, Ty wiedziałaś?”
O: „Tak, wiedziałam, że jedzie. Sprawdzałam, bo jak ktoś Ci pisze o 11:20, że rusza, a o 13:50 pisze, że jest w Zwickau, to stwierdziłam, że coś za szybko.”
A: „Oj, tylko trochę, sama droga ok, tylko trochę się nudziłam. Miałam do dyspozycji trzy płyty, więc ile można ich słuchać?”
JV: „Ja już nic nie powiem ile będzie mandatów, bo pewnie takowe będą.”
A: „Nie powiem, że się ich nie spodziewam.”
J: „Najważniejsze, że dojechała, a mandaty, no trudno.”
Jh: „No dokładnie, całkowicie się z Tobą zgadzam Joey. Ważne, że nic się nie stało i mimo prędkości Ann jest cała i zdrowa, choć zmęczona.”
A: „No trochę jestem, ale daję radę.”
Posiedzieliśmy tam jeszcze do 22, ale oczy mi się zamykały. Nie wiem, które to wymyśliło czy Ola, Paddy, Joey, ale nagle do mnie doszło, że chłopcy jadą z nimi. Leon się nie chciał zgodzić, ale Paddy go przekonał. Szliśmy do samochodu, Joey trzymał mnie w pasie, bo leciałam już na twarz. Problem się zrobił, jak się okazało, że mamy trzy auta, ale Ola z Paddym stwierdzili, że pojadą na dwa, więc my wsiedliśmy do Mazdy. Zamknęłam na chwilę oczy i zasnęłam. Obudziłam się pod domem, Joey rozpiął mi pas i poprosił, abym wysiadła, jak tylko to zrobiłam, wziął mnie na ręce i wszedł do domu. Zaniósł mnie do sypialni, pomógł mi się rozebrać i zasnęłam. Obudziłam się gdzieś w środku nocy, ale szybko rozpoznałam, gdzie jestem i uspokoiłam się. Spałam we własnym łóżku, obok faceta którego kochałam i który trzymał mnie w ramionach. Zasnęłam.

Ola
Po kolacji był czas na prezenty. Było ich tyle, że zajmowały pół pokoju i ledwo można było chodzić. Ania już przysypiała na kanapie. Wiedziałam, że muszą ze sobą z Joe porozmawiać, ale że Leon nie odstępował jej na krok, to wymyśliliśmy z Paddym mały spisek. Chcieliśmy zabrać chłopców do siebie, potem na koncerty. Paddy zajął się przekonaniem do tego pomysłu Leona. Użył argumentu, że jak Leon dawał mu radę co do cioci, to on go posłuchał, a teraz mały powinien posłuchać rady wujka. Widziałam, że wydyma usta w podkówkę z niezadowolenia, ale Paddy tłumaczył coś spokojnie, wtedy Leon się zastanowił, zachichotali obaj, mały zasłonił sobie usta ręką spoglądając na Anię i przybili sobie piątkę, a jak mały pobiegł się przytulić najpierw do Ani, potem do Josepha, to Patrick pokazał mi kciuk do góry, że załatwione. Chłopcy byli tak zmęczeni, że zarządziliśmy poranną kąpiel, a teraz szybkie spanie. Pościeliliśmy im w salonie, chcieliśmy już iść do sypialni, ale Leon zawołał mnie, więc Paddy poszedł sam. Pytał czy Ann z tatą się pogodzą i czy jak wróci, to będzie tak jak przedtem. Luke też się przysłuchiwał. Powiedziałam, że po to była cała konspiracja, żeby mogli sobie porozmawiać, wszystko wyjaśnić i jak to zrobią, to powinno być wszystko dobrze. Wszyscy troje podskoczyliśmy na sofie, gdy Paddy z sypialni wybuchnął takim śmiechem, że umarłego by obudził.
Lu: „Wujku, co się stało?” – słychać było cały czas śmiech.
P: „Nic, nic, czytam właśnie śmieszny artykuł.”
Le: „A mówiłeś, że mamy iść szybko spać.”
P: „Tak mądralo, ale przecież ciocia musi jakoś trafić do sypialni, prawda? A z tego, co słyszę, to jeszcze sobie rozmawiacie.”
Le: „No dobra wujku, masz rację.”
O: „Właśnie. Wszyscy jesteśmy padnięci, a jutro długi dzień i podróż, więc dobranoc.”
Leon sam wystawił się do przytulenia i ucałowania na dobranoc, ale nie wiedziałam jak zachować się przy Luke’u. Poczochrałam go tylko po włosach mówiąc dobranoc i weszłam do sypialni. Paddy jak mnie zobaczył, to zakrył sobie usta jaśkiem i zaczął trząść się ze śmiechu pokazując mi pudełko. Sądząc po porozwalanych papierach był to prezent od Josepha. Chciałam już zajrzeć do środka, ale Patrick zmienił zdanie najpierw podając mi jasiek. I dobrze zrobił, bo ten wariat kupił Paddiemu całe pudełko kondomów. Oboje już zakrywaliśmy buzie i śmialiśmy się do rozpuku. Jak się uspokoiliśmy, to Paddy powiedział szeptem, że dobrze, że nie otworzył od razu, bo Jimmy, John i Denis nie pozostawiliby na nim suchej nitki. Nie rozmawialiśmy długo, od razu zasnęliśmy.

1 komentarz: