poniedziałek, 25 stycznia 2016

224. Ola, Ania – grudzień 2011




Ola
Wstaliśmy dopiero o ósmej, ale zdążyliśmy punktualnie do Patricii. Ustaliłam, że umaluję się już u niej, więc spakowaliśmy stroje na wieszaki, pierogi w trzy ogromne garnki i zeszliśmy do samochodu. U Patricii była tylko szybka herbata i zabieranie się za robotę. Niedługo po nas przyjechał Joey z Lukiem i Leonem. Poznałam go po głosie, ale nie zdążyłam się odezwać, bo Leon wpadł jak burza do kuchni, a widząc mnie, Patricię i Maite zupełnie nie wiedział, gdzie pobiec, więc najpierw rozpłakał się, a potem przytulił najpierw Maite, potem Patricię, a na końcu mnie. Stałyśmy skonsternowane nie wiedząc, co robić, ale że było głośno, bo inne dzieci się zbiegły, to wyszłam z Leonem uczepionym mi na szyi na górę do sypialni Patricii. Mijałam Josepha, rzuciłam pytanie, gdzie jest Ania, a on nawet nie odpowiedział tylko spuścił wzrok w dół. W ogóle wyglądał jakoś dziwnie. Usiadłam na łóżku i Leon dopiero zaczął się uspokajać.

O: „Leoś, cicho, nie płacz, powiedz mi, co się stało?” – Leon zaczął mówić po niemiecku, więc delikatnie mu przerwałam mówiąc, że przecież ciocia nic nie rozumie, więc uspokoił się chwilowo, bo musiał skupić się na angielskim i wyrzucił z siebie.
Le: „Bo oni się ciągle kłócą. Tak jak mama i tata. A ja nie chcę, żeby oni się kłócili, chcę, żeby Ann wróciła.”
Zbaraniałam, nie wiedziałam zupełnie, o co chodzi i jak zareagować. Małe dziecko mówi mi takie rzeczy zamiast, żebym dowiedziała się od dorosłych.
O: „Leon, poczekaj, zaraz coś wymyślimy, nie płacz. A gdzie jest Ann?”
Le: „Nie wiem! I tata też nie wie, bo ciągle dzwoni do niej. A tata nic nie wie, bo Ann wszystko wie, bo Ann wszystko chowa i…”
O: „Ale czego tata nie wie?”
Le: „Gdzie są płatki, gdzie stoi miód i nie wie, że w poniedziałki kupuję mój komiks. Ciociu, ja chcę, żeby Ann wróciła.” – byłam całkiem oszołomiona.
O: „A długo jej nie ma?” – starałam się myśleć racjonalnie.
Le: „Kilka dni. Oni się pokłócili, widziałem, Ann odjechała samochodem i nie wiem, gdzie jest.” – jedyne, co mi przyszło do głowy, to telefon.
O: „Poczekaj Leon, zaraz znajdziemy rozwiązanie, zadzwonię do Ann.” – wybrałam szybko numer, ale ona nie odebrała. Patrzyłam na wyczekującego Leona i nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć.
O: „Spróbujemy za chwilę, pewnie nie może rozmawiać.”
Le: „Ciociu, Ann, to już mnie nie lubi.” – znowu zaczął płakać – „Dlaczego nie chce ze mną rozmawiać? Wyjechała. Nie chce już z nami mieszkać.”
O: „Leoś, Ann nie wie, że to Ty dzwonisz. Spróbujemy za chwilkę, dobrze?”
Za dziesięć minut znowu usłyszałam tylko sygnał. A raczej kilkanaście sygnałów. Napisałam smsa: „Ania! Odbierz, do cholery telefon! Leon siedzi mi na kolanach i płacze, ja nie wiem, co się stało i dlaczego Cię nie ma.” Maite zajrzała do pokoju, ale poprosiłam, żeby dała nam jeszcze chwilkę. Obiecałam Leonowi, że Ann z nim porozmawia i że na pewno cały czas go lubi. Uspokoił się i zaczęliśmy schodzić na dół. Wtedy zadzwoniła Ania…

Ania
Dzień przed Wigilią napisałam do niego sms’a, aby nie zapomniał zabrać z zamrażalnika uszek i wziął prezenty z garderoby. Pomyślałam, że przecież nawet nie wie, że szykowałam tę potrawę, a to, że się pokłóciliśmy nie oznacza, aby jej zbrakło na stole. Była Wigilia, mniej więcej 10 rano. Siedziałam właśnie w domu u Marty, byłam smutna, bo tęskniłam za Leonem i oczywiście za Josephem. Nadal byłam zła za jego słowa, ale mimo to bardzo za nim tęskniłam. Nie odbierałam od niego telefonu już prawie tydzień. Dzwonił ciągle, ale ja milczałam. Od godziny 10 dzwoniła do mnie Ola, Marta się w końcu zdenerwowała i powiedziała, żebym oddzwoniła, bo może coś się stało, bo Ola dobijała się chyba z pięć razy. Około 10:15 dostałam od niej smsa, żebym zadzwoniła, bo Leon płacze za mną. Natychmiast to zrobiłam.

O: „Ania! Co się stało? Gdzie Ty jesteś?”
A: „Ola ...”- od razu zaczęły mi lecieć łzy.
O: „Co się stało, że od kilku dni Ciebie nie ma?”
A: „Co, nic nie powiedział? Nie przyznał się, jaki był dla mnie miły? Super. Innych oceniał, a sam? Jestem wściekła na niego! Bardzo!”
O: „Mały powiedział tylko, że widział przez okno jak się kłóciliście i że Ty wybiegłaś i wsiadłaś do auta.”
A: „To prawda.”
O: „A czy Ty sobie zdajesz sprawę, że Leon to bardzo przeżywa jak się kłócicie. Cholera, zupełnie obydwoje zapomnieliście o dziecku! A obie gadałyśmy na Tanję, jak o nim nie myślała. O co poszło?”
A: „O Boże! Masz rację, chyba naprawdę obydwoje zapomnieliśmy o małym. Dasz mi go do telefonu?”
O: „Dam. Nie chcesz mi powiedzieć, co się stało?”
A: „Najpierw pogadam z Leonem, bo potem na pewno będę płakać.”
O: „Aha. Ok. Leon, ktoś chce z Tobą porozmawiać.”
Le: „Hallo.”
A: „Dzień dobry Skarbie.”
Le: „Ann!! Bardzo tęsknię za Tobą, a tata nic nie wie, nic! Pyta mnie o to, gdzie jest miska, nie wie, co jem we wtorki, kiedy robimy zakupy, jakie jem płatki. Nic nie wie! Tęsknię za Tobą, Ty wszystko wiesz. Kiedy do mnie przyjedziesz?”
A: „To musisz tacie pomagać. Leon, ja też bardzo, bardzo za Tobą tęsknię, ale nie umiem powiedzieć Ci, kiedy będę.”
Le: „Nie! Proszę Cię, przyjedź dzisiaj, proszę Cię.”
A: „Skarbie, ale ja jestem daleko. Bardzo daleko i musiałabym jechać jakieś 10 godzin samochodem, a to bardzo długo.”
Le: „To nic, proszę Cię wsiądź do auta i przyjedź. Ja chcę dzisiaj!”
A: „Leon...”- nie zdążyłam nic dodać, a serce mnie bardzo bolało, bo zrozumiałam, że nie tylko ja zostałam zraniona, ale też Leon, który nie rozumiał, dlaczego mnie nie ma. Słyszałam jak mały się rozpłakał, oddał Oli telefon i gdzieś pobiegł.
O: „Płacze, czemu nie przyjedziesz? Gdzie Ty w ogóle jesteś?”
A: „Ola, to niewykonalne, żebym dotarła przed wieczorem. Do Kolonii jedzie się z 8 godzin, nie jestem w stanie przejechać takiego kawałka. Jestem we Wrocławiu.”
O: „Co? Tam Cię wywiało? Dasz radę, przyjedź. Nawet, jak miałabyś się spóźnić.”
A: „Naprawdę nie czuję się na siłach. Jestem zmęczona, bo od kilku nocy nie mogę spać, a do tego oczy mnie bolą od płaczu.”
O: „Matko! Co u Was się stało, ale to za chwilę. Najpierw mały, a nie możesz tego zrobić dla Leona? Pomyśl!”
A: „Ok. Spróbuję!”
O: „No! Tak lepiej! A teraz mi powiedz, co się stało?”
A: „Ach. Ostatnio ciągle się sprzeczamy o wszystko. Jestem zazdrosna o Tanję, cały czas coś od niego chce, sama wiesz, starałam się, jak mogłam. Jego ciągle nie ma. Ile można o niego zabiegać, no ile? Trochę już mi się szala goryczy przelała. Kłóciliśmy się o wszystko, chodziło też o Leona, a on mi powiedział, że nie jestem jego mamą, więc go zapytałam czy mam tylko obowiązki, a nie prawa w stosunku do małego. Potem chciałam się przewietrzyć, chwyciłam kluczyki i wybiegłam. Okazało się, że mam kluczyki od Mazdy. Nie wiem jak to się stało, że znalazłam się we Wrocławiu.”
O: „Co powiedział?”
A: „To, co słyszałaś. Boli Ola, boli mnie to cholernie.”
O: „Wyobrażam sobie, przegiął jak nie wiem. Ale przyjedziesz?”
A: „Ola, jak Ty sobie to wyobrażasz? To daleko.”
O: „Ania! Cholera namieszaliście oboje, ale teraz dziecko czeka na Ciebie. Swoje sprawy sobie wyjaśnijcie sami, ale dla małego przyjedź.”
A: „Cholera jasna! Masz rację. Nie mogę nie przyjechać, bo mały czeka. Zaraz się zbiorę i ruszam w trasę.”
O: „No i tego się trzymajmy. Będzie dobrze, dasz radę. Ale dawaj znać, bo długa droga przed Tobą.”
A: „Ok, czy możesz uspokoić Leona? Przytul go ode mnie. Do zobaczenia.”
O: „Jasne, już do niego idę. Tylko nie będę mu nic obiecywać, bo nie wiadomo jakie warunki na drodze. Papa.”

Powiedziałam szybko Marcie, o co chodzi, doradziła, żebym jechała. Zaczęła mnie pakować, a ja poszłam umyć zęby i ubrać się. Potem biegiem do samochodu, wrzuciłam tylko torbę, torbę z prezentami, które kupiłam we Wrocławiu, do bagażnika, kurtkę na tylnie siedzenie i w drogę. Wysłałam tylko Oli smsa „już w drodze”. Była godzina 11:00.

1 komentarz:

  1. jeśli chodzi o miłość do dzieci, człowiek jest w stanie dużo zrobić

    OdpowiedzUsuń