sobota, 9 stycznia 2016

217. Ania, Ola – listopad 2011



Ania
Było mi tak źle. Po pierwsze przeze mnie wziął ten kredyt, żebym miała dom, bo na razie tylko ja i Leon w nim mieszkaliśmy. Po drugie zamiast się dogadać, to jeszcze go napadłam. Po co? Siedziałam w tej kuchni i myślałam co robić. Nie mogłam spać, a około 2 zobaczyłam, że dzwoni mój telefon ‘o Joey’ pomyślałam.
A: „Hallo. Misiu, gdzie jesteś?”
JV: „Hej, to nie miś, to niedźwiedź. On nie jest w stanie sam wrócić, bo chyba trochę wypiliśmy.” – słychać, że Jimmy trzeźwy nie był, mówił bardzo powoli jakby czytał z kartki.
A: „Jim, a gdzie jesteście? Przyjadę po niego.”
JV: „Hm. Gdzie my jesteśmy, gdzie jesteśmy. Przepraszam pana, a gdzie my jesteśmy?” – jakiś głos mu coś tłumaczył, a on na to stwierdził, że już nie pamięta.
Okazało się, że dał telefon temu komuś i był to barman, który mi powiedział, gdzie dojechać. No ładnie. Nie wiedziałam czy mam się śmiać czy się wściekać. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do Kolonii. Gdy tam dojechałam, to oniemiałam. Panowie chyba trochę otrzeźwieli, bo dawali koncert. Śpiewali razem z publicznością baru. Joey chyba był zdziwiony, że mnie widzi. Jak się okazało Jim zadzwonił, jak Joey był w toalecie. Powiedział, że idzie ze mną do domu, skoro taki kawał drogi po niego przyjechałam. Jima też zabrałam i odwiozłam do domu. Całą drogę nie powiedziałam ani słowa do niego. Patrzył ze zdziwioną miną, że nic nie mówię. W domu, a było już około 5 rano, powiedziałam tylko ‘idź spać’, a on grzecznie poszedł. Ja też się położyłam. Rano zrobiłam sobie kawę i stwierdziłam, że odpowiem na maile fanek. Oniemiałam, tak miałam zapchaną pocztę. Zaczęłam sprawdzać, co się takiego stało, że dziewczyny tak piszą. Otworzyłam pierwszą wiadomość i pytanie, co robili Joey i Jimmy wczoraj w klubie, czy to był koncert. Potem wiele było w podobnym tonie. W którymś mailu z kolei był filmik z ich udziałem, a potem zdjęcia. Zadzwoniłam do Meike i zapytałam czy widziała, oni też mieli zapchaną pocztę, więc Meike stwierdziła, że da na fb jakieś oświadczenie. Omówiłyśmy strategię i zaczęłam odpisywać na maile. Kathy do mnie zadzwoniła, bo do niej też wpływały takie maile z pytaniem, ale nie tylko do niej, bo do Patricii też, Sven zadzwonił, bo Angelo i Paddy też mieli zapchane skrzynki pocztowe. Wszystkim powiedziałam, że z Meike się tym zajmiemy, a oni niech dadzą standardowy tekst, co kiedyś już został umówiony, że ‘przepraszamy, ale na tematy prywatne Joeya i Jima Kelly odpowiadają ich teamy’. Sama już chyba z 1000 razy pisałam taki standard dotyczący Paddy’ego czy Barby. A teraz przez głupie wybryki Joeya miałam dużo roboty. On w końcu wstał, wykąpał się i przyszedł do kuchni, gdzie siedziałam.
J: „Cześć. Co tak stukasz w tę klawiaturę, głowa mi pęka.”
A: „Nie wkurzaj mnie nawet. Przez te Twoje wczorajsze picie od rana mam urwanie głowy. Nic innego nie robię tylko odpisuję, gadam przez telefon. Co Wy sobie z Jimem myśleliście?”
J: „Ale co się stało?”
A: „Ktoś was wczoraj nagrał, zrobił Wam zdjęcia jak się dobrze w klubie bawicie.”
J: „No ale, co się stało?”
A: „Wiesz jakie są plotki, że się upiłeś, bo się rozstaliśmy, a może dlatego, że z radości, bo np. jestem w ciąży, a inna znowu pisze inną bzdurę. Dobrze się wczoraj bawiłeś?”
J: „Cholera jasna! Wczoraj przesłuchanie, dziś pretensje. Wychodzę.”
A: „Joey! Joey, poczekaj.”
Pobiegłam za nim, ale trzasnął drzwiami, aż się echo rozniosło po całym domu. Gdy wybiegłam na zewnątrz właśnie z piskiem opon odjeżdżał. Pomyślałam sobie, co my wyprawiamy i kiedy tak bardzo się od siebie oddaliliśmy.

Ola
Nie muszę chyba dodawać, że w niedzielę rano Paddy kupił mi bilet na samolot, a pewnie biedne fanki wypatrywały mnie w drodze powrotnej. W Warszawie byliśmy o dość normalnej porze, więc nie prosiliśmy Magdy o pomoc i podjechaliśmy pociągiem do mnie. Oboje wiedzieliśmy, że nie zobaczymy się pewnie do Świąt, dlatego Paddy postanowił odwiedzić Warszawę na 2 dni. Pod koniec miesiąca zaczynała się trasa Stille Nacht. Koncertów miało być 17 i niestety nawet w urodziny Patricka nie będziemy razem. I żadne niespodzianki nie wchodzą w grę, bo już nie miałabym urlopu na wcześniejszy przylot do Kolonii przed Wigilią. Przykre to było, ale wiedzieliśmy, że nieuniknione. Paddy w poniedziałek z rana zaczął przeglądać loty i dzwonił do mnie do pracy, żeby skonsultować. Wymyśliliśmy, że przylecę 22 grudnia i poczekam na niego w jego mieszkaniu, bo on wtedy ma koncert w Leipzig,  więc wróci nad ranem. Chciał zrobić tak, żebym przyleciała na koncert, ale już nie dało rady, bo raz, że nie było biletów, a dwa, że mój nieszczęsny urlop. Ale tak jak wymyślił było dobrze. Wróciłam z pracy, dostałam obiad i siedzieliśmy sobie omawiając kolejny dzień, gdy zadzwonił mój telefon. Numer nieznany, odebrałam i rozmawiałam po polsku, popatrzyłam na Patricka, oczy mi rozbłysły i zajadle dyskutowałam, a biedny Paddy nie rozumiał, o czym mówię, ale widział, że to jest coś dobrego. Gdy odłożyłam słuchawkę zaczęłam piszczeć.
P: „No mów wreszcie, co się stało!?”
O: „Nie uwierzysz! Właśnie zadzwonił właściciel tej sali, co nam się podobała i powiedział, że zwolnił się termin. Zgadnij na kiedy?”
P: „Pewnie na czerwiec 2012?” – zobaczyłam błysk również w jego oku.
O: „30 czerwca! To już po Agape Tour, bierzemy?”
P: „Oczywiście, że bierzemy!”
O: „No to pakuj się! Jedziemy podpisać umowę i wpłacić zaliczkę.”

W drodze na salę cieszyliśmy się jak dzieci, a Paddy podśpiewywał razem z radiem. Załatwiliśmy wstępne formalności, Paddy zapłacił zaliczkę, na co nie oponowałam, bo przecież nie byłam akurat przy kasie. Zajrzeliśmy również do kościoła, zapytać proboszcza o dwujęzyczny ślub i możliwość współudziału księdza, przyjaciela Patricka z zakonu. Udało się i zarezerwowaliśmy termin również na ślub. Wróciliśmy w dobrych humorach i zaczęliśmy robić listę rzeczy do zrobienia. Sala, suknia, alkohol, zespół, garnitur, fotograf, zaproszenia i cała reszta drobiazgów. O trzy punkty nie musieliśmy się już martwić, dwa załatwiliśmy razem, a fotografem miał być znajomy rodziny Kellych, który robi im zdjęcia od kilkunastu lat, więc odetchnęłam z ulgą.
O: „Co Ty się tak cieszysz jak głupi do sera?”
P: „Bo za siedem miesięcy będziesz moją żoną! Ty się nie cieszysz?” – zrobił oczy kota ze Shreka.
O: „Cieszę się głuptasie, ale musi minąć trochę czasu zanim do mnie to dotrze. Jak zawsze. I wiesz… hmm… dasz mi jeszcze trochę czasu do namysłu jeśli chodzi o mieszkanie?”
P: „A zauważyłaś, że od jakiegoś czasu o to nie pytam?”
O: „Zauważyłam i doceniam.”
P: „Jak będziesz gotowa, to sama mi powiesz.”
O: „Dziękuję, to jest dla mnie bardzo trudne i chyba nie ma dnia, żebym o tym nie myślała.”
P: „Domyślam się. Poczekam. Ale jeszcze jedną sprawę musimy omówić. Znam Cię trochę i wiem, że będziesz się burzyć, ale najpierw mnie wysłuchaj, dobrze?”
O: „Dobrze. Co tam znowu wymyśliłeś?”
P: „Ślub i wesele, to będą jednak spore koszty. Chcę wszystko wziąć na siebie.” – skrzywiłam się na to – „Wiem, że będziesz oponować i próbować mnie przekonywać, ale mówiłem Ci kiedyś, że mam odłożone pieniądze i nie muszę się o to martwić. I chciałbym wyprawić nasz ślub i wesele. Pomyślimy o jakimś rozwiązaniu, może wyrobię Ci kartę i z niej będziesz brała pieniądze na wszystko związanego z tą imprezą. Ja już sobie to obmyśliłem dawno temu i nie chcę, żebyś psuła mi tę przyjemność i zaczynała jakiekolwiek dyskusje.” – wysłuchałam go do końca, minę dalej miałam skrzywioną, ale wcześniej myślałam o tym, jak to będzie z finansami. Sama w życiu bym sobie nie poradziła. Jego pomysł był w sumie dobry i nawet domyślałam się, kto mu podpowiedział tę kartę dla mnie. Mówił dość stanowczym głosem, więc stwierdziłam, że tym razem zgodzę się bez problemu, bo to jednak było najlepsze rozwiązanie.
O: „Zgoda.”
P: „Słucham? Zgoda? Tak bez żadnego ‘ale’?”
O: „No prawie bez żadnego ‘ale’” – uśmiechnęłam się słodko do niego.
P: „Już się boję, co wymyśliłaś.” – Patrick był oszołomiony moją prędką zgodą.
O: „Nic strasznego. Po prostu sama się ubiorę. A Ty, jak tak bardzo chcesz, zapłacisz za resztę.”
P: „Ubierzesz się?”
O: „Chodzi mi o to, że kupię suknię, welon, buty, zapłacę za fryzjera i makijaż. A Ty pozostałość, która i tak będzie dość wysoka.”
P: „Jestem w szoku. Myślałem, że będziesz oponować i zastosuję mój sposób na zamknięcie Ci buzi.” – wyszczerzył się do mnie pokazując zęby.
O: „No wiesz, jak wolisz, to mogę zacząć oponować, ale możesz mi zamknąć buzię tak po prostu.” – nie musiałam go dłużej namawiać, więc dość szybko znaleźliśmy się w łóżku.
Niestety Paddy został ze mną tylko do wtorku, ale zdążyłam posuszyć mu głowę, żeby porozmawiał z Josephem i to jak najszybciej się da. Odpowiedział, że nie raz już chciał spotkać się z bratem, ale naprawdę często go zastać w pobliżu Kolonii czy Siegburga. A nie jest to rozmowa na telefon, co sama wiedziałam, więc prosiłam tylko, aby mocno naciskał na spotkanie. Odpowiedział, że wie, co ma robić i postara się, bo uwierzył mi już ostatnio, że nie jest najlepiej. Ja rozmawiałam z Anią, ale nie udawała, że już wszystko jest ok tylko mówiła, że ma po prostu dość. Starałam się jak mogłam, ale tym razem moje pocieszanie na pewno jej nie wystarczało. Ktoś musiał walnąć Joey’a obuchem w łeb. I tym kimś miał być właśnie Paddy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz