Ania
Było mi tak źle. Po
pierwsze przeze mnie wziął ten kredyt, żebym miała dom, bo na razie tylko ja i
Leon w nim mieszkaliśmy. Po drugie zamiast się dogadać, to jeszcze go napadłam.
Po co? Siedziałam w tej kuchni i myślałam co robić. Nie mogłam spać, a około 2
zobaczyłam, że dzwoni mój telefon ‘o Joey’ pomyślałam.
A: „Hallo. Misiu,
gdzie jesteś?”
JV: „Hej, to nie miś,
to niedźwiedź. On nie jest w stanie sam wrócić, bo chyba trochę wypiliśmy.” –
słychać, że Jimmy trzeźwy nie był, mówił bardzo powoli jakby czytał z kartki.
A: „Jim, a gdzie
jesteście? Przyjadę po niego.”
JV: „Hm. Gdzie my
jesteśmy, gdzie jesteśmy. Przepraszam pana, a gdzie my jesteśmy?” – jakiś głos
mu coś tłumaczył, a on na to stwierdził, że już nie pamięta.
Okazało się, że dał
telefon temu komuś i był to barman, który mi powiedział, gdzie dojechać. No
ładnie. Nie wiedziałam czy mam się śmiać czy się wściekać. Wsiadłam do
samochodu i pojechałam do Kolonii. Gdy tam dojechałam, to oniemiałam. Panowie
chyba trochę otrzeźwieli, bo dawali koncert. Śpiewali razem z publicznością
baru. Joey chyba był zdziwiony, że mnie widzi. Jak się okazało Jim zadzwonił,
jak Joey był w toalecie. Powiedział, że idzie ze mną do domu, skoro taki kawał
drogi po niego przyjechałam. Jima też zabrałam i odwiozłam do domu. Całą drogę
nie powiedziałam ani słowa do niego. Patrzył ze zdziwioną miną, że nic nie
mówię. W domu, a było już około 5 rano, powiedziałam tylko ‘idź spać’, a on
grzecznie poszedł. Ja też się położyłam. Rano zrobiłam sobie kawę i
stwierdziłam, że odpowiem na maile fanek. Oniemiałam, tak miałam zapchaną
pocztę. Zaczęłam sprawdzać, co się takiego stało, że dziewczyny tak piszą.
Otworzyłam pierwszą wiadomość i pytanie, co robili Joey i Jimmy wczoraj w
klubie, czy to był koncert. Potem wiele było w podobnym tonie. W którymś mailu
z kolei był filmik z ich udziałem, a potem zdjęcia. Zadzwoniłam do Meike i
zapytałam czy widziała, oni też mieli zapchaną pocztę, więc Meike stwierdziła,
że da na fb jakieś oświadczenie. Omówiłyśmy strategię i zaczęłam odpisywać na
maile. Kathy do mnie zadzwoniła, bo do niej też wpływały takie maile z
pytaniem, ale nie tylko do niej, bo do Patricii też, Sven zadzwonił, bo Angelo
i Paddy też mieli zapchane skrzynki pocztowe. Wszystkim powiedziałam, że z Meike
się tym zajmiemy, a oni niech dadzą standardowy tekst, co kiedyś już został
umówiony, że ‘przepraszamy, ale na tematy prywatne Joeya i Jima Kelly
odpowiadają ich teamy’. Sama już chyba z 1000 razy pisałam taki standard
dotyczący Paddy’ego czy Barby. A teraz przez głupie wybryki Joeya miałam dużo
roboty. On w końcu wstał, wykąpał się i przyszedł do kuchni, gdzie siedziałam.
J: „Cześć. Co tak
stukasz w tę klawiaturę, głowa mi pęka.”
A: „Nie wkurzaj mnie
nawet. Przez te Twoje wczorajsze picie od rana mam urwanie głowy. Nic innego
nie robię tylko odpisuję, gadam przez telefon. Co Wy sobie z Jimem
myśleliście?”
J: „Ale co się
stało?”
A: „Ktoś was wczoraj
nagrał, zrobił Wam zdjęcia jak się dobrze w klubie bawicie.”
J: „No ale, co się
stało?”
A: „Wiesz jakie są plotki,
że się upiłeś, bo się rozstaliśmy, a może dlatego, że z radości, bo np. jestem
w ciąży, a inna znowu pisze inną bzdurę. Dobrze się wczoraj bawiłeś?”
J: „Cholera jasna!
Wczoraj przesłuchanie, dziś pretensje. Wychodzę.”
A: „Joey! Joey,
poczekaj.”
Pobiegłam za nim, ale
trzasnął drzwiami, aż się echo rozniosło po całym domu. Gdy wybiegłam na
zewnątrz właśnie z piskiem opon odjeżdżał. Pomyślałam sobie, co my wyprawiamy i
kiedy tak bardzo się od siebie oddaliliśmy.
Ola
Nie muszę chyba
dodawać, że w niedzielę rano Paddy kupił mi bilet na samolot, a pewnie biedne
fanki wypatrywały mnie w drodze powrotnej. W Warszawie byliśmy o dość normalnej
porze, więc nie prosiliśmy Magdy o pomoc i podjechaliśmy pociągiem do mnie.
Oboje wiedzieliśmy, że nie zobaczymy się pewnie do Świąt, dlatego Paddy
postanowił odwiedzić Warszawę na 2 dni. Pod koniec miesiąca zaczynała się trasa
Stille Nacht. Koncertów miało być 17 i niestety nawet w urodziny Patricka nie
będziemy razem. I żadne niespodzianki nie wchodzą w grę, bo już nie miałabym
urlopu na wcześniejszy przylot do Kolonii przed Wigilią. Przykre to było, ale
wiedzieliśmy, że nieuniknione. Paddy w poniedziałek z rana zaczął przeglądać
loty i dzwonił do mnie do pracy, żeby skonsultować. Wymyśliliśmy, że przylecę
22 grudnia i poczekam na niego w jego mieszkaniu, bo on wtedy ma koncert w
Leipzig, więc wróci nad ranem. Chciał
zrobić tak, żebym przyleciała na koncert, ale już nie dało rady, bo raz, że nie
było biletów, a dwa, że mój nieszczęsny urlop. Ale tak jak wymyślił było dobrze.
Wróciłam z pracy, dostałam obiad i siedzieliśmy sobie omawiając kolejny dzień,
gdy zadzwonił mój telefon. Numer nieznany, odebrałam i rozmawiałam po polsku,
popatrzyłam na Patricka, oczy mi rozbłysły i zajadle dyskutowałam, a biedny
Paddy nie rozumiał, o czym mówię, ale widział, że to jest coś dobrego. Gdy
odłożyłam słuchawkę zaczęłam piszczeć.
P: „No mów wreszcie, co się stało!?”
O: „Nie uwierzysz! Właśnie zadzwonił właściciel tej sali,
co nam się podobała i powiedział, że zwolnił się termin. Zgadnij na kiedy?”
P: „Pewnie na czerwiec 2012?” – zobaczyłam błysk również
w jego oku.
O: „30 czerwca! To już po Agape Tour, bierzemy?”
P: „Oczywiście, że bierzemy!”
O: „No to pakuj się! Jedziemy podpisać umowę i wpłacić
zaliczkę.”
W drodze na salę cieszyliśmy się jak dzieci, a Paddy
podśpiewywał razem z radiem. Załatwiliśmy wstępne formalności, Paddy zapłacił
zaliczkę, na co nie oponowałam, bo przecież nie byłam akurat przy kasie.
Zajrzeliśmy również do kościoła, zapytać proboszcza o dwujęzyczny ślub i możliwość
współudziału księdza, przyjaciela Patricka z zakonu. Udało się i
zarezerwowaliśmy termin również na ślub. Wróciliśmy w dobrych humorach i
zaczęliśmy robić listę rzeczy do zrobienia. Sala, suknia, alkohol, zespół,
garnitur, fotograf, zaproszenia i cała reszta drobiazgów. O trzy punkty nie
musieliśmy się już martwić, dwa załatwiliśmy razem, a fotografem miał być
znajomy rodziny Kellych, który robi im zdjęcia od kilkunastu lat, więc
odetchnęłam z ulgą.
O: „Co Ty się tak cieszysz jak głupi do sera?”
P: „Bo za siedem miesięcy będziesz moją żoną! Ty się nie
cieszysz?” – zrobił oczy kota ze Shreka.
O: „Cieszę się głuptasie, ale musi minąć trochę czasu
zanim do mnie to dotrze. Jak zawsze. I wiesz… hmm… dasz mi jeszcze trochę czasu
do namysłu jeśli chodzi o mieszkanie?”
P: „A zauważyłaś, że od jakiegoś czasu o to nie pytam?”
O: „Zauważyłam i doceniam.”
P: „Jak będziesz gotowa, to sama mi powiesz.”
O: „Dziękuję, to jest dla mnie bardzo trudne i chyba nie
ma dnia, żebym o tym nie myślała.”
P: „Domyślam się. Poczekam. Ale jeszcze jedną sprawę
musimy omówić. Znam Cię trochę i wiem, że będziesz się burzyć, ale najpierw
mnie wysłuchaj, dobrze?”
O: „Dobrze. Co tam znowu wymyśliłeś?”
P: „Ślub i wesele, to będą jednak spore koszty. Chcę
wszystko wziąć na siebie.” – skrzywiłam się na to – „Wiem, że będziesz oponować
i próbować mnie przekonywać, ale mówiłem Ci kiedyś, że mam odłożone pieniądze i
nie muszę się o to martwić. I chciałbym wyprawić nasz ślub i wesele. Pomyślimy
o jakimś rozwiązaniu, może wyrobię Ci kartę i z niej będziesz brała pieniądze
na wszystko związanego z tą imprezą. Ja już sobie to obmyśliłem dawno temu i
nie chcę, żebyś psuła mi tę przyjemność i zaczynała jakiekolwiek dyskusje.” –
wysłuchałam go do końca, minę dalej miałam skrzywioną, ale wcześniej myślałam o
tym, jak to będzie z finansami. Sama w życiu bym sobie nie poradziła. Jego
pomysł był w sumie dobry i nawet domyślałam się, kto mu podpowiedział tę kartę
dla mnie. Mówił dość stanowczym głosem, więc stwierdziłam, że tym razem zgodzę
się bez problemu, bo to jednak było najlepsze rozwiązanie.
O: „Zgoda.”
P: „Słucham? Zgoda? Tak bez żadnego ‘ale’?”
O: „No prawie bez żadnego ‘ale’” – uśmiechnęłam się
słodko do niego.
P: „Już się boję, co wymyśliłaś.” – Patrick był
oszołomiony moją prędką zgodą.
O: „Nic strasznego. Po prostu sama się ubiorę. A Ty, jak
tak bardzo chcesz, zapłacisz za resztę.”
P: „Ubierzesz się?”
O: „Chodzi mi o to, że kupię suknię, welon, buty, zapłacę
za fryzjera i makijaż. A Ty pozostałość, która i tak będzie dość wysoka.”
P: „Jestem w szoku. Myślałem, że będziesz oponować i
zastosuję mój sposób na zamknięcie Ci buzi.” – wyszczerzył się do mnie
pokazując zęby.
O: „No wiesz, jak wolisz, to mogę zacząć oponować, ale
możesz mi zamknąć buzię tak po prostu.” – nie musiałam go dłużej namawiać, więc
dość szybko znaleźliśmy się w łóżku.
Niestety Paddy został ze mną tylko do wtorku, ale
zdążyłam posuszyć mu głowę, żeby porozmawiał z Josephem i to jak najszybciej
się da. Odpowiedział, że nie raz już chciał spotkać się z bratem, ale naprawdę
często go zastać w pobliżu Kolonii czy Siegburga. A nie jest to rozmowa na
telefon, co sama wiedziałam, więc prosiłam tylko, aby mocno naciskał na
spotkanie. Odpowiedział, że wie, co ma robić i postara się, bo uwierzył mi już
ostatnio, że nie jest najlepiej. Ja rozmawiałam z Anią, ale nie udawała, że już
wszystko jest ok tylko mówiła, że ma po prostu dość. Starałam się jak mogłam,
ale tym razem moje pocieszanie na pewno jej nie wystarczało. Ktoś musiał walnąć
Joey’a obuchem w łeb. I tym kimś miał być właśnie Paddy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz