Rozłączyłam się i stałam z telefonem w ręku, póki Leon
nie pociągnął mnie za sweter.
Le: „No, ciociu? Przyjedzie Ann?” – wiedziałam, że nie
mogę mu obiecać na sto procent.
O: „Rozmawiałam z Ann i prosiłam, żeby przyjechała.
Powiedziała, że zrobi co w jej mocy, niedługo ruszy w drogę, ale jest daleko i
nie wiem czy zdąży dzisiaj.”
Le: „Ciociu, ale ja chcę dzisiaj!”
O: „Wiem Leoś, ja też chcę, ale chyba nie chcesz, żeby
Ann stało się coś złego. Ona jest naprawdę daleko i długa droga przed nią.”
Już chciał coś odpowiedzieć, ale go zagadałam i pobiegł
do chłopaków. A ja nadal stałam z tym telefonem i wzbierała we mnie taka złość,
jakiej dawno u mnie nie było. Niech no go tylko znajdę, to suchej nitki na nim
nie zostawię. Nie musiałam długo czekać, Joey z Paddym wychodzili właśnie z
salonu i stanęli przerywając rozmowę. Pozycję miałam iście bojową. Gniew
malował mi się na twarzy, chwyciłam się pod boki. Zdążyłam jeszcze zauważyć, że
Joey jest nieogolony i że ma smutek w oczach. No dziwne, żeby nie miał. Z
letargu wyrwał mnie głos Patricka.
P: „Ola, co się…” – zamachałam telefonem w powietrzu i
lekko podniesionym głosem powiedziałam:
O: „Właśnie rozmawiałam z Anią!” – Joey spuścił wzrok,
Paddy patrzył raz na mnie raz na niego. Podniosłam głos bardziej.
O: „Czy Ty do reszty oszalałeś Joey?! Co Ci strzeliło do
głowy powiedzieć coś takiego?!”
Z salonu wyjrzał Denis.
D: „Co tu się dzieje? Czemu tak krzyczycie?”
O: „Przepraszam, mamy do pogadania.”
D: „To idźcie do gabinetu.”
O: „Idziemy!” – zakomenderowałam, ale odwróciłam się do
Patricka mówiąc – „Ty też! Nie będę się dwa razy powtarzać.”
Zamknęłam drzwi gabinetu, Joey usiadł na fotelu opierając
łokcie na kolanach, a na dłoniach głowę, Paddy stanął z boku, a ja zaczęłam
chodzić w kółko.
O: „No! Proszę! Pochwal się bratu!”
J: „Ola czy nie mogłabyś…”
O: „Co nie mogłabym? Pochwal się bratu, czemu nie ma Ann,
czemu nie ma jej w domu prawie od tygodnia i czemu nie chce z Tobą rozmawiać.”
– Paddy wybałuszył oczy.
P: „Co się, do cholery stało?”
J: „Powiedziałem Ann coś bardzo przykrego, chwyciła
kluczyki i odjechała.
P: „Co???”
O: „Może bądź na tyle odważny, żeby się przyznać, co jej
powiedziałeś. Bo ja już wiem.”
Joey wolno, bo wolno, ale opowiedział swoją wersję
zdarzeń.
P: „Co jej powiedziałeś? Stary, Tobie kompletnie odbiło?”
J: „Wiem Paddy, przegiąłem.”
O: „Patrz Paddy, przegiął. No cholera raczej, że
przegiąłeś! Czy Ty się w ogóle zastanowiłeś kto przez ostatnie miesiące
zajmował się Twoim synem?” – Joey milczał – „Kto go woził i odbierał ze szkoły,
kto dawał mu jeść, kto woził na zajęcia dodatkowe, kto kładł go spać i czytał
na dobranoc? Nie dziwię się Ann, że wyjechała i nie chce z Tobą gadać! To było
podłe!”
P: „No to się popisałeś bracie. A przecież rozmawialiśmy
i miałeś z nią porozmawiać spokojnie.”
O: „No i porozmawiał.”
J: „Nawaliłem po całości, ale jeszcze to, że nic nie
powiedziała mi o Tanji spowodowało…”
O: „Co?”
P: „Ja mu powiedziałem.” – Paddy przyznał się i spojrzał
na mnie ze strachem. Chyba takiej jeszcze mnie nie widział.
O: „Pięknie! Chyba lepiej, jakby sama mu powiedziała, nie
uważasz?”
P: „Ale uznałem, że…” – Paddy chciał się tłumaczyć, a
Joey chyba starał się zmienić temat.
J: „Jak ona się ma?”
O: „A jak się ma mieć Joey? Jest jej cholernie przykro i
te słowa cały czas bolą.”
J: „Czy mogę do niej zadzwonić?”
O: „Nie odbierze od Ciebie.”
J: „A od Ciebie?”
O: „Nawet mowy nie ma. Porozmawiała tylko z Leonem, bo
to, że Ty jesteś okrutny nie znaczy, że dziecko ma przez to cierpieć.”
J: „Ola, wystarczy, zrozumiałem. I to już sekundę po tym
jak to powiedziałem. Ale to i tak o sekundę za późno.”
O: „Joey, ale skąd Ci to w ogóle wpadło do głowy?”
J: „Nie wiem Ola, nie mam pojęcia, po prostu w kłótni
człowiek mówi różne rzeczy. Chciałbym naprawić to, co zepsułem, oby tylko dała
mi szansę. Wiesz, gdzie ona jest?”
O: „Wiem, ale do Wrocławia nie masz po co teraz jechać.”
J: „Ale Ola…”
O: „Nie ma ‘ale Ola’. Jest Wigilia i nie dość, że jej nie
ma, to jeszcze by brakowało, żeby Ciebie nie było. Leon by chyba tego nie
zniósł.”
P: „Ola ma rację, pojedziesz do niej po Świętach. Ale żeś
nawarzył piwa.”
J: „Wypiję je. Zły jestem na samego siebie, że Cię Paddy
wtedy nie posłuchałem. Przepraszam Was.”
O: „Nas? Ty Ann lepiej przepraszaj, bo mnie nie masz o
co.”
J: „Przepraszam, że wciągnąłem Was w swoje sprawy.”
P: „Za to nie musisz tym bardziej, przecież jesteście nam
bliscy.”
O: „Właśnie! Myślisz, że nie zależy nam na Waszym
szczęściu?”
J: „Wiem, wiem… Strasznie narozrabiałem. Fuck!” – chwilę
wszyscy milczeliśmy, Paddy ostrożnie podszedł do mnie i objął od tyłu. Oparłam
głowę na jego klatce, ale oboje patrzyliśmy w stronę Josepha. Ten odetchnął
głęboko, wstał, podszedł bez słowa do mnie i mocno uścisnął. Na to nie byłam
przygotowana, zdziwiłam się. Puścił mnie i uścisnął Patricka.
J: „Paddy, Ty lepiej nie podpadaj Oli, bo nie chciałbyś
być w mojej skórze.”
O: „Joey, nie gniewaj się na mnie, ale tak się wkurzyłam,
że nie zamierzałam się opanowywać.”
J: „Wiem, wiem, rozumiem. W sumie dobrze, że ktoś mnie
walnął obuchem w łeb. Tylko szkoda, że tak późno.”
O: „No wcześniej Paddy miał Cię walnąć, ale widzę, że nie
wyszło.”
J: „No niby wyszło, ale potem emocje wzięły górę. Ech…
nieważne, idę już. Dzięki Wam za wszystko.” – wyszedł zamykając jeszcze za sobą
drzwi.
P: „Joey?”
J: „No?”
P: „Idź się ogolić!”
Joey uśmiechnął się pod wąsem i wyszedł. Przytuliłam się
do Patricka.
P: „Faktycznie, nie chciałbym być w jego skórze. Sam się
Ciebie bałem. Na mnie tak nie krzyczałaś w lutym.”
O: „Oj, daj spokój. Tutaj nie byłam w środku sprawy tylko
stałam z boku, tamta bezpośrednio mnie dotyczyła. Nie mówmy już o tym i nie
psujmy sobie humoru i wieczoru.” – patrzyliśmy chwilę na siebie i pocałowaliśmy
się namiętnie. Wtedy otworzyły się drzwi i Patricia zajrzała do środka.
Pt: „Ola? Ooops, przepraszam.”
O: „Nie szkodzi. Wchodź, musimy pogadać, jest tam Maite?”
– Patricia zawołała siostrę, a ja delikatnie wypchnęłam Patricka na zewnątrz.
Gdy już zostałyśmy we trzy zaczęłam.
O: „Dziewczyny, mam do Was sprawę, ale bardzo proszę o
dyskrecję.” – obie pokiwały potakująco głowami – „Patricia, czy uda Ci się
przesunąć Wigilię o… no… powiedzmy godzinę.” – w między czasie liczyłam, ile
powinno zająć Ani dotarcie do Kolonii.
Pt: „Myślę, że tak. Ale co się stało?”
O: „Otóż w wielkim skrócie: Joey narozrabiał, Ania
wyjechała do Wrocławia, Leon za nią płacze, ale namówiłam ją, żeby przyjechała
właśnie dla niego.”
Mt: „Jezus Maria! Jedzie? Z Wrocławia? Tutaj?”
O: „No jedzie. Jak Patricii uda się przesunąć Wigilię o
godzinę, to Ania się po prostu trochę spóźni.”
Pt: „Dobra, nie pytam, o co chodzi, ale z Josephem sobie
porozmawiam.”
O: „Patricia, ale to może kiedy indziej, ok? Nie chcę,
żeby ktokolwiek o tym wiedział, nawet Paddy. Jak Ani uda się dojechać, to
będzie super.”
Mt: „No dobra, ale napisz jej, żeby uważała na drodze.”
O: „Ona to wie.”
Podziękowałam
dziewczynom i zabrałyśmy się ostro do roboty. Nie mogłam się na niczym
skoncentrować, tak mi było żal Ani. Joey mnie unikał, ale Denis i Paddy coś do
mnie mówili, a ja nie wiedziałam co. Dziewczyny rozumiały i same miały nosy na
kwintę.
No i kurcze popuściłam w majtki!!! Józefowi się życie wali a Padzik z tekstem;
OdpowiedzUsuń-Ogól się!!!!
Czy Ładni nie muszą myśleć!?
Ale mnie rozbawilas. Hihi.
UsuńWyglądał strasznie wiec Paddy chcial mu pomóc...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńOooo Ola nakrzyczala na Josepha hehe i dobrze mu tak
OdpowiedzUsuńO: „Idziemy!” – zakomenderowałam, ale odwróciłam się do Patricka mówiąc – „Ty też! Nie będę się dwa razy powtarzać.”
OdpowiedzUsuńMój ulubiony rozdział, tak dramatyczny, tak cholernie mocny ale za to pokazana jest siła przyjaźni :) piękny rozdział
OdpowiedzUsuńfaktycznie siła przyjaźni, kiedyś Ania kazała Oli coś powiedzieć, teraz Ola opieprzyła Josepha
OdpowiedzUsuńOj tak! Tu jest pokazane, jak czasami trzeba. Dobry rozdział. Widać to miotanie się Oli, Joey od początku z tą spuszczoną głową wiedział, co narobił, a Paddy patrzył ze zdziwieniem.
OdpowiedzUsuńOla wkurzona na maksa a Joey wie, że ona zna prawdę
OdpowiedzUsuń