Ania
Tak upływał mi dzień: rano śniadanie, Leon do szkoły, ja
do pracy, potem obiad, lekcje, dodatkowe lekcje, kolacja, spanie. Jak Joey był,
to w weekend zabierał dzieci i jechał np. na basen, jak go nie było odwoziłam
Leona do mamy na weekend. Z Tanją nigdy nie poruszyłyśmy tego, co usłyszałam u
kosmetyczki. Zakupy, dom, sprzątanie, gotowanie, a dodatkowo maile od fanek, to
były moje zadania. Joey faktycznie bardzo dużo teraz wyjeżdżał, a dodatkowo
ćwiczył śpiew, bo brał udział w Stille Nacht, co prawda miał jeździć tylko na
niektóre koncerty, ale ćwiczyć musiał. Luke jak mi powiedział będzie grał na
fortepianie melodię do jego piosenki. Czasem rozmawiałam z Olą, ale już nawet
nie mówiłam, że go nie ma, po co, to już było normalne. Chciałam go wspierać i
jak tylko się pojawiał rozmawiałam z nim bagatela o domu, dziecku, bo na inne sprawy
nie było czasu. Czasem nawet jak udawało mu się nocować w domu, to nie
traciliśmy czasu na rozmowy tylko na inne sprawy, ale to było szybko, może i
było dobrze, ale jednak szybko. Był taki zmęczony, że teraz to naprawdę się o
niego bałam. Pod koniec listopada to już miałam dość tej niewiedzy, któregoś
dnia dzwoniłam do niego i w końcu odebrał, powiedział, że będzie wieczorem i
nawet chyba mu się uda ze dwa dni być w domu. Przyjechał jak powiedział,
zjedliśmy sobie razem kolację, bo mały był u mamy. Rozmawialiśmy. Na początku
było spokojnie, ale potem coraz bardziej miałam dość jego dziwnego tłumaczenia.
A: „Joseph! Do
cholery. Chcę wiedzieć dlaczego tak dużo pracujesz?”
J: „Ann, daj spokój.
Nie pytaj.”
A: „Chcę wiedzieć, co
się dzieje. Mieszkamy razem, ale ja Cię widuję mniej niż jak mieszkałam we
Wrocławiu. Nie tak to sobie wyobrażałam, nie tak miało być.”
J: „Nic się nie
dzieje, po prostu trzeba to przetrzymać."
A: „Ale co
przetrzymać?"
J: „Ann, nieważne,
wytrzymaj jeszcze do końca roku."
A: „Joey, ale nie
możesz tak ze mną rozmawiać."
J: „Proszę Cię nie
wypytuj mnie o to, nie chcę Cię tym obarczać.”
A: „Co? Czym nie
chcesz mnie obarczać?”
J: „Kochanie,
przestań mnie ciągnąć za język.”
A: „Chyba żartujesz?
Wiem, że coś jest na rzeczy, Ty nie chcesz powiedzieć i jeszcze mówisz, że mam
siedzieć cicho. Nie ufasz mi?”
J: „Ale Ty jesteś
uparta. Wiesz, że Ci ufam. Eee… pracuję tak dużo, bo chcę do końca roku spłacić
kredyt.”
A: „Co? Wziąłeś
kredyt? O Boże! Na ten dom?” – popatrzyłam na niego ze zdziwieniem – „Dlaczego
mi nie powiedziałeś? Joey!”
J: „Nie chciałem,
abyś brała to do siebie.”
A: „Cholera, Joseph!
Dlaczego mi nie powiedziałeś? Byłoby inaczej, nie miałabym tych wszystkich
pretensji do Ciebie, a tak to odkładały się cztery miesiące. Rozumiesz?”
J: „Ale to ja
poprosiłem Cię o to, abyś ze mną mieszkała, więc chciałem żebyś nigdy nie
żałowała tej decyzji.”
A: „Posłuchaj tego,
co Ty mówisz. Rozumiem, że to jest Twoja rola, ok, cholera może się z tym nie
zgadzam, ale to rozumiem. Wspierałabym Cię. Nie chcesz finansowo, ok, ale bym
Cię wspierała tak, jak mogę. Nie namnożyłyby się te wszystkie problemy, które
teraz nad nami wiszą.”
J: „Co mogę Ci
powiedzieć, wiem. Przepraszam.”
A: „Wiesz co, ja
sobie muszę to wszystko przemyśleć.”
J: „Tak myślałem.”
Poszłam do kuchni i
zrobiłam sobie herbatę. Siadłam przy stole. Po chwili do kuchni przyszedł Joey.
J : „Ann. Dzwonił
Jimmy, eee… jadę na piwo, ok?”
A: „To było pytanie?
Myślałam, że mi to oznajmiłeś. Idź, przecież Cię nie trzymam, a Ciebie i tak
ostatnio nie ma. Normalne.”
J: „Wiesz co… ach…
nic. Wychodzę.”
Ola
Dzień był zwariowany. Paddy obudził mnie na próbę, potem
szybki obiad, drzemka, on poszedł na mszę, a ja dołączyłam dopiero na jego
świadectwo, które opowiadał stojąc na balkonie, a potem zszedł na dół i całą
procesją ruszyliśmy do kościoła na koncert. Wmieszałam się w tłum, widziałam,
że Paddy mnie szukał, ale jakoś zostałam z tyłu. Koncert był świetny, Patrick
szalał i nawet butami rzucał i tańczył pod ołtarzem. Skończył się ok 2 w nocy,
zanim wróciliśmy do hotelu była 4.30, a na 9 rano było zaplanowane kolejne
spotkanie w innej części miasta. Wszystko na wysokich obrotach i nie mieliśmy
chwili dla siebie. Dopiero wieczorem, po kolejnej drzemce w hotelu wyruszyliśmy
na spacer po Wilnie. Wtedy opowiedziałam mu historię o busie, fankach i Svenie.
Słuchał z kamienną twarzą albo mi się tak wydawało, bo było ciemno. Gdy
skończyłam przystanął, obrócił mnie do siebie trzymając za ramiona i
powiedział:
P: „Od tej pory ja załatwiam Ci bilety na samolot i będę
wysyłał Ci mailem.”
O: „Paddy, czy Wy obaj musicie robić z igły widły?
Przecież…”
P: „Powiedziałem to raz i więcej nie będę. I nie dyskutuj
ze mną na ten temat.” – powiedział to lekko podniesionym głosem, jakiego nie
słyszałam jeszcze w stosunku do mnie, więc się zdziwiłam i spytałam jedynie:
O: „Możesz mi chociaż powiedzieć, dlaczego?”
P: „Dlatego, że latanie samolotem jest bezpieczniejsze
jeśli chodzi o spotkania z fankami. Nawet nie wiesz, do czego są zdolne. I to
Twoje oszczędzanie mogło doprowadzić do czegoś złego.”
O: „Zaraz, zaraz. Czy oszczędzanie, to jest coś złego?
Dotarłam do Wilna za 3 euro, a nie za 60 i to źle?”
P: „Dla mnie 60 euro, to pikuś i nie tułałabyś się
autokarem.”
O: „Może dla Ciebie, to pikuś, ale dlaczego Ty miałbyś
nie oszczędzić również? Autokar był wygodny, więc nie widzę problemu. I nie
jestem gwiazdą, żebym miała marudzić na autokary.” – trochę mnie poniosło.
P: „Aha, to myślisz, że ja gwiazdorzę i nie myślę o Twoim
bezpieczeństwie? No pięknie! Wracamy do hotelu, odeszła mi ochota na spacer.”
Odwrócił się i zaczął iść szybkim krokiem. Miał prawo się
zezłościć. Dogoniłam go, wzięłam za rękę, ale się wyrwał.
O: „Paddy, Skarbie, przepraszam.”
Szedł zupełnie nie wzruszony, postanowiłam się więc nie
odzywać. W hotelu chwycił ręcznik i poszedł do łazienki. Było mi cholernie
głupio, przecież wiedziałam, jakie ma podejście do kariery, wiedziałam, że
wtedy przegięłam. Na pewno nie czuł się gwiazdą. Wyszedł z łazienki, chciałam
coś powiedzieć, ale włączył telewizor, a jak ja wróciłam ze swojej kąpieli, to
wyłączył, odwrócił się w drugą stronę i nawet nie powiedział dobranoc. Nie
mogłam zasnąć, łzy cisnęły mi się do oczu. Jak mogłam mu zrobić taką przykrość,
czasem coś palnę jak głupia i wychodzi nie to, co powinno. Nie chciałam go
obudzić, więc w końcu poszłam do łazienki i tam się popłakałam. Jednak go
obudziłam, bo po kwadransie usłyszałam pukanie do łazienki. Otworzyłam od razu,
łzy leciały mi po policzkach. Wyraz jego twarzy był już łagodniejszy.
Wydukałam:
O: „Przepraszam, nie chciałam Cię obudzić.”
P: „Nie spałem.”
O: „I ja tak wcale nie myślę, pamiętam, co mi
opowiadałeś.” – staliśmy cały czas w drzwiach, naprzeciwko siebie.
P: „Zrobiłaś mi ogromną przykrość.”
O: „Wiem, ale wcale tego nie chciałam. I ja wcale tak nie
myślę.” – powtórzyłam jeszcze raz. – „A Ty się nigdy tak na mnie nie
zdenerwowałeś.”
P: „Wiem. Ale to dlatego, że chcę dla Ciebie dobrze, a Ty
nie rozumiesz i się ze mną sprzeczasz.”
O: „Ale już Cię przeprosiłam, mam to zrobić raz jeszcze?
No to przepraszam.” – uśmiechnął się lekko.
P: „Przeprosiny przyjęte, chodź do mnie.” – dopiero wtedy
otworzył ramiona, w których mogłam się schronić, a łzy przeszły w szloch. – „A
wiesz, czemu się o Ciebie martwię?” – nie odpowiedziałam, więc kontynuował –
„Bo bardzo Cię kocham.”
O: „Ja też Cię bardzo kocham i nie mogłam znieść tego, że
się na mnie gniewasz i nie mogłam spać i nie mogłam przestać o tym myśleć.”
P: „Też nie mogłem zasnąć. Ale już nie płacz.” –
odsunęłam się od niego patrząc mokrymi oczami.
O: „A nie będziesz się gniewał?”
P: „Nie, nie będę.” – patrzył chwilę na mnie, po czym
zaczął całować po twarzy. Nie czekałam na romantyczne rozwinięcie sytuacji
tylko mocno przylgnęłam ustami do jego ust, a moje ręce zachłannie zaczęły
błądzić po jego ciele. W sumie nie błądziły, bo już znały je doskonale.
Dosłownie wypchnęłam go z łazienki i nie potrzeba nam było wiele, żeby być
teraz razem. Było cudownie, mimo że całkiem szaleńczo. Oddychaliśmy szybko,
Paddy spojrzał na mnie i przewrócił mnie na plecy, po czym wtulił się obok i
zasnęliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz