czwartek, 7 stycznia 2016

216. Ania, Ola – listopad 2011



Ania
Tak upływał mi dzień: rano śniadanie, Leon do szkoły, ja do pracy, potem obiad, lekcje, dodatkowe lekcje, kolacja, spanie. Jak Joey był, to w weekend zabierał dzieci i jechał np. na basen, jak go nie było odwoziłam Leona do mamy na weekend. Z Tanją nigdy nie poruszyłyśmy tego, co usłyszałam u kosmetyczki. Zakupy, dom, sprzątanie, gotowanie, a dodatkowo maile od fanek, to były moje zadania. Joey faktycznie bardzo dużo teraz wyjeżdżał, a dodatkowo ćwiczył śpiew, bo brał udział w Stille Nacht, co prawda miał jeździć tylko na niektóre koncerty, ale ćwiczyć musiał. Luke jak mi powiedział będzie grał na fortepianie melodię do jego piosenki. Czasem rozmawiałam z Olą, ale już nawet nie mówiłam, że go nie ma, po co, to już było normalne. Chciałam go wspierać i jak tylko się pojawiał rozmawiałam z nim bagatela o domu, dziecku, bo na inne sprawy nie było czasu. Czasem nawet jak udawało mu się nocować w domu, to nie traciliśmy czasu na rozmowy tylko na inne sprawy, ale to było szybko, może i było dobrze, ale jednak szybko. Był taki zmęczony, że teraz to naprawdę się o niego bałam. Pod koniec listopada to już miałam dość tej niewiedzy, któregoś dnia dzwoniłam do niego i w końcu odebrał, powiedział, że będzie wieczorem i nawet chyba mu się uda ze dwa dni być w domu. Przyjechał jak powiedział, zjedliśmy sobie razem kolację, bo mały był u mamy. Rozmawialiśmy. Na początku było spokojnie, ale potem coraz bardziej miałam dość jego dziwnego tłumaczenia.

A: „Joseph! Do cholery. Chcę wiedzieć dlaczego tak dużo pracujesz?”
J: „Ann, daj spokój. Nie pytaj.”
A: „Chcę wiedzieć, co się dzieje. Mieszkamy razem, ale ja Cię widuję mniej niż jak mieszkałam we Wrocławiu. Nie tak to sobie wyobrażałam, nie tak miało być.”
J: „Nic się nie dzieje, po prostu trzeba to przetrzymać."
A: „Ale co przetrzymać?"
J: „Ann, nieważne, wytrzymaj jeszcze do końca roku."
A: „Joey, ale nie możesz tak ze mną rozmawiać."
J: „Proszę Cię nie wypytuj mnie o to, nie chcę Cię tym obarczać.”
A: „Co? Czym nie chcesz mnie obarczać?”
J: „Kochanie, przestań mnie ciągnąć za język.”
A: „Chyba żartujesz? Wiem, że coś jest na rzeczy, Ty nie chcesz powiedzieć i jeszcze mówisz, że mam siedzieć cicho. Nie ufasz mi?”
J: „Ale Ty jesteś uparta. Wiesz, że Ci ufam. Eee… pracuję tak dużo, bo chcę do końca roku spłacić kredyt.”
A: „Co? Wziąłeś kredyt? O Boże! Na ten dom?” – popatrzyłam na niego ze zdziwieniem – „Dlaczego mi nie powiedziałeś? Joey!”
J: „Nie chciałem, abyś brała to do siebie.”
A: „Cholera, Joseph! Dlaczego mi nie powiedziałeś? Byłoby inaczej, nie miałabym tych wszystkich pretensji do Ciebie, a tak to odkładały się cztery miesiące. Rozumiesz?”
J: „Ale to ja poprosiłem Cię o to, abyś ze mną mieszkała, więc chciałem żebyś nigdy nie żałowała tej decyzji.”
A: „Posłuchaj tego, co Ty mówisz. Rozumiem, że to jest Twoja rola, ok, cholera może się z tym nie zgadzam, ale to rozumiem. Wspierałabym Cię. Nie chcesz finansowo, ok, ale bym Cię wspierała tak, jak mogę. Nie namnożyłyby się te wszystkie problemy, które teraz nad nami wiszą.”
J: „Co mogę Ci powiedzieć, wiem. Przepraszam.”
A: „Wiesz co, ja sobie muszę to wszystko przemyśleć.”
J: „Tak myślałem.”
Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie herbatę. Siadłam przy stole. Po chwili do kuchni przyszedł Joey.
J : „Ann. Dzwonił Jimmy, eee… jadę na piwo, ok?”
A: „To było pytanie? Myślałam, że mi to oznajmiłeś. Idź, przecież Cię nie trzymam, a Ciebie i tak ostatnio nie ma. Normalne.”
J: „Wiesz co… ach… nic. Wychodzę.”
Ola
Dzień był zwariowany. Paddy obudził mnie na próbę, potem szybki obiad, drzemka, on poszedł na mszę, a ja dołączyłam dopiero na jego świadectwo, które opowiadał stojąc na balkonie, a potem zszedł na dół i całą procesją ruszyliśmy do kościoła na koncert. Wmieszałam się w tłum, widziałam, że Paddy mnie szukał, ale jakoś zostałam z tyłu. Koncert był świetny, Patrick szalał i nawet butami rzucał i tańczył pod ołtarzem. Skończył się ok 2 w nocy, zanim wróciliśmy do hotelu była 4.30, a na 9 rano było zaplanowane kolejne spotkanie w innej części miasta. Wszystko na wysokich obrotach i nie mieliśmy chwili dla siebie. Dopiero wieczorem, po kolejnej drzemce w hotelu wyruszyliśmy na spacer po Wilnie. Wtedy opowiedziałam mu historię o busie, fankach i Svenie. Słuchał z kamienną twarzą albo mi się tak wydawało, bo było ciemno. Gdy skończyłam przystanął, obrócił mnie do siebie trzymając za ramiona i powiedział:
P: „Od tej pory ja załatwiam Ci bilety na samolot i będę wysyłał Ci mailem.”
O: „Paddy, czy Wy obaj musicie robić z igły widły? Przecież…”
P: „Powiedziałem to raz i więcej nie będę. I nie dyskutuj ze mną na ten temat.” – powiedział to lekko podniesionym głosem, jakiego nie słyszałam jeszcze w stosunku do mnie, więc się zdziwiłam i spytałam jedynie:
O: „Możesz mi chociaż powiedzieć, dlaczego?”
P: „Dlatego, że latanie samolotem jest bezpieczniejsze jeśli chodzi o spotkania z fankami. Nawet nie wiesz, do czego są zdolne. I to Twoje oszczędzanie mogło doprowadzić do czegoś złego.”
O: „Zaraz, zaraz. Czy oszczędzanie, to jest coś złego? Dotarłam do Wilna za 3 euro, a nie za 60 i to źle?”
P: „Dla mnie 60 euro, to pikuś i nie tułałabyś się autokarem.”
O: „Może dla Ciebie, to pikuś, ale dlaczego Ty miałbyś nie oszczędzić również? Autokar był wygodny, więc nie widzę problemu. I nie jestem gwiazdą, żebym miała marudzić na autokary.” – trochę mnie poniosło.
P: „Aha, to myślisz, że ja gwiazdorzę i nie myślę o Twoim bezpieczeństwie? No pięknie! Wracamy do hotelu, odeszła mi ochota na spacer.”
Odwrócił się i zaczął iść szybkim krokiem. Miał prawo się zezłościć. Dogoniłam go, wzięłam za rękę, ale się wyrwał.
O: „Paddy, Skarbie, przepraszam.”
Szedł zupełnie nie wzruszony, postanowiłam się więc nie odzywać. W hotelu chwycił ręcznik i poszedł do łazienki. Było mi cholernie głupio, przecież wiedziałam, jakie ma podejście do kariery, wiedziałam, że wtedy przegięłam. Na pewno nie czuł się gwiazdą. Wyszedł z łazienki, chciałam coś powiedzieć, ale włączył telewizor, a jak ja wróciłam ze swojej kąpieli, to wyłączył, odwrócił się w drugą stronę i nawet nie powiedział dobranoc. Nie mogłam zasnąć, łzy cisnęły mi się do oczu. Jak mogłam mu zrobić taką przykrość, czasem coś palnę jak głupia i wychodzi nie to, co powinno. Nie chciałam go obudzić, więc w końcu poszłam do łazienki i tam się popłakałam. Jednak go obudziłam, bo po kwadransie usłyszałam pukanie do łazienki. Otworzyłam od razu, łzy leciały mi po policzkach. Wyraz jego twarzy był już łagodniejszy. Wydukałam:
O: „Przepraszam, nie chciałam Cię obudzić.”
P: „Nie spałem.”
O: „I ja tak wcale nie myślę, pamiętam, co mi opowiadałeś.” – staliśmy cały czas w drzwiach, naprzeciwko siebie.
P: „Zrobiłaś mi ogromną przykrość.”
O: „Wiem, ale wcale tego nie chciałam. I ja wcale tak nie myślę.” – powtórzyłam jeszcze raz. – „A Ty się nigdy tak na mnie nie zdenerwowałeś.”
P: „Wiem. Ale to dlatego, że chcę dla Ciebie dobrze, a Ty nie rozumiesz i się ze mną sprzeczasz.”
O: „Ale już Cię przeprosiłam, mam to zrobić raz jeszcze? No to przepraszam.” – uśmiechnął się lekko.
P: „Przeprosiny przyjęte, chodź do mnie.” – dopiero wtedy otworzył ramiona, w których mogłam się schronić, a łzy przeszły w szloch. – „A wiesz, czemu się o Ciebie martwię?” – nie odpowiedziałam, więc kontynuował – „Bo bardzo Cię kocham.”
O: „Ja też Cię bardzo kocham i nie mogłam znieść tego, że się na mnie gniewasz i nie mogłam spać i nie mogłam przestać o tym myśleć.”
P: „Też nie mogłem zasnąć. Ale już nie płacz.” – odsunęłam się od niego patrząc mokrymi oczami.
O: „A nie będziesz się gniewał?”
P: „Nie, nie będę.” – patrzył chwilę na mnie, po czym zaczął całować po twarzy. Nie czekałam na romantyczne rozwinięcie sytuacji tylko mocno przylgnęłam ustami do jego ust, a moje ręce zachłannie zaczęły błądzić po jego ciele. W sumie nie błądziły, bo już znały je doskonale. Dosłownie wypchnęłam go z łazienki i nie potrzeba nam było wiele, żeby być teraz razem. Było cudownie, mimo że całkiem szaleńczo. Oddychaliśmy szybko, Paddy spojrzał na mnie i przewrócił mnie na plecy, po czym wtulił się obok i zasnęliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz