czwartek, 21 stycznia 2016

222. Ania – grudzień 2011



18 grudnia szykowałam się już na święta kupiłam kilka prezentów i dla Joeya miałam prezent na urodziny. Któregoś dnia rozmawiałam z Patricią, ustaliłyśmy, co mam wziąć na święta i przygotowałam już uszka, które zamroziłam. Leon nawet próbował ich i bardzo mu smakowały. Tego dnia mały bawił się na górze. Byłam zadowolona, siedziałam sobie w salonie jak otworzyły się drzwi wejściowe i z hukiem wszedł do domu Joey. Widać było, że był bardzo zdenerwowany, zapytałam, co się stało. Ale on tylko coś gadał do siebie i się wściekał. Więc zostawiłam go w spokoju i poszłam z powrotem na kanapę, z której wstałam, ale on za mną.
J: „Możesz mi coś wytłumaczyć?” – powiedział ostro.
A: „Joey, co się stało? O co Ci chodzi?”
J: „A o to, że wiem, że ona kłamie, kombinuje. Nie powiedziałaś mi, co słyszałaś u kosmetyczki, musiałem tego dowiedzieć się od Paddyego. Rozumiem, duma kobieca itd, wszystko rozumiem, ale do cholery nie zależy Ci na mnie? Nic nie robiłaś, żeby mnie, nas chronić.”
A: „Co Ty gadasz? Nie robiłam nic?”
J: „Dlaczego mi nie powiedziałaś jaki cudowny plan miała Tanja?”
A: „Joey, ja… chciałam sama sobie z tym poradzić.”
J: „Zaraz, nie przerywaj mi! Właśnie od niej wracam i się z nią ostro pokłóciłem.”
A: „A teraz chcesz pokłócić się ze mną.”- powiedziałam spokojnie.
J: „Nie, nie chcę. Ale wytłumacz mi dlaczego mi nic nie powiedziałaś?!”
A: „Cholera Joseph! Ty chyba jesteś… wszystko robiłam, co mogłam, ale to Ty mnie odtrącasz.”
J: „Przestań! Jestem zmęczony, więc nie mam siły, do Ciebie trzeba mówić dużymi literami, zmęczony! Więc mam problem, nie mam siły myśleć o seksie, a co dopiero, żeby mi….”
A: „Cholera jasna Joey! Co to ma być! Będziesz mi teraz wykład z anatomii dawać? Myślisz, że ślepa jestem? Wiem do cholery, jaki masz problem. A na pewno masz go ze sobą. Zamiast pogadać, powiedzieć, to się ode mnie odsuwasz, a potem masz pretensje.”
J: „Nie mam pretensji. Byłem u tej idiotki i się z nią pokłóciłem o to, co zrobiła i powiedziała.”
A: „Aha. To ja za nią teraz obrywam? Nie życzę sobie!”
J: „Nie, nie za nią. Ale to ja muszę wysłuchiwać narzekań od Ciebie i od niej.”
A: „Jesteś cholernie niesprawiedliwy.” – powiedziałam drżącym głosem.- „Ja bym tylko chciała, abyś był częściej w domu.”
J: „Cholera, mówiłem Ci już dwa razy i mówię ostatni. Do końca roku tak właśnie będę pracował i koniec.”
A: „A rób sobie, co chcesz! Mi chodzi o dziecko, on bardzo za Tobą tęskni!”
J: „Nie mów mi tak. Nie jesteś jego matką!” – do Joeya właśnie doszło co powiedział, a ja aż ze zdziwienia otworzyłam szeroko oczy i łzy napłynęły mi do nich.
A: „Ach tak, to znaczy, że nie mam żadnych praw do niego, tylko obowiązki. To mi chciałeś powiedzieć? Ja go kocham Joey.”
Odwróciłam się na pięcie i szybko wyszłam z salonu, poszłam do przedpokoju chwyciłam kurtkę, torebkę i kluczyki do auta. Gdy biegłam do niego nacisnęłam na pilocie otwieranie drzwi, ale okazało się, że to nie moja Toyota się odezwała, a Mazda. Pomyślałam, nie ważne, może być Mazda. Wsiadłam do samochodu, rzuciłam kurtkę i torebkę na siedzenie obok, odpaliłam i zaczęłam manewr cofania. Zobaczyłam, że Joey biegnie w moją stronę, więc zablokowałam drzwi. Dalej wykonywałam manewr, choć łzy zalewały mi twarz. Joey dopadł do auta i chciał otworzyć drzwi, mówił, żebym otworzyła, że przeprasza za swoje słowa. Ale nie chciałam go słuchać, krzyczałam, aby odszedł od samochodu, bo go przejadę, bo właśnie stanął przed maską, a ja jechałam do przodu. Nie chciał zejść, to pojechałam dość duży kawał do tyłu, na tyle, aby się obrócić i pojechałam w inną stronę. Choć Joseph próbował, to nie udało mu się mnie dogonić. Jechałam przed siebie, płakałam, ale w pewnym momencie stwierdziłam, że trochę to niebezpieczne, więc zjechałam na stację benzynową, gdzie zatankowałam i uspokoiłam się na tyle, by móc dalej prowadzić. Chciałam się przewietrzyć, uspokoić i wrócić do domu, ale nie mogłam. Te wszystkie miesiące, całe moje zabieganie o niego, o jego względy. Miałam dość i chciałam ochłonąć. Coś we mnie pękło. Dobrze, że miałam urlop od dzisiaj i jutro nie musiałam iść do pracy. Chciałam pojechać z Joeyem na kolejne koncerty, dlatego wzięłam go do końca roku. Jechałam przed siebie godzinę, dwie, trzy, ale nie uspokoiłam się. Byłam już nieco zmęczona i sama nie wiedziałam, gdzie jadę, więc postanowiłam znaleźć jakiś motel i zatrzymać się tam na noc. Na kolejnej stacji kupiłam sobie szczotkę i pastę do zębów. Potem pojechałam dalej, po drodze był motel i wynajęłam sobie pokój. Położyłam się na łóżku i zasnęłam szybko. Otworzyłam oczy o 10 rano, bolały mnie od wczorajszego płaczu. Wzięłam telefon do ręki, a tam były wiadomości smsowe od Joeya i mnóstwo nie odebranych połączeń od niego. Napisałam sms’a „nic mi nie jest.” Jak tylko wysłałam, to zaczął dzwonić. Nie odbierałam, nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Zranił mnie bardzo, teraz ja musiałam sobie wszystko przemyśleć. Zeszłam na dół do recepcji, zapytałam o jakiś sklep, a uzyskawszy odpowiedź poszłam tam i kupiłam sobie czyste ubrania. Gdy się wykąpałam i przebrałam, czułam się o wiele lepiej. Potem zjadłam coś, napiłam się kawy i wsiadłam do auta. Zobaczyłam, że Joey ma nawigację, więc nastawiłam sobie ją do Wrocławia, bo jakimś dziwnym trafem właśnie w tę stronę zmierzałam. Jechałam coraz dalej od niego. Myślałam o tym wszystkim, co się wydarzyło. Pomyślałam, że chyba nas to wszystko przerosło i musimy od siebie odpocząć. Jechałam kilka godzin i dojechałam na miejsce. Byłam zmęczona, pojechałam do siostry i opowiedziałam jej wszystko, co się działo. Powiedziała, że oczywiście obydwoje przesadziliśmy i trzeba wszystko poukładać. 20 grudnia przepłakałam cały dzień, bo były to urodziny Joeya, a mnie z nim nie było. Dzwonił i pisał smsy, a ja tylko napisałam sms’a o treści: „Joey, Twój prezent jest w sypialni w mojej szafce przy łóżku. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.” Odpisał „Kochanie, nie chcę prezentu, chcę Ciebie. Przepraszam, byłem głupi, kocham Cię. Wróć do nas.” Byłam nie ugięta i nie odpisałam więcej, choć łzy leciały strumieniami. Siostra starała mi wytłumaczyć, gadałyśmy o tym, co się działo i wiedziałam, że też zawiniłam, bo go naciskałam. Oglądałam zdjęcia z koncertu na którym był, nie wyglądał dobrze, był smutny i w ogóle się nie uśmiechał. Tak minęło kilka dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz