Ania
Około 13:50 i
zatrzymałam się na stacji benzynowej, gdzie zatankowałam i kupiłam coś do
jedzenia i kawę. Wysłałam Oli smsa „już Zwickau, właśnie mam przerwę. 4h trasę
zrobiłam w 2,30h. Chyba będą mandaty.” Ola odpisała do mnie „spokojnie, nie
szalej. Wigilia o 18, właśnie udało mi się cichaczem ją trochę odwlec.” Już nie
odpisałam tylko wsiadłam do auta i ruszyłam w trasę. Po 2h znowu zrobiłam
przerwę, była godz. 16, napisałam do Oli. „Ola nie wiem, gdzie jestem, ale do
Kolonii 250km, piję kawę, bo chyba już nie mogę. Ale muszę dać radę, mam
jeszcze 2 godziny, ale nawet nawigacja w to nie wierzy, że będę.” Dostałam
szybko odpowiedź od Oli, chyba cały czas sprawdzała telefon. „Oszalałaś jak
nic! Ile Ty masz na liczniku? Coś za szybko się przesuwasz na mapie do przodu.
Powiedziałam Maite i Patricii, że będziesz. Ale nie powiedziałam Patrickowi.
Choć on pewnie by nic Joe nie powiedział.” Odpisałam „Ale ja nie jadę tam dla
Joe tylko dla Leona. Dobra. Kawa wypita wracam za kierownicę, do zobaczenia na
miejscu.”
Było już szaro, buro,
smutno. Trochę się bałam jak zareaguję na Josepha, co mu powiem i co on zrobi.
W końcu minęło już sześć dni od tego jak zniknęłam. Pomyślałam, że Ola ma
rację, jak mogłam tak wyjść i nie zadzwonić do Leona. No głupia jestem jednak.
Jak mogłam coś takiego zrobić dziecku. Zadzwonił telefon, machinalnie
odebrałam. To był Luke.
Lu: „Cześć, to ja.”
A: „Cześć Luke. Coś
się stało?”
Lu: „Nie, nic się nie
stało, właśnie szykujemy się do Wigilii, chciałem Ci złożyć życzenia
świąteczne, szkoda, że Cię tu z nami nie ma.”
A: „Luke, dziękuje,
to miło, że tak mówisz. Powiem Ci coś w sekrecie, ciocia Ola wie, właśnie jadę
do Kolonii, zostało mi jakieś 100km, więc za jakąś godzinę powinnam być, może
szybciej.”
Lu: „Naprawdę? Leon bardzo
się ucieszy. Ale niespodzianka, nic nikomu nie powiem.”
A: „I super. Do
zobaczenia.”
Aż się zaczęłam do
siebie uśmiechać, przycisnęłam pedał gazu, a co tam mandaty. Miałam już dość
widoku drogi przed sobą, bolały mnie ręce, nogi, oczy, ale wiedziałam, że muszę
dać radę, że chłopcy tam czekają. Już miałam dość słuchania płyt Josepha, bo
miał tylko trzy, więc na okrągło ich słuchałam, żeby wytrzymać. Chyba nigdy
wcześniej nie jechałam tak, jak dziś. Wiedziałam, że czasem przesadzam z
prędkością, ale starałam się nadrobić drogę, pokonać czas.
Ola
A nie był to koniec
niespodzianek, bo gdy rozmawialiśmy z Patrickiem w korytarzu i na koniec on
mnie przytulił, w drzwiach stanęła nagle Barby. Paddy stał tyłem, a ja
zmartwiałam, wtajemniczona bowiem w jej historię bałam się jak zareaguje na
moją obecność. Stuknęłam Patricka w bok, żeby się odwrócił. Wszyscy patrzyliśmy
się na siebie ze zdumieniem, aż pierwszy ocknął się mój narzeczony. Uśmiech
rozświetlił mu twarz, podszedł do siostry bez słowa i mocno ją przytulił.
B: „Niespodzianka!”
P: „Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że jesteś tu z
nami, jak to się stało?”
B: „Wiedziałam o tym od tygodnia, że wychodzę, uprosiłam
prowadzącego, żeby nikomu z Was nie mówił poza Kathy, ona wiedziała, jest już?”
P: „Nie, jeszcze nie ma.” – Paddy dopiero teraz puścił
siostrę.
B: „Ale widzę, że jest ktoś kogo nie znam.” – spojrzała
na mnie, a ja uśmiechnęłam się, zrobiłam krok w jej stronę i wyciągając rękę
przedstawiłam się. Barby uścisnęła moją dłoń również się przedstawiając. Chwilę
patrzyła na mnie, a ja nie mogłam odczytać, co sobie myśli.
B: „To ona?” – spytała Patricka, ale wcale nie szeptem.
P: „Tak.” – uśmiechnął się do mnie.
B: „Ładna.”
P: „Wiem. I fajna. Myślę, że ją polubisz.” – rozmawiali o
mnie, jakby mnie tam wcale nie było. A ja stałam jak sparaliżowana. Barby nagle
chwyciła Patricka za ramiona i przestawiła go, żeby był obok mnie. Przyglądała
się nam obojgu.
B: „Ładnie, naprawdę ładnie.” – uśmiechnęła się
delikatnie, przeszła obok i po chwili słychać było piski i krzyki jej razem z
Maite i Patricią.
P: „Poszło całkiem nieźle. Ale nas zaskoczyła.”
O: „Boże, Paddy, nie wiedziałam, jak się zachować.”
P: „Wierz mi, że ja też.” – cmoknął mnie w czoło – „Ale
bardzo dobrze sobie poradziłaś. A Barby… Widać, że jest dobrze. Zachowała się
normalnie.”
Polepszył nam się nastrój, z Anią byłam w kontakcie
smsowym. Leon dwa razy podszedł pytając czy będzie Ann, ale cały czas
odpowiadałam, że nie wiem czy zdąży i żeby nikomu nie mówił, bo to nasza
tajemnica. Na nasze szczęście Angelo zadzwonił, że spóźnią się z pół godziny,
bo trudne warunki na drodze, więc Ania miała więcej czasu, o czym oczywiście ją
poinformowałam.
Ania
O godzinie 18:17
zaparkowałam pod domem Patricii, chwilę siedziałam bez ruchu w samochodzie,
bolały mnie plecy, ale jak popatrzyłam na dom , taki oświetlony, jasny, ciepły,
to zrobiło mi się lepiej. Pomyślałam, że muszę tam iść, bo Ola, Leon i Luke
czekają, no i widziałam, że spóźniony Angelo też już przyjechał. Z bagażnika
wyciągnęłam torbę z prezentami oraz moją z ubraniami. Szłam właśnie do drzwi,
ale chłopcy wypatrzyli albo mnie albo Mazdę i Leon bez kurtki wybiegł do mnie,
tak szybko biegł, że od razu rzucił się w moje ramiona, okryłam go swoją
kurtką, bo była odpięta. I szybko poszłam do domu, by nie zmarzł. On nawet nic
nie mówił, tylko się przyczepił rękoma i nogami do mnie. Luke się uśmiechnął
jak doszłam do drzwi i zabrał ode mnie torby. Pogłaskałam go po głowie. Weszłam
do domu, ale nie mogłam się nawet rozebrać, bo Leon nadal był przyczepiony. Próbowałam
go postawić na podłodze, ale on nie chciał.
A: „Skarbie jak
będziesz tak nadal do mnie przyczepiony, to ja nawet nie ściągnę kurtki.”
A on tylko kręcił
głową na nie. W tym momencie do przedpokoju przyszedł Joey zwabiony głosami i w
poszukiwaniu swoich synów. Jak mnie zobaczył, to aż zamarł w bezruchu.
A: „Leon, tata Cię
teraz weźmie na ręce, a ja się rozbiorę i pójdę na chwilę do łazienki. Dobrze?”
Le: „Nie!”
A: „No to chyba
będziemy tak stali przez cały wieczór, bo ja nie mam jak się rozebrać. Choć na
chwilę mnie puść, ok? Nigdzie nie zniknę, obiecałam Ci i jechałam specjalnie
dla Ciebie.”
Le: „Ale ja nie chcę
Cię puścić. Chcę się przytulić.”
A: „Skarbie, ja też
chcę Cię przytulić, ale jechałam tu tak długo, że muszę iść do łazienki, a
potem będę już tylko dla Ciebie, ok?”
Le: „Nie!”
J: „Leon, chodź do
mnie, będziemy tu stali, więc będziesz miał Ann na oku, ok?”
Le: „Nie!”
Popatrzyłam na
Josepha, mieliśmy problem, bo Leon był uparty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz