środa, 18 czerwca 2014

146. Ania – marzec 2011

W poniedziałek rano po śniadaniu Joey pojechał na służbowe spotkania, bo właśnie kupował kolejny garaż. Ja posprzątałam, bo Joey nabałaganił, poszłam na zakupy, ugotowałam obiad. Śmiałam się sama z siebie, że zachowuje się już jak „pani” domu. W między czasie zadzwonił Joseph i powiedział, że będzie o 16. Siadłam przy laptopie i szukałam domu. Na spotkania w sprawie pracy szłam dopiero w środę i czwartek, więc miałam trochę czasu. Znalazłam kilka, które mi się podobały, więc zostawiłam otwarte linki, by Joey też je zobaczył. Jak tylko wrócił, to od progu mówił, że jest głodny, więc zjedliśmy. Joey opowiadał mi o swoim nowym pomyśle na biznes. Widziałam, że bardzo się wkręcił w ten wynajem garaży.
J: „Wiesz, już w tamtym roku obiecałem, że będę mniej wyjeżdżał na zawody, ale coś muszę robić i zarabiać.”
A: „Tylko nie przesadź, a będzie ok, a wiesz, znalazłam kilka domów, zobaczysz?”
J: „Pewnie.”
Siedliśmy sobie przed laptopem i Joey oglądał, co wybrałam.
J: „Hm, wybrałaś sześć domów, a z tego trzy od razu odrzucam.”
A: „Ale dlaczego?” – byłam zdziwiona.
J: „Są za małe, kochanie jak szukasz, to od razu z 5, 6 sypialni. A nie takie małe. To dom, a nie mieszkanie.”
A: „Aha. To widzisz, dobrze, że patrzymy razem, bo możemy coś uzgodnić, a tak to ja nie wiedziałam, że aż taki duży dom.”
J: „Myślę, że lepiej będzie trochę większy, bo my, Leon, Luke, Lillian, a nigdy nie wiadomo, co dalej.”
A: „Dobrze, to będę szukać większych, a te trzy kolejne?”
J: „Nie wiem, daj mi chwilę.” – Joey czytał, oglądał, a po chwili powiedział – „Nie, te też nie, ten za daleko, ten mi się nie podoba, a ten trzeci jakoś nie za bardzo.”
A: „W porządku, to trzeba szukać dalej.”
J: „Damn it! A myślałem, że to jakoś szybko pójdzie, a tu oglądamy, szukamy i nic.”
A: „Skarbie spokojnie, wszystko się uda.”
J: „Wiem, ale jestem niecierpliwy. A kiedy masz te rozmowy, to samochód Ci przygotuję.”
A: „Spotkania mam w środę i w czwartek, ale nie znam Kolonii na tyle, aby tam trafić. Sprawdzałam w necie, ale...”
J: „Spokojnie gps’a Ci przygotuję i spokojnie tam trafisz.”
A: „A super, dziękuję Ci bardzo, na pewno mi się przyda.”
J: „Pewnie. Co myślałaś, że tak Cię zostawię i nie pomogę.” – Joey się roześmiał.
A: „Nie, ale nie wiedziałam, co wymyślisz.”
Potem omówiliśmy jeszcze raz gdzie, ile pokoi i co powinno się znaleźć w domu. Joey mnie rozbawił mówiąc, że koniecznie musi być podwójny garaż. Rozmawialiśmy o Paddym zastanawiając się, czy już wrócił z Warszawy. Joey powiedział, że jutro do niego zadzwoni. Miał na wtorek zaplanowane jedno spotkanie, więc stwierdził, żebym z nim pojechała, a potem może odwiedzimy Kathy, bo już kilka razy dopytywała kiedy będziemy. Uznałam, że to super pomysł. Zadzwonił do siostry, by ją uprzedzić o tym fakcie, ucieszyła się. Pomyślałam sobie, że pierwszy raz zachowujemy się z Josephem jak ludzie mieszkający razem, a nie jak do tej pory. Tym razem było inaczej, on wychodził, normalnie pracował, a wcześniej siedzieliśmy sobie sami, co najwyżej jechaliśmy do studio czy z dzieckiem na spacer. Myślałam też o tym, że teraz tak pewnie będzie jak się przeprowadzę i dobrze mi z tym było. Zrobiło się nieco późno, więc udaliśmy się do sypialni, gdzie jeszcze przez jakiś czas nie zasnęliśmy. Rano Joey zrobił śniadanie. Był umówiony dopiero na 11, więc wyszliśmy z domu po 10, by się nie spóźnić. Jechaliśmy do jakiegoś dewelopera od nieruchomości, gdzie Joseph oczywiście załatwiał sprawy związane z garażami, ale jak powiedział, poprosimy go o katalog z domami i ja sobie przejrzę, gdy on będzie zajmował się biznesem. I faktycznie dostałam do przejrzenia katalogi. Spotkanie trwało jakieś dwie godziny, więc zdążyłam obejrzeć wszystkie katalogi i nic mi się nie podobało, żaden dom nie spełniał naszych kryteriów. Byłam trochę zawiedziona i pan deweloper też, już nie wspominając Joeya. Po drodze jadąc do Kathy kupiliśmy coś słodkiego do kawy. Kathy przywitała się bardzo wylewnie z nami i stwierdziła, jak to się stało, że wcześniej byliśmy już u Patricii, a u niej nie? Poznałam też w końcu syna Kathy - Seana, był sympatyczny i powiedział, że obiad jest pyszny, bo mama dobrze gotuje. Ogólnie było bardzo miło, widać było, że Kathy jest bardzo dumna ze swojego syna. Rozmawialiśmy chyba o wszystkim, Joey powiedział siostrze o tym, że szukamy domu, a ja pracy. Powiedziała, że bardzo dobrze, że spodziewała się takiego obrotu sprawy i jakby co jest do dyspozycji i pomoże. Byliśmy u niej chyba ze cztery godziny, a wydawało się, że ledwo godzina minęła. Pojechaliśmy do domu i położyliśmy się spać, nawet nie jedząc kolacji, bo obiad u Kathy był obfity. Denerwowałam się spotkaniem i przez to nie mogłam zasnąć, więc poszłam do salonu i tam sobie siedziałam, by nie przeszkadzać Joeyowi. Czytałam o szkole, do której szłam na rozmowę. A był to Szkolny Punkt Konsultacyjny przy Konsulacie Generalnym RP w Kolonii. Była to polska szkoła, mająca też filie w innych miastach. Byłam ciekawa, co mi tam powiedzą. W końcu udało mi się zasnąć, ale już po 7 rano się obudziłam. Zrobiłam kawę i siedziałam w kuchni, Joseph jak przyszedł i mnie zobaczył stwierdził, że chyba jednak poprzestawia sobie dziś i jutro zajęcia i pojedzie ze mną, tzn. odwiezie mnie na te rozmowy. Miłe to było, że pomyślał o tym. Pojechaliśmy, Joey został w samochodzie na parkingu, a ja poszłam do środka. Okazało się jednak, że niepotrzebnie się stresowałam, bo pani dyrektorka, która ze mną przeprowadzała rozmowę była Polką. Trwało to chyba z godzinę, bo opowiadała mi o tej szkole i pokazywała wszystko. Umówiłyśmy się, że w przyszłym tygodniu poinformuje mnie o wyniku rozmowy. Gdy stamtąd wyszłam od razu czułam się dobrze i byłam już spokojna, a do tego bardzo głodna i pierwsze moje słowa do Josepha były „jestem głodna”. Śmiał się oczywiście, ale stwierdził, że się nie dziwi i pojechaliśmy na śniadanie. Buzia mi się nie zamykała musiałam mu wszystko opowiedzieć. W pewnym momencie Joey powiedział, że są fanki i właśnie na bezczelnego wyciągnęły aparaty chociaż widzą, że Joey je zauważył. Niby nam to nie przeszkadzało, ale tym razem postanowiliśmy utrudnić im pracę. Joey dał mi czapeczkę z daszkiem, a sam włożył ciemne okulary. Śmialiśmy się, bo dziewczyny były zdziwione naszą postawą. W końcu Joey powiedział do nich.
J: „Ładnie to tak? Nawet się nie kryjecie, że robicie nam zdjęcia.”
Fanka: „Ojej Joey, przepraszam. Jakoś do tej pory Wam to nie przeszkadzało, więc tym razem też nie pomyślałyśmy, że będzie.”
J: „Inaczej jest jak robicie nam z daleka, nie podchodząc i ogólnie nam wtedy nie przeszkadzacie. Ale teraz, no kurczę dziewczyny, właśnie jemy śniadanie, trochę prywatności poproszę.” – widziałam, że Joey się zirytował.
A: „Chyba już nie jestem głodna, chodźmy, a dziewczyny może już zrozumiały, że trochę przesadziły.”
J: „Ok. Idziemy.”
Fanka: „Jeszcze raz przepraszamy. Miłego dnia.”
A: „Nawzajem.”
J: „Do widzenia.”
Joey wstał, podał mi rękę i poszliśmy do samochodu. Popatrzyłam na te dziewczyny, one na nas, chyba nadal były w szoku, że Joey im zwrócił uwagę. Dopiero jak wyjechaliśmy z parkingu i zniknęły nam z oczu, ściągnęłam czapkę, a Joseph okulary.
A: „Zezłościłeś się?”
J: „Nie. Ale nie mogłem tego tak zostawić, by aż tak bezczelnie do nas podchodziły jak sobie jemy śniadanie. No przesadziły.”
A: „Fakt, ale było im głupio. Chyba się nie spodziewały, że cokolwiek im powiesz.”
J: „To prawda. Ale miały miny. Ha ha ha! Co dziś będziemy robić?”
A: „A nie masz pracy dzisiaj?”
J: „Nie mam, dopiero w piątek mam kilka spotkań. Wziąłem sobie wolne, ooo wiem, może pojedziemy do tego dewelopera i może będzie miał coś do zaproponowania.”
A: „Dobry pomysł.”
J: „No to w drogę.”
Pojechaliśmy, pan się ucieszył i powiedział, że ma właśnie dwa domy do obejrzenia, więc pojechaliśmy. Niestety nie było to, to czego chcieliśmy. Wróciliśmy do domu około 17 i poszłam podgrzać obiad, bo wcześniej ugotowałam, a do Joeya zadzwonił telefon. To była Tanja. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz