wtorek, 17 czerwca 2014

145. Ania, Ola – marzec 2011

     Ania
Ola odwiozła nas na lotnisko i polecieliśmy, Patrick został u niej do poniedziałku. Joey cały lot spał, a ja myślałam o wszystkim co się wydarzyło w weekend. Byłam zdziwiona tym, co zrobiłam, że kazałam Oli powiedzieć Paddy’emu, że da mu szansę, nawet Joey mi powiedział, że to było bardzo stanowcze i pierwszy raz mnie taką widział. Jak już dojechaliśmy do domu od razu poszliśmy spać.
Ola

Pół drogi milczeliśmy, a ja się tak mocno denerwowałam, że w końcu z piskiem opon zahamowałam za poprzednim samochodem. Gdyby nie „look out” Patricka, to przywaliłabym zdrowo. Przeklęłam siarczyście i się roztrzęsłam. Paddy poprosił, abym zjechała na pobocze, co uczyniłam trzęsącymi się rękoma. Powiedział, że on dalej poprowadzi, żebym wysiadła, ale nie zrozumiałam, póki nie otworzył moich drzwi. Z tego wszystkiego wysiadając wpadłam w jego ramiona, przytuliłam się bardzo mocno i rozpłakałam. Pocieszał mnie głaszcząc po włosach, że już dobrze. Resztę drogi przepłakałam i dopiero gdy zaparkowaliśmy na podwórku Paddy się odezwał:
P: „Skarbie, już dobrze, nie płacz, nic się nie stało.”
O: „Ale mogło! A ja jestem kłębkiem nerwów i w ogóle, to wszystko dlatego, że przyleciałeś. Zamyśliłam się i nie zauważyłam, że on hamuje.”
P: „Nie myśl już o tym, już dobrze.”
Wchodziliśmy do korytarza, gdzie znowu z płaczem się przytuliłam, na co on znowu zaczął mnie pocieszać. Uspokajałam się. I wtedy czułam się przy nim bezpiecznie i dobrze, ale moje myśli znowu powędrowały ku Brendzie, więc odsunęłam się szybko. Zrobiłam herbatę i zaczęłam zbyt energicznie wyciągać naczynia ze zmywarki, że o mało brakowało, a bym stłukła 3 szklanki. Patrick przerwał mi biorąc za rękę i prowadząc do sofy w pokoju. Usiedliśmy.
P: „Nie myśl już o tym, nic się nie stało, zdążyłaś zahamować. Teraz chciałbym złożyć Ci życzenia.”
Trzymał mnie za rękę, na co tym razem pozwoliłam i patrzył się w oczy. Musiałabym być ślepa, żeby nie zauważyć, że naprawdę żałuje całej tej sytuacji z Brendą. Widziałam też to najważniejsze. Miłość. Miłość do mnie. W końcu złożył mi życzenia kładąc nacisk, abym była szczęśliwa i to z nim i dał mi małe pudełeczko. Był w nim prześliczny, srebrny łańcuszek z wisiorkiem. Uśmiechnęłam się już tak bardziej naturalnie i trzymając łańcuszek rozłożyłam ręce, ale się nie przybliżyłam.
P: „Chcesz, abym Cię przytulił?”
O: „Tak.” – uczynił to bardzo delikatnie i niepewnie. Czułam szybsze bicie serca, tylko nie wiedziałam czy jego czy moje.
O: „Patrick, czy wszystko się ułoży i będzie jak dawniej?”
P: „Na pewno, ja o to zadbam.”
O: „Bardzo chciałabym w to uwierzyć. Ale jeszcze nie umiem.”
P: „Wiem. Nie będę Cię naciskał i będziesz miała tyle czasu, ile będziesz potrzebowała.”
O: „Dzięki.”
P: „To ja dziękuję. Za szansę.” – odsunął się ode mnie – „A teraz proszę, żebyś się uśmiechnęła i pomyślała o tym, że masz dziś urodziny i to Twoje święto. Co chcesz porobić?”
Zaskoczył mnie tym pytaniem, więc wypaliłam:
O: „Pograjmy w Scrabble.”
Patrick tak się zdziwił, że zaczął się śmiać, mnie też to w końcu rozbawiło, więc śmiejąc się w głos rozkładaliśmy planszę, a że graliśmy po angielsku, to oczywiście przegrałam. Ale nie to się liczyło. Na chwilę zapomniałam o Brendzie. Dzwoniło do mnie jeszcze parę osób, a wieczorem zadzwonił Angelo. Paddy nie miał pojęcia, że my cały czas byliśmy w kontakcie, więc z dużym zdziwieniem przysłuchiwał się naszej rozmowie.
O: „Halo.”
Ag: „Halo, halo, dzwonię, bo ktoś tu chyba ma urodziny?”
O: „Tak, zgadza się, dobrze trafiłeś.”
Ag: „No to przyjmij najlepsze życzenia ode mnie, Kiry i dzieci.”
O: „Dzięki dla wszystkich.”
Ag: „No nie skończyłem jeszcze. Najbardziej życzę, żeby jednak się wszystko poukładało z Paddym.”
O: „Dzięki. Zobaczymy, jak to będzie.”
Ag: „A co masz taki dziwny głos? Dzwonił?”
O: „Nie, nie to. Lepiej!”
Ag: „Przyjechał?”
O: „Noo…”
Ag: „Wow, to jestem z niego dumny! Postarał się braciszek. I co? Pewnie nie możesz za bardzo gadać.”
O: „Nie bardzo, może zadzwonię jutro, co?”
Ag: „Ok. To jeszcze Ci zagram coś na urodziny, a jutro pogadamy. Cieszę się i mam nadzieję, że wszystko się Wam poukłada. Może niedługo spotkamy się w Kolonii?”
O: „No może, może…”
Angelo zagrał „One”, ja podrygiwałam w rytm z wielkim uśmiechem, a Paddy miał dziwną minę, co zdążyłam zauważyć zerkając na niego.
O: „Dzięki, dzięki, dzięki.”
Ag: „No nie ma sprawy, polecam się na przyszłość. To do jutra, tak?”
O: „Tak, tak, zadzwonię. Pa.”
O: „Angelo dzwonił z życzeniami. Miło, że pamiętał.”
P: „A skąd on wiedział? Ja mu nie mówiłem.”
O: „Oj, no bo mi się wymsknęło w którymś z maili, że robię imprezę urodzinową.”
P: „Mailujesz z Angelo?”
O: „Tak, a co? Nieraz poprawił mi humor lub rozbawił mnie do łez.”
Patrick był bardzo zdziwiony i nic już na to nie odpowiedział. Wieczorem pytał mnie, kiedy się spotkamy, czy przylecę do Paryża? On miał być tam już w czwartek, ja miałabym lecieć w następną środę. Ale nie umiałam mu odpowiedzieć. Nie czułam, że jest to moment na wspólny wyjazd mimo kupionych biletów.
P: „Bardzo bym chciał, żebyś przyleciała. Potrzebuję Twojego wsparcia.”
O: „Nie wiem Patrick, nie obiecuję.”
P: „Bardzo Cię proszę. To będzie mój pierwszy koncert solo po zakonie, a wiesz, jaki on jest dla mnie ważny.”
O: „Prosiłam o czas, który mi dałeś, a teraz naciskasz.”
P: „Wiem, ale mogę Ci nawet załatwić osobny pokój, bo bardzo mi zależy, żebyś tam ze mną była.”
O: „No bez przesady. Zobaczę, ale na razie nie widzę tego, za wcześnie.”
P: „Napiszę Ci adres hotelu, w którym mamy rezerwację. Miejsce będzie tam na Ciebie czekało.”
O: „Dobrze, wezmę ten adres, ale naprawdę muszę to przemyśleć.”
P: „Dobrze, przemyśl, ale pamiętaj, że ja bardzo proszę.”
 Spaliśmy jak noc wcześniej, pod dwoma kocami. Rano jechaliśmy razem pociągiem, tam też się pożegnaliśmy buziakiem w policzek. Ten weekend przysporzył mi tyle emocji, że na niczym nie mogłam się skupić. Cały czas myślałam tylko o Paddym i o tym, jak teraz będzie między nami i że wcale nie będzie łatwo. Zgodnie z umową zadzwoniłam do Angelo i opowiedziałam mu, co i jak, on też był zdania, że dobrze zrobiłam, że teraz się wszystko ułoży i że jednak spotkamy się w tej Kolonii tak, jak mówił. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz