czwartek, 19 czerwca 2014

147. Ania – marzec 2011

Chwilę z nią rozmawiał, ale słyszałam, że spokojnie, raz czy dwa tylko powiedział „weź się uspokój”, ale ogólnie rozmowa była miła. Potem przyszedł do kuchni i powiedział, że Tanja go właśnie poinformowała, że mamy zdjęcia na ikf i że fanki napisały, że Joey im zwrócił uwagę, ale ogólnie był ok, a one przemyślały sytuację i wcale się nie zdziwiły, że Joey założył okulary, a Ann czapkę. Tanja była zirytowana faktem, że napisały, że jestem ładniejsza i milsza od niej. Mnie było głupio, a Joey się śmiał. Sam otworzył to forum i zerknął, co napisały, jak już zaczął się śmiać na cały głos, to przyszłam zobaczyć.
A: „Co w tym zabawnego?”
J: „One są rewelacyjne, a jak tu opisują i komentują. No zabawne. Zawsze można na nie liczyć. Ha ha ha!”
A: „A o czym mówisz?”
J: „Nie mówiłem Ci? Wysyłają mi zdjęcia, które zrobią czy donoszą mi na Tanję. Kiedyś zrobiły zdjęcia jak szarpie dzieciaki. Wtedy gadałem z nią i dlatego odpuściła.”
A: „Aaaa, to już wiem o czym mówisz, widziałam te zdjęcia. Każdemu czasem mogą puścić nerwy. Gorzej, że wypatrzyły to fanki.”
J: „Bronisz Tanji?”
A: „Nie, ale znamy też Leona, przecież wiemy, że nie zawsze jest grzeczny. Różnie to może być. No, ale nie chciałabym być na jej miejscu. Musiało być jej głupio, przecież nie zawsze się tak zachowuje, nie?”
J: „No tu masz rację, aż się popłakała jak jej zwróciłem uwagę. To już wyjaśnione.”
A: „No tak powinno być jak jest jakiś problem, przecież to Wasze dzieci i mimo wszystko nie powinny być mieszane do spraw dorosłych.”
J: „No właśnie coś w tym stylu jej powiedziałem ostatnio, dlatego też zgodziła się, aby to dzieciaki wybrały miejsce zamieszkania. Leon od początku chciał być ze mną, więc dlatego dała już sobie spokój. Potem się dogadamy co dalej i jak. Lilly zostaje u niej, ale w tym chyba nie ma nic dziwnego.”
A: „A Luke?”
J: „No właśnie, ciężki temat, bo oczywiście on wie, że jak tylko będzie chciał może zadecydować. Na razie powiedział, że będzie z mamą, chyba jest zagubiony.”
A: „Ja się mu nie dziwię, ale jak tylko będzie chciał, to wiadomo, że u nas też jest miejsce.”
J: „Co ja bym bez Ciebie zrobił?”
A: „A ja bez Ciebie?” – podeszłam do niego i przytuliłam się.
J: „Chodź...” –złapał mnie za rękę i prowadził.
A: „Gdzie?”
J: „Do łazienki.” – nic więcej nie powiedział, tylko przyciągnął do siebie i pocałował tak, aż tchu zabrakło. Całując się dalej rozbieraliśmy się wzajemnie. Było miło, przyjemnie i niesamowicie dobrze.

Rano dostałam kawę do łóżka, znowu nie mogłam jeść, denerwowałam się. Niby wiedziałam, że to niepotrzebne, ale chciałam, żeby wszystko się ułożyło. Jak dotąd nie mogliśmy znaleźć odpowiedniego domu, to chciałam chociaż już pracę mieć. Jak poprzedniego dnia Joey pojechał ze mną i czekał w samochodzie. Był to Wydział Promocji Handlu i Inwestycji RP, więc znowu rozmowa była po polsku. Po chyba pół godzinie wyszłam i tym razem pojechaliśmy na śniadanie do domu. Około 12 zadzwonił do Josepha telefon i pojechał na jakieś spotkanie biznesowe. Znowu w intrenecie przeglądałam strony z domami, a potem jak już niczego nowego nie znalazłam patrzyłam na meble, kafelki, panele, firanki, zasłony i inne. Przynajmniej tu mogłam sobie coś zobaczyć, wymyślać. Joey wrócił dopiero około 18, więc zjedliśmy obiad czy raczej już kolację. Zadzwonił Jimmy i zapytał czy Joey będzie w weekend w studio. Popatrzyłam na kalendarz i zapytałam Josepha czy wie, co dziś za dzień, odpowiedział „czwartek”, no tak, ale to 17 marca. Joey tylko krzyknął „Paddy” i chwycił za telefon. Złożył Patrickowi życzenia. Nie mogliśmy złożyć mu osobiście, bo właśnie był w Paryżu. Za tydzień miał tam mieć swój pierwszy solowy koncert. Życzyliśmy mu powodzenia. W piątek z rana pojechaliśmy do Kall, Joey cały dzień siedział w studio, a ja z Kirą i dzieciakami. Pomagałam jej, pytała mnie też o Olę i Paddyego, powiedziałam, że jest dobrze. Ucieszyła się i powiedziała, że Angelo był bardzo w to zaangażowany i robił wszystko co mógł, by pomóc bratu. Chyba zrobiłam zdziwioną minę, więc dodała, że Ola powiedziała Angelo, co się stało i że stąd wiedzą. Uśmiechnęłam się i pomyślałam, że dlatego trochę łatwiej mi się ją przekonało, bo Angelo też pomagał. Rozmawiałyśmy też o ich planach. Chcieli wrócić do „off road busa” i ruszyć w drogę. Joseph był już duży, a im brakowało podróży. Właśnie opowiadałam Kirze o tych dwóch spotkaniach o pracę i o szukaniu domu, kiedy do kuchni przyszedł Jimmy. Nic nie powiedział, nalał sobie wody. Widać, że przysłuchiwał się, o czym mówię i mi się przyglądał. Wiedziałam, że za mną nie przepada, tylko nadal nie wiedziałam, o co mu chodzi. Zostaliśmy na noc, bo Angelo stwierdził, że po co się tak kręcić w tę i z powrotem. Całą sobotę znowu spędziłam z Kirą i dziećmi. Byliśmy na spacerze i spotkałyśmy nasze ‘znajome’ fanki, ale nie robiły zdjęć tylko patrzyły. Opowiedziałam oczywiście jej o naszym środowym spotkaniu i co potem napisały na forum. Cieszyłam się, że mam tak dobry kontakt z Kirą. W sobotę wieczorem wróciliśmy do Kolonii, bo w niedzielę o 15 wylatywałam, ale za półtora tygodnia znowu miałam przylecieć. Już nawet nie zabierałam swoich rzeczy z mieszkania Joeya.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz