niedziela, 22 czerwca 2014

150. Ania – kwiecień 2011

Wróciłam do codzienności, Joey podsyłał mi linki z domami, a ja jemu, ale nie podobały nam się, ciągle coś w nich nie pasowało. Joseph bardzo się tym faktem irytował. Napisali do mnie z tych firm, w których byłam na rozmowach, że przechodzę do następnego etapu i zapraszają mnie w kwietniu na spotkanie. Zdziwiłam się, że przeszłam dalej. Gorzej, bo jeśli się uda będę musiała decydować czy chcę pracować w szkole czy w Wydziale Promocji Handlu, będę mieć dylemat. Ale pomyślałam, że to potem na spokojnie. Rozmawiałam z Olą, która jednak poleciała do Paryża na koncert Paddyego. Powiedziała, że dobrze zrobiła. Jeszcze nie jest tak jak wcześniej, ale wszystko jest na dobrej drodze. Chciała tylko, aby Brenda znikła jej sprzed oczu, bo niestety ciągle o tym myślała, co Paddy robił z tą całą Brendą. Męczyło ją to, kochała go, więc było to zrozumiałe, że jest zazdrosna i cierpi. Pierwszego kwietnia w piątek poleciałam do Kolonii, wiedziałam, że Joey ma spotkanie, pojechałam prosto do domu. Ugotowałam obiad, żeby się nie zanudzić. Gdy Joey przyszedł ucieszył się, że jestem, przywitał się i stwierdził, że super, bo już miał dość jedzenia na mieście. Mieliśmy cały weekend dla siebie, bo rozmowy miałam dopiero w poniedziałek. Joey powiedział, że mamy na przyszły tydzień trochę zajęć. We wtorek znowu deweloper, a jeśli coś znajdzie fajnego to i pewnie środa. Potem oglądaliśmy w internecie meble do kuchni i do łazienki. Cały weekend spędziliśmy sami, poszliśmy na spacer, gotowaliśmy, kochaliśmy się. W poniedziałek pojechałam już sama na rozmowy, a Joseph na spotkanie. Wydawało mi się, że dobrze mi poszło. Wróciłam do domu około 16, Joey już był i właśnie podgrzewał obiad. Pokazał mi wydrukowane propozycje domów, które dostał na maila i o dziwo dwa z nich nam się podobały  i chcieliśmy je zobaczyć. Zapytałam Josepha, że może zabierzemy Leona na oglądanie domu, że może on zobaczy, pomoże nam, bo przecież będzie tam mieszkał. Joey uznał to za dobry pomysł i zadzwonił od razu do Tanji. Po przywitaniu się zapytał, czy możemy zabrać jutro Leona. Dał od razu na głośnik.
T: „Kończy o 11, możecie być koło 12, ale chciałabym poznać tą Twoją Ann.”
Popatrzyliśmy się z Joeyem na siebie, a ja kiwnęłam głową na tak.
J: „Dobrze, będziemy u Ciebie o 12, a potem zabierzemy Leona ze sobą.”
T: „W porządku, a co kupujecie już dom?”
J: „Nie. Jedziemy oglądać na razie, ale wszystko możliwe.”
Słychać było, że ktoś zbiegł po schodach i usłyszeliśmy głos Leona.
Le: „Tata! Cześć, a kiedy się zobaczymy?”
J: „Cześć. Jutro przyjedziemy z Ann.”
Le: „Do mnie?”
J: „Nie, po Ciebie, jeśli oczywiście chcesz. Jest tam Luke?”
Lu: „Jestem. Cześć tato.”
J: „Cześć synu, czy chcesz jechać z nami?”
Lu: „Eeee nie wiem.” – czuć było w jego głosie, że naprawdę nie wie, co robić.
J: „Ok. Luke, spokojnie, nie musisz decydować, w porządku.”
Le: „Ale ja jadę, nie wiem gdzie, ale jadę.” – Joey się roześmiał.
J: „Dobrze, tylko odrób lekcje nim po Ciebie przyjedziemy.”
Le: „Tak, tak. A będzie tam wujek Paddy gdzie jedziemy?”
J: „Nie, nie będzie tam wujka. A po co Ci on?”
Le: „Chciałem go tylko spytać czy pocieszył już ciocię.” – Luke zaczął się śmiać.
T: „Co Ty znowu wymyśliłeś?”
Le: „A nic, dałem wujkowi radę i chciałem zapytać, czy już to zrobił, co mu powiedziałem.”
Lu: „Mama, potem Ci powiem.”
J: „Koniecznie Luke, a Leon nie wiem, czy wujek zastosował się do Twojej rady, chociaż Ann pokazuje, że tak, więc już się o ciocię nie martw.”
Le: „A to dobrze. To idę spać, dobranoc.”
J: „Dobranoc.” – słychać, że chłopcy idą po schodach, a my zasłanialiśmy sobie usta, by się nie roześmiać. – „Poszli?”
T: „Tak, a o co chodzi? Co Leon zrobił?”
J: „Dał radę Paddy’emu, całkiem dobrą jak na 7 latka. Niestety trochę gorzej jak się ma trochę więcej lat.”
T: „On zawsze jakieś dobre porady ma w zanadrzu, a mogę wiedzieć co poradził?”
J: „Według niego, żeby się pogodzić to trzeba się przytulić, pocałować i będzie dobrze.”
T: „No to faktycznie porada 7 latka. Dobrze muszę kończyć.” – słychać było jak ktoś wchodzi do domu i głos męski zawołał ‘Tanja’.
J: „Ok. To do jutra.”
T: „To cześć.”
Popatrzyliśmy z Joeyem na siebie i zaczęliśmy się śmiać, aż mnie rozbolał brzuch. Leon był kochanym dzieckiem. Potem rozmawialiśmy o Luke’u, widać było, że miał problem z tym, co zrobić. Kochał mamę i kochał tatę, a nie wiedział jak i dla kogo miał być lojalny. My to rozumieliśmy, więc Joey nawet powiedział, że Luke podejmie taką decyzję, jaką będzie chciał, a on go nie będzie wypytywał, by młody nie czuł się naciskany. W końcu poszliśmy spać. Rano zjedliśmy śniadanie, a potem pojechaliśmy do Tanji. Denerwowałam się tym spotkaniem, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Widziałam, że Joey też, chociaż nic nie mówił. Nawet jakoś specjalnie nie rozmawialiśmy o tym, co będzie. Gdy zapukaliśmy do drzwi otworzył Luke i przywitał się z nami. Zaraz zbiegł Leon, przytulił się do Joeya, a potem do mnie. Głupio mi było przy Tanji, ale ona nic nie powiedziała. Potem Lilly powiedziała dzień dobry i Joey wziął ją na ręce. Przedstawił mi Tanję, a potem Stive’a, tym razem oficjalnie, a nie tak jak w grudniu. Zaproszono nas do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie, a Lilly u Joeya na kolanach. Chyba się stęskniła za nim. Chwilę rozmawialiśmy o pogodzie, ale było sztywno. Ja z Joeyem jak mówiliśmy coś do siebie to mówiliśmy po imieniu, a nie ‘honey czy inaczej’, uważaliśmy, że i tak jest niezręcznie, więc po co to utrudniać. Niestety Tanja chyba chciała wkurzyć Joeya i cały czas mówiła do Stive’a ‘dear, honey czy liebe’. Nie wiem co Joey o tym myślał, bo jak zwykle na twarzy miał Joeism i nic się nie dało wyczytać. Leon mówił cały czas, coś opowiadał, buzia mu się nie zamykała. Stive okazał się miłym człowiekiem, choć widziałam, że też był spięty. Pomyślałam, że dobrze mu tak, bo w końcu Joey był byłym Tanji i ojcem jej dzieci, a Stive jakby nie patrzeć był osobą, która brała udział w rozbiciu ich małżeństwa. Obserwowałam Tanję, było widać, że sporo czasu poświęca na wygląd, miała markowe ubrania, zrobione włosy, paznokcie. Pomyślałam, że jak Jimmy może myśleć, że ja i ona jesteśmy podobne do siebie, cholera, ja też mam makijaż, ułożone włosy czy pomalowane paznokcie, ale nie poświęcam temu kilku godzin. Ona wyglądała tak, jakby dbanie o siebie było jakimś jej obowiązkiem. Widziałam, że Joey w pewnym momencie popatrzył pytająco na mnie, czyżbym to, co miała myśli, było aż tak widoczne? Już wiedziałam, dlaczego Joey się tak świetnie znał na sukienkach i dodatkach, był przez nią przeszkolony. Zauważyłam, że ona też mnie ogląda i pewnie była zdziwiona moją zwyczajnością. Miałam spódnicę, bluzkę i sweter, delikatny makijaż i włosy związane w kucyk, ale szłam oglądać domy, a nie na rewię mody. Dla mnie było ważne to, że Joeyowi się podobałam, jej nie musiałam. Leon w pewnym momencie powiedział, że koniecznie musi mi pokazać swój pokój, uśmiechnęłam się do niego i spojrzałam na Tanję, co ona na to. Powiedziała:
T: „O pewnie, pokaż... Ann pokój.” – widać było, że specjalnie moje imię dodała po chwili. Chyba chciała mnie lub Joeya sprowokować. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęliśmy się do siebie.
A: „O pewnie, chętnie Twój pokój zobaczę.”
Lu: „To i ja zapraszam do siebie.”
A: „Dziękuję. Przepraszam na chwilę.” – poszłam za Leonem, któremu się nadal buzia nie zamykała.
Oglądałam wszystko tzn. zabawki, książeczki. Potem Luke mnie zaprosił do siebie, tam już było inaczej widać było, że to już nastolatek, a nie dziecko. Przyszła Lilly i zaskoczyła mnie, bo też chciała, aby zobaczyć jej pokój. Był śliczny, miała namalowane zwierzątka na ścianie, mnóstwo zabawek, widać było, że to pokój małej dziewczynki. Byłam chyba tam dość długo, a w między czasie na dole trwała rozmowa Josepha z Tanją.
T: „Nie rozumiem Joey?”
J: „Ale czego nie rozumiesz?”
T: „Od kiedy lubisz małolaty, przecież ona ma jakieś 28 lat?” – Joey się tylko uśmiechnął.- „Dlaczego się uśmiechasz, chyba mam prawo wiedzieć z kim są moje dzieci, tak?”
J: „Moim zdaniem pytasz o mnie, a nie o dzieci. Ale nie martw się, Ann już dawno jest dorosła, a ten Twój komplement  jest super.”
T: „Od kiedy jesteś clownem, to chyba Jima funkcja?”
J: „Czy ja Ciebie pytałem ile lat ma Twój facet? No raczej mnie to nie interesuje.” – zwrócił się w stronę Stive’a –„Bez urazy.”
S: „Spoko, zrozumiałem kontekst.”
T: „A to jakaś tajemnica? Co? Nie możesz powiedzieć, jestem po prostu ciekawa, bo ona ma duży wpływ na chłopców. Lubią ją, powiedzieli mi o tym.”
J: „Rozumiem, że jesteś ciekawa i zgadzam się z tym, że ma na nich wpływ i również ich lubi. Ale wybacz, chciałabyś wszystko wiedzieć, a ja nie będę się spowiadał ani opowiadał. Ty i ja, to zamknięty rozdział, a łączą nas tylko dzieci. Mogę tylko powiedzieć, że chcemy kupić dom, Ann szuka tu pracy, a dalej... dalej się zobaczy, co przyniesie czas. Ani ona, ani ja tego nie wiemy, teraz jest ważne to, że się kochamy i chcemy być razem.”
T: „I tak nie wierzę w to, że Wam się uda, zaniedbasz ją tak samo jak mnie.” – akurat te słowa słyszałam, bo schodziłam po schodach.
Podeszłam do Joeya, siadłam obok, dotknęłam jego ręki, ale zaraz ją zabrałam. Widziałam, że cały się spiął, ale nic do niej nie powiedział. Miałam ochotę się do niego przytulić.
S: „Tanja! To akurat nie Twoja sprawa, tylko ich.”
T: „Prosiłam, abyś się nie wtrącał.”
S: „Być może, ale te ostanie słowa były niepotrzebne.”
T: „Może. Mam pytanie do Ciebie?” – tu zwróciła się do mnie.
A: „Słucham?”
T: „Może to jakaś tajemnica, ale Joey nie chce mi powiedzieć ile masz lat, bo dla mnie wyglądasz młodo.”
A: „To nie tajemnica, jeśli chcesz wiedzieć, to Ci powiem. Mam 32 lata.”
T: „Oooo, a dawałam Ci mniej.”
A: „Nie tylko Ty. Jest jeszcze coś, co byś chciała wiedzieć? Powiem Ci tak sama od siebie. Wasze dzieciaki są cudowne i ja nie zamierzam robić czegoś przeciwko Tobie. Jeśli Leon chce być z tatą, a ja też będę miała udział w jego wychowaniu, to będą te same zasady, co u Ciebie. Tego na pewno będę się trzymać.”
T: „Zaskoczyłaś mnie.”
A: „Dlaczego? Jesteś jego mamą i już dawno miałaś pomysł na wychowanie, więc ja nie będę w to ingerować, przejmę zasady. Przecież tu chodzi nie o nas, a o dzieci.”
J: „Dokładnie, chodzi o dzieci, dlatego już dawno prosiłem, abyś zbastowała. Jeśli chodzi o mnie, trudno możesz mieć pretensje, ale niech to nie odbija się na nich. Proszę Cię. Niech mają spokojne dzieciństwo mimo wszystko.”
S: „To dobry pomysł. Niech sprawy dorosłych nie przechodzą na dzieci.”
T: „Wiem, ale ja do tej sytuacji muszę się przyzwyczaić, interesuje mnie to, kto zajmuje się moimi dziećmi.”
A: „Rozumiem to.”
J: „Nikt nie chce dla nich źle, a teraz chyba musimy zmienić temat, bo idą.”
Podszedł uśmiechnięty Luke do mnie.
Lu: „Zobacz co właśnie znalazłem.” – podał mi 2 kartki.
A: „Co to?”
Lu: „Szukałem i szukałem. Daję Tobie, bo tata mi chyba z 5 propozycji odrzucił.” – zrobił zasmuconą minę.
A: „Nie martw się, mi odrzucił z dziesięć.” – uśmiechnęłam się do Luka.
J: „A Ann moje, także synu, to normalne.”
Popatrzyłam na to co dał mi Luke i aż oczy mi się zaświeciły, dom z wyglądu był super, a jak zaczęłam czytać, co jest w środku, to pomyślałam ‘idealny’. Podałam Joeyowi te kartki i zapytałam:
A: „To daleko?” – spojrzał na miejscowość. Pokręcił głową na nie i zaczął czytać.
J: „Wow. Ciekawe jak wygląda w środku. Oooo, a to od naszego dewelopera. Zadzwonię do niego. Przepraszam na chwilę.” – wstał i odszedł kawałek.
Lu: „Podoba Ci się? Bo wydaje mi się, że tacie tak, bo poszedł zadzwonić.”
A: „To prawda. Podoba nam się. Oglądaliśmy już kilka domów i chyba setki w internecie, nic nie było w naszym typie.”
Lu: „To chyba udało mi się trafić?”
A: „Też mi się tak wydaje.” – uśmiechnęłam się do niego, a on wyglądał jakby był bardzo przejęty i patrzył za tatą.
T: „A skąd to wiesz, przecież Joey nic nie powiedział.”
Le: „Bo oni tak mają mamusiu, Ann zawsze wie, co tata miał na myśli. Prawda Luke?”
Lu: „Prawda. Ciocia Patricia powiedziała, że Ann czyta w myślach taty.”
J: „Ha ha. Ach ta Patricia, może to prawda. Umówiłem nas na 16.”
A: „Super. Daleko to jest?”
J: „Nie, jakieś 30 km. Więc mniej niż zakładaliśmy. Dzięki Luke.”
Lu: „Nie ma za co, obiecałem, że pomogę, to pomogłem jak mogłem.”
J: „Spoko. Dobrze, więc idziemy już. Luke, a może chcesz jechać z nami? W końcu Ty go znalazłeś.”
Lu: „A mogę? Bo chętnie bym pojechał.” – popatrzył na mamę.
T: „Jedź, tylko się spakuj, bo nie jesteś gotowy.”
Lu: „Super.” – pobiegł na górę, a Joey się uśmiechnął patrząc na niego.
J: „Leon, a Ty spakowany jesteś?”
Le: „Tak, ja już zniosłem plecak i postawiłem go koło drzwi.”
J: „A mogą zostać do końca tygodnia?”
T: „No dobrze. Dopakuję Leona.” – wstała i poszła na górę.
Bardzo się ucieszyłam, że Tanja tak normalnie do tego podeszła, że nie robiła problemu. Widać było, że nie tylko ja byłam w szoku, Joey i Stive też. Lilly zapytała Joeya, kiedy i ją zabierze na weekend, powiedział, że zawsze może do niego przyjechać, kiedy tylko będzie chciała. Po chwili Tanja i Luke zeszli, pożegnaliśmy się i poszliśmy. Chłopcy wsiedli do samochodu, Joey wkładał ich torby do bagażnika, ale zawołał mnie na chwilę do siebie. Podeszłam, a on przyciągnął mnie i przytulił, szepnął mi tylko, że ciężkie to było spotkanie dla niego i pewnie dla mnie też. No było, ale tego się spodziewałam. Pojechaliśmy najpierw do jednego domu w Kolonii, ale ani chłopcom ani nam się nie podobał. Jak to powiedział Leon „ble”. Drugi też nikomu nie przypadł do gustu, więc mając trochę czasu na ten trzeci w Siegburgu, pojechaliśmy do McDonalds’a. Chłopcy opowiadali nam o szkole, a Luke o tym, że coraz mu lepiej idzie gra na fortepianie. Jak już się najedliśmy pojechaliśmy do Siegburga i dość szybko znaleźliśmy ten dom. Wysiedliśmy z samochodu i podeszliśmy bliżej, popatrzyłam na Josepha, widziałam uśmiech na jego twarzy. Chwilę później przyjechał deweloper i wprowadził nas do środka. Bardzo mi się podobało i dół i góra. Byłam zachwycona, ale Joey pokazał mi wzrokiem, abym się nie odzywała. Wiedziałam, że on jest dobrym negocjatorem i biznesmenem, więc nawet się nie odzywałam. Joey umówił się z panem na następny dzień, by mu odpowiedzieć czy któryś z domów nam się podobał. Wsiedliśmy do samochodu i ja i chłopcy zaczęliśmy mówić chyba w jednym czasie. Joey zaczął się śmiać i powiedział ‘ciiiiiiiii’, a gdy zrobiło się cicho powiedział.
J: „Widzę, że wszystkim podoba się ten dom.”
A: „Mnie bardzo, może trochę do remontu, ale jak dla mnie, to jest to.”
Le: „Mnie też się podoba, fajne ma podwórko.”
Lu: „Fajny jest, duży i taki przestronny.”
J: „Fakt, mi też się podoba. To co, kupujemy go?”
A: „Tak.”
J: „Ok. Jutro pojadę negocjować.”
Lu: „Ale super.”
Le: „Świetnie.”

Pojechaliśmy do mieszkania, chłopcy pobiegli do swojego pokoju, a my w salonie siedzieliśmy na kanapie i rozmawialiśmy. Chciałam powiedzieć Oli i Paddy’emu, że się zdecydowaliśmy, ale Joey stwierdził, że najpierw go sfinalizujemy, a potem powiemy innym. Przyznałam mu rację. Po kolacji chłopcy poszli spać, a my do sypialni. Dopiero teraz omówiliśmy sytuację z Tanją. Nawet Joey powiedział, że chciała nas sprowokować i widział, że była złośliwa, ale ja się jej nie dziwiłam. Niestety kobiety tak mają, co z tego, że już z nim nie była i miała nowego partnera? Wszystko było nieważne, dla niej liczyło się to, że widziała, że Joey był szczęśliwy, układał sobie życie na nowo, a im się nie udało. Więc w sumie wkurzała się, że on może być jeszcze szczęśliwy i to już nie z nią. Joey powiedział mi też, że powiedziała komplement o mnie, że młodo wyglądam. Na co mu powiedziałam, żeby nie robił sobie następnym razem żartów, jak ona o coś pyta, bo bez sensu ją drażnić. Powiedział, że mam rację, bo trochę złośliwy był. Potem zajęliśmy się bardziej miłymi zajęciami niż rozmowa o Tanji. Zasnęliśmy dość późno.

4 komentarze:

  1. Wszystko pięknie tylko co tutaj tak cisza;)przerwa wakacyjna;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tekst o kobietach fenomenalny. My faktycznie jesteśmy jak pies ogronika same nie chcemy, a komuś nie oddamy. Najlepiej jakby wszyscy obecni i byli wciąż nas wielbili i na inne nie petrzyli. Uśmiałam się czytając ten fragment

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha fajny rozdział, taki niby o niczym niby przejściowy ale bardzo ważny

    OdpowiedzUsuń