Wróciłam do codzienności,
Joey podsyłał mi linki z domami, a ja jemu, ale nie podobały nam się, ciągle
coś w nich nie pasowało. Joseph bardzo się tym faktem irytował. Napisali do
mnie z tych firm, w których byłam na rozmowach, że przechodzę do następnego
etapu i zapraszają mnie w kwietniu na spotkanie. Zdziwiłam się, że przeszłam
dalej. Gorzej, bo jeśli się uda będę musiała decydować czy chcę pracować w
szkole czy w Wydziale Promocji Handlu, będę mieć dylemat. Ale pomyślałam, że to
potem na spokojnie. Rozmawiałam z Olą, która jednak poleciała do Paryża na
koncert Paddyego. Powiedziała, że dobrze zrobiła. Jeszcze nie jest tak jak
wcześniej, ale wszystko jest na dobrej drodze. Chciała tylko, aby Brenda znikła
jej sprzed oczu, bo niestety ciągle o tym myślała, co Paddy robił z tą całą
Brendą. Męczyło ją to, kochała go, więc było to zrozumiałe, że jest zazdrosna i
cierpi. Pierwszego kwietnia w piątek poleciałam do Kolonii, wiedziałam, że Joey
ma spotkanie, pojechałam prosto do domu. Ugotowałam obiad, żeby się nie
zanudzić. Gdy Joey przyszedł ucieszył się, że jestem, przywitał się i
stwierdził, że super, bo już miał dość jedzenia na mieście. Mieliśmy cały
weekend dla siebie, bo rozmowy miałam dopiero w poniedziałek. Joey powiedział,
że mamy na przyszły tydzień trochę zajęć. We wtorek znowu deweloper, a jeśli
coś znajdzie fajnego to i pewnie środa. Potem oglądaliśmy w internecie meble do
kuchni i do łazienki. Cały weekend spędziliśmy sami, poszliśmy na spacer,
gotowaliśmy, kochaliśmy się. W poniedziałek pojechałam już sama na rozmowy, a
Joseph na spotkanie. Wydawało mi się, że dobrze mi poszło. Wróciłam do domu
około 16, Joey już był i właśnie podgrzewał obiad. Pokazał mi wydrukowane
propozycje domów, które dostał na maila i o dziwo dwa z nich nam się
podobały i chcieliśmy je zobaczyć.
Zapytałam Josepha, że może zabierzemy Leona na oglądanie domu, że może on
zobaczy, pomoże nam, bo przecież będzie tam mieszkał. Joey uznał to za dobry
pomysł i zadzwonił od razu do Tanji. Po przywitaniu się zapytał, czy możemy
zabrać jutro Leona. Dał od razu na głośnik.
T: „Kończy o 11, możecie być
koło 12, ale chciałabym poznać tą Twoją Ann.”
Popatrzyliśmy się z Joeyem
na siebie, a ja kiwnęłam głową na tak.
J: „Dobrze, będziemy u
Ciebie o 12, a potem zabierzemy Leona ze sobą.”
T: „W porządku, a co
kupujecie już dom?”
J: „Nie. Jedziemy oglądać na
razie, ale wszystko możliwe.”
Słychać było, że ktoś zbiegł
po schodach i usłyszeliśmy głos Leona.
Le: „Tata! Cześć, a kiedy
się zobaczymy?”
J: „Cześć. Jutro
przyjedziemy z Ann.”
Le: „Do mnie?”
J: „Nie, po Ciebie, jeśli
oczywiście chcesz. Jest tam Luke?”
Lu: „Jestem. Cześć tato.”
J: „Cześć synu, czy chcesz
jechać z nami?”
Lu: „Eeee nie wiem.” – czuć
było w jego głosie, że naprawdę nie wie, co robić.
J: „Ok. Luke, spokojnie, nie
musisz decydować, w porządku.”
Le: „Ale ja jadę, nie wiem
gdzie, ale jadę.” – Joey się roześmiał.
J: „Dobrze, tylko odrób
lekcje nim po Ciebie przyjedziemy.”
Le: „Tak, tak. A będzie tam
wujek Paddy gdzie jedziemy?”
J: „Nie, nie będzie tam
wujka. A po co Ci on?”
Le: „Chciałem go tylko
spytać czy pocieszył już ciocię.” – Luke zaczął się śmiać.
T: „Co Ty znowu wymyśliłeś?”
Le: „A nic, dałem wujkowi
radę i chciałem zapytać, czy już to zrobił, co mu powiedziałem.”
Lu: „Mama, potem Ci powiem.”
J: „Koniecznie Luke, a Leon
nie wiem, czy wujek zastosował się do Twojej rady, chociaż Ann pokazuje, że
tak, więc już się o ciocię nie martw.”
Le: „A to dobrze. To idę
spać, dobranoc.”
J: „Dobranoc.” – słychać, że
chłopcy idą po schodach, a my zasłanialiśmy sobie usta, by się nie roześmiać. –
„Poszli?”
T: „Tak, a o co chodzi? Co
Leon zrobił?”
J: „Dał radę Paddy’emu,
całkiem dobrą jak na 7 latka. Niestety trochę gorzej jak się ma trochę więcej
lat.”
T: „On zawsze jakieś dobre
porady ma w zanadrzu, a mogę wiedzieć co poradził?”
J: „Według niego, żeby się
pogodzić to trzeba się przytulić, pocałować i będzie dobrze.”
T: „No to faktycznie porada
7 latka. Dobrze muszę kończyć.” – słychać było jak ktoś wchodzi do domu i głos
męski zawołał ‘Tanja’.
J: „Ok. To do jutra.”
T: „To cześć.”
Popatrzyliśmy z Joeyem na
siebie i zaczęliśmy się śmiać, aż mnie rozbolał brzuch. Leon był kochanym
dzieckiem. Potem rozmawialiśmy o Luke’u, widać było, że miał problem z tym, co
zrobić. Kochał mamę i kochał tatę, a nie wiedział jak i dla kogo miał być
lojalny. My to rozumieliśmy, więc Joey nawet powiedział, że Luke podejmie taką
decyzję, jaką będzie chciał, a on go nie będzie wypytywał, by młody nie czuł
się naciskany. W końcu poszliśmy spać. Rano zjedliśmy śniadanie, a potem
pojechaliśmy do Tanji. Denerwowałam się tym spotkaniem, nie wiedziałam, czego
się spodziewać. Widziałam, że Joey też, chociaż nic nie mówił. Nawet jakoś
specjalnie nie rozmawialiśmy o tym, co będzie. Gdy zapukaliśmy do drzwi
otworzył Luke i przywitał się z nami. Zaraz zbiegł Leon, przytulił się do
Joeya, a potem do mnie. Głupio mi było przy Tanji, ale ona nic nie powiedziała.
Potem Lilly powiedziała dzień dobry i Joey wziął ją na ręce. Przedstawił mi
Tanję, a potem Stive’a, tym razem oficjalnie, a nie tak jak w grudniu.
Zaproszono nas do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie, a Lilly u Joeya na
kolanach. Chyba się stęskniła za nim. Chwilę rozmawialiśmy o pogodzie, ale było
sztywno. Ja z Joeyem jak mówiliśmy coś do siebie to mówiliśmy po imieniu, a nie
‘honey czy inaczej’, uważaliśmy, że i tak jest niezręcznie, więc po co to
utrudniać. Niestety Tanja chyba chciała wkurzyć Joeya i cały czas mówiła do
Stive’a ‘dear, honey czy liebe’. Nie wiem co Joey o tym myślał, bo jak zwykle
na twarzy miał Joeism i nic się nie dało wyczytać. Leon mówił cały czas, coś
opowiadał, buzia mu się nie zamykała. Stive okazał się miłym człowiekiem, choć
widziałam, że też był spięty. Pomyślałam, że dobrze mu tak, bo w końcu Joey był
byłym Tanji i ojcem jej dzieci, a Stive jakby nie patrzeć był osobą, która
brała udział w rozbiciu ich małżeństwa. Obserwowałam Tanję, było widać, że
sporo czasu poświęca na wygląd, miała markowe ubrania, zrobione włosy,
paznokcie. Pomyślałam, że jak Jimmy może myśleć, że ja i ona jesteśmy podobne
do siebie, cholera, ja też mam makijaż, ułożone włosy czy pomalowane paznokcie,
ale nie poświęcam temu kilku godzin. Ona wyglądała tak, jakby dbanie o siebie
było jakimś jej obowiązkiem. Widziałam, że Joey w pewnym momencie popatrzył
pytająco na mnie, czyżbym to, co miała myśli, było aż tak widoczne? Już
wiedziałam, dlaczego Joey się tak świetnie znał na sukienkach i dodatkach, był
przez nią przeszkolony. Zauważyłam, że ona też mnie ogląda i pewnie była
zdziwiona moją zwyczajnością. Miałam spódnicę, bluzkę i sweter, delikatny
makijaż i włosy związane w kucyk, ale szłam oglądać domy, a nie na rewię mody.
Dla mnie było ważne to, że Joeyowi się podobałam, jej nie musiałam. Leon w
pewnym momencie powiedział, że koniecznie musi mi pokazać swój pokój, uśmiechnęłam
się do niego i spojrzałam na Tanję, co ona na to. Powiedziała:
T: „O pewnie, pokaż... Ann
pokój.” – widać było, że specjalnie moje imię dodała po chwili. Chyba chciała
mnie lub Joeya sprowokować. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęliśmy się do
siebie.
A: „O pewnie, chętnie Twój
pokój zobaczę.”
Lu: „To i ja zapraszam do
siebie.”
A: „Dziękuję. Przepraszam na
chwilę.” – poszłam za Leonem, któremu się nadal buzia nie zamykała.
Oglądałam wszystko tzn.
zabawki, książeczki. Potem Luke mnie zaprosił do siebie, tam już było inaczej
widać było, że to już nastolatek, a nie dziecko. Przyszła Lilly i zaskoczyła
mnie, bo też chciała, aby zobaczyć jej pokój. Był śliczny, miała namalowane
zwierzątka na ścianie, mnóstwo zabawek, widać było, że to pokój małej
dziewczynki. Byłam chyba tam dość długo, a w między czasie na dole trwała
rozmowa Josepha z Tanją.
T: „Nie rozumiem Joey?”
J: „Ale czego nie
rozumiesz?”
T: „Od kiedy lubisz
małolaty, przecież ona ma jakieś 28 lat?” – Joey się tylko uśmiechnął.-
„Dlaczego się uśmiechasz, chyba mam prawo wiedzieć z kim są moje dzieci, tak?”
J: „Moim zdaniem pytasz o
mnie, a nie o dzieci. Ale nie martw się, Ann już dawno jest dorosła, a ten Twój
komplement jest super.”
T: „Od kiedy jesteś clownem,
to chyba Jima funkcja?”
J: „Czy ja Ciebie pytałem
ile lat ma Twój facet? No raczej mnie to nie interesuje.” – zwrócił się w
stronę Stive’a –„Bez urazy.”
S: „Spoko, zrozumiałem
kontekst.”
T: „A to jakaś tajemnica?
Co? Nie możesz powiedzieć, jestem po prostu ciekawa, bo ona ma duży wpływ na
chłopców. Lubią ją, powiedzieli mi o tym.”
J: „Rozumiem, że jesteś
ciekawa i zgadzam się z tym, że ma na nich wpływ i również ich lubi. Ale
wybacz, chciałabyś wszystko wiedzieć, a ja nie będę się spowiadał ani
opowiadał. Ty i ja, to zamknięty rozdział, a łączą nas tylko dzieci. Mogę tylko
powiedzieć, że chcemy kupić dom, Ann szuka tu pracy, a dalej... dalej się
zobaczy, co przyniesie czas. Ani ona, ani ja tego nie wiemy, teraz jest ważne
to, że się kochamy i chcemy być razem.”
T: „I tak nie wierzę w to,
że Wam się uda, zaniedbasz ją tak samo jak mnie.” – akurat te słowa słyszałam,
bo schodziłam po schodach.
Podeszłam do Joeya, siadłam
obok, dotknęłam jego ręki, ale zaraz ją zabrałam. Widziałam, że cały się spiął,
ale nic do niej nie powiedział. Miałam ochotę się do niego przytulić.
S: „Tanja! To akurat nie
Twoja sprawa, tylko ich.”
T: „Prosiłam, abyś się nie
wtrącał.”
S: „Być może, ale te ostanie
słowa były niepotrzebne.”
T: „Może. Mam pytanie do
Ciebie?” – tu zwróciła się do mnie.
A: „Słucham?”
T: „Może to jakaś tajemnica,
ale Joey nie chce mi powiedzieć ile masz lat, bo dla mnie wyglądasz młodo.”
A: „To nie tajemnica, jeśli
chcesz wiedzieć, to Ci powiem. Mam 32 lata.”
T: „Oooo, a dawałam Ci
mniej.”
A: „Nie tylko Ty. Jest
jeszcze coś, co byś chciała wiedzieć? Powiem Ci tak sama od siebie. Wasze
dzieciaki są cudowne i ja nie zamierzam robić czegoś przeciwko Tobie. Jeśli
Leon chce być z tatą, a ja też będę miała udział w jego wychowaniu, to będą te
same zasady, co u Ciebie. Tego na pewno będę się trzymać.”
T: „Zaskoczyłaś mnie.”
A: „Dlaczego? Jesteś jego
mamą i już dawno miałaś pomysł na wychowanie, więc ja nie będę w to ingerować,
przejmę zasady. Przecież tu chodzi nie o nas, a o dzieci.”
J: „Dokładnie, chodzi o
dzieci, dlatego już dawno prosiłem, abyś zbastowała. Jeśli chodzi o mnie,
trudno możesz mieć pretensje, ale niech to nie odbija się na nich. Proszę Cię.
Niech mają spokojne dzieciństwo mimo wszystko.”
S: „To dobry pomysł. Niech
sprawy dorosłych nie przechodzą na dzieci.”
T: „Wiem, ale ja do tej
sytuacji muszę się przyzwyczaić, interesuje mnie to, kto zajmuje się moimi
dziećmi.”
A: „Rozumiem to.”
J: „Nikt nie chce dla nich
źle, a teraz chyba musimy zmienić temat, bo idą.”
Podszedł uśmiechnięty Luke
do mnie.
Lu: „Zobacz co właśnie
znalazłem.” – podał mi 2 kartki.
A: „Co to?”
Lu: „Szukałem i szukałem.
Daję Tobie, bo tata mi chyba z 5 propozycji odrzucił.” – zrobił zasmuconą minę.
A: „Nie martw się, mi
odrzucił z dziesięć.” – uśmiechnęłam się do Luka.
J: „A Ann moje, także synu,
to normalne.”
Popatrzyłam na to co dał mi
Luke i aż oczy mi się zaświeciły, dom z wyglądu był super, a jak zaczęłam
czytać, co jest w środku, to pomyślałam ‘idealny’. Podałam Joeyowi te kartki i
zapytałam:
A: „To daleko?” – spojrzał
na miejscowość. Pokręcił głową na nie i zaczął czytać.
J: „Wow. Ciekawe jak wygląda
w środku. Oooo, a to od naszego dewelopera. Zadzwonię do niego. Przepraszam na
chwilę.” – wstał i odszedł kawałek.
Lu: „Podoba Ci się? Bo
wydaje mi się, że tacie tak, bo poszedł zadzwonić.”
A: „To prawda. Podoba nam
się. Oglądaliśmy już kilka domów i chyba setki w internecie, nic nie było w
naszym typie.”
Lu: „To chyba udało mi się
trafić?”
A: „Też mi się tak wydaje.”
– uśmiechnęłam się do niego, a on wyglądał jakby był bardzo przejęty i patrzył
za tatą.
T: „A skąd to wiesz,
przecież Joey nic nie powiedział.”
Le: „Bo oni tak mają
mamusiu, Ann zawsze wie, co tata miał na myśli. Prawda Luke?”
Lu: „Prawda. Ciocia Patricia
powiedziała, że Ann czyta w myślach taty.”
J: „Ha ha. Ach ta Patricia,
może to prawda. Umówiłem nas na 16.”
A: „Super. Daleko to jest?”
J: „Nie, jakieś 30 km. Więc
mniej niż zakładaliśmy. Dzięki Luke.”
Lu: „Nie ma za co,
obiecałem, że pomogę, to pomogłem jak mogłem.”
J: „Spoko. Dobrze, więc
idziemy już. Luke, a może chcesz jechać z nami? W końcu Ty go znalazłeś.”
Lu: „A mogę? Bo chętnie bym
pojechał.” – popatrzył na mamę.
T: „Jedź, tylko się spakuj,
bo nie jesteś gotowy.”
Lu: „Super.” – pobiegł na
górę, a Joey się uśmiechnął patrząc na niego.
J: „Leon, a Ty spakowany
jesteś?”
Le: „Tak, ja już zniosłem
plecak i postawiłem go koło drzwi.”
J: „A mogą zostać do końca
tygodnia?”
T: „No dobrze. Dopakuję
Leona.” – wstała i poszła na górę.
Bardzo się ucieszyłam, że
Tanja tak normalnie do tego podeszła, że nie robiła problemu. Widać było, że
nie tylko ja byłam w szoku, Joey i Stive też. Lilly zapytała Joeya, kiedy i ją
zabierze na weekend, powiedział, że zawsze może do niego przyjechać, kiedy
tylko będzie chciała. Po chwili Tanja i Luke zeszli, pożegnaliśmy się i
poszliśmy. Chłopcy wsiedli do samochodu, Joey wkładał ich torby do bagażnika,
ale zawołał mnie na chwilę do siebie. Podeszłam, a on przyciągnął mnie i
przytulił, szepnął mi tylko, że ciężkie to było spotkanie dla niego i pewnie
dla mnie też. No było, ale tego się spodziewałam. Pojechaliśmy najpierw do
jednego domu w Kolonii, ale ani chłopcom ani nam się nie podobał. Jak to
powiedział Leon „ble”. Drugi też nikomu nie przypadł do gustu, więc mając
trochę czasu na ten trzeci w Siegburgu, pojechaliśmy do McDonalds’a. Chłopcy
opowiadali nam o szkole, a Luke o tym, że coraz mu lepiej idzie gra na
fortepianie. Jak już się najedliśmy pojechaliśmy do Siegburga i dość szybko
znaleźliśmy ten dom. Wysiedliśmy z samochodu i podeszliśmy bliżej, popatrzyłam
na Josepha, widziałam uśmiech na jego twarzy. Chwilę później przyjechał
deweloper i wprowadził nas do środka. Bardzo mi się podobało i dół i góra.
Byłam zachwycona, ale Joey pokazał mi wzrokiem, abym się nie odzywała.
Wiedziałam, że on jest dobrym negocjatorem i biznesmenem, więc nawet się nie
odzywałam. Joey umówił się z panem na następny dzień, by mu odpowiedzieć czy
któryś z domów nam się podobał. Wsiedliśmy do samochodu i ja i chłopcy
zaczęliśmy mówić chyba w jednym czasie. Joey zaczął się śmiać i powiedział
‘ciiiiiiiii’, a gdy zrobiło się cicho powiedział.
J: „Widzę, że wszystkim
podoba się ten dom.”
A: „Mnie bardzo, może trochę
do remontu, ale jak dla mnie, to jest to.”
Le: „Mnie też się podoba,
fajne ma podwórko.”
Lu: „Fajny jest, duży i taki
przestronny.”
J: „Fakt, mi też się podoba.
To co, kupujemy go?”
A: „Tak.”
J: „Ok. Jutro pojadę negocjować.”
Lu: „Ale super.”
Le: „Świetnie.”
Pojechaliśmy do mieszkania,
chłopcy pobiegli do swojego pokoju, a my w salonie siedzieliśmy na kanapie i
rozmawialiśmy. Chciałam powiedzieć Oli i Paddy’emu, że się zdecydowaliśmy, ale
Joey stwierdził, że najpierw go sfinalizujemy, a potem powiemy innym.
Przyznałam mu rację. Po kolacji chłopcy poszli spać, a my do sypialni. Dopiero
teraz omówiliśmy sytuację z Tanją. Nawet Joey powiedział, że chciała nas
sprowokować i widział, że była złośliwa, ale ja się jej nie dziwiłam. Niestety
kobiety tak mają, co z tego, że już z nim nie była i miała nowego partnera?
Wszystko było nieważne, dla niej liczyło się to, że widziała, że Joey był
szczęśliwy, układał sobie życie na nowo, a im się nie udało. Więc w sumie
wkurzała się, że on może być jeszcze szczęśliwy i to już nie z nią. Joey
powiedział mi też, że powiedziała komplement o mnie, że młodo wyglądam. Na co
mu powiedziałam, żeby nie robił sobie następnym razem żartów, jak ona o coś
pyta, bo bez sensu ją drażnić. Powiedział, że mam rację, bo trochę złośliwy
był. Potem zajęliśmy się bardziej miłymi zajęciami niż rozmowa o Tanji.
Zasnęliśmy dość późno.
Wszystko pięknie tylko co tutaj tak cisza;)przerwa wakacyjna;)
OdpowiedzUsuńWracamy na antenę, dzisiaj o 18 :)
UsuńTekst o kobietach fenomenalny. My faktycznie jesteśmy jak pies ogronika same nie chcemy, a komuś nie oddamy. Najlepiej jakby wszyscy obecni i byli wciąż nas wielbili i na inne nie petrzyli. Uśmiałam się czytając ten fragment
OdpowiedzUsuńHaha fajny rozdział, taki niby o niczym niby przejściowy ale bardzo ważny
OdpowiedzUsuń