czwartek, 10 lipca 2014

151. Ola – kwiecień 2011



Po paryżowym weekendzie rzuciłam się w wir obowiązków. Zaczęłam jeździć na zajęcia praktyczne na motorze, dalej ćwiczyłam taniec z Tomkiem, popołudnia miałam głównie zajęte. Z Patrickiem przeważnie pisaliśmy smsy i maile. Dzwoniliśmy średnio co drugi dzień na chwilę, ale na Skype rzadko mieliśmy czas. Patrick pisał, że tęskni, ale ja tego nie robiłam. Tzn. tęskniłam, ale nie pisałam o tym. Na motorze byłam słabo ogarnięta i Michał często mi pomagał. Jeździliśmy razem na plac manewrowy i mimo zimna trenowaliśmy moje umiejętności. Aż w końcu się doigrałam. W pewną środę, po kolejnej eskapadzie zaczęłam kichać, w czwartek w pracy ledwo się trzymałam, męczyły mnie dreszcze, głowa bolała i nie miałam na nic siły. Pisałam Patrickowi, że źle się czuję, odwołałam kolejne jazdy i pojechałam prosto do domu. Marzyłam jedynie o zakopaniu się do łóżka. Rozchorowałam się na dobre. Trzy dni miałam wyjęte z życiorysu, niewiele pamiętałam. Przyjechał Michał. Razem z ciocią wezwali lekarza do domu, bo miałam prawie 40 stopni gorączki. Michał obiecał cioci, że zostanie i się mną zaopiekuje. Komórka była na cichym dzwonku, nikt nie słyszał, ale w końcu Michał w piątek koło południa usłyszał brzęczenie z mojej torebki. Dobijał się Paddy.

Mc: „Halo, cześć Patrick.”
P: „Eee, kto mówi?”
Mc: „Tu Michał. Dopiero teraz usłyszałem, że Oli telefon dzwoni.”
P: „A gdzie jest Ola?”
Mc: „Ola jest chora.”
P: „Boże, co się stało?”
Mc: „Złapała jakieś choróbsko. Ma prawie 40 stopni gorączki i prawie cały czas śpi.”
P: „Boże Drogi, widział ją lekarz?”
Mc: „Tak, przyjechał do domu.”
P: „Ktoś z nią jest?”
Mc: „Tak, ja i jej ciocia, wymieniamy się.”
P: „Zaraz sprawdzę loty i będę jak najszybciej.”
Mc: „Ok, zostanę póki nie przylecisz.”
P: „Dziękuję, dam znać.”

Jak się potem dowiedziałam Patrick wziął chyba najdroższy lot z możliwych, bo w ostatniej chwili i na piątek wieczór. Ok 22 był już w moim domu.

Mc: „Cześć.”
P: „Cześć, jak ona się czuje?”
Mc: „Niedobrze. Cały czas wysoka gorączka, bredzi coś i śpi.”
P: „My Godness, a leki nie działają?”
Mc: „Działają na chwilę, ale potem znowu wzrasta. Lekarz mówił, że może być tak trzy dni.”

Patrick poszedł do sypialni i sam się przeraził, bo wyglądałam marnie. Michał zrobił herbatę i kanapki, usiedli razem przy stole.

P: „Dziękuję za opiekę nad Olą.”
Mc: „Nie ma sprawy, przecież to moja przyjaciółka.”
P: „Naprawdę dzięki, ale mogę Cię już zmienić, zostanę z nią.”
Mc: „Patrick, nie zrozum mnie źle, ale ona w gorączce bredzi i to po polsku, więc możesz nie zrozumieć, czego potrzebuje. Może zostanę jeszcze?”
Patrick zastanowił się chwilę i powiedział, że to faktycznie ma sens. Przygotowali się do snu, Patrick koło mnie, Michał na sofie. W nocy faktycznie była taka sytuacja, że chciałam pić, bełkotałam, ale wołałam Michała. Paddy podał mi szklankę, na co powiedziałam „dzięki Michasiu.”
Mc: „Nie gniewaj się na nią. Ona nie wie, że Ty tu jesteś.” – Patrick uśmiechnął się lekko.
P: „Spoko, rozumiem to.”

W sobotę rano przestałam się już tak rzucać, gorączka powoli schodziła. Po południu ocknęłam się nawet, poszłam do łazienki, ale wróciłam dalej spać. Na dłużej przebudziłam się pod wieczór i wydawało mi się, że słyszę jakieś głosy. Pomyślałam, że to pewnie przez tę gorączkę, ale poszłam do kuchni. Gdy otworzyłam drzwi trzy osoby zastygły w bezruchu: Patrick, Michał i ja. Odezwałam się pierwsza:
O: „Michał, ledwo stoję i chyba mam omamy, bo widzę Patricka.”
Michał szybko podszedł, żebym nie upadła i ze śmiechem powiedział:
Mc: „Nie masz omamów, tu naprawdę siedzi Patrick.” – popatrzyłam jeszcze raz na krzesło, ale nikogo nie było, bo Paddy znalazł się już przy mnie.
P: „Boże, jak ja się o Ciebie martwiłem!” – przytulił mnie mocno, bo lekko się chwiałam.
O: „Paddy? Ty naprawdę tu jesteś?”
P: „Tak, tak, naprawdę. Chodź do łóżka, bo się przewrócisz.” – zaprowadził mnie do sypialni. - „Co Ty wyprawiasz najlepszego?”
O: „Ja? Nic. Przeziębiłam się i chyba miałam gorączkę.”
Mc: „Miałaś i to długo.”
O: „Wczoraj w pracy tak mnie ścięło, że ledwo do domu wróciłam.”
Mc: „Ola, to było przed wczoraj, dzisiaj sobota.”
O: „Żartujesz?”
P: „Naprawdę, ja tu jestem od wczoraj.”
O: „O rany, to dwa dni, a nie jeden? Nie wiedziałam, że jesteś. Pamiętam, że przyszła ciocia, a potem widziałam Michała.”
P: „Tak, wiem, nawet go w nocy wołałaś.”
O: „Wołałam? Po co?”
P: „Pić Ci się chciało, dałem Ci wodę, a Ty podziękowałaś Michałowi.”
O: „Przepraszam, nieświadomie.” – nie chciałam sprawiać przykrości Patrickowi.
P: „Nie szkodzi, to zrozumiałe.”
O: „No to dziękuję Patrick za to picie. I za to, że jesteś.”
P: „Proszę.”
O: „Michał, a Ciebie przepraszam, że sprawiłam Ci tyle kłopotu.”
Mc: „Daj spokój.”
O: „A co robiliście?”
P: „Poza opiekowaniem się Tobą rozmawialiśmy i piliśmy piwo.”
Mc: „I to Twoje, z szafy.”
O: „Smacznego. Muszę się zdrzemnąć.”

Gorączka znowu skoczyła, ale już nie do 40 stopni. W niedzielę rano było już w miarę ok. Obudziłam się, Patrick nie spał, Michała już nie było. Paddy chciał mnie objąć, ale go odsunęłam.
O: „Trzy dni leżałam w gorączce, a Ty chcesz się przytulać?”
P: „Zawsze i wszędzie.”
O: „Ale ja się czuję niekomfortowo. Idę pod prysznic.” – Paddy uśmiechnął się na to.
P: „Czy Ty wiesz, jakiego mi stracha napędziłaś?”
O: „Właśnie widzę, bo w te pędy przyleciałeś. A tak, to nagrywanie i nagrywanie.”
P: „Ola! Jak skończymy, to będzie lepiej. Zostało nam jeszcze kilka dni w studio. Ale rodzina zrozumiała, dlaczego lecę i już mnie tu pytali, co z Tobą. Patricia, Maite i Angelo nawet dzwonili, że nie wspomnę o Ann, z którą rozmawiałem chyba z dziesięć razy.”
O: „Kochani są. Pozdrów ich i podziękuj ode mnie.”
P: „Dobrze, dobrze.”

Po gorączce przyszedł czas na osłabienie, więc to Paddy skakał koło mnie. Przyniósł nawet obiad od babci, ale nie miałam zbytnio apetytu. Cieszyłam się, że jest tu ze mną, że dowiedział się, że dzieje mi się coś złego i natychmiast przyleciał. Widziałam, że mu zależy, że się stara i gdyby mógł, to przyleciałby na dłużej. Jakież było moje zdziwienie, gdy Patrick odebrał swój telefon i zaczął rozmawiać po angielsku z Michałem. Proszę jaka komitywa. Resztę dnia rozmawialiśmy sobie z Patrickiem, a właściwie, to on mówił, a ja słuchałam. Miał dylemat, bo z jednej strony chciał ze mną zostać, a z drugiej musiał wracać do studia. Znowu usłyszałam, że rozmawiał z Michałem i pytał czy zajrzy do mnie w poniedziałek. Powiedziałam, że przecież sobie już poradzę, ale Paddy byłby spokojniejszy jak Michał do mnie wpadnie i przenocuje. No nie wierzyłam własnym uszom.
Wieczorem już zasypiając poczułam nieodpartą chęć przytulenia się do Patricka. Przysunęłam się więc delikatnie do jego pleców. Odwrócił się szybko podpierając na łokciu i spytał:
P: „Co się stało kochanie? Źle się czujesz?”
O: „Nie, chciałam się tylko przytulić.” – mimo ciemności poczułam, że się uśmiechnął.
P: „Bardzo chętnie, come here.”
Przytuliłam się opierając głowę na jego ramieniu, ale pozostając pod swoim kocem. Poczułam jego zapach, poczułam się dobrze i bezpiecznie, a po chwili poczułam złość. I to na Patricka. Jak on mógł zburzyć tą naszą błogość i nasze szczęście pocałunkiem z inną kobietą. No jak on mógł?
O: „Patrick, ja nie potrafię zapomnieć o tej Brendzie. Przytuliłam się teraz do Ciebie, poczułam się bezpiecznie, ale wszystko się zburzyło na to wspomnienie.” – uśmiech zniknął z jego twarzy.
P: „Nie myśl o tym Skarbie. Serce mnie boli, bo wiem, że okropnie się zachowałem. Odbuduję tę błogość, zobaczysz!”
O: „Bardzo bym chciała.”
P: „Tak będzie, a teraz śpij słodko.”
O: „Ty też.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz