W sobotę zwlekliśmy się koło
południa, bo obiecaliśmy Maite wizytę na treningu. Widać było, że jest nie
wyspana i zmęczona, za to jej partner – Christian miał pełno zapału. Jak się
dowiedział, że ja też tańczę, to wyciągnął do mnie rękę i z pewną siebie miną
tancerza powiedział, żebym pokazała, co potrafię. No to pokazałam. Maite aż się
rozkręciła po naszej salsie mówiąc, że ona nigdy tak nie zatańczy, ale powiedziałam,
że bzdura, bo świetnie jej idzie i na pewno wygra. Spędziliśmy na sali chyba ze
4 godziny, nawet Paddy się czegoś nauczył. Przyszedł kamerzysta z programu,
żeby nagrać kawałek próby. Maite uprosiła Patricka, aby zgodził się wystąpić w
filmiku, więc powiedział, że przyszedł podglądać siostrę i stwierdza, że jest
świetna. Ja nie chciałam być widoczna, więc siedziałam w kąciku. Wróciliśmy do
domu na kolację, którą były frytki z serem i Patrick zarządził wczesne spanie,
bo powiedział, że jutro długi dzień przed nami. Nie wiedziałam, co ma na myśli,
ale po jego uśmieszku domyśliłam się, że coś szykuje. Nie myliłam się. Pobudka
była o 8, ale nie daliśmy rady wstać, zwlekliśmy się o 9. Paddy wydał polecenie
ubrania się w jeansy. Założyliśmy kurtki, szaliki i czapki z daszkiem i
wyglądaliśmy, jakbyśmy szli na wycieczkę. I okazało się, że jechaliśmy właśnie
na wycieczkę, ale Paddy nie chciał nic zdradzić. Dojechaliśmy taksówką do
dworca, dostałam bilet i miałam wsiąść do tego samego pociągu, co Patrick, ale
innym wejściem. Znowu ta jego ostrożność. Podróż trwała około godziny, potem
spacerkiem ze 20 min, na szczęście już razem, ale konspiracyjnie. Czułam się
jak mała dziewczynka, która musi ostrożnie iść poboczem. Miałam świetną zabawę,
ale Paddy się nie śmiał, bo myślał, że żartuję sobie z niego. Ujrzałam pagórek,
a za nim, w dolinie ogromne wesołe miasteczko. Oczy wyszły mi z orbit, bo takie
coś widziałam jedynie u wuja w Danii. Paddy zobaczył moją minę i rzekł:
P: „No to teraz się
zabawimy! Mamy cały dzień.”
O: „Wow! Ale wymyśliłeś.” –
rzuciłam się mu na szyję i cmoknęłam.
Najpierw poszliśmy do
kręcących się filiżanek, nie dość, że wkoło, to jeszcze wokół własnej osi.
Potem zakręceni mocno strzelaliśmy na strzelnicy i chyba dzięki tym filiżankom
nawet trafiłam raz, a Paddy aż cztery. Wygrał pluszowego misia, którego
oczywiście dał mi i czułam się normalnie jak w amerykańskim filmie chodząc z
tym misiem po parku rozrywki. Potem była kolejka górska, gdzie siedząc w drugim
wagoniku wtulałam się w Patricka i misia krzycząc w niebogłosy. Paddy
stwierdził, że skoro nie jesteśmy samochodem, to idziemy na piwo. Po nim
poszliśmy do labiryntu z krzewów – jak w Harrym Potterze. Szliśmy trzymając się
za ręce i jak już po raz czwarty byliśmy w tym samym miejscu, to popłakałam się
ze śmiechu. Co i rusz w jakimś zaułku się całowaliśmy, śmialiśmy jak
nastolatkowie. Potem mieliśmy jakiś szlak zakochanych – to było dobre.
Płynęliśmy łódką pod skałami, gdzie było ciemno i gdzie można się było całować
do woli, coś zaczęło na nas spadać i jak wyjechaliśmy z tunelu, to na łódce i
na nas było pełno płatków róż. Nie wiem, co się stało Patrickowi, ale
chodziliśmy cały czas po Parku objęci, często dawaliśmy sobie CMOKi, jakoś
przestał uważać na fanki. Może myślał, że te czapki z daszkiem nas uchronią. A
chyba ślepy by zauważył, że idzie para zakochanych. W jednym momencie
zobaczyłam jakby błysk flesza, ale nie zlokalizowałam „wroga”, więc pomyślałam,
że to inne tysiąc aparatów, co robią sobie zdjęcia. My też robiliśmy mega dużo
zdjęć. Wracaliśmy kolejką już udając, że się nie znamy, więc każde z nas miało
czas na swoje przemyślenia. Ten wypad do Parku Rozrywki był genialnym pomysłem.
Dzięki temu całkiem przestałam myśleć o nieprzyjemnych rzeczach, bawiłam się
świetnie. Po raz kolejny widziałam, że Patrick się stara i wreszcie było tak,
jak powinno być. Patrzyłam za okno, uśmiechnęłam się sama do siebie i
spojrzałam na Patricka, który cały czas patrzył na mnie z uśmiechem. Nie
kłamał, że mu zależy, widziałam to w jego oczach, spojrzeniu i uśmiechu.
Rozejrzałam się na boki i przesłałam mu CMOKa ledwo poruszając ustami. Zrobił
to samo. Dalsza droga minęła mi na rozmyślaniu i obserwowaniu Patricka. Pod dom
podjechaliśmy taksówką. Zawołaliśmy windę, bo już nie mieliśmy siły wchodzić po
schodach. Gdy tylko do niej weszliśmy pocałowałam mocno Patricka. Ledwo tylko
się oderwaliśmy od siebie, żeby móc wyjść. Pod drzwiami uczyniłam to samo.
P: „Dasz mi chociaż wyjąć
klucze?”
O: „Mhm…” – ale i tak nie
przerwałam.
Gdy drzwi się zamknęły od
środka Patrick powiedział:
P: „No! Teraz możesz mnie
całować.”
Nie musiał dwa razy
powtarzać. Po chwili zrobiło się gorąco i zorientowałam się, że mamy jeszcze na
sobie kurtki. Rozebraliśmy się, umyliśmy ręce w kuchni i Patrick oparł się o
blat mówiąc:
P: „Łee… tylko tyle? Myślałem,
że będziesz jeszcze całować…”
Popatrzyłam się bardzo
poważnie w jego oczy, powiedziałam donośnie „i będę” i zaczęłam dalej całować.
W jego objęciach czułam się dobrze, błogo i bezpiecznie. Wpletliśmy ręce w
swoje włosy, znowu zrobiło się bardziej gorąco. Przez ułamek sekundy pomyślałam
o tym, czego teraz chcę. Zdjęłam mu bluzę, widziałam zdziwienie, ale nic nie
powiedział. Włożyłam ręce pod t-shirta na plecach. Zaczęłam cofać się w stronę
sypialni nie odrywając się od niego i ciągnąc za sobą. Zdjęłam mu t-shirta, a
wtedy on wziął moją twarz w swoje ręce, spojrzał poważnie i spytał:
P: „Ola, czy jesteś pewna,
że…”
O: „Ciii, potem.” –
odpowiedziałam dokładnie tak samo, jak on kiedyś.
Poczułam, że chcę z nim być.
Tu i teraz. Patrzyłam na niego z uśmiechem, ale on dalej był zdziwiony. Chyba
nie wiedział czy dobrze odczytuje z mojej twarzy. Powróciłam więc do całowania
ściągając jednocześnie swoją bluzę. Krok po kroku ciągnęłam go za sobą w stronę
sypialni i to ja grałam pierwsze skrzypce. Paddy był zbyt oszołomiony.
Zachciało mi się w końcu śmiać i pociągnęłam go na łóżko mówiąc „no chodź tu”.
Wtedy roześmiał się w głos i przejął inicjatywę. Było pięknie! Paddy bardzo się
starał. Nawet się nie zorientowałam, kiedy zasnęłam. Przekręcając się poczułam,
że łóżko obok jest puste, więc obudziłam się i poszłam do salonu. Patrick leżał
na sofie, miał pióro w dłoni i notatnik przed sobą. Gdy usłyszał drzwi sypialni
obrócił głowę i powiedział:
P: „Hi Sweetheart, come
here.”
Cmoknęłam go w czoło i
usiadłam tak, że oparł swoje nogi na moich kolanach. Oboje mieliśmy błogie
uśmiechy.
O: „Co robisz?”
P: „Piszę. Poczułem wenę.”
O: „Oooo, co piszesz?
Piosenkę?”
P: „Nie, nie piosenkę.”
O: „Dalej będziesz taki
tajemniczy?”
P: „Wiersz piszę. Ale może
kiedyś nada się na tekst piosenki.”
O: „Przeczytasz mi?”
P: „Jeszcze nie teraz. Jak
przyjdzie odpowiedni czas.”
O: „Łeee… Ale ładne masz
pióro. Dobrze Ci się nim pisze?”
P: „Dobrze. Najlepiej!” –
usiadł i wtulił twarz w moje włosy.
P: „Chcę Ci podziękować. To,
że…”
O: „Nenenenene! Nie komentuj
nic. Jest dobrze.”
P: „Jest dobrze?”
O: „Jest dobrze. Mi z Tobą.”
P: „To dobrze.”
O: „Bardzo dobrze.” –
zaczęłam chichotać, Paddy dołączył do mnie. Cały czas był przytulony, więc
cmoknęłam go w szyję.
P: „A to za co?”
O: „Chyba, na co?”
P: „Na co?” – nie zrozumiał.
O: „Na zachętę.”
P: „Ola!”
Zrobiłam minę świadczącą
„ale o co chodzi?”, po czym Patrick zaczął zachowywać się jak szaleniec
łaskocząc, całując i rozbierając jednocześnie. Oboje byliśmy stęsknieni za
sobą, za bliskością.
Ale pięknie... Nic, tylko się rozmarzyć... :)
OdpowiedzUsuńTa Ola, to by mogła latać nad chmurami, tak buja w obłokach i jest taką niepoprawną romantyczką. Haha!
UsuńFantastycznie chyba ostatnie lody zostały przełamane. Pięknie było.
OdpowiedzUsuńNa zachętę
OdpowiedzUsuń