piątek, 11 lipca 2014

152. Ania – kwiecień 2011



Rano wstałam o 7 i zrobiłam śniadanie dla chłopców, a Joey zawiózł ich do szkoły. Ja miałam ich odebrać. Joey pojechał na spotkania biznesowe, a potem miał iść do dewelopera. Posprzątałam, ugotowałam obiad. Sama nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Potem pojechałam po dzieciaki. Wracaliśmy ze szkoły i zadzwonił Joey, że już mamy dom. Chłopaki aż zaczęli krzyczeć z radości, a my się z nich śmialiśmy. Chciałam Oli powiedzieć, zadzwoniłam i okazało się, że odebrał Paddy i powiedział, że Ola jest chora, ma wysoką gorączkę, że sam dopiero się dowiedział i jest u niej. Biedna Ola, miałam nadzieję, że będzie coraz lepiej. Poprosiłam, aby Paddy mnie informował o tym jak ona się czuje. Zmartwiłam się tym, ale co miałam zrobić? Byłam daleko, dobrze, że chociaż Paddy tam był. Joey też był zasmucony tym faktem. Potem powiedział, że musimy poważnie porozmawiać i położył przede mną kartę, taką bankomatową.
A: „Co to jest?”
J: „Karta do bankomatu. Rozmowa będzie dotyczyć finansów.”
A: „Ale...”
J: „Kochanie. Wiem, że chcesz protestować, ale najpierw mnie wysłuchaj, ok?”
A: „No dobrze, słucham.”
J: „Jakby nie patrzeć kupiliśmy dom, teraz trzeba go wyposażyć, a ja się nie będę do tego wtrącał. Zostawię to Tobie, a nie chcę, abyś była zależna w sensie, żeby mnie prosić o gotówkę, wolę, abyś miała kartę i sama sobie radziła. Wiadomo, że jak będziemy umawiać ekipy remontowe, to ja się tym zajmę, ale możliwe, że będziesz musiała ich też nadzorować.”
A: „Oczywiście, że się tym zajmę, ale dopiero jak się przeprowadzę. Joey, ale sam wiesz, że będzie mi głupio.” –  nie zdążyłam nic powiedzieć, bo od razu się odezwał.
J: „Ann, spokojnie. Uważam, że tak będzie wygodniej. Chcę, aby w naszym domu było wszystko, co powinno być. Jesteśmy razem, będziemy razem mieszkać, więc bez sensu by było jakbyś musiała mi mówić, że potrzebujesz kasy. Wolę, abyś miała kartę i mogła nią płacić, nawet za jedzenie. Sama wiesz, chyba gorzej by było jakbyś musiała mnie prosić.”
A: „Rozumiem Cię, ale dlatego ja też chcę pracować, by nie być zależną.”
J: „Wiem, ale na dom ja dam, a pieniądze, które zarobisz będziesz miała dla siebie. Proszę Cię, chociaż raz nie dyskutuj, tylko się zgódź.”
A: „Joey, Skarbie, ale naprawdę będzie mi głupio.”
J: „Wszystko jest ok i pod kontrolą. Chcę, aby wszystko było dobrze, bo namówiłem Cię do zmiany, ogromnej zmiany w życiu, dlatego też chcę by niczego Ci nie brakowało. Dlatego proszę Cię, zgódź się na taki układ.”
A: „Dobrze, ale...”
J: „Bez ale, proszę?”
A: „Dobrze, ale niechętnie.”
J: „Tak lepiej.”

Przytuliłam się do niego. Nie byłam zadowolona z takiego układu, bałam się, że potem ktoś powie, że lecę na jego kasę. Pomyślałam, że szkoda, że Ola jest chora, bo bym się jej poradziła jak ona to widzi. Nie chciałam jej zawracać głowy takimi sprawami. Od dziecka byłam uczona, że muszę być niezależna, dawać sobie radę, a tu w pewnym sensie byłam zależna od niego. Inaczej by było jakbym była jego żoną, ale nie byłam. Rozumiałam go, dlaczego tak chce, jego też uczono, że to faceci są odpowiedzialni za dom i on to do tej pory robił. To on utrzymywał rodzinę, dom. Dla niego też to była nowość, że byłam niezależna. Obydwoje musieliśmy się przyzwyczaić do takiej sytuacji, ja do tego, że on utrzymuje dom, a Joey do tego, że jestem niezależna i nie do końca pozwalam mu się kontrolować. Wiedziałam, że to jest kwestia dotarcia i niestety trochę to potrwa. Już chyba żadne z nas nie miało nic więcej do dodania, więc poszliśmy spać.
W piątek rano Joey sam zajął się chłopakami i śniadaniem, zostawił tylko kartkę, żebym ich odebrała. On oczywiście miał swoje sprawy i miał wrócić po południu. Pokręciłam się trochę po mieszkaniu, posprzątałam, sprawdziłam pocztę. Miałam czas dla siebie i w końcu mogłam poleniuchować. Zastanawiałam się nad wyborem firmy, w której miałam pracować, bo jak myślałam tak się stało, było miejsce w obydwu firmach. Miałam niezły dylemat, bo i tu i tu mi się podobało. Miałam kilka dni na przemyślenie sprawy. Zapytałam Joeya o zdanie, ale on stwierdził, że tam, gdzie mi się bardziej podoba. Właśnie to było problemem, bo nie wiedziałam, gdzie bardziej. Nadal byłam w kropce. Pocieszyłam się faktem, że mam jeszcze kilka dni na zastanowienie się. W niedzielę leciałam z powrotem do Wrocławia, ale tylko na dwa tygodnie. 16 kwietnia miała być impreza u Patricii kończąca nagrywanie płyty. W końcu podjęłam decyzję, którą firmę wybiorę i stwierdziłam, że Wydział Promocji Handlu będzie lepszym wyborem. Skontaktowałam się z panią, która mnie rekrutowała. Miałam podjąć pracę od czerwca, więc w obecnej pracy złożyłam podanie o rozwiązanie umowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz