sobota, 12 lipca 2014

153. Ola – kwiecień 2011



Patrick z bólem serca poleciał w poniedziałek przed południem i to prosto do studia  nagraniowego. Dzwonił parę razy dziennie, aż nie zawsze odbierałam, bo jeszcze dużo spałam. Przekazałam pozdrowienia dla rodziny, a sama zadzwoniłam do Ani.

A: „No cześć, nareszcie, ale nas nastraszyłaś, jak się czujesz?” – wypaliła Ania, zanim ja zdążyłam powiedzieć „dzień dobry”.
O: „Cześć, powoli, wszystko Ci opowiem. Rozchorowałam się.”
A: „Wiem, dzwoniłam do Paddiego, powiedział, że jesteś chora. Do Ciebie nie mogłam się dodzwonić.”
O: „Zmogło mnie niesamowicie. Ale już lepiej. I nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Paddy nawiązał komitywę z Michałem.”
A: „No coś Ty?”
O: „No. Michał odebrał mój telefon i potem się mną opiekowali razem, a jeszcze na dodatek Paddy zadzwonił do Michała, żeby ten zanocował u mnie, bo Paddy się martwi. Myślałam, że padnę. Haha!”
A: „Haha, dobre, może teraz nie będzie już taki zazdrosny.”
O: „Mam nadzieję. Mów teraz, co u Was.”
A: „No to może przełączmy się na Skype, to od razu pokażę Ci domy, które jedziemy oglądać.”
O: „Ok.”
Pokazała mi parę projektów, trochę o nich rozmawiałyśmy. Spytałam czy dostała odpowiedzi z rozmów o pracę.
A: „Wyobraź sobie, że dostałam. Obie pozytywne. Myślałam, że dłużej się z tym zejdzie, a tutaj proszę. Teraz nie wiem, co zrobić.”
O: „Fiu fiu, teraz, to możesz wybierać. Gratuluję!”
A: „Dzięki. Cały czas o tym myślę, co wybrać.”
O: „W tym, to Ci nie pomogę, tu już musisz sama. A jak tam ogólnie z Joe?”
A: „Super, trochę dziwnie się czuję, bo po mieszkaniu już jak pani domu się krzątam, ale obojgu nam się to podoba. Poza tym jest naprawdę cudownie. A to dopiero urlop, jak coś postanowię, to będę składać wypowiedzenie we Wrocławiu.”
O: „No tak, najpierw dowiedz się, że Cię tam chcą i weź najlepiej list intencyjny, a dopiero potem składaj wypowiedzenie. Żeby nie było.”
A: „Masz rację, dzięki za radę. A teraz powiedz, jak tam u Was?”
O: „Na razie nijak. Ale wiesz, plus ma, bo jak się tylko dowiedział, że ja chora, to w mig przyleciał. Przez to, że się źle czułam, to wiesz, tak tylko luźno rozmawialiśmy, widzę, że się bardzo stara, a ja też zaczynam sobie z tym radzić. Nie myślę o tym non-stop.”
A: „No brawo! Jestem z Ciebie dumna!”
O: „Dzięki, ale jeszcze potrzebuję trochę czasu na… No ogólnie potrzebuję czasu.”
A: „Spoko. I tak zrozumiałam. Haha!”
O: „Haha… Dobra, dobra, co jeszcze powiesz?”
Porozmawiałyśmy jeszcze o przysłowiowej dupie Maryni i rozłączyłyśmy się.

Musiałam jeszcze tydzień zostać w domu, więc się kurowałam. Po zakończeniu nagrań, jakoś pod koniec tygodnia zadzwoniła do mnie Patricia, która wydębiła mój numer od brata. Zaprosiła mnie na imprezę mówiąc, że to ich tradycja, że zawsze po nagraniach mają balangę i każdy wtedy przychodzi, że Paddy wie, ale chciała osobiście mnie zaprosić i spytać o moje zdrowie. Bardzo mi było miło, powiedziałam, że zobaczę jak tam z urlopem i dam znać. Parę minut później zadzwonił Patrick.

O: „Halo.”
P: „Cześć. I co? Przylecisz?” – zaczęłam się śmiać.
O: „Ale macie szybki przepływ na łączach.”
P: „No mamy, Patty właśnie dzwoniła powiedzieć, że już z Tobą rozmawiała.”
O: „Tak, ale nie wiem czy to dobry pomysł?”
P: „Czemu?”
O: „Bo między nami nie jest tak, jak było i trzeba będzie robić dobrą minę do złej gry.”
P: „Do złej? Chyba nie jest aż tak źle?”
O: „Nie, nie, źle się wyraziłam. Ale nie jestem gotowa na czułości.”
P: „Ola, ale przecież ja widzę, że nie jesteś gotowa. Z resztą przy innych nie okazujemy sobie zbytnio uczuć. No chyba że przy Ann i Joe, ale oni są w temacie.”
O: „W sumie, to masz rację. Jeśli nie muszę udawać, to spróbuję załatwić urlop.”
P: „Yeah, super, daj znać czy się udało.”

Udało się. I to bez żadnego problemu. Wzięłam wolne na piątek i poniedziałek i zadzwoniłam do Patricii z mojego niemieckiego numeru. Ucieszyła się bardzo, że się spotkamy. W tej rodzinie chyba wszystkie informacje rozchodzą się z prędkością światła, bo niedługo potem zadzwonił do mnie Joey. Już myślałam, że coś się stało, że on dzwoni, a nie Ania, ale on specjalnie, bo miał prośbę. Ania miała wracać autem z Kolonii do Wrocławia, żeby zabrać swoje rzeczy i chciał mnie poprosić, żebym wróciła z nią, bo to długa droga, a on nie może akurat wtedy z nią jechać. Odrzekłam, że nie ma problemu, to kupię tylko bilet lotniczy w jedną stronę. Podziękował, spytał jeszcze o to samo, co Ania, powiedziałam to samo, co Ani i się rozłączyliśmy.

Patrick witał mnie na lotnisku w czwartek po 20. Słońce świeciło, było ciepło. Poczułam radość w sercu, gdy zobaczyłam znajomy samochód i Patricka wyłaniającego się jak mnie tylko ujrzał w lusterku. Pod wpływem chwili nawet nie zwolniłam, puściłam walizkę, aż łupnęła i wpadłam w jego ramiona. Zdziwił się, ale od razu oddał uścisk. Tak jak oddał pocałunek Bren… Nie! Nie myśleć o tym! Wcale nie myśleć! Powiedziałam tylko „Hi Patrick” i pocałowałam. Był naprawdę w niezłym szoku. A ja całowałam, aż mi zabrakło tchu. Poczułam, że się rozejrzał dookoła, oderwał i powiedział:
P: „Damn it! Ola, bo jeszcze ktoś nas tu zobaczy. Wsiadaj, jedziemy!”
Otrzeźwiło mnie w jednej chwili, wsiadłam, Patrick schował walizkę i ruszyliśmy.
P: „Stało się coś Skarbie?”
O: „Nie, dlaczego?”
P: „No bo tak ładnie mnie przywitałaś.”
O: „Miałam taką chęć, to tak zrobiłam.”

Patrick tylko się uśmiechnął i zaczął rozmowę o płycie. Nawijał jak nakręcony.

1 komentarz:

  1. Widać, że Ola bardzo się stara. Wcześniej trochę myślałam, że jej przestało zależeć.

    OdpowiedzUsuń