niedziela, 20 lipca 2014

161. Ola, Ania – kwiecień 2011



Droga do Wrocławia upłynęła nam w przyjemnej atmosferze i pogadałyśmy wreszcie o wszystkim. Wpadłam do autokaru w ostatniej chwili, a rano poszłam prosto do pracy. Było ciężko, ale dałam radę. Miałam problem z zakupem biletu na samolot. Na piątek przed Majówką zostały już drogie loty, a ja spłukałam się opłacając port na sezon. Nie wiedziałam, jak wybrnąć z sytuacji, Patrickowi nie chciałam mówić, że nie mam kasy, więc napisałam mu smsa, że będę dopiero w sobotę, a powrotny mam we wtorek rano. Nie zdążyłam kupić biletów, jak zadzwonił Paddy z informacją, że znalazł bilety na piątek po pracy do wtorkowego wieczora i czemu ja nie mogłam ich znaleźć. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc mówiłam nieco zacukana.
O: „Tak, eee, ja je widziałam, ale wiesz, jednak wolałabym kupić tamte.”
P: „Ale dlaczego? Mielibyśmy więcej czasu razem.”
O: „Wiem, ale nie zawsze nam się udaje, bo czasem trzeba wybrać coś innego.” – całkiem zamotałam.
P: „Ola, do rzeczy. Możesz mi powiedzieć, o co chodzi?” – a ten też nic a nic się nie domyślił.
O: „Jeju, Paddy, te bilety są trzy razy droższe niż te, co ja wybrałam.” – nastąpiła cisza.
P: „Ojej, kochanie, przepraszam, zupełnie o tym nie pomyślałem. Masz problemy finansowe?”
O: „Nie no, nie to, że problemy, chwilowo nie mam aż tyle, bo opłaciłam port na łajbę.” – okropnie głupio się czułam mówiąc to.
P: „Czemu nie powiedziałaś?”
O: „A co miałam powiedzieć?” – znowu nastała cisza.
P: „Kochanie, to ja chciałbym kupić dla Ciebie te droższe bilety, żebyś mogła być ze mną dłużej.”
O: „Zapomnij! Nie będziesz…”
P: „Ola, bez przesady! Skoro Ty nie możesz teraz, a ja mogę, to w czym jest problem?”
O: „Bo ja muszę sama.”
P: „Ale jesteś uparta! Ale czasem ja też potrafię być uparty. Kupuję te bilety i kropka, a rozmowę dokończymy na wizji u mnie.”
O: „Ale…” – znowu chciałam protestować.
P: „Żadnego ‘ale’. Rozłączam się i zaraz Ci wyślę bilety, całuję, pa!” – i się rozłączył.
Z jednej strony byłam na niego zła i było mi cholernie głupio, ale z drugiej cieszyłam się, że będziemy dłużej razem.

Postanowiłam zajrzeć na forum i zobaczyć, co się dzieje i nie dość, że znalazłam sporo naszych zdjęć z Parku Rozrywki, to jeszcze w temacie Joey’a dziewczyny pisały, że przeszkodziły jemu i tej nowej w śniadaniu i aż się Joey zezłościł, a ta nowa go uspokoiła i była dla nich miła. Od razu zadzwoniłam do Ani, nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Ona mi opowiedziała, jak to wyglądało z ich strony i śmiałyśmy się obie. Na forum odruchowo kliknęłam „odpowiedz” i napisałam „Dziewczyny, bo chyba jednak przesadziłyście. Tak przy śniadaniu?”. Potem pożałowałam, bo od razu zostałam zaproszona do przedstawienia się w odpowiednim temacie i hmm… no coś tam napisać musiałam. Co do naszych zdjęć, to podejrzewałam, że Paddy się wkurzy. Były już bardziej wyraźne, widać było mnie, parę zdjęć z pobytu na piwie, parę jak sobie chodzimy i trzymamy za ręce, a jedno jak mnie obejmuje i daje buzi, ale na szczęście daszki czapek nas zasłaniają. Miałam tę samą kurtkę, co w Paryżu, to fanki sprytnie połączyły fakty, a te dwie Niemki, co mnie widziały z Kirą potwierdziły, że to ta sama osoba. Więc były już pewne, że Paddy ma dziewczynę, która najprawdopodobniej jest Polką mieszkającą w Warszawie, bo sam mówił w wywiadzie, że tam mieszka ktoś ważny. Wszystko sobie połączyły i wydedukowały. No i zrobiły to dobrze, wszystko się zgadzało. Trudno, trzeba będzie stawić temu czoła.

Ania
Byłyśmy z Olą umówione na kolejny kurs do Kolonii, tym razem z moimi rzeczami, ale to dopiero za miesiąc. Na święta Wielkanocne Joey miał przylecieć do mnie z czego się cieszyłam, bo niedługo wyjeżdżałam i mojej rodzinie było smutno z tego powodu, mi też. Czas do świąt upłynął mi przy pakowaniu, sortowaniu, a potem gotowaniu i pieczeniu. Joey przez telefon powiedział, abym nie przyjeżdżała na lotnisko, bo on dojedzie sam. Właśnie gotowałam obiad, bo wyliczyłam, że on zaraz będzie. Otworzyły się drzwi i wszedł Joey, a za nim stali chłopcy, którzy krzyknęli „niespodzianka”. Joey nic a nic się nie wygadał, że będzie z chłopcami. Ucieszyłam się, że ich widzę i przywitałam się. Oni się rozglądali, a my z Joeyem się przywitaliśmy pocałunkiem. Zjedliśmy obiad i poszliśmy na spacer, bo chłopcy nigdy nie byli we Wrocławiu. Było ciepło, więc miło było spacerować. Przeszliśmy się po Rynku, a potem oglądaliśmy jachty, które cumowały na przystani. Na kolację poszliśmy do pizzerii, bo chłopcy mieli ochotę na pizzę. Czasem zastanawialiśmy się i nawet o tym rozmawialiśmy czy za bardzo im nie pobłażamy, a nie chcieliśmy im zrobić krzywdy. Jak to Joey ujął trzeba ich wychowywać, bo na razie ich tylko rozpieszczaliśmy, a to się musiało zmienić. Joey miał porozmawiać z Tanją i ustalić pewne sprawy. Teraz jednak cieszyliśmy się własnym towarzystwem, słońcem, świętami. W sobotę pojechaliśmy do mojej mamy pomóc jej w wypiekach i gotowaniu. Poszliśmy do kościoła poświęcić jajka. Chłopcom się podobało choć nie rozumieli. Moi rodzice znali już Joeya, więc było prościej, ale chłopców widzieli po raz pierwszy. Tata z nimi rozmawiał po angielsku, a mamie tłumaczyliśmy. Mama powiedziała, że są dobrze wychowani i widać, że mnie lubią. Luke oczywiście był onieśmielony, ale Leon szybko sobie poradził, szczególnie jak zjawił się Michał, mój 9-cio letni siostrzeniec i bawili się we trójkę. Wieczorem pojechaliśmy do domu, a w niedzielę przyjechaliśmy na śniadanie do mojej mamy, gdzie były moje siostry. Było super, dzieci bawiły się dobrze, a wieczorem Michał przyszedł do mnie i zapytał czy chłopcy mogą na noc do niego pojechać. Zapytałam Joeya i chłopców czy chcą. Chcieli, więc im pozwoliliśmy i tak w poniedziałek jechaliśmy na obiad do Darii, więc nie było problemu. Rozmawialiśmy z Joeyem pół nocy o domu, powiedział, że już dostał klucze i na początku maja będzie ekipa, która oceni, co trzeba zrobić. Ustaliliśmy, że on się tym zajmie, a ja już resztą tzn. urządzaniem, kolorami ścian. Ufał mi, że wszystko urządzę tak, aby było dobrze. Poinformował mnie też, że przez kilka miesięcy będzie miał więcej pracy, bo maratony, wywiady i będzie miał kilka występów w TV, reklamy, próby, a na koniec roku Stille Nacht. Zapowiadał się gorący okres dla niego i dla mnie. Potem kochaliśmy się, bo będąc sami mogliśmy nacieszyć się sobą. Pojechaliśmy na obiad do Darii, gdzie zostaliśmy oblani przez chłopców wodą, ale tylko trochę. Bawiliśmy się świetnie, ale czas szybko zleciał. We wtorek rano zjedliśmy sobie we czwórkę śniadanie, potem poszliśmy na spacer, obiad i lody. Około 18 odwiozłam ich na lotnisko i polecieli. Nie martwiliśmy się tym, bo ja miałam jechać do Kolonii, no i tam zostać. Czekała mnie przeprowadzka, potem ogarnięcie tematu z domem, nowa praca.

2 komentarze:

  1. Zapomniałam, że chłopcy byli we Wrocławiu. No całkiem!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapomniałam, że chłopcy byli we Wrocławiu. No całkiem!

    OdpowiedzUsuń