piątek, 13 czerwca 2014

141. Ola, Ania – marzec 2011

Ola
Patrzyliśmy się z Patrickiem na siebie. Poczułam ucisk w sercu, a w jego oczach też było widać ból.
O: „Co tu robisz?” – moje pytanie go otrzeźwiło – „Powiedzieli Ci, że tu są, tak?” – poczułam złość.
P: „Kto? Joey? Nie, nic nie powiedział, głupek jeden. Przyjechałem, bo… chcę z Tobą porozmawiać i spędzić razem Twoje urodziny.”
O: „Chyba, żeby zepsuć mi imprezę.”
P: „Nie mam takiego zamiaru, nawet o niej nie wiedziałem. Chcę porozmawiać.”
O: „Ale po co? O czym? Wszystko wiem i nie chcę o tym rozmawiać.”
P: „O nie! Długo się nie odzywałem, dałem Ci dużo czasu, nie dzwoniłem, nie pisałem.” – zdziwiła mnie jego stanowczość, cały czas siedziałam na łóżku, a on zaczął chodzić w tę i z powrotem. – „Zrobiłem głupotę dając się podejść, ale przyznałem się, nic nie zataiłem, powiedziałem całą prawdę, bo nie chciałem Cię oszukiwać. Wolałem to, niż żyć w kłamstwie, bo obiecaliśmy sobie szczerość. Wytłumaczyłem się, przeprosiłem, dałem Ci czas, bo wiedziałem, że sama musisz to przetrawić, ale minął ponad miesiąc i ja też mam swoje uczucia. Nie mogę dłużej żyć nie wiedząc, co u Ciebie, nie słysząc Cię i nie widząc. To jest nie do zniesienia, dlatego jestem tu i proszę Cię, żebyś dała mi szansę. Nam szansę.”
Po jego monologu w ogóle nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Widać było, że żałuje, że jest mu przykro i nie wie, co ja zrobię, jednak mówił głosem dość stanowczym. Walczyłam ze sobą, żeby się nie popłakać.
O: „Ale jak Ty to sobie wyobrażasz? Zjawiasz się tu i myślisz, że rzucę Ci się na szyję powiem, że tęskniłam i wszystko będzie ok?” – powiedziałam to bardzo spokojnie i cicho.
P: „Nie, tak nie myślę, ja...”
O: „Jak ja mam Ci teraz zaufać, uwierzyć? Będę żyła w ciągłym strachu, że jak nie ona, to jakaś inna Cię podejdzie i skończy się jeszcze gorzej? Dziękuję bardzo.”
Usiadł na łóżku obok mnie, dotknął mojej dłoni, na co przeszedł mnie prąd na całym ciele, więc ją cofnęłam. Tak bardzo chciałam się do niego przytulić, serce waliło mi jak młotem.
Ania
Nie zdążyłam o nic spytać ani się przywitać, bo przyszedł Joey, przerzucił mnie przez ramię i wyszedł zasuwając za sobą drzwi. Postawił mnie dopiero w kuchni i zamknął tam drzwi od środkowego pokoju. Przez chwilę nic nie mówił tylko popatrzył na mnie, a potem przyciągnął do siebie i przytulił.
J: „Kochanie, myślisz, że się dogadają?”- spytał szeptem Joey.
A: „Mam nadzieję, że tak. Dużo z Olą rozmawiałam i wiem, że co nieco sobie przemyślała i Ty  pomogłeś i Twoje słowa.”
J: „Mam nadzieję, że będzie już lepiej, że pogadają. Tego im życzę.”
A: „Będzie dobrze.”- uśmiechnęłam się do niego - „Chodź przygotujemy śniadanie.”
Zajęliśmy się przygotowaniem śniadania i w między czasie rozmawialiśmy. Zapytałam czy to on powiedział Paddyemu, że tu będziemy, ale Joey aż się oburzył i powiedział, że chyba sobie żartuję. Pomyśleliśmy, że Paddy sam wpadł na pomysł i przyjechał na Oli urodziny. Joey pokroił chleb i dorobił jeszcze herbatę dla Paddyego, a ja pokroiłam i poukładałam resztę składników do kanapek. Choć Joseph marudził, że jest głodny to czekaliśmy na nich. Potem stwierdził, że on musi rozczesać włosy, więc mu powiedziałam, żeby przestał marudzić tylko niech pójdzie do pokoju i weźmie szczotkę. Miałam ubaw z niego, bo skradał się jak jakieś dziecko, które coś spsociło. Jak wrócił miał ubawioną minę.
J: „Cicho coś tam i są dwa wyjścia: albo nie gadają wcale albo się godzą.”
A: „I tu się mylisz. Ja bym obstawiała, że albo nie gadają wcale albo cichutko gadają, ale nie wydaje mi się, że się tak godzą jakie masz godzenie na myśli.”
J: „Ale faceci tak właśnie się lubią godzić.”- upierał się Joey.
A: „Ale wiem, że Ola nie i nawet mogę się o to założyć.”
J: „Ok. To o co się zakładamy?”
A: „Nie wiem. Wiem, że wygram, więc muszę szybko coś fajnego dla siebie wymyśleć.”
J: „Taka jesteś pewna?”- wątpił nadal Joey.
A: „Kochanie, a Ty sądzisz, że po takim czymś, tak od razu chciała by iść z nim do łóżka, no proszę Cię.”
J: „Cholera, masz rację. Wycofuję się z zakładu.”
A: „Przegrałbyś.”- uśmiechnęłam się do niego.

1 komentarz: