wtorek, 3 czerwca 2014

131. Ania – luty 2011



Ania 
W środę wieczorem Joey pojechał po chłopców, jak przyjechali widziałam po zachowaniu Joe, że miał spięcie z Tanją, ale przy chłopcach nic nie mówił. Ustaliliśmy, że w czwartek i w piątek będę odbierała chłopców ze szkoły, a potem pojedziemy do Kall. Leon opowiadał mi o wszystkim, co było w szkole, a jak dojechaliśmy, to nie chciał mnie opuścić na krok wszystko chciał mi pokazać. Więc zwiedzałam studio i dom z nim. I nie ważne dla niego było to, że już tu byłam w grudniu. Jimowi bardzo się to nie podobało, że mały się do mnie przytula, siedzi mi na kolanach. Mały mnie lubił, byłam tam z nim i dla niego to się liczyło w tej chwili. Dzieci nie myślą takimi kategoriami, że mniej czy bardziej będzie kochał teraz mamę czy tatę. Dla niego było to proste. Mama, to była jego mama. Ale chciał być z tatą, a i mnie akceptował, więc się cieszył, że ja też jestem w jego życiu. Patrzyłam na Paddyego i uwierzyć nie mogłam, wyglądał fatalnie. Nie rozmawiałam z nim, ale go obserwowałam. Był raczej nieobecny duchem. I tak nam minęły czwartek i piątek.
W sobotę rano pojechaliśmy do studia, bo Joey musiał nagrać parę piosenek i muzykę jako podkład do innych. Chłopcy pojechali z nami, ale poszli się bawić z innymi dziećmi. Zobaczyłam Paddyego, który siedział na sofie w pokoju nagraniowym z gitarą i coś notował na kartce. Pomyślałam, że tworzy. Był bardzo smutny i widać to było. Przywitałam się ze wszystkimi, a do niego się uśmiechnęłam. Miał minę jakby się tego nie spodziewał, wyglądał tak jakby myślał, że ja też nie będę chcieć z nim rozmawiać. Joseph rzucił tylko do niego cześć i tyle. Zauważyłam, że Angelo widział tą sytuację i się nad czymś zastanowił. Siadłam sobie przy stoliku i włączyłam laptopa. Sprawdziłam pocztę, potem zaczęłam oglądać domy i zauważyłam, że minęły chyba ze dwie godziny. Poszłam więc do Kiry, by jej pomóc. Śmiała się, że była po mnie, ale ja nic nie widziałam, bo coś sprawdzałam. Przeprosiłam ją, że nie pomogłam. Potem rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. W końcu zapytała.
K: „Ann, a mogę o coś zapytać?”
A: „Pytaj. Najwyżej nie odpowiem.”
K: „Dobrze. Czy wy zamieszkacie razem? Leon mi powiedział, ale wiadomo jakie są dzieci.”
A: „Tak, to prawda. Teraz szukam domu i pracy.”
K: „Super. A już macie coś na oku?”
A: „Nie, jeszcze nie. Szukamy, bo Leon bardzo chce z nami być, więc sama rozumiesz.”
K: „A co na to Tanja?”
A: „Zgodziła się, ale pod warunkiem, że będzie dom. Teraz ponoć jest za ciasno.”
K: „No tak, cała ona, ale fajnie, że się zgodziła. Mały spokojniejszy jest z Wami z tego, co widzę.”
A: „On ma charakter swojego taty. Łatwo to z nimi nie jest, ale daję sobie radę.”
Chciałam coś dodać, ale do kuchni przyszedł Jimmy.
JV: „Cześć. Właśnie przyjechałem. Dostanę coś do picia.”
K: „Cześć. Proszę bardzo. Powiedz na dole, że obiad za pół godziny.”
A: „Cześć.”
JV: „A tam co taka cisza przed burzą? Paddy nieobecny duchem, Joey rzucający gromy do niego i Angelo, który stara się uspokoić towarzystwo.”
A: „Kira zaraz wracam, pójdę na chwilę do Joeya.”
K: „Ok.”
Poszłam na dół do studia. Akurat Joseph coś do Paddyego mówił takim tonem, że aż mi mowę odebrało. Reszta patrzyła zdziwiona na to, co się dzieje. Jimmy zaraz za mną wszedł do studia. Chyba bardzo chciał się dowiedzieć, o co chodzi. Popatrzyłam na Joe i chyba zauważył mój wzrok, bo spojrzał na mnie.
A: „Joseph, mogę Cię na chwilę prosić?”- powiedziałam to zwyczajnym głosem, bo nie chciałam komentarzy, że coś między nami nie tak, jak i również bardziej wkopywać  Paddy’ego.
Paddy z zainteresowaniem popatrzył na mnie, ale zaraz spuścił wzrok i zajął się pisaniem czegoś na kartce. Joey nic nie powiedział, tylko pokazał ręką drzwi na podwórko. Wyszliśmy.
J: „Co? Pewnie zła jesteś, że się go czepiam? Ale jak mam się nie złościć jak on coś takiego zrobił?”
A: „Skarbie, ale on nie Tobie to zrobił, a po drugie dołujesz go, a on zdaje sobie sprawę, co się stało, zbastuj trochę. Po trzecie reszta nie wie, a po Twoim zachowaniu widzą, że coś nie tak. Proszę Cię.”
J: „A może niech się dowiedzą. Dlaczego mam to dla niego zrobić?”
A: „Bo jest Twoim bratem oraz przyjacielem. Zrobiłby to samo dla Ciebie.”
J: „Dobra. W sumie masz rację, po co inni mają wiedzieć.”
Staliśmy chyba ze dwa metry od siebie, Joey podszedł do mnie i przytulił się.
J: „Dobrze, że Cię mam i wszystko jest dobrze. W sumie żal mi strasznie Oli, ona teraz cierpi, ale chciałbym, aby wszystko było między nimi ok.”
A: „Wiem, że im dobrze życzysz. Jesteś teraz zły na niego i nic na to nie poradzę. Wiesz co? Wyciągnę go na spacer i pogadam. Nie masz nic przeciwko?”
J: „Z Paddym możesz, nie jestem o niego zazdrosny. Ja na razie nie potrafię z nim spokojnie gadać, mimo że chcę pomóc.”
A: „Wiem kochanie, to wracajmy.”
Poszłam do Kiry, bo już kończyła obiad. Zawołałyśmy dzieci, które poszły umyć ręce. Luke z Gabrielem zawołali pozostałych na obiad. Joey usiadł sobie z braćmi i zostawił mi miejsce koło siebie. Obok mnie usiadł Paddy. Jak było już głośno i gwarnie, wiedziałam, że inni nas nie usłyszą zapytałam czy wybierzemy się na spacer. Kiwnął tylko głową. Potem już rozmawiałam z Kirą, dzieciakami. Leon jak skończył jeść, to nie mógł mi odpuścić i przyszedł. Joey się śmiał, że oczywiście musiał się przytulić. Wszyscy poszli na dół nagrywać. Rozmawiałyśmy sobie z Kirą tak ogólnie i czułam, że coraz bardziej ją lubię. Jednak cały czas po głowie chodziła mi Ola i Paddy. Potem zamówiliśmy kolację, ponieważ było więcej osób i to było bez sensu gotować. Leon cały czas siedział mi na kolanach albo obok. My byliśmy do tego przyzwyczajeni, ale Jima to denerwowało. To było widać, cały czas coś dogadywał. W końcu doczepił się do Paddyego.
JV: „Hej, brat. A gdzie Ty zgubiłeś swoją dziewczynę? Coś dawno jej nie widziałem, ani nie słyszałem nic o niej.”
Widziałam, że Paddy aż głośno odetchnął, ale nic nie powiedział. Angelo zacisnął tylko pięści, a Joseph jak to on powiedział.
J: „A co Ty taki ciekawy Jim? Czy Paddy Cię pyta o Twoje prywatne sprawy? Każdy ma swoje prywatne życie, o którym nie musi mówić.”
JV: „Ale ja Paddyego pytam, nie Ciebie.”
P: „Joey już Ci powiedział, a ja nie muszę odpowiadać na głupie pytania.”
Ag: „Poza tym Ola jak wiem mieszka w Warszawie, to jak ma tu być?”
JV: „Tak tylko pytałem, ale jesteście nerwowi.”
J: „Czasem po prostu chcesz za dużo wiedzieć.”
JV: „Już nic nie pytam, coś dziś wszyscy trzej macie niezbyt fajny humor.”
Paddy popatrzył na Joeya i Jima, ale nic nie powiedział. Niestety wypytywanie Jima popsuło atmosferę i nikomu się już rozmawiać nie chciało. Każdy próbował rozładować jakoś atmosferę i Angelo zagadnął.
Ag: „Kto chce coś mocniejszego do picia?”
P: „Mi nalej. Choć nie. Muszę jakoś wrócić do domu.” – westchnął tylko i znowu zaczął coś notować.
Ag: „Joey, a może Ty go odwieziesz?”
J: „A ja to polecę do domu?”
JV: „Ha ha. Ale Was jest dwoje, więc zawsze jedno z Was może go odwieźć.”
J: „Ja na pewno nie będę pić, bo mam zawody za kilka dni. Jak chcesz, to możesz. Ja Cię odwiozę, a Ann pojedzie naszym autem. Ok, kochanie?”
A: „Pewnie, nie ma sprawy.”
P: „Dzięki. Chyba dziś potrzebuję.”
J: „To się napij.”
Paddy podszedł do Angelo, który właśnie nalewał piwo do szklanek. Siedli na kanapie i pili jedno za drugim gadając. Naliczyłam z sześć piw i pomyślałam dość. Podeszłam do Angelo stanęłam obok, bo akurat nalewał piwo i powiedziałam:
A: „Angelo. Nie nalewaj mu więcej, proszę Cię. Już jest podpity, a to bez sensu.”
Ag: „Kurczę, masz rację, to już ostatnie.”
A: „Dzięki.”
Podeszłam do Josepha, który rozmawiał właśnie z Johnnym. John się uśmiechnął, a Joey mnie przytulił. Powiedziałam mu, że chyba musimy już iść, a przede wszystkim Paddy powinien już więcej nie pić. John powiedział, że koniecznie i Joey podszedł do Paddyego.
J: „Stary, chodź, jedziemy już. Odwiozę Cię.”
P: „Jasne. A może mnie odwieźć Ann?”
J: „Może, ale więcej nie pij. Chodź!”
Ag: „Niech nie topi smutków w alkoholu."
Angelo popatrzył na mnie znacząco, poczułam, że wie więcej niż mi się wydaje.
Ag: „Ann pogadaj z nim. Chyba bardziej potrzebuje teraz kobiecego punktu widzenia.”- powiedział Angelo szeptem.
A: „Jasne. Pogadam. I tak miałam taki zamiar.”
Paddy zamiast wyjść, to właśnie zaczął gadać przy drzwiach blokując wszystkich. Popatrzyłam na Josepha i powiedziałam do Paddy’ego, by dał mi kluczyki do samochodu. Paddy spojrzał na mnie, dał mi je, po czym przeczesał ręką włosy jakby zrozumiał, że za dużo mówi,  pożegnał się i wyszedł, a ja za nim. Leon trochę był zły, że nie jadę z nimi, ale wytłumaczyłam mu, że jadę odwieźć jego wujka do domu, a oni z tatą będą jechać za mną.

5 komentarzy:

  1. Zaczynam coraz bardziej żałować Paddyego. Może niech ta Ola mu wybaczy

    OdpowiedzUsuń
  2. Pijaczyna i gadała i już prawie wyglądał co się stało haha
    A Ann Angelo i Joey jaka konspiracja hihi

    OdpowiedzUsuń
  3. hehe:) zaraz sie wydarzy :) ale było ciężko to pisać, pamiętam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. :) ktoś dostanie w oko :)

    OdpowiedzUsuń