W poniedziałek rano obudził nas telefon, dzwoniła
Maite. Po krótkiej rozmowie umówiłam się, że pojadę po nią i Josephine,
zabierając je do Siegburga. Joey miał jechać na trening i potem załatwiać swoje
biznesowe sprawy. Chciałam mu zrobić niespodziankę i przygotować sypialnię,
więc umówiłam się z nim, że zadzwonię do niego. Jeśliby udało się wszystko
przygotować, to mieliśmy spać już w domu. Pomógł mi zapakować bagażnik, bo
jeszcze coś wywoziłam, ale powoli wszystko znikało z mieszkania. Zabrałam Maite
i małą Josie i ruszyłyśmy do Siegburga. Po dotarciu od razu zabrałyśmy się za
pracę i segregowałyśmy rzeczy. Częściowo już kuchnia była gotowa, za salon
wcale się nie zabierałyśmy, bo po naradzie uznałyśmy, że najpierw przygotujemy
pomieszczenia, które są potrzebne do mieszkania w domu. Około 11 przyjechały
meble, panowie zanieśli paczki z meblami na górę i złożyli łóżko i szafeczki.
Mieli wprawę i szybko im to poszło, my byśmy dłużej to robiły. Byłyśmy szczęśliwe,
bo zostało nam tylko ułożyć wszystko według projektu, umyć okna, założyć
zasłony, powiesić obrazki na ścianie. Zajęło nam to trochę czasu z przerwą na
obiad, ale byłyśmy zadowolone z efektu. Zadzwoniłyśmy do Oli, a potem
wysłałyśmy jej zdjęcia na maila. Około 18 Florent przyjechał z drugą córką po
Maite i Josie. Joey zadzwonił mówiąc, że już skończył pracę na dziś, to mu
powiedziałam, żeby przyjechał do Siegburga, bo mam dla niego niespodziankę.
Powiedział, że jedzie, pytał tylko czy będzie miał się w co przebrać.
Przyjechał po godzinie, stwierdził, że się wykąpie, a że łazienka na dole była
już w pełni sprawna to tam się udał, potem usłyszałam, że poszedł na górę do
pokoju dzieci, bo tam wiedział, że są już łóżka i pewnie myślał, że tam
będziemy spać. Byłam w kuchni, podeszłam do schodów i krzyknęłam.
A: „Joey!”
J: „No co tam?”
A: „Czy możesz mi z sypialni przynieść takie
niebieskie pudło, bo zapomniałam.”
J: „Dobrze, zaraz Ci przyniosę.”
Śmiać mi się chciało, ale po cichutku weszłam na
piętro i podeszłam do drzwi sypialni. Joseph stał na środku pokoju i rozglądał
się, stanęłam sobie koło drzwi i oparłam się o futrynę. Zobaczył mnie,
podszedł, przyciągnął do siebie i pocałował tak, że aż mi się nogi ugięły.
Potem staliśmy objęci, aż Joey odzyskał głos.
J: „Kochanie, to ta niespodzianka? Rewelacyjna ta
sypialnia.”
A: „Cieszę się, że Ci się podoba. Starałyśmy się z
Olą.”
J: „Rewelacyjnie. Tak powinna wyglądać sypialnia, mało
mebli, za to dodatki. Bardzo mi się podoba.”
A: „Meble niepotrzebne, bo mamy garderobę. A tu
powinno być przytulnie i miło, bo to taka nasza oaza.”
J: „Zrobiłyście tu kawał dobrej roboty. Ty, Ola.”
A: „I Maite. Dziś tu ze mną była i bardzo mi pomogła.”
J: „Teraz już wiem, dlaczego uparłaś się dziś tu
spać.”
A: „Chciałam Ci niespodziankę zrobić. A teraz chodź na kolację.”
J: „Nawet nie będę protestować.”
Zeszliśmy na dół, zjedliśmy kolację, a potem poszliśmy
do sypialni, długo w noc nie śpiąc. Rano Joseph miał świetny nastrój, żartował,
cały czas mnie całował, a potem stwierdził, że wybrałyśmy z Olą świetny
materac. Kolejną noc mieliśmy już spędzić w domu, bo Joey nie chciał słyszeć o
innej opcji, więc wymyśliliśmy wspólnie, że pojadę do mieszkania i tam skończę
pakowanie, Joey przyjedzie wieczorem i zabierzemy rzeczy dwoma samochodami, a
wtedy w mieszkaniu, gdy nic naszego nie zostanie, będzie go można posprzątać i
przygotować do wynajmu. Joseph stwierdził, że już nie chce inaczej, jak
mieszkanie w domu, mimo, że jeszcze nie
był gotowy. Po czułym pożegnaniu, każde wsiadło do swojego auta i pojechało w
swoją stronę. Pomyślałam, że dobrze, że w pracy była ta awaria, bo jestem w
stanie dużo rzeczy zrobić. Pościągałam ze ścian wszystkie obrazy, zdjęcia,
schowałam do pudła. Wiedząc, że nie będziemy już tu mieszkać mogłam wszystko
pakować jak leci, a nie tylko część rzeczy. Dzieci już w całości były
spakowane, więc po spakowaniu reszty naszych ubrań i innych szpargałów zrobiłam
sobie przerwę. Zadzwonił dzwonek do drzwi i okazało się, że to Tanja z dziećmi,
bo biedactwa stęskniły się. Przywitałam się z nimi, a po chwili dzieci poszły
przejść się po mieszkaniu, byli bardzo zdziwieni, że ich pokoju praktycznie już
nie ma, pytali gdzie są ich rzeczy, to wyjaśniłam, że część rzeczy jest już w
domu, a część tu, ale dziś z ich tatą zabierzemy pewnie i te, do domu. Leon
bardzo prosił by mógł przyjechać na weekend do nas, bo się stęsknił i jak Tanja
się wahała Luke poprosił ją o to też, by się zgodziła, a Lilly, zawsze zgapiała
po starszych braciach również do nich dołączyła. Tanja nie była pewna, bo nie
wiedziała czy tam jest gdzie spać, zapytała mnie o to, więc powiedziałam, że
tak. Wszedł Joseph do mieszkania i dzieci rzuciły się na niego z radości. Chyba
po 10 minutach mu odpuściły, więc powiedział do Tanji cześć, a mi dał buziaka,
byłam w lekkim szoku, bo nigdy wcześniej tego nie robił. Ona nie była
zadowolona tym co zobaczyła, a ja tylko się do niego uśmiechnęłam. Dzieci
poprosiły tatę, czy by nie mogli na weekend przyjechać do nas do Siegburga i
Joey się zgodził, pod warunkiem, że ich mama nie będzie miała nic przeciwko.
Chyba nie miała wyboru i wyraziła zgodę. Omówiliśmy sprawę z Tanją i musieli
iść, bo dzwonił Stive, że już wraca. Gdy wyszli Joey zapytał, co jeszcze trzeba
pakować, więc powiedziałam, że jeszcze łazienkę, kuchnię i szafę z przedpokoju.
Nie było szansy na zabranie wszystkiego, ale chociaż jakąś część. Joey poszedł
do łazienki i słyszałam jak wkłada wszystko do kartonów. Ja poszłam na korytarz
i do worka na śmieci wrzucałam buty, bo tak więcej się mieściło. Z drugiej
szafy wyciągnęłam płaszcze, kurtki i włożyłam to do takich specjalnych worków
foliowych. Kolejna szafa była z ręcznikami, obrusami, ścierkami oraz pościelą,
więc zapakowałam to do worków na śmieci. Joey przyszedł z łazienki i
powiedział, że tam nic nie zostało, to samo mogłam powiedzieć o przedpokoju.
Stwierdziliśmy, że więcej nie uda nam się spakować, więc zaczęliśmy to znosić
do samochodów. W moim aucie Joey tak poukładał, że dość dużo się zmieściło, bo
cały bagażnik, tylna kanapa, przednie siedzenie, a nawet na podłodze. W Josepha
aucie mniej się zmieściło, ale stwierdziliśmy, że dość dużo na raz. W sumie do
zabrania była tylko kuchnia, a raczej naczynia i garnki z niej. Cieszyłam się,
że mimo tego, że dom nie jest skończony, to już w nim będziemy, a reszta się
jakoś ułoży. W środę już pojechałam do pracy i udało mi się wyjść dopiero koło
18, bo przez awarię musieliśmy nadgonić pracę. Pojechałam do mieszkania i do 20
pakowałam, co się da z kuchni, by o 20:30 wyjść, bo musiałam jeszcze dojechać.
Zgodnie z prośbą, kontynuujemy bloga. Zapraszamy na części co drugi dzień, w każdy nieparzysty dzień miesiąca. Pozdrawiamy serdecznie! Ola i Ania
OdpowiedzUsuń