Obudził mnie Joey, który znowu próbował swoich
sztuczek, ale mu powiedziałam, aby dał mi spokój. Wkurzył mnie tym bardziej. Co
to miało być? Wydawało mu się, że zawsze może tak robić, a ja zapomnę o
wszystkim. Ale on nie odpuścił, przytulił się do moich pleców i głaskał mnie
delikatnie po ramieniu. Taka próba sił, które pierwsze ustąpi. Pomyślałam
trudno, niech wie, że nie może zawsze godzić się w ten sposób, jeśli mu się
wydaje, że tak mu się upiecze, to się myli, nie tym razem. Leżałam sobie, nawet
nie drgnęłam, nie pokazałam, że mi się podoba albo nie podoba. Chyba wiedział,
że nic nie zdziała, a tym gorzej będzie dla niego, jak nie odpuści. Ja nie
miałam zamiaru ustąpić, a on miał ostatnią szansę wycofać się z twarzą z tego
starcia, bo już czułam, że ma coraz bardziej ochotę na bycie razem. Więc dał
sobie spokój, co prawda leżał przytulony, ale nie dotykał mnie i nie całował w
kark, bo w pewnym momencie już to robił. Westchnął sobie, przytulił się
bardziej, a jego ręka zjechała na mój brzuch i już tam została. Chyba
stwierdził, że bardziej się wygłupiać nie będzie, nic tym nie zdziałał. W
niedzielę, gdy tylko otworzyłam oczy zobaczyłam twarz Joeya nad sobą. Uśmiechał
się.
J: „Gniewasz się jeszcze?”
A: „Nie wiem. Joey nie możesz mieć pretensji o to, że
dom jeszcze do końca nie jest gotowy, sam wiesz ile pracy to wszystko kosztuje.”
J: „Wiem. Przepraszam za wczoraj, nie powinienem mieć
pretensji, ale trochę mnie poniosło.”
A: „Ja wszystko rozumiem, wiem, że obydwoje ciężko
pracujemy, jesteśmy przemęczeni, jest dużo do zrobienia, ale nie możesz mieć do
mnie pretensji, że coś nie jest zrobione. Zawsze mnie wspierałeś i wiedziałam,
że mnie rozumiesz, ale Twoje zachowanie pokazuje zupełnie coś innego.”
J: „Jestem przemęczony, stąd to głupie zachowanie,
przepraszam. A dlaczego nie chciałaś się godzić?”
A: „Joey, nie wszystko da się załatwić przez łóżko,
zapamiętaj to sobie. Trzeba rozmawiać. Nie chciałabym, abyś coś przede mną
ukrywał. Pamiętaj o tym.”
J: „Ehy. Ooo słyszę dzieci, zaraz tu przyjdą zrobić
nam pobudkę.”
A: „Pewnie tak.”
Coś mi się nie spodobało, coś było nie tak. Chciał uniknąć
rozmowy, czyżby coś ukrywał przede mną. W głowie miałam dzwonki alarmujące, że
coś jest nie tak, ale odpuściłam sobie tym razem. Wpadły dzieciaki z okrzykami,
że są głodni. Zeszliśmy na śniadanie, a po nim wysłałam Joeya z dziećmi na plac
zabaw. Miałam trochę do zrobienia, a dzieci musiały się wyszaleć. Gdy tylko
poszli rzuciłam się w wir pracy, po dwóch godzinach zrobiłam sobie przerwę i
zadzwoniłam do Oli.
A: „Hej. Od tygodnia do Ciebie dzwonię, tylko ciągle
nie wykręcam numeru.”
O: „No hej. Nareszcie. Czekałam na to, co słychać?”
A: „Chyba jestem już zmęczona, bo wszystko mnie
wkurza.”
O: „Widziałam te zdjęcia. Gdzie były te dziewczyny, że
ich nie widziałyśmy.”
A: „Nie wiem, ale wkurzyły mnie. Cholera nawet sobie
nie mogę iść z Tobą na zakupy w spokoju.”
O: „Ania, spokojnie. Przecież się nic nie stało,
popiszą sobie, pogadają i dadzą spokój.”
A: „Ach. Mówiłam Ci, że wszystko mnie irytuje, a już
najbardziej on. Cholera sam chciał już tu mieszkać, a wiedział, że w dom trzeba
jeszcze dużo pracy włożyć. Nic nie dokończone, no chyba tylko sypialnia jest
skończona. Wczoraj miał pretensję, że jeszcze w salonie nie ma kanapy,
telewizora i nie mógł sobie poleżeć.”
O: „Ania, przecież Joey na pewno nie chciał nic złego
powiedzieć, on też jest zmęczony. Powinniście sobie jakieś wakacje zrobić. My
jedziemy do Barcelony, to nasze miasto.”
A: „Wiem, że jest zmęczony, ja również. Fajnie, że
będziecie mieć wakacje, my niestety nie, więc nie odpoczniemy.”
O: „A szkoda. A Ty nie denerwuj się, po co Ci to?
Tylko niepotrzebnie się będziecie kłócić.”
A: „Niby tak.”
O: „Aha. Czyli już tak się dzieje.”
A: „Szkoda słów, lepiej opowiadaj co tam słychać u
Ciebie.”
Ola opowiadała, a ja słuchałam. Dobrze było z nią
porozmawiać. Jak rozmawiałyśmy wrócił Joseph z dziećmi. Lilly z Leonem płakali,
Joey był wściekły, a Luke wystraszony.
O: „Słyszę, że chyba musisz kończyć. Co tam się
dzieje?”
A: „Ola, zdzwonimy się. Miłego popołudnia.”
Wyłączyłam się, podeszłam do nich.
A: „Co się stało?”
J: „Nie słuchali mnie. Były przepychanki i zlecieli z
drabinek. Jak mówię...”
A: „Joey, teraz opatrzę im kolana, bo widzę, że
trzeba, a potem z nimi porozmawiasz, ok?”
J: „Jasne. Będę w kuchni.”
A: „Luke, czy Tobie coś się stało?”
Lu: „Nie.”
A: „Dobrze, idź do łazienki i umyj ręce. Wszystko
będzie ok, tak?”
Lu: „Ale tata jest zły na nas.” – powiedział cicho
Luke, a ja się do niego uśmiechnęłam.
A: „Idź, nie przejmuj się. Damy sobie radę.”
Luke poszedł, widziałam, że bardzo mu było smutno.
Zabrałam dzieci do łazienki i umyłam im buzie, ręce i nogi, bo chciałam
zobaczyć, co się stało. Lilly miała trochę obdartej skóry na łokciu, a Leon na
kolanach. Przemyłam kolana i łokieć, nakleiłam plasterki i poszliśmy do kuchni,
gdzie był Joey. Przyszedł Luke.
J: „I co ja mam z Wami zrobić? Prosiłem tyle razy,
żebyście uważali na tych drabinkach i nie posłuchaliście mnie. Tu chodzi o to,
że coś mogło Wam się stać.”
Lu: „Tatusiu, my się tylko bawiliśmy. Nie
wiedzieliśmy, że możemy spaść.”
J: „Synu, ostrzegałem Was, że tak się może stać, więc
nie mów teraz, że nie wiedzieliście. Kary nie będzie, bo ...”
Li: „Już dostaliśmy za to, ja nie chcę kary.”
J: „Masz rację. Przepraszam za to, że Was...”
Popatrzyłam na niego bardzo zdziwiona. Uderzył dzieci?
No trochę mnie zszokował. Leon nic nie mówił, tylko z pod oka patrzył na tatę.
A: „Ok, jak już wyjaśniliście sobie wszystko to
zapraszam na obiad.”
Le: „Nie chcę jeść.”
A: „Leon, trzeba zjeść obiad.”
Le: „Nie!”
A: „Bardzo proszę nie krzycz.”
Le: „Nie chcę jeść!”
Widziałam, że Joey chciał się odezwać, ale szybko
pokiwałam głową na nie. Leon pobiegł na górę i trzasnął drzwiami.
A: „Siadajcie do stołu. Ja zaraz przyjdę.”
Joey chyba nie wiedział co zrobić, ale usiadł i dzieci
też. Nalał im zupę, a ja poszłam na górę do Leona. Leżał na łóżku i płakał.
Siadłam sobie koło niego i pogłaskałam go po głowie, nic nie mówiąc. Pozwoliłam
mu się wypłakać. Zapytałam, czy chce mi opowiedzieć co się stało, czy już jest
na to gotowy. Chwilę później powiedział, że tata ich ostrzegał, że nie mogą
popychać się na drabinkach, a oni go nie posłuchali i dalej to robili. I
faktycznie prawie spadli, ale on i Luke zdążyli się złapać drabinek i wisieli,
a Lilly by spadła, ale tata podbiegł i złapał ją, postawił ją, ściągnął ich z
tych drabinek i wszyscy dostali klapsa, a tata tego nigdy nie robił. Wyjaśniłam
mu, że tata bardzo się wystraszył i dlatego to zrobił, ale nie powinien tak
zareagować, a teraz mu bardzo przykro. Rozumiałam złość Leona, ale wiedziałam,
że choć Joey zareagował głupio, to stało się tak dlatego, że się wystraszył i
bał się o nich. Mały w końcu się uspokoił. Zeszliśmy na dół. Nałożyłam mu jeść,
Joey był smutny i widziałam, że bardzo go boli, to co zrobił. Chciałam go jakoś
pocieszyć i poklepałam go po udzie, popatrzył na mnie i uśmiechnął się. Dzieci
do końca dnia już bawiły się grzecznie w ogrodzie. A ja z Joeyem ustawialiśmy
górną łazienkę, bo meble do niej były, ale nie złożone, no i musiałam poszukać
w kartonach wszystkiego do niej. Joey złożył meble i postawiliśmy je na swoim
miejscu. Potem poszedł szykować kolację, a ja sprzątałam w łazience. Dużo było
pracy jeszcze w domu. Dzieciaki już same i bez proszenia poszły wieczorem
przygotować się do snu.
A: „Hej. Od tygodnia do Ciebie dzwonię, tylko ciągle nie wykręcam numeru.”
OdpowiedzUsuńO: „No hej. Nareszcie. Czekałam na to, co słychać?”
Otóż to Ola :) tylko ciągle nie wykręcam numeru :)
Ostatnio mamy lepszą wersję i nie trzeba wybrać numeru 😁 wystarczy nagrać wiadomość
OdpowiedzUsuń