W końcu dotarliśmy do Barcelony
wieczorem w niedzielę, więc mieliśmy przed sobą cały tydzień. Paddy
zarezerwował taki hotel, że aż mnie wmurowało. Każde z nas wzięło szybki
prysznic i zaczęłam rozmowę.
O: „Patrick, czemu zarezerwowałeś taki
luksusowy hotel? Wystarczyłby taki, jakie mieliśmy na wycieczce.”
P: „Kochanie, to są nasze pierwsze
prawdziwe wakacje, chcę, żeby były wyjątkowe.”
O: „Są wyjątkowe, bo jesteśmy razem, Ale
wiesz, że w Polsce inne są realia... i może...”
P: „Wiem, co chcesz powiedzieć. Ale na
ten tydzień to ja Cię zapraszam.”
O: „No tak. Chciałbyś. Poradzę sobie i w
razie czego oddam Ci pieniądze w następnym miesiącu.”
P: „Nie będę dwa razy powtarzać.
Rozmawialiśmy już o tym.”
O: „A czy Ty nie rozumiesz, że ja chcę
być niezależna i że...”
P: „Ola, to ja jestem facetem w tym związku. Z resztą mam na Ciebie sposób na takie rozmowy.”
O: „Tym razem Ci to nie pomoże.”
P: „Chcesz się założyć?” - mówiąc to
usiadł blisko mnie, wziął moją głowę w swoje ręce i zaczął delikatnie całować.
Przegrałam.
Pierwsze dwa dni w Barcelonie
spędziliśmy na plaży, bo chcieliśmy odpocząć. Śmialiśmy się ciągle,
opowiadaliśmy historyjki z życia i dzieciństwa, opalaliśmy się, słuchaliśmy
muzyki, albo razem, albo osobno. Czasem Patrick szedł sam na spacer, żeby
porozmawiać z Bogiem. Pływaliśmy, chlapaliśmy się, całowaliśmy. Na szczęście
Patrick znał takie bezludne plaże daleko od centrum, gdzie było w miarę pusto.
Ania zadzwoniła, żeby przekazać najświeższe informacje z forum. Koncert bardzo
się podobał, ta Polka z forum gdzieś mnie tam widziała, ale była tak
zafascynowana Paddym, że słabo ją to obeszło. Tym lepiej dla mnie. Paddy
patrzył na mnie z uwielbieniem w oczach, często przyglądał, dawał cmoki, cały
czas chodziliśmy za rękę. Ten czas razem był tak cudowny, nawet nie chciałam
myśleć o powrocie. W środę i czwartek zwiedzaliśmy, chodziliśmy znanymi już nam
miejscami. Patrick koniecznie chciał iść na plażę późnym wieczorem, a mnie
szczególnie nie trzeba było namawiać na takie wypady, więc poszliśmy na mało
uczęszczane miejsce. Rozłożyliśmy koc, położyliśmy się na brzuchu podpierając
dłońmi i patrzyliśmy na morze. Niewiele mówiliśmy. Jak już zdrętwiały mi ręce
pocałowałam Patricka, przełożyłam się na plecy i oglądałam gwiazdy. Paddy po
raz kolejny powiedział, że dziękuje Bogu za możliwość poznania mnie i że akurat
wtedy pojechał na tę wycieczkę.
O: „Tak się właśnie ludzie poznają.
Nagle, niespodziewanie, przypadkiem.”
P: „Tak, spadło to na nas dość
nieoczekiwanie.”
O: „Oj tak. Jak to się w Polsce mówi, że
znalazły się dwie połówki jabłka.”
P: „Ładnie powiedziane. Uważasz, że
jesteśmy takimi połówkami?”
O: „No raczej tak.”
P: „I myślisz o mnie przyszłościowo?”
O: No co za głupie pytanie.”
P: „A co byś zrobiła, jakbym Ci się
oświadczył?”
Zbaraniałam, ale pomyślałam, że Paddy
bada grunt na przyszłość. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy ani nawet o wspólnym
mieszkaniu.
O: „Zdziwiłabym się i nie wiedziałabym,
co powiedzieć.”
P: „Ale odmówiłabyś mi?”
O: „Ojej, no nie wiem czy bym odmówiła
czy nie, byłabym w szoku, bo w sumie dość krótko się znamy jak na takie poważne
deklaracje."
P: „A jakbym Ci powiedział, że ja jestem
pewny i chcę być z Tobą do końca życia? Że jesteś moją drugą połówką jabłka?"
O: „No to bym się ucieszyła.”
P: „A powiedziałabyś to samo?”
O: „Paddy, za dużo chcesz wiedzieć jak
na jeden raz.”
P: „No tak mi się zebrało.”
O: „Nie wiem, co bym powiedziała,
musiałabym pomyśleć.”
Zamilkłam na dłużej i zaczęłam
analizować. Oświadczyć się? Po roku? Związać do końca życia? Kurczę, no ja
byłam stała w uczuciach zawsze i wiedziałam, czego chcę, ale ten rok był tak
burzliwy i nasz związek tak pokręcony, że tym razem nie wiedziałam, co myśleć.
Parę razy przeszło mi przez myśl wspólne mieszkanie, nawet w rozmowie z Anią,
ale to mi nie wpadło do głowy. Było mi z nim dobrze, wybaczyłam mu sprawę z
zakonem, z Brendą, spotykaliśmy się tak często, na ile było to możliwe.
Kochałam go i nie wyobrażałam sobie bez niego życia. Że nagle miałoby go obok
mnie nie być. W sumie zaręczyny, to nie ślub, więc też zawsze można się z tego
wykręcić. I tak sobie zaczęłam wyobrażać mnie w białej sukni, a obok Patricka.
Tak… Ten obrazek mi się spodobał. I pomyślałam, że z kim innym miałabym się
związać, jeśli nie z nim? Z zadumy wyrwał mnie jego głos.
P: „O czym tak dumasz?"
O: „Słucham?”
P: „O czym dumasz?"
O: „No jak to, o czym? Zastanawiam się,
co bym odpowiedziała, zaciekawiłeś mnie bardzo, przedtem w ogóle o tym nie
myślałam."
P: „Wymyśliłaś coś?"
O: „Powiem Ci, jak przyjdzie pora. Ale
jesteś ciekawski, no!"
P: „A jeśli właśnie ta pora jest
dzisiaj, to co odpowiesz?”
W pierwszym momencie nie dotarło do mnie
jego pytanie, jak zrozumiałam, to zaczęłam się śmiać, ale spoważniałam, gdy
Paddy uklęknął koło mnie i wyciągnął małe pudełeczko z kieszeni. Poderwałam się
jak oparzona i patrzyłam na niego z ogromnym zdziwieniem na twarzy. Widziałam w
jego oczach powagę, skupienie i zdenerwowanie. Otworzył pudełko, moje oczy
jeszcze bardziej się rozszerzyły.
P: „Czy uczynisz mi ten zaszczyt i
zostaniesz moją żoną?”
Patrzyłam się to na Patricka, to na
pierścionek, serce waliło mi jak oszalałe, a krtań miałam tak ściśniętą, że nie
byłam w stanie otworzyć buzi, nie mówiąc już o wydaniu dźwięku. Długo milczałam
i chyba nawet się nie poruszyłam. Paddy czekał cierpliwie, przenikliwie patrzył
mi w oczy i był niesamowicie poważny. Zdenerwowany też, bo drżały mu ręce. W
końcu się uśmiechnął. Podziałało na mnie i też się uśmiechnęłam. Pomyślałam, że
to chyba mi się śni, że nie dzieje się naprawdę. Tym razem ja przeczesałam
włosy i z chrypą w głosie i ledwo słyszalnie powiedziałam:
O: „Czy możesz powtórzyć?”
Paddy uśmiechnął się szerzej i ponowił
pytanie:
P: „Pytam się czy uczynisz mi ten
zaszczyt i zostaniesz moją żoną?”
Dopiero teraz te słowa do mnie dotarły,
oczy zaszkliły się, serce prawie wyskoczyło z piersi.
O: „Tak.” - nie wydałam dźwięku tylko
poruszyłam ustami, ale za chwilę się poprawiłam i powiedziałam donośniej:
„Tak.” Chwilę patrzyliśmy na siebie, Paddy wziął moją dłoń i próbował mi
założyć pierścionek. Próbował, bo teraz już obojgu trzęsły się ręce. Udało się,
pocałował mnie w dłoń, w czoło, w usta i mocno do siebie przytulił. Zaczęłam
chyba rozumieć, co się stało. Przylgnęłam do niego, łzy zaczęły płynąć po
policzkach.
O: „Kocham Cię.” – powiedziałam po
polsku.
P: „Też Cię kocham moja narzeczona.” –
odrzekł w tym samym języku.
Zobaczyłam, że i on uronił łzę, ale
chwila była tak wzruszająca, że wcale mu się nie dziwiłam. Siedzieliśmy tak
przytuleni chyba całą wieczność, aż w końcu oboje się uspokoiliśmy.
Witam czytelników :)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo zaskoczona, że tyle wejść jest na stronę :)
Pozdrawiam wszystkich i mam nadzieję że coś skrobniecie :) bo tak naprawdę nie wiemy czy się podoba czy nie :)
Podoba sie:)) Wszystko przeczytalam ;)) Postac Joeya mi sie podoba najbardziej,no i Ann tez :))
OdpowiedzUsuńdziękuje, jak to pisałam, to miałam uczucia że nikt nie polubi Joe ale jednak jest lubiany i to mnie cieszy jako autora :)
UsuńTo wyzej to bylam ja ; ))Kiedy nastepne czesci?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Alex
będą kolejne, ale ładnie proszę o cierpliwość :) ja muszę je "obrobić" a Ola je wstawia, ale obiecuje że będą :)
UsuńNareszcie. A teraz będzie ślub i życie jak w Madrycie hahaha.
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział :-D rozmarzyłam się trochę.