sobota, 13 czerwca 2015

188. Ania – lipiec 2011

Dojechałam prawie jednocześnie z Joeyem. Pomógł wypakować samochód i zjedliśmy kolację, a po niej tylko szybki prysznic i poszliśmy spać. W czwartek po pracy pojechałam do mieszkania i udało mi się spakować ostatnie rzeczy, a potem sprzątałam, ale nie udało ogarnąć mi się całości. Zostawiłam sobie to na przyszły tydzień. W piątek po pracy pojechałam prosto do Siegburga, bo tam miała przywieźć dzieci Tanja. Chciała zobaczyć dom. Joey wrócił około 18 i poszedł rozpalić grilla, bo stwierdziliśmy, że taka kolacja będzie świetna. Gdy przyjechali dzieci patrzyły wszędzie. Tanja zapytała, czy może zobaczyć dom, więc poszłam z nią, a Joey zaprosił Stivea na piwo. Pokazałam jej, gdzie będą pokoje dzieci i wyjaśniłam, że będziemy je szykować, ale chcieliśmy, by dzieci miały wpływ w ustawianiu. Nie chciałam jej pokazywać sypialni, ale sama zajrzała tam, więc nie miałam wyjścia. Nawet nic nie powiedziała, popatrzyła i wyszła. Chłopcy przyszli i bardzo im się podobała, ale szybko pobiegli dalej. Zeszłyśmy na dół do ogrodu na grilla.
J: „O idealnie wróciłyście, bo właśnie kiełbaski się upiekły.”
A: „Jeszcze przyniosę sałatkę i keczup.”
Le: „I coś do picia.”
J: „Ann, musimy kupić jeszcze jakieś meble do ogródka, bo nawet nie ma jak usiąść.”
A: „To fakt. Zajmę się tym, może jutro pojadę. A może coś tu w miasteczku się kupi.”
J: „Może. Zapraszam do hm... stołu nie ma.” – roześmiał się - „Zapraszam na grilla.”
Wszyscy sobie usiedli na normalnych krzesłach, które przyniósł wcześniej Joey i Stive. Było to już drugie takie spotkanie we czworo plus dzieci. Dziwne to było, ale wiedziałam, że nie uniknione. Około 21 zauważyłam, że Lilly już strasznie ziewa, więc zapytałam ją, czy chce spać.
Li: „Tak, chce, ale gdzie mam łóżeczko?”
A: „Jest przygotowane i jest Twoja pościel.”
Li: „W księżniczki?”
A: „Tak.”
T: „To ja się nią zajmę, tylko pokaż mi co i jak.”
A: „Dobrze. Tu jest łazienka, a w niej są dzieci kosmetyki.”
Li: „Ale tu jest prysznic, a ja chcę w wannie.”
A: „Skarbie, ale tamta łazienka jeszcze nie jest gotowa, jutro przygotuję tamtą, dobrze?”
T: „Lillian nie marudź. Chodź, pomogę Ci.”
Mała coś protestowała, ale Tanja nawet z nią nie dyskutowała, a ja wolałam się nie odzywać, bo to ona była jej mamą, nie ja. Dałam jej ręcznik, pokazałam co i jak i wyszłam z łazienki. Poszłam na górę do tymczasowego wspólnego pokoju dzieci i przygotowałam im łóżka. Po chwili przyszła Tanja z Lilly, która ledwo położyła się do łóżka już spała. Wyszłyśmy z pokoju i poszłyśmy na dół. Po jakichś 15 minutach pojechali do domu, a Joey z chłopcami grali chyba do 22 w piłkę. Posprzątałam po posiłku i poszłam pod prysznic. Jak wyszłam z łazienki, to już cała trójka czekała. Pomyślałam, że koniecznie trzeba tę drugą łazienkę posprzątać i wyposażyć. Chłopcy jak poszli tam razem to po chwili usłyszeliśmy pisk, wrzask i głośne ‘tato’, Joseph wszedł i okazało się, że łazienka pływa, bo chłopcy chlapali się wodą. Byli całkiem mokrzy, więc poszłam po suche pidżamy. Joey zwrócił im uwagę i wysłał do łóżek. Szli po schodach i popychali się, więc tym razem ja coś powiedziałam, bo jeszcze któryś spadł by ze schodów. W sobotę obudził nas Leon, który wszedł na łóżko i potknął się o pościel, po czym wpadł na Josepha, który nie był zachwycony, bo to pobudka niezbyt miła. Po śniadaniu wysłałam ich na poszukiwania jakiegoś parku czy placu zabaw, a sama zabrałam się za porządki. Posprzątałam łazienkę na górze, a potem udało mi się trochę ogarnąć kuchnię. Wiedziałam, że to trochę potrwa nim wszystko będzie gotowe. Wrócili zadowoleni, bo znaleźli niedaleko park. Byli w sklepie i kupili stół, krzesła i parasol ogrodowy. Chłopcy namówili Josepha na kupno kosza do grania i od razu się zabrali za wieszanie go. Lilian przyszła do mnie, bo była zmęczona. Dostała picie, siadła sobie i opowiadała, co robili. Dobrze, że miałam ten kurs niemieckiego, bo z Lilly mogłam porozmawiać tylko po niemiecku. Chłopcy uczyli się angielskiego w szkole, a ona nie. Już sporo rozumiałam, ale mówić, to tak średnio umiałam, ale było coraz lepiej. Zrobiłam obiad i jak był gotowy, to zawołałam chłopaków. Po nim chwilę odpoczywaliśmy, a potem dzieci chciały pokoje urządzać. Każde miało już wizję pokoju. Gorzej było z ustawianiem rzeczy, bo nadal były w salonie na dole, trzeba było odszukać, ale dzieci tak bardzo chciały, że pozwoliliśmy na to. Same szukały wśród wszystkich kartonów swoich rzeczy. Oni mieli frajdę, a pakunków ubywało. Pomogliśmy im zanieść te kartony na górę, a oni sobie już tam radzili. Podobało mi się to, że działali w grupie, a chłopcy bardzo się troszczyli o siostrę. Byłam już zmęczona, a nawet nie było gdzie się położyć, bo salon nie był gotowy. Joey miał o to pretensje, bo chciał odpocząć, no i doszło do wymiany zdań.
J: „Cholera, nie mogłaś zacząć od salonu?”
A: „Joseph! Weź Ty się zastanów,  co mówisz!”
J: „Nie podnoś głosu.”
A: „Będę mówić tak, jak mi się podoba. Wszystko na mojej głowie, a Ty masz jakieś pretensje o salon, no błagam. A ja nie wiem, w co ręce włożyć. Wszystko muszę ogarnąć, rozpakowywanie tu, sprzątanie w mieszkaniu.”
J: „Pomagałem Ci przecież.”
A: „O panie mój, pomagałeś. No i co z tego? A tylko ja tu będę mieszkać? Nie robiłeś tego tylko dla mnie, więc pomyśl, co mówisz.”
J: „Ann! Opanuj się, bo zaczynasz krzyczeć, a na górze są dzieci.”
A: „Masz rację. Wychodzę na spacer.”

Popatrzyłam na niego, wyminęłam, bo stał mi na drodze i wyszłam. Miałam dość. Chyba za bardzo się przyzwyczaił, że wszystko robiłam, o nic nie prosiłam i brałam na ‘klatę’, sama sobie radziłam ze wszystkim, a przecież mogłam go bardziej angażować, ale nie chciałam. Może to mój błąd. Już sama nie wiedziałam. Poszłam przed siebie i przy okazji zwiedzałam miasteczko. Doszłam do parku i tak siadłam sobie na słońcu na ławce. Było ciepło, więc opalałam się przy okazji. Nie chciałam angażować Oli, więc nie zadzwoniłam do niej, choć miło by było z kimś pogadać. Rzadko się kłóciliśmy, więc to było dla mnie takie dziwne. Joey nie był człowiekiem, który by się wkurzał o byle co, a ostatnio wszystko go wkurzało. Często widziałam, że coś go irytuje, ale nic nie mówił. Starałam się go rozumieć, trochę to było nie wygodne mieszkać nadal na kartonach, ale sam często żył na walizkach, więc powinien zrozumieć. Siedziałam i myślałam, ale stwierdziłam, że wracam. Gdy przekroczyłam tylko próg domu, to Leon od razu był przy mnie i przytulił się, powiedział, że tata rozpalił grilla na kolację. Lilly też przyszła i ciągnęła mnie za rękę, by mi pokazać swój pokój. Potem zeszliśmy na dół i poszliśmy do ogródka na obiecanego grilla. Joey o dziwo rozpakował meble ogrodowe, które kupił, więc było przy czym siedzieć. Nie odzywałam się do niego, tzn. mówiłam żeby mi coś tam podał, ale ogólnie ignorowałam go. A on złośliwie cały czas do mnie mówił i wciągał do rozmowy. Po posiłku dzieci bawiły się na dworze tzn. biegały za piłką, ale widziałam, że Lilly już jest zmęczona, bo przyszła i siadła mi na kolanach, wiec zabrałam ją na szybkie mycie i do łóżka. Powiedziałam tylko Joeyowi, żeby potem zapakował chłopców do łóżek i sama położyłam się spać. 

1 komentarz:

  1. Skąd ja to znam :-D
    Dużo pracy, zmęczenie i znudzenie u mnie zawsze kończy się awanturą. Są zirytowani niekończącą się pracą, a wtedy nawet najdrobniejsze problemy rosną do rangi wielkich kłopotów.

    OdpowiedzUsuń