czwartek, 15 stycznia 2015

186. Ania, Ola – lipiec 2011

Pomyślałam, że zadzwonię do Paddyego, więc wzięłam telefon i zadzwoniłam.
P: „Hej. Co tam?”
A: „Hej. Jest jeszcze z Tobą Ola?”
P: „No już nie, ale jeszcze jest na lotnisku, więc możesz do niej dzwonić. A stało się coś?”
A: „Zadzwonię. Zobacz sobie na IKF, mamy z Olą zdjęcia z zakupów. Nawet nie wiem, kiedy zostały zrobione.”
P: „Ach, no co mam zrobić, zaraz zobaczę. Nic na to nie poradzisz, zawsze się będą tym interesowały.”
A: „No wiem, ale tym razem chodzi mi o Olę.”
P: „Spoko, ma już zdjęcia ze mną, więc nic na to nie poradzimy.”
A: „Dobrze, wiesz co zadzwonię do niej wieczorem, niech teraz nie myśli i spokojnie doleci.”
P: „Masz rację, ok do zobaczenia.”
A: „No to pa.”
Byłam trochę zła na fanki, bo przesadziły tym razem. Czy ja nie mogę iść już sobie z przyjaciółką do sklepu i kupić mebli do własnej sypialni. Teraz będą omawiały jak wygląda nasza sypialnia? Jak duże mamy łóżko i co na nim robimy? Naprawdę byłam zła. Otworzyłam maila i zrobiłam tylko duże oczy, nie dość, że wysłały chyba z 200 maili, to jeszcze zrobiły te zdjęcia i okazało się, że było ich trochę więcej niż dały do publicznej wiadomości. Pokazały 20 zdjęć, a było ich 30 sztuk. Czasem razem z Olą miałam, czasem ona albo ja. Chciałam od razu pisać coś do tej dziewczyny, która mi je wysłała, ale Patricia poradziła, abym się uspokoiła i zrobiła to jutro. Miała rację nie było sensu. Joey nie był zadowolony, że aż tak nas szpiegowały, ale powiedział tak jak Patricia, że nie ma sensu. Dodał, że on zareaguje tym razem i damy na stronę FB i www jego oświadczenie. A ja odpisując na maile, napiszę, że mają czekać na oficjalne oświadczenie. Jak goście się zbierali do domu, to Joseph powiedział mi, że może my też wrócimy do domu, bo tu nie ma jeszcze łóżka. Dobrze, że powiedział mi to na ucho, bo Jimmy podsłuchiwał. Podziękowałam dziewczynom za pyszny obiad i deser. Patricia dodała, że Jimmy powiedział, że siedzę tu sama, więc postanowili przyjechać. Wróciliśmy do Kolonii i faktycznie łóżko się przydało, bo Joey jak sam stwierdził, był wyspany i miał ochotę na bycie razem.

Ola

W sobotę Paddy miał razem z Jimmym pomagać w Siegburgu, bo nie było Josepha, a my z Anią wybrałyśmy się do sklepów. Paddy dzwonił ze trzy razy pytając, o której wracamy, aż mu napisałam, że jak będę tak będę i żeby dał już spokój. Miał potem nos na kwintę, bo nie dość, że rzadko się widzimy, to jeszcze ja znikam na cały dzień. Wynagrodziłam mu to namiętnym wieczorem i nocą i nową bielizną, na której widok aż go zatkało. I przestał się gniewać. Może ten sposób Joey’a nie jest wcale taki zły?
Niedziela minęła zbyt szybko, znowu musieliśmy się rozstawać. Pożegnania były najgorsze. Tęskniłam mocno. Czasem chciałam się podzielić czymś ważnym, fajnym lub wesołym i musiałam albo pisać maila albo czekać na wieczór, aż się połączymy na Skype. Miałam w pracy ważny przetarg, doprowadziłam go do końca na swoich warunkach, firma dużo oszczędziła, ja dostałam pochwałę i co? Patrick akurat nie mógł rozmawiać, Magda nie odbierała, a jak zadzwoniłam do Michała, to miał jakiś dziwny głos i powiedział, że oddzwoni wieczorem. Wykręciłam numer Ani. Na szczęście miała dla mnie chwilkę. Powiedziałam, co i jak, pogratulowała mi, też pochwaliła się osiągnięciami w pracy i rozłączyłyśmy się. Stwierdziłam, że raczej się już tego dnia na niczym nie skupię, więc mając w myślach pewien plan zadzwoniłam do Josepha.
J: „Halo, cześć Olenka!”
O: „Cześć Joey, jest tam gdzieś obok Ciebie Ania?”
J: „Nie ma, ale zaraz zawołam. Aaannnnn!”
O: „Nie, nie, Joey, ona ma nie wiedzieć, że do Ciebie dzwonię, mam sprawę.”
J: „Ooops!” – usłyszałam, jak Ania krzyczy „what”, a Joe odkrzykuje „Nic, nic, już znalazłem.” – roześmiałam się na to mówiąc, że wspaniale wybrnął z sytuacji.
J: „Haha! Na drugi raz od samego początku mów do mnie ‘Joey, konspiracja’, to będę wiedział, że to tajne przez poufne.”
O: „Dobrze, dobrze, posłuchaj mnie teraz. Nie wiem czy wiesz, że Ania ma 26 lipca imieniny. U nas w Polsce obchodzimy zarówno urodziny jak i imieniny. Przynajmniej wśród najbliższych.”
J: „W sumie, to wiedziałem.”
O: „To w takim razie chciałam spytać czy masz jakiś prezent na myśli, bo ja akurat dobrze wiem, z czego Ania by się ucieszyła.”
J: „Hmm, robi się ciekawie. Szczerze powiem, że nie myślałem nad prezentem i chętnie skorzystam z podpowiedzi. Ostatnio ledwo mam czas, żeby się z dziećmi spotkać, nie mówiąc już o chodzeniu po sklepach. Co to takiego?”
O: „Pamiętasz naszą wyprawę do sklepu? Kupowałyśmy wtedy różne rzeczy do Waszej sypialni i Ani bardzo spodobała się toaletka, ale stwierdziła, że to nie jest najpilniejsze i może kiedyś sobie taką sprawi.”
J: „Ola, jesteś super! Dzięki za informację! Musisz mi dokładnie opisać, jak ona wygląda, to pojadę i zamówię.”
O: „Nawet nie muszę Ci opisywać, bo fanki zrobiły nam zdjęcia i toaletkę widać bardzo dokładnie. Prześlę Ci na maila te wyraźne. I to była dokładnie identyczna jak na tych fotkach. Ten sam kolor, bo pasował do sypialni.”
J: „Z nieba mi spadłaś dobra duszo! Będę mógł zrobić jej niespodziankę!”
O: „I o to chodziło! Nie powiem, kto tu od początku mojego związku z Paddym jest naszą dobrą duszą. Wreszcie ja mogę się odwdzięczyć.”
J: „Za takie rzeczy nie należy się odwdzięczać, jednak ja się bardzo cieszę, że będę mógł sprawić jej prezent, który jej się spodoba. I wiesz co Olenka?”
O: „Co?”
J: „Cieszę się, że Wam się z Paddym teraz tak dobrze układa. Bardzo Wam kibicuję i życzę szczęścia.”
O: „Dzięki. Doceniam to. Ale wiesz co? On nigdy nie mówi do mnie Oleńka. Musisz go nauczyć.”
J: „Haha! Ok, przekażę. Ann idzie, muszę kończyć, ale pamiętaj, że jakby co, to możesz na mnie liczyć. Dzięki za podpowiedź i czekam na maila. Rozłączam się. Pa.”
O: „Pa, pa!” – tyle tylko zdążyłam powiedzieć. Pomyślałam, że Ania będzie miała super niespodziankę i na pewno od razu będzie wiedziała czyja to sprawka.

niedziela, 11 stycznia 2015

185. Ania – lipiec 2011

Pożegnaliśmy się z nim i wyłączyliśmy.
P: „Na serio cały samochód spakowałaś?”
A: „Cały bagażnik i trochę na siedzeniach.”
O: „Takie małe mieszkanie, a tyle rzeczy?”
A: „Sama jestem w szoku. Dzieci mają dużo zabawek, ubrań, Joey nie mniej, a ja jeszcze swoje dowiozłam. Sama wiesz, ile było moich rzeczy.”
O: „No wiem. Już wszystko rozumiem. A już wszystkie rzeczy z mieszkania zapakowałaś?”
A: „Nie za bardzo, aha, panowie, na tylnej kanapie są naczynia w kartonie, jakieś garnki, bo jest na czym gotować, ale nie ma w czym.”
JV: „To fakt, ostatnio nie miałem w czym odgrzać. Ale chyba teraz, to nie problem, bo widziałem, że Joey już mikrofalę zabrał.”
A: „Tak, już tam jest, nawet ręczniki już dałam, więc jak będziecie czegoś potrzebowali, to śmiało szukajcie w tych kartonach.”
P: „Lepiej nie, bo Ci jeszcze nabałaganimy.”
A: „Paddy, spoko, szukajcie ile chcecie, ja tam jutro jadę, to już będę układać niektóre rzeczy. Mam poniedziałek i wtorek wolne, bo mamy jakąś awarię kanalizacyjną w pracy. Umówiłam się z dekoratorką wnętrz i będziemy działać.”
O: „Maite z Tobą jedzie? No to faktycznie nie dziwię się, że tyle teraz przewozisz.”
A: „Dokładnie o to chodzi. Mamy już opracowany plan i dlatego wiem co i jak, a reszta się zobaczy.”
JV: „To Wy ostatnio obydwoje tylko, o tym myślicie. Dzwonię do Joeya, coś gadam, opowiadam, a on nagle wypala coś w stylu ‘sorry, ale już nie mogę gadać, bo właśnie pan od alarmu dzwoni’, więc nie wiem ile z mojego monologu zapamiętał.” – Jim się zaczął śmiać, a Paddy z uśmiechem odpowiedział.
P: „Zakręcony ostatnio jest, ale się nie dziw, mieszkanie tylko do końca lipca, a z drugiej strony Leon naciska, bo chce już z nimi mieszkać.”
JV: „Leon będzie z Wami mieszkał?”
A: „Tak i też dlatego tak się spieszymy, bo mały ma obiecane.”
JV: „Ale tylko on? A co z Lukiem, Lilly?”
P: „Chłopie zastanów się, co gadasz. Znasz Tanję, myślisz, że by Lilly puściła. Weź przestań. Co do Luka, to wiesz, że on jest delikatny i tak wybrał, miał problem, a tu będzie miał swój pokój i zawsze może przyjechać. Dobrze mówię Ann?”
A: „Tak. Luke wie, że zawsze ma u nas dom. Lilly też, a Leon od dawna chciał być z nami, buntował się i nadal to robi, więc musieliśmy dojść do porozumienia.”
JV: „To Ty znasz Tanję? Tak z tego wynika.”
A: „Znam. Powiem więcej, bywa, że nawet ja sama jadę po dzieciaki i zabieram od mamy.”
O: „Właśnie musisz mi opowiedzieć o spotkaniu z fankami.”
P: „Joey właśnie coś wspominał, że natknęłaś się na nie w telewizji.”
A: „Tak, ale nie wiem Paddy, kto był bardziej zdziwiony, ja z dziećmi czy one.”
O: „Robiły zdjęcia?”
A: „Nie. Poprosiłam je o to, aby nie robiły i spełniły moją prośbę.”
P: „Wow.”
O: „Ale Wam już zrobiły koło samochodu.”
JV: „Widziałem, Meike mi pokazywała. Jak dotykasz Joeya po twarzy, on otwiera Ci drzwi, już nie mówiąc jak patrzy na Ciebie.”
 P: „To chyba nie pierwsze takie ich zdjęcia, więc nic nowego. Nie rób sensacji. Dobra koniec pogaduszek, zarządzam koniec śniadania i do roboty.”
Uśmiechnęłam się do Paddyego z wdzięcznością, bo Jimmy już się rozkręcał.
A: „Aaa, Jimmy dziękuję za pomoc.”
JV: „Dla brata to robię, nie dla Ciebie.”
P: „Jim!”
A: „Ja i tak dziękuje, nie ważne dla kogo, ale pomagasz i to bardzo.”
Było mi trochę przykro, że się tak odezwał, ale to było w jego stylu. Zeszliśmy na dół i jak Paddy zobaczył auto, to zaczął się śmiać. Wyciągnął swoje kluczyki i dokumenty, a ja dałam mu swoje. Nie było sensu, tego przepakować. Pożegnaliśmy się i pojechali, umawiając się wieczorem w Siegburgu. Nim dojechałyśmy z Olą do sklepu, opowiedziałam jej co słychać u nas w pracy, w domu, u dzieci. Ola opowiedziała, co u niej. Poszłyśmy do sklepu z meblami, który miał 6 pięter. Najprostsze było łóżko i udałyśmy się na dział z łóżkami. Sypialnia miała być prosta i miało być mało mebli. Kolor ścian były brzoskwiniowe, więc wiedziałyśmy, że trzeba to jakoś zrównoważyć i dodałyśmy kolor czekolady. Meble chciałyśmy kupić w czekoladowym kolorze, a dodatki dla równowagi w dwóch kolorach. Oglądałyśmy chyba z 10 różnych łóżek, ale to nie było to, pomyślałam, że jednak to nie jest takie proste. Podszedł do nas pan i zapytał w czym może pomóc, jeszcze trudno mi było po niemiecku się dogadać, ale jakoś dałam radę z pomocą Oli i angielskiego. Zostałyśmy posadzone na kanapie i dano nam katalogi i w końcu po dość burzliwej dyskusji doszłyśmy do tego, co nam się podoba. Wtedy pan zamówił z magazynu część łóżka, abyśmy mogły zobaczyć, bo niestety nie było wystawione. Bardzo nam się spodobało, więc zamówiłyśmy je i wtedy popatrzyłam na zegarek, aż się zdziwiłam, że trwało to tak długo, bo minęły 2,5 godziny. Wybrałyśmy dość szybko materac, to zajęło nam z godzinę, sprawdzałyśmy chyba wszystkie materace i to osobiście. Siadałyśmy na nich, kładłyśmy się, bo chciałyśmy, aby był wygodny. Po rozmowach z panem, który chciał nam pomóc wybrać jak najlepszy, w końcu się udało. Potem poszłyśmy kupić szafeczki, które miały stać po dwóch bokach łóżka i całe szczęście dość szybko takowe znalazłyśmy. Zrobiłyśmy sobie przerwę i poszłyśmy na obiad. Jako, że w sypialni nie miało być więcej mebli poszłyśmy do działu z lampkami. Po drodze zauważyłam piękną toaletkę i zatrzymałam się.
O: „Miałyśmy kupić lampki, a Ty gdzie idziesz?”
A: „Ola, zobacz jaka śliczna. Super jest.”
O: „Faktycznie ładna i pasuje, bo ma ten sam kolor jak reszta mebli.”
A: „Ładna faktycznie i podoba mi się, ale nie tym razem, kupię ją potem. Jeszcze sobie siądę zobaczę, ale na pewno nie kupię. Jest więcej pilniejszych rzeczy, a to nie jest niezbędne.”
O: „Szkoda, bo by pasowała, ale rozumiem.”

Usiadłam sobie przed tą toaletką, potem Ola. Chyba nam się z 15 min zeszło. W końcu dotarłyśmy do działu z lampkami. Szukałyśmy i szukałyśmy, ale w końcu znalazłyśmy, to co chciałyśmy. Następny był dział z różnymi rzeczami i tam kupiłyśmy ramki na zdjęcia. Potem super zasłonki, a na koniec kupiłyśmy pościel dla nas, dla dzieci i do pokoju gościnnego. Zaniosłyśmy to, do samochodu i postanowiłyśmy wrócić, bo jeszcze trochę czasu miałyśmy i kupiłam dodatki do łazienek w kolorach, które były przewodnie dla nich. Paddy dzwonił kilka razy po obiedzie i pytał, kiedy skończymy, jak nam idzie. Zmęczone, ale zadowolone poszłyśmy do auta i zastanawiałyśmy się, gdzie pojechać. Ola zadzwoniła do niego i dowiedziała się, że im się jeszcze chwilę zejdzie, bo chcą skończyć, to co zaczęli, więc zapytała co chcą zjeść i pojechałyśmy do Siegburga. W międzyczasie zadzwoniłam do Joeya, który powiedział, że nie wróci na noc, więc postanowiłam już tam zostać i tak miałam w planach trzy dni tam spędzić. Po drodze kupiłyśmy coś do jedzenia dla Paddyego i Jima oraz coś dla mnie na niedzielę. W poniedziałek miały dojechać meble, więc byłam zadowolona. Okazało się, że wszystkie meble do pokoi dzieci, salonu i do pokoju gościnnego są już złożone. Byłam im wdzięczna za tak dużą pomoc, Joey też by złożył, ale zajęłoby mu to trochę więcej czasu, jakby miał sam to robić. Posiedzieliśmy jeszcze trochę, panowie kończyli, ja Oli pokazałam kuchnię, łazienki, garderoby, bo to było skończone. Naprawdę dom nabierał już domowego charakteru. Koło 20 pojechali, Paddy nie mógł zrozumieć, że ja zostaję. Joey zadzwonił do mnie o 24 i zapytał czy jestem w domu czy w mieszkaniu, bo okazało się, że nie musi zostać i chciał być ze mną. Przyjechał o 2 w nocy i poszliśmy spać. Rano przeglądaliśmy kartony i staraliśmy się segregować i rozpakowywać. Pół dnia nam to zajęło, ale byliśmy zadowoleni, bo było widać już efekt naszej pracy. Joey się śmiał, bo nadal trzeba było myć podłogę, która coraz czyściejsza się robiła. Zaskoczyli nas goście, bo około 17 przyjechali Patricia, Denis, Jim, Meike z dziećmi. Jim był zaskoczony, że jednak jest Joey, ale pozytywnie. Dziewczyny przywiozły coś do jedzenia, bo słyszały, że jestem tu sama i pomyślały, że pewnie nic nie zjem. Były zaskoczone, że już tyle zrobione. Joey z facetami wnieśli cięższe meble do pokoi dzieci, ustawili w salonie komody, stół. Efekt był coraz lepszy, a dom przypominał już prawdziwy dom. W kuchni nie było jeszcze wszystkiego, ale poradziliśmy sobie z krojeniem ciasta, bo dziewczyny przywiozły nawet nóż. Ogólnie było miło, dzieciaki zaglądały wszędzie, a dziewczyny pytały o to gdzie i co jeszcze będzie. Oczywiście interesowała je sypialnia jak im powiedziałam, że to razem z Olą wymyślałam. Na to Meike zaczęła się śmiać i powiedziała, że fanki nas szpiegowały i mamy chyba ze 20 zdjęć i wszystkie są IKFie. Joseph jak to usłyszał szybko włączył komputer. Faktycznie były zdjęcia np. takie koło auta i dywagacje, co to za auto, bo przecież Ann jeździ Toyotą Avensis, ale granatową, a to srebrna, czy to Ola czy nie Ola. Potem były zdjęcia jak testujemy łóżka, byłyśmy roześmiane, leżałyśmy na nich, siedziałyśmy. Kilka przed toaletką, wśród lamp i na obiedzie. Ale my wcale tych fanek nie widziałyśmy. Co miałam powiedzieć, cóż zrobić, jak wiedzą jak wyglądam i czym jeżdżę. Pytanie mi się nasuwało, po co one chcą to wiedzieć. 

środa, 7 stycznia 2015

184. Ola, Ania – lipiec 2011

Ola
W drugi weekend w piątek zgodnie z umową Anusia odebrała mnie z lotniska. Joey powiedział Patrickowi, że Ania mu coś po pracy podrzuci, więc sprawa załatwiona. Ania zadzwoniła domofonem, po cichu weszłyśmy na górę, Ania do mieszkania, po czym Paddy spytał, co mu przywiozła, a ona, że „o rety”, bo zostawiła za drzwiami. Jak tylko Paddy się wychylił, to rzuciłam mu się na szyję, aż się biedak wystraszył.
O: „Niespodzianka!”
P: „Hi Sweetheart! Ciekawy byłem, kiedy coś takiego wykombinujecie.”
A: „Haha! To był mój pomysł tym razem.”
P: „No i świetnie. Bardzo się cieszę. Może zostaniesz Aniu na kolacji?”
A: „Nie, dziękuję. Naciesz się Olą, bo z rana ją zabieram.”
P: „Ooo, a to gdzie?”
A: „Ola Ci opowie. Na razie.”
O: „No pa! Dzięki kochana.”
A: „No to miłego!” – powiedziała po polsku, puściła oko i wyszła, ale zdążyłam krzyknąć:
O: „Wariatka!”
P: „What did she say and what does “wariatka” mean?”
O: “She said something to me and wariatka means crazy women.”
P: “Only women.”
O: “Yes for man is wariat.”
P: “Oh my! Polish is hard language to learn.”
O: “Yes but you should try something.”
P: “I’m trying! Remember that gift from polish girls in Dresden? There was a CD with polish e- learning.”
O: “Yes, I know. So… did you use it?”
P: “Of course. Now I understand more than you expect.”
O: “You’re joking!”
P: “No, I'm not. I will prove that.”
O: “Can’t wait.”
P: “Moja Ola. Choś se mno do sofa.” - Wybałuszyłam oczy.
P: „See! Once more? Chce dać CMOK. Tu jest sklep. Ola idzie do sklep.”
Oniemiałam całkowicie, Paddy był bardzo zadowolony i czekał na moją reakcję.
P: „Choś se mno do sofa.” – poszłam, usiadłam, dalej się lampiłam. Paddy wziął mi pasma włosów za ucho mówiąc:
P: „Włosy za ucho. Ładna jesteś. Ja Cie kocham.”
O: „Paddy! Jesteś niemożliwy!” – odpowiedziałam po polsku – „Wzruszyłam się.”
P: „Nie rozumiem.” – odrzekł ze smutną miną.
O: „Też Cię kocham wariacie mój. Chodź ze mną na sofę.”
P: „To jest jeszcze trudniejsze niż myślałem.” – odrzekł już po angielsku.
Nie wiem, po co on chciał mnie na tej sofie, ale nie miał chyba specjalnych planów, zdanie mu pasowało. Tym razem ja zaczęłam go całować, nie pozostał dłużny. Przez te długie rozłąki tęskniliśmy za sobą, za rozmowami, za dotykiem, za naszym śmiechem, ale za seksem też. Było błogo i cudownie, ale uświadomiłam sobie nagle, że jestem bardzo głodna. Patrick nie miał nic w lodówce (chyba z rozpędu zaprosił Anię na kolację), poszliśmy zjeść na mieście. Wylądowaliśmy na sushi, usiedliśmy w kąciku i zjedliśmy za dużo, więc potem poszliśmy na długi spacer. Cały czas rozmawialiśmy i się śmialiśmy. Patrick czuł się dość swobodnie, jednak dało się wyczuć czujność w spojrzeniu. Zachowywaliśmy się jak normalna para i ja też czułam się swobodniej. Szliśmy alejkami parku. Jacyś ludzie siedzieli na ławce, głośno mówili i dobrze się bawili, ale gdy ich mijaliśmy pogrążeni w swojej rozmowie oni ucichli i coś sobie szeptali. Wychwyciłam słowo ‘Paddy’, na które Patrick objął mnie mocniej i przyspieszył kroku mówiąc „Oho, rozpoznali mnie.” Na szczęście nikt nie rzucił się w pogoń i kontynuowaliśmy nasz spacer w spokoju.


Ania
W sobotę około 9 zadzwoniłam do Oli.
A: „Hej. Gotowa na podboje sklepów?”
O: „Hej. Pewnie, że gotowa. Paddy mówi, że może pojedzie z Joeyem do Siegburga, bo tam na pewno trochę pracy jest.”
A: „Tam praca zawsze się znajdzie, ale Josepha nie ma, ma dziś zawody.”
O: „Poczekaj przekażę Paddyemu.” – słyszałam głosy, ale nie było słychać, co mówią i po chwili Ola powiedziała.- „Paddy mówi, że i tak pojedzie, bo ostatnio Joey mu mówił, że meble są do składania, a za dwa tygodnie mieszkanie idzie do wynajmu, więc by się przydały meble.”
A: „Ojej, ale super. Ostatnio nawet Jimmy składał meble. Każda pomoc na wagę złota. To może będę po śniadaniu, tak po 10 i pojedziemy na zakupy. A Paddy’emu dam klucze i przywiozę trochę rzeczy do zabrania do domu.”
O: „No to przyjedź na śniadanie co będziesz sama jadła.”
A: „Ooo super, dzięki. To już się zbieram. Do zobaczenia.”
Przygotowałam się do wyjścia i jeszcze kilka razy znosiłam coś do auta. Gdy podjechałam pod blok Paddyego, to na parkingu spotkałam Jima. Powiedział, że jedzie z Paddym do Siegburga. Pomyślałam, że super, bo był tam ostatnio i wie, co trzeba zrobić. Poszliśmy na górę i jak zobaczyłam brata mojego faceta, to śmiać mi się chciało. Fryzura w nieładzie, uśmiech przyklejony do twarzy, no no no, co oni robili czekając na nas. Nic się nie odezwałam, bo nie chciałam, żeby Jim zauważył, to co ja. Ja ich doskonale znałam i zauważałam takie symptomy, a Jimmy nie musiał wiedzieć. Uśmiechnęłam się do Oli i poszłam jej pomóc w szykowaniu śniadania, bo nie zdążyła. Przy śniadaniu powiedziałam, że mam trochę rzeczy w aucie, na co Jimmy podniósł brwi do góry i powiedział, że widział to trochę i się uśmiechnął. Byłam zdziwiona, że niby trochę mi dokuczał, nie przepadał za mną, ale jednak już inaczej się zachowywał w stosunku do mnie. Zadzwonił mój telefon. Odeszłam na bok.
A: „No hej kochanie, dzięki za liścik, miły był.”
J: „Hej. Czasem jeszcze jestem romantyczny. Co tam słychać? Jesteście już z Olą na zakupach?”
A: „Nie, jestem na śniadaniu u nich. Paddy zwerbował Jima i jadą meble składać.”
J: „O to super, daj mnie na głośnik.”
Podeszłam do reszty i powiedziałam.
A: „Joey chce z Wami pogadać.”
O: „Hej. Pewnie chcesz pogadać z facetami, ale ja tylko Ci powiem, że idziemy na zakupy i cały czas mam na myśli ten czerwony kolor. Może jednak się zdecydujesz?”
J: „Olenka, nie bądź taka dowcipna.” - Ola miała fajną minę, bo Joey jej imię wypowiedział po polsku, ja się zaśmiałam.
O: „Joey, Ty powiedziałeś, to co usłyszałam?”
J: „Tak. Olenka. Ann tak do Ciebie często mówi i nauczyłem się.”
O: „Ok, to ja już nie będę Ci dokuczać.”
J: „Haha! Zaskoczyłem Cię? Kupujcie sobie, co chcecie, ale mam nadzieje, że nie zwariuję potem w tej sypialni.”
A: „Nie martw się, będzie tam miło.”
J: „I super. Dzięki, że pomagacie nam, naprawdę się cieszę, jakoś potem będę musiał Wam to wynagrodzić.”
JV: „Daj spokój. Ty też byś mi pomógł jakbym potrzebował pomocy.”
Paddy się uśmiechnął i podniósł brwi do góry, ale szybko dodał.
P: „Joey, co Ci będę mówił, przecież wiesz. Lepiej powiedz, co jest do zrobienia.”
J: „Jim był ostatnio to wie. Dzisiaj on będzie kierownikiem.”
JV: „Tak wiem, trochę jeszcze mebli do pokoi dzieci zostało do składania, więc mamy co robić.”
J: „Aha, Ann, a zabrałaś trochę rzeczy do zawiezienia, bo by wzięli ze sobą.”
JV: „Hahaha! Trochę? Cały samochód zapakowała. Widziałem.”
P: „Chyba się samochodami zamienimy.”
J: „Pewnie. Zawsze to mniej do wywiezienia, bo tego jest dużo, a zostało, tylko dwa tygodnie. Ok. muszę lecieć. Dzięki za pomoc raz jeszcze.”

niedziela, 4 stycznia 2015

183. Ola, Ania – lipiec 2011

Ola

Pierwszy weekend lipca spędziłam z Magdą na łajbie świętując jej urodziny. Zrobiłyśmy grilla w miejscu na grillowanie kawałek dalej od portu, przyjechało trochę osób i naprawdę się dobrze bawiłyśmy. Procentów było sporo i nawet komary nam nie przeszkadzały. 1 lipca był równocześnie datą poznania się moją i Paddiego, ale niestety tym razem nie mógł przylecieć i mimo że myślałam, że zrobi mi niespodziankę, to jednak się nie pojawił. Trudno, nie zawsze mogliśmy spotykać się wtedy, kiedy chcieliśmy.

Ania

Z Olą byłam umówiona na drugi weekend miesiąca. Miała przyjechać do Kolonii. Telefonicznie, mailowo i skypowo miałyśmy omówione jak będzie wyglądała sypialnia. W sobotę drugiego lipca rano siedzieliśmy z Joeyem i jedliśmy śniadanie, on wybierał się na trening, a ja miałam jechać do Siegburga sprzątać dom. Omawialiśmy szczegóły jak zadzwonił jego telefon, a tam zapłakany Leon. Oczywiście mały znowu miał napad złości, bo on by już chciał mieszkać z nami, bo on nie ma jeszcze pokoju. Widziałam, że Joey się zezłościł na niego, na mnie, na Tanję, ogólnie chyba na cały świat. Powiedziałam do Joeya, że może zabierzmy dzieciaki na zakupy po jego treningu. Szybko się naradziliśmy i umówiliśmy z Tanją, że Joey po treningu po nich pojedzie, a ja przyjadę do sklepu. W sklepie dzieciaki nie wiedziały co brać, więc na spokojnie pomyśleliśmy, co trzeba do pokoju. Leon na pewno nie potrzebował łóżka, bo ramę miał od Paddyego, dokupiliśmy mu tylko nowy materac, biurko, lampkę, małą komodę i tak samo do pokoju Luka i Lilly. Załatwiliśmy wszystko dość szybko i poszliśmy na obiad. Potem Joey odwiózł dzieci do mamy, a ja pojechałam sprzątać w Siegburgu. Myłam chyba podłogi z 10 razy, a nadal wyglądały jak brudne, niestety po remoncie tak jest, że brud cały czas wychodzi. Dom był pusty, więc łatwiej było go sprzątać. Tak się zapomniałam w tym sprzątaniu, że straciłam poczucie czasu. Zadzwonił Joseph bardzo zdenerwowany z pytaniem, gdzie się podziewam. Sama byłam w szoku.
J: „Zegarka nie masz? Czy Ty wiesz, która jest godzina?”
A: „Ojej, teraz dopiero popatrzyłam, przepraszam. Chyba już nie będę jechać, nie mam siły. Położę się tutaj, a jutro dalej będę sprzątać.”
J : „Oszalałaś! Tam nawet nie ma na czym spać.”
A: „Spokojnie, mam w aucie materac i śpiwór. Dam radę. To bez sensu, abym teraz jechała, nie dam rady.”
J: „Co Ty tam robisz?”
A: „Joey sprzątam. Nawet sobie nie zdajesz sprawy, ile tu jest pracy.”
J: „Dobra już. Rano przyjadę ze śniadaniem.”
A: „Super. Jakieś ubrania i ręczniki weź.”
J: „To może spakuję trochę tych paczek do auta. Jest to gdzie składać w domu?”
A: „Tak. Ten pokój na dole na razie się nada.” – nie mogąc się powstrzymać ziewnęłam – „Joey kończę, bo już zasypiam na stojąco.”
J: „Nie jestem zachwycony, ale chyba nie ma wyjścia. Dobranoc.”
A: „Dobranoc.”
Nawet nie miałam siły się denerwować, więc poszłam do samochodu i zabrałam rzeczy. Rozłożyłam sobie materac, na niego położyłam śpiwór i miałam gotowe posłanie, bo łóżkiem trudno było to nazwać. Ledwie zamknęłam oczy, a zasnęłam. Rano obudził mnie zapach kawy, otworzyłam oczy, rozejrzałam się i byłam zdziwiona, bo skąd w domu kawa. Po chwili do mnie już wszystko dotarło jak zobaczyłam Joeya. 
J: „Dzień dobry. Kawę Ci kupiłem po drodze i mam śniadanie dla nas.”
A: „Kochany jesteś.”
Joey podszedł i dał mi buziaka. Dostałam kawę, a Joey poszedł się przejść po domu.
J: „Kurczę, dużo tu już zrobiłaś, naprawdę, jestem pod wrażeniem.”
A: „Dzięki, ale cały czas po malowaniu i szlifowaniu ścian wychodzi brud.”
J: „Spokojnie, pomogę Ci. Przywiozłem trochę tych paczek z domu, ale tam mało ubyło.”
A: „Teraz już tu wszystko będzie zwożone, a jak będziemy tu jechać to zawsze coś przywieziemy. Będzie łatwiej na bieżąco tu układać.”
J: „Masz rację. A kiedy meble będą?”
A : „Kuchnie będą montować jutro, dlatego chciałam sprzątać. A garderoby?”
J : „W środę i czwartek. Dobrze się składa.”
A: „I super, a jutro masz dużo pracy?”
J: „Nie, tylko trening rano, a co się stało?”
A: „Mógłbyś tu jutro być jak będą montować?”
J: „No dobra, ale co będę tyle godzin tu robił?”
A: „Wiesz, są już niektóre meble do salonu, stół trzeba zmontować.”
J: „No i super, a sypialnia kiedy?”
A: „Mówiłam Ci już, to projekt mój i Oli i jak Ola będzie na weekend, to idziemy na zakupy.”
J: „No tak, mówiłaś.”
A: „A przywiozłeś mi ubrania na zmianę, szczotkę i ręczniki?”
J: „Tak, tu są, proszę. To przebiorę się i będziemy sprzątać.”
A: „Tak. Jeszcze raz umyjemy tu podłogi, a potem pójdziemy na górę.”
J: „No dobra. Niech będzie.”

Podzieliliśmy pracę i każde zajęło się swoją częścią domu. Nareszcie widziałam efekty, chociaż czasem trzeba było kilka razy myć to samo pomieszczenie. Około 18 mieliśmy obydwoje dość i już nie było nic do jedzenia, więc zebraliśmy się i pojechaliśmy do Kolonii. Tam po prysznicu i obiado - kolacji poszliśmy spać. Rano Joey na siódmą pojechał na trening, a ja na ósmą do pracy. W czasie lunchu zadzwoniła do mnie Maite i poinformowała, że właśnie jest na zakupach i znalazła śliczne wazony, serwetki i jakieś inne drobiazgi, więc kupiła nam w prezencie. Pytała też, co słychać, powiedziałam, że już mamy klucze i cały weekend sprzątaliśmy, dziś montują kuchnię, a w środę i czwartek garderoby. Maite powiedziała, że w czwartek ma wolne, więc pojedzie doglądać. Bardzo się ucieszyłam, że pomoże. Stwierdziła, że dziś ma czas, więc wpadnie, się rozejrzy, ale to po południu. Umówiłyśmy się, że jak będzie jechać, to wstąpią do nas i zabiorą kilka rzeczy z mieszkania, a ja będę mogła nadal pakować, bo już miejsca nie miałam. Nawet się zastanawiałam jak to jest, że takie małe mieszkanie, a pakowania naprawdę dużo, a ja nawet nie zaczęłam pakować rzeczy z kuchni. Maite z Florentem przyjechali około 18, więc chwilę porozmawialiśmy, zabrali trochę tych paczek i pojechali. Joey przyjechał po 20, trochę głodny i zmęczony, ale ogólnie zadowolony, bo powiedział, że kuchnia cała zmontowana i teraz już można tam sprzątać. Ponadto umówił się z siostrą, że będzie w czwartek w Siegburgu, a z Jimem, że w środę od 15 go zastąpi. Joey był z siebie dumny, bo w spiżarni zmontował wszystkie półki i półeczki. Złożył stół do jadalni i dwie komody do salonu. Cieszyłam się, bo to naprawdę dużo. Wszystko szło do przodu, a to było najważniejsze. Wtorek, środa i czwartek minęły mi tak samo, pakowałam i sprzątałam. Jim i Maite zabrali kolejne paczki do domu, nie mówiąc już o Joeyu, który zabierał dość dużo, bo specjalnie zamieniliśmy się samochodami. Dostałam też wiadomość, że meble do pokojów dzieci przyjadą w środę, a to pasowało, bo Joey i Jim będą na miejscu. W piątek Joey wrócił o 18, chciał mi pomóc pakować, ale się nie zgodziłam, bo o 6 następnego dnia jechał na zawody, więc wysłałam go spać. Dobrze, że pamiętałam, aby mu kluczyki od samochodu zamienić, bo wolałam mieć Toyotę. Spakowałam mu torbę, bo chyba tylko ja wiedziałam, gdzie są nasze rzeczy. Położyłam się spać, obudził mnie delikatny dotyk, chwilę nie wiedziałam, co się dzieje, ale po chwili wszystko się wyjaśniło, jak zostałam pocałowana. To Josephowi zebrało się na amory. Był sobotni ranek i nie musiałam wstawać tak wcześnie, więc zasnęłam, Joey poszedł pod prysznic, a potem pojechał na zawody i miał wrócić w nocy. Zostawił mi karteczkę, było mi miło, bo dawno tego nie robił. Napisał: „Miłego dnia Kochanie”. Niby nie dużo, a jednak było mi bardzo przyjemnie i od razu miałam dobry nastrój.