czwartek, 31 grudnia 2015

212. Ola, Ania - listopad 2011



Ola
Stałam przed klatką, ale po chwili moim oczom ukazał się osobliwy obraz. Brenda. Serce mi się trochę ścisnęło z nerwów, ona też mnie dojrzała. Stała po przeciwnej stronie ulicy i patrzyła. Nie wiedziałam, co robić, czego się spodziewać, przecież byłam sama. I albo mi się przywidziało albo delikatnie skinęła mi głową i poszła dalej. A ja stałam jak zamroczona i dopiero trąbnięcie wyrwało mnie z szoku. Wsiadłam szybko do wozu Ani, bo nie było gdzie stanąć.
A: „Cześć. Fajnie Cię wreszcie widzieć. A Ty ducha zobaczyłaś?”
O: „Cześć. Gorzej. Brendę.”
Przywitałam się z Leonem, Ania przyglądała mi się bacznie. Opowiedziałam całe zdarzenie, była równie zdziwiona jak ja.
A: „Myślisz, że to coś znaczy?”
O: „Nie wiem. Ale nie miała pewnej czy zadziornej miny. Była zdziwiona, a ja byłam w wielkim szoku. Nadal jestem. Ale zaraz, zaraz. Chwilę przede mną wychodził Paddy.”
A: „Myślisz, że go widziała?”
O: „Tak, pewnie dlatego ona też była zdziwiona.”
A: „Przejęłaś się tym?”
O: „Nawet nie tak bardzo.”
A: „Prawidłowo. Tak trzymać.”
Le: „Haha! Ann, ale Wy śmiesznie mówicie. Tylko ja nic nie rozumiem.”
A: „Przepraszam Skarbie. Będziemy mówiły po angielsku.” – puściła do mnie oko, co zrozumiałam jako „potem pogadamy” i odpowiedziałam:
O: „To dobrze, bo muszę też o coś spytać.”
A: „Ok.”
O: „ Powiedz Leon cioci jak Ci się mieszka w Siegburgu?”
Le: „Dobrze ciociu, tylko nie mam jeszcze kolegów.”
O: „Leoś, ale nie wszystko na raz. Powoli czasem trzeba, prawda? Przecież szkołę masz w Kolonii, to musi trochę potrwać zanim będziesz miał znajomych
w Siegburgu.”
Le: „No tak ciociu, ale ja bym chciał już.”
A: „Tak, tak. Już, to Ty wysiadaj i leć na angielski, bo się spóźnisz.”
Życzyłyśmy mu powodzenia, wziął plecak i wyleciał jak torpeda. Patrzyłyśmy czy wszedł do budynku i dopiero pojechałyśmy.
A: „No to póki nie ma Leona.”
O: „Aniu, ja nie wiem, co robić. Jestem rozdarta jak, jak… no sama nie wiem. Chodzi o mieszkanie w Kolonii.” – znowu opowiedziałam to samo, co Kirze, ale Ania była bardziej w temacie, więc nie musiałam dużo mówić. – „No i niby powoli przekonuję się do tego, że jednak będzie lepiej w Kolonii, ale jest to bardzo powoli i tak naprawdę słabo to do siebie dopuszczam. Co Ty sądzisz? Nie żałujesz tej decyzji? Jak sobie poradziłaś?”
A: „Ola, nie tyle pytań na raz, spokojnie. Nie żałuję tej decyzji. Owszem, była to zmiana całego mojego życia, ale jak jest miłość, to i to przetrzyma, ona Cię wtedy uskrzydla. A ona u Was jest.” – Ania mówiła jakimś dziwnym tonem, ale wtedy się nie zorientowałam – „Jak ja się sprowadziłam, to akurat było bardzo dużo roboty z domem, sama wiesz, non-stop ustalanie, remonty, zakupy i tak dalej. Nie miałam czasu tęsknić za Polską, rodziną, przyjaciółmi. Poza tym jest Skype, w wolnych chwilach rozmawiamy przez niego.”
O: „No tak, ale Ty też uważasz, że lepszym rozwiązaniem jest Kolonia niż Polska?”
A: „Tak Olu, też tak uważam. Zobacz jakie są możliwości dla Paddiego w Polsce, no nie oszukujmy się, ludzie stamtąd uciekają, zrobiliby wszystko, żeby się wynieść, a Ty się jeszcze zastanawiasz. Oj Ola, Ola… Poza tym masz tu przecież nie chwaląc się mnie. Razem zawsze raźniej.”
O: „Aniu, szczerze mówiąc, to gdyby nie Ty i nie to, że tak strasznie Cię lubię i mamy taki kontakt, to chyba bym w ogóle nie brała pod uwagę mieszkania w Kolonii.”
Ania uśmiechnęła się na to uroczo.
A: „Zdaje Ci się. Tutaj jest naprawdę więcej możliwości, nawet dla Ciebie, która nie znasz języka. Nie znasz, to poznasz, ja też się uczę i jakoś idzie.” – Ania właśnie zaparkowała pod salonem kosmetycznym.
A: „Zastanów się jeszcze, ale pomyśl, jakie my w Polsce mamy możliwości.”
O: „Czy Wy wszyscy musicie mieć rację?”
A: „Chyba musimy. Chodź, idziemy. Leona popędzałyśmy, a same zaraz się spóźnimy.”

Ania
Umówiłam się z Olą w mieście, a Leona zawiozłyśmy na dodatkowy angielski. Poszłyśmy do kosmetyczki, oczywiście zajęto się nami profesjonalnie. Gdy już leżałam na leżance i kosmetyczka nakładała nam maseczki na twarze, chwilę coś mówiłyśmy do siebie, ale umilkłam, bo usłyszałam, że ktoś idzie i poznałam po głosie, że to Tanja. Ola nic nie mówiła, bo ścisnęłam jej rękę znacząco i domyśliła się, by zamilknąć. Tanja była z koleżanką, bo gadały i gadały, a w pewnym momencie koleżanka Tanji zapytała.
I: „A skąd dostałaś te karnety?”
T: „Ach od Joeya, nie chciał mi dać, ale wyprosiłam.”
I: „I dobrze. Przynajmniej skorzystamy. A ta jego nie dostała?”
T: „Ann? Na pewno jej też dał, on miał więcej, ale mi nie chciał dać. Upiekłam dwie pieczenie na jednym ogniu, bo zabrałam mu je, może ona nie skorzysta, a może skorzysta. Ale mam okazję i zrobię wszystko, aby go nie miała.”
I: „Ty działasz z premedytacją.”
T: „Tak, od września, bo podsłuchałam jak ona mówi, że jego nie ma i takie inne. Wykorzystuję sytuację, bo teraz nie ma Stive’a. Joey myśli, że sobie biedna nie radzę, pomaga mi, ciągle dzwonię, że coś potrzebuję. A oni się o to coraz bardziej kłócą.”
I: „Wiesz w sumie się jej nie dziwię, że walczy, bo to teraz jej facet, a nie Twój.”
T: „No wiem, ale dlaczego on ma być szczęśliwy? Ja z nim nie byłam, więc niech on teraz za to odpowie. Ona w sumie nic mi nie zrobiła. Ja odgrywam się na nim.”
I: „Ale to ona obrywa. A pomyślałaś o Leonie?”
T: „O Leonie?”
I: „No tak. Skoro Joey przyjeżdża nawet na chwilę do Was, to nim pojedzie do tego swojego domu, to Leon śpi. Kiedy on ma tatę? I to ona się małym zajmuje.”
T: „O masz! Nie pomyślałam o tym. Fakt, bo ona dzwoni nawet czasem i słyszę jak rozmawiają, czasem też z Leonem.”
I: „A jak rozmawiają?”
T: „Jej nie słyszę, bo on nigdy w mojej obecności z nią nie rozmawia, wychodzi albo idzie dalej. Wiesz, a on normalnie z nią rozmawia, tak zupełnie normalnie. Spokojnie, delikatnie. Uśmiecha się do tego telefonu.”
I: „Jak dla mnie on nic nie zauważa, nawet jak się kłócą, to on i tak jest za nią. Pewnie ją kocha.”
T: „Kłócą się na pewno, choć oczywiście nie mówi mi tego, ale to widać. A czy kocha, nie wiem, mnie też kiedyś kochał i co? Zaniedbał mnie, a teraz robi to samo jej.”
I: „Tak, z Twoją pomocą. Weszłaś między nich, a ona jak go kocha będzie walczyć.”
T: „Nie zna moich planów i nie wie do czego jestem zdolna, więc nie ma szans.”
I: „Pewnie tak, ale w sumie nie rozumiem Cię.”
T: „Ja po prostu nie chcę, aby on kogoś miał i tyle. Zaniedbał mnie, a poza tym jest ojcem moich dzieci.”
I: „No i co, zawsze nim będzie, a to niczego nie zmieni. Ty też masz faceta.”
T: „No mam, ale z nim nie będę mieć dzieci, a on z nią może mieć.”
I: „Ale co by to zmieniło? Dla Twoich dzieci zawsze będzie ojcem i tyle.”
T: „Jak powiedziałam, nie chcę, aby był szczęśliwy.”
I: „To egoistyczne podejście.”
T: „Trudno.”

Miałam dość, już zbyt dużo słuchania i całe szczęście kosmetyczka zaczęła mi ściągać tę maskę z buzi. Jak już otworzyłam oczy popatrzyłam na Olę, już też miała otwarte. Nie zrozumiała, co Tanja z koleżanką mówiły, ale padały też imiona i czuła, że zdarzyło się coś złego. Kosmetyczka coś powiedziała do Oli, a ona bezradnie popatrzyła na mnie i się ocknęłam i zaczęłam z tą panią rozmawiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz