wtorek, 22 lipca 2014

163. Ania – maj 2011



Rozłączyłam rozmowę i wybuchnęłam śmiechem. Joey był zakręcony, nie do wiary, bo nigdy mu się to nie zdarzało. Przyjechał po 10 min, ale nadal był w szoku, że mu się dni pomieszały. Poszedł pod prysznic, a ja przygotowałam kolację. Był bardzo zmęczony, aż widać było to po nim, więc wygoniłam go spać, a sama oglądałam próbki farb. Nie mogłam się od nich oderwać, siedziałam i oglądałam do 1 rano. Położyłam się w końcu do łóżka, a Joey się przytulił śpiąc. Biedny, pomyślałam, tyle ma na głowie. Obudziłam się około 10, a Joey nadal spał, naprawdę musiał być zmęczony, bo on nigdy tyle nie spał. Gdy zrobiłam kawę przyszedł do kuchni, podszedł z zaskoczenia i oczywiście mnie przestraszył, bo objął mnie w pasie i pocałował w kark.
A: „Joey! Czemu Ty mnie zawsze straszysz?”
J: „Samo tak wychodzi. Kawa, właśnie o tym myślałem.”
A: „No ładnie! Zamiast o mnie, to myślisz o kawie.”
Joey się roześmiał.
J: „Jak wypiję ze dwa łyki, to zacznę myśleć o Tobie. A tak serio jedziemy dziś do Angelo, bo trzeba zdjęcia z sesji wybrać. Jeszcze mam do Ciebie prośbę, ale nie wiem czy zwalić to Tobie na głowę. Myślałem nad tym długo.”
A: „Powiedz, o co chodzi i zdecydujemy czy będę potrafiła. Chodzi o dom?”
J: „Nie, nie o dom. To coś innego. Sam nie wiem czy będziesz mieć czas i na to jeszcze.”
A: „Nie denerwuj mnie, tylko powiedz o co chodzi, coś wymyślimy.”
J: „Chodzi o to, że trochę zaniedbałem skrzynkę mailową, gdzie piszą fanki. Chyba jestem do tyłu z odpisywaniem o 200 maili. A nie chcę tego tak zostawić.”
A: „I chcesz, abym Ci pomogła odpisywać? Nie widzę problemu.”
J: „Eeee kochanie chciałem prosić, abyś to Ty odpisywała na maile. Chociaż chwilowo.”
A: „Jak to? Nie wiem, o co chodzi z tymi mailami.”
J: „Czasem piszę taki standardowy tekst, takie wiesz bla bla, a czasem trzeba coś nowego stworzyć. Na początku bym z Tobą odpisywał, żeby Ci pokazać, ale naprawdę zaniedbałem to i się uzbierało. Głupio mi, bo czasem piszą coś ważnego dla nich, a ja po paru tygodniach odpisuje. Nie mogę się zorganizować ostatnio. Wiem, że będziesz bardzo zajęta, ale proszę Cię pomóż mi.”
A: „Ok. Pokaż mi to.”
J: „Dziękuję kochanie.”
Pijąc kawę zjedliśmy szybko śniadanie i włączyliśmy nasze laptopy, bo Joey chciał mi pokazać tę pocztę i zainstalować u mnie na laptopie. Zobaczyłam ogrom tych maili i już nie było 200 jak mówił Joey, a 400. Matko! Odpisywał na najstarsze maile i tłumaczył co i jak. Było to dość proste, bo na niektóre była standardowa odpowiedź, kiedy pytanie nie dotyczyło Joeya, a jego rodzeństwa. Na niektóre trzeba było samemu odpowiedzieć, a czasem tylko kilka słów np. „no comment”, podpis wymyślił nowy, bo stwierdził, że wcześniej podpisywał po prostu Joey, a teraz był ‘joefam’. Na jego stronie internetowej też chciałam zmienić, bo rzadko coś tam robił, a Joseph dał mi wolną rękę. Na początek tylko daliśmy informację, że można również pisać w języku polskim. Odpisaliśmy wspólnie na około 100 maili, ale musieliśmy szykować się do Angelo, więc powiedziałam Joe, żeby już się nie przejmował mailami, że się tym zajmę. Jakoś dam radę. Jak nadrobię te, które zaniedbał będzie dobrze. Umówiliśmy się tylko, że teraz w weekend Joey mi pomoże jak najwięcej odpisać. Przede wszystkim w języku niemieckim, ponieważ nie znałam go jeszcze zbyt dobrze. W drodze do Angelo stwierdził, że przez te maile od fanek nawet się nie pocałowaliśmy czy nie przytuliliśmy, więc będziemy musieli to nadrobić po powrocie.
A: „Hm. Dobrze, ale tylko to, co wymieniłeś.”
J: „Ale co tylko buziak, przytulenie i nic więcej?”
A: „Joseph nie tym razem. Musisz trochę poczekać.”
J: „Ale, że co? Aaaaaaaa nie możesz, a nie, że nie chcesz.”
A: „No tak, nie mogę. Więc nie licz na nic.”
J: „Łeee, dlaczego akurat teraz jak mamy wolny weekend.”
A: „Nic Ci na to nie poradzę.”
J: „No wiem, spoko, a to przecież nie pierwszy raz. Damy radę jak zawsze.”

Roześmiałam się i rozmawialiśmy już o mailach, dawał przykłady, co można napisać, ale ogólnie stwierdził, że na pewno sobie poradzę i szybko się nauczę co pisać, a co nie. U Angelo już prawie wszyscy byli, oglądaliśmy zdjęcia i parę Joeya mi się podobało. Dużo zabawy było z wybieraniem, rozmawiałam z Maite Itoiz i Olą z innymi też, ale jak jest tak dużo osób, to nie sposób z wszystkimi rozmawiać. Zamówiliśmy pizzę, no oczywiście nie jedną, jak jedliśmy wywiązała się rozmowa i Joey się wygadał.

J: „Słuchajcie, jak coś będziecie chcieli ustalić w związku z odpisywaniem na maile fanom, to dzwońcie do Ann, bo od dziś ona się tym zajmuje. Ann, bo Tobie też będzie potrzebne to, kto u kogo się tym zajmuje. Angelo i Paddy to Sven, u Patricii to Denis, a Johnny i Maite to Maite, u Jima - on i Meike, Kathy zajmuje się tym sama, a u Maite ona.”
A: „Ale pełna informacja.”
Kt: „No i super, odeślę Ci te ciekawsze pytania o Joeya, bo takie do mnie wpadają. Ale to tylko jako ciekawostkę, bo już wysłałam standardowy tekst.”
A: „Super. Też dziś wysłałam kilka takich standardowych tekstów.”
O: „Mówicie szyfrem, czy jak? Co to jest standardowy tekst?”
Kt: „Standard wysyła się wtedy, gdy mail nie dotyczy osoby, do której został wysłany. Staramy się, aby był taki sam u wszystkich np. Witam. Niestety nie możemy odpowiedzieć na Twoje pytanie, ponieważ nie dotyczy ono i tu się wpisuje imię osoby, pozdrawia się i podpis. To jest standard.”
JV: „Jest też tak zwany ‘no comment’ jeśli nie dość, że pytają nie o tę osobę, do której piszą, to jeszcze wchodzą na grunt bardzo śliski, bo i tak czasem jest np. ślub, ciąże, dzieci. Wtedy jest ‘witam, no comment, pozdrawiam’ ładnie i dosadnie. Jak Paddy wyszedł z zakonu, było mnóstwo takich. Widziały go, ale nie były pewne, o co chodzi, więc dużo maili dostaliśmy.”
Pt: „To prawda, nie można było się odpędzić od maili i pytań. Na pytania dotyczące danej osoby można już odpowiedzieć we własnym zakresie, bo to już każdy team odpowiada.”
O: „To teraz już wszystko rozumiem. Ciekawe to jest. Aniu będziesz musiała mi pokazać.”
A: „Pewnie, że Ci pokażę.”
Rozmawialiśmy o domu, bo Joey oczywiście musiał im opowiedzieć wszystko, pokazał zdjęcia na komórce i powiedział jak będzie przebiegał remont.
P: „Ann, jeśli będziesz się zajmować urządzaniem, doborem, kolorami, to pamiętaj o Maite. Mi pomogła i mieszkanie wygląda teraz super.”
O: „To prawda, a ja oczywiście też Ci pomogę.
Mt: „Ale reklama. Pomogę Ci oczywiście jeśli chcesz.”
O: „Reklama reklamą, ale naprawdę super dobrałaś kolory u Patrick’a.”
Mt: „Bałam się, że Tobie się coś nie spodoba, ale Paddy trzymał pieczę nad wszystkim ‘Ola nie lubi tego koloru’, ‘to się jej nie spodoba’ itd.” – Ola nic nie odpowiedziała tylko uśmiechnęła się do Paddiego.
A: „Na pewno będę o Tobie pamiętać. Dziękuję.”
J: „Ooo to super, dzięki siostra.”
Mt: „Nie ma za co, ja lubię urządzać i zakupy też lubię.”

Umówiłam się z Maite, że zadzwonię do niej w czerwcu i umówimy się na lunch.

poniedziałek, 21 lipca 2014

162. Ola, Ania – kwiecień 2011



Po nagraniu płyty przyszedł czas na sesję zdjęciową, którą zespół miał mieć dzień po Świętach, więc przygotowywali się wszyscy, mieli burzę mózgów i dużo ustaleń. Paddy co i rusz dzwonił z nowym pomysłem pytać, co sądzę o sprawie. Podobało mi się to, że zależy mu na moim zdaniu. Święta minęły miło i rodzinnie, Patricka sesja zdjęciowa też wyszła udana i miał mi pokazać zdjęcia jak przylecę. Dzwonił i pisał, ale na skype połączyliśmy się jedynie w Wielkanoc. Czas jakoś szybko minął i zanim się obejrzałam już lądowałam w Kolonii. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Patricka w hali przylotów (a nie jak zwykle na parkingu) opartego o barierkę. Pomyślałam, że mam iść w bezpiecznej odległości za nim, ale on podszedł do mnie mocno mnie przytulając.
P: „Cześć Skarbie.”
O: „Paddy, stało się coś?”
P: „Nie, czemu?”
O: „Przytulasz mnie na lotnisku!”
P: „Aaa, tak… Fanki i tak już wiedzą, więc nie ma co się ukrywać.”
O: „Ooo, widziałeś zdjęcia.”
P: „Tak, Ty też?”
O: „Uhm…”
P: „No to cóż. I tak długo nam się udało, daj mi walizkę.” – wziął mnie za rękę, walizkę w drugą i poszliśmy do samochodu. Byłam w szoku i strasznie było mi dziwnie teraz tak z nim iść.
O: „Czy to znaczy, że teraz będziemy chodzić razem do sklepu, a na drugi dzień będzie informacja w prasie, że Paddy Kelly i jego dziewczyna kupują pomidory?”
P: „Może się tak zdarzyć.” – Patricka bardzo to rozbawiło i śmiał się całą drogę na parking.
Zaczęliśmy opowiadać sobie, co się u nas działo. Ale zobaczyłam, że jakoś długo jedziemy i inną drogą. Okazało się, że pędzimy prosto na próbę do Maite, bo powiedziała, że nie potrafi czegoś wykonać i że Paddy ma mnie prosto z lotniska zawieźć na trening. Wolał się siostrze nie narażać, więc zrobił to, o co prosiła. Uśmiałam się, ale uważałam, że to fajnie. Maite przechodziła z odcinka na odcinek na wysokich pozycjach, zbliżał się finał, więc miałam nadzieję, że przejdzie dalej i wygra. Oglądałam co tydzień jej występy live jednocześnie czytając jak fanki komentują na forum jej poczynania. Kibicowały jej bardzo mocno, jak z resztą ja. Spędziliśmy na sali trzy godziny, uważałam, że Maite genialnie idzie, ale ona jest taką perfekcjonistką, że musiała jednak dopracować sobie co nieco. Ubawiliśmy się po pachy, ja sobie trochę potańczyłam z Christianem i widziałam, że Paddy jest ze mnie dumny, a i Maite też się podobało. Chciała, żebym i ja była w filmiku z prób, ale na to się oboje z Paddym nie chcieliśmy zgodzić, wystąpił sam Paddy. Wpadła też siostra przyrodnia Maite – Caroline, którą widziałam po raz pierwszy, ale powiedziała, że dużo o mnie słyszała od Patricii, Maite i nawet Kathy. Bardzo wesoła osóbka z niej. Do domu wróciliśmy zmęczeni dopiero około 22. Od razu wpadłam pod prysznic po tym treningu. Wyszłam z mokrymi włosami i w Patrickowej koszuli i zobaczyłam błysk w jego oku. Pocałował mnie namiętnie w drodze do łazienki i powiedział, żebym poczekała, bo on zaraz wróci. To stwierdziłam, że jak on tak, to ja zrobię nastrój. Zapaliłam świeczki w pokoju, zgasiłam światło, sama ubrałam się w sexy pidżamę, która długo nie zagościła na miejscu, bo Paddy bardzo szybko wrócił z łazienki.

Ania
Zadecydowaliśmy, że przylecę na początku maja na dwa tygodnie, potem miałam pakować, przygotować moje mieszkanie do wynajmu, a potem razem z Olą w piątek jechać do Kolonii autem. Plan dość napięty, ale do zrobienia. Część rzeczy już spakowałam. Mieszkanie szło do wynajmu, więc zostawiłam w nim całe wyposażenie. Ale musiałam zabrać ubrania, książki, płyty, jakieś moje skarby, laptopa. No nie było tego dużo. Marta miała się potem zająć opieką nad mieszkaniem. Nim poleciałam do Kolonii posprzątałam całą kuchnię, resztę chciałam po powrocie, a Marta miała mi pomóc. Jakoś tak dziwnie mi było, smutno, ale z drugiej strony cieszyłam się, że będę mieszkać z Joeyem. Kochałam go bardzo i wiedziałam, że damy radę. Zdawałam sobie sprawę, że może być ciężko, bo dojdą teraz normalne obowiązki w domu. Tym razem nie odwiedzałam go tylko miałam z nim mieszkać. Wiedziałam, że będzie ciężko, bo mieliśmy dużo pracy przed sobą Joey miał mnóstwo zadań związanych ze sportem, a ja zaczynałam pracę, a do tego obydwoje mieliśmy sprawować pieczę nad domem. Joey zadzwonił i powiedział, że ekipa już umówiona, wie co ma robić i na razie mają się zająć wymianą rur i kabli elektrycznych, wymianą okien, potem wymianą pieca, a w dalszej kolejności będą malować ściany oraz zakładać kafelki i panele. Więc muszę przez te dwa tygodnie wybrać kolory na ściany chociaż, a potem zająć się wybieraniem paneli i kafli. Nawet nie myślałam co dalej, bo miałam na razie czas. Na początek chcieliśmy by dom był do użytku, a potem przygotować salon, kuchnię, łazienki, sypialnię i pokoje dzieci. Ale żeby zająć się wykańczaniem musiałam zdecydować jak mają wyglądać poszczególne pokoje. Zrobić projekt kuchni, łazienek, zająć się szafami w garderobie czy sypialnią. Pokój Leona miał być jego pomysłem, teraz Joey kazał mu wymyślić kolor pokoju i oczywiście Lukowi też. Więc każdy miał jakieś zajęcie. Ola zadzwoniła do mnie z informacją, że na forum polskim dziewczyny piszą o spotkaniu mnie i Joeya na śniadaniu. Więc pogadałyśmy o tym, a ja jej opisałam jak to z naszej strony wyglądało. Okazało się, że ona skomentowała to nawet i sama z ciekawości weszłam na forum i czytałam, co dziewczyny piszą. Zabawne to było, aż się śmiałyśmy. Czytałam sobie posty o nas i o nich. Fanki były sprytne i wszystko potrafiły sobie wydedukować. Niesamowite. Miło o mnie pisały, więc nie miałam problemów z czytaniem tego, napisały, że „ta Joeya” miła była, że on się wkurzył, a ona go uspokoiła, że jest „taka normalna, ma ładny uśmiech i w ogóle Joey ma gust”. Potem pisały o Oli, różnie bywało w przeszłości z fankami, ale teraz czytając byłam zdziwiona, bo o niej też pisano, że „ładna, że była normalnie ubrana, jest blondynką”, ale także, że ciężko im cokolwiek napisać bliżej, bo zawsze albo miała okulary przeciwsłoneczne albo czapkę z daszkiem. Stwierdziły, że poczekają, a Niemki obiecywały dostarczać informacji i zdjęć. Poleciałam do Kolonii w piątek 30 kwietnia, a Joey o tym zapomniał i mnie nie odebrał z lotniska, nie mogłam się do niego dodzwonić, więc sama dojechałam do domu, bo nie było to dla mnie problemem. Samochodu nie miałam, bo był we Wrocławiu. Rozbawiła mnie ta sytuacja. W domu rozgardiasz, bo Joey na stole zostawił plan domu, chyba nad nim pracował. Posprzątałam w kuchni, w pokoju i w łazience. Potem oglądałam próbki farb, które były na stole w salonie. Widać, że Joey naprawdę się zaangażował. Podobało mi się parę kolorów, ale chciałam poznać jego zdanie. Zadzwoniłam do Josepha, gdy już było dość późno.
J: „Halo. Kochanie, wiem, nie dzwoniłem cały dzień, ale miałem treningi do zawodów. Jutro odbiorę Cię z lotniska, bo auta nie masz, ale załatwiłem na ten czas inne, więc będziesz miała czym jeździć. Jutro pogadamy, dobra? Teraz jadę coś zjeść i do domu spać.”
A: „Nigdzie nie jedź tylko wracaj do domu. Kolacja już czeka. A wiesz jaki dzisiaj dzień?”
J: „Ale, że co? Czwartek, a jutro piątek.”
A: „Nie Skarbie dziś jest piątek, jestem w domu, więc coś dobrego na kolację dostaniesz.”
J: „Ojej! Nie odebrałem Cię z lotniska?! Przepraszam.”
A: „Spokojnie, nic się nie stało. Czekam na Ciebie. Buziaki.”

niedziela, 20 lipca 2014

161. Ola, Ania – kwiecień 2011



Droga do Wrocławia upłynęła nam w przyjemnej atmosferze i pogadałyśmy wreszcie o wszystkim. Wpadłam do autokaru w ostatniej chwili, a rano poszłam prosto do pracy. Było ciężko, ale dałam radę. Miałam problem z zakupem biletu na samolot. Na piątek przed Majówką zostały już drogie loty, a ja spłukałam się opłacając port na sezon. Nie wiedziałam, jak wybrnąć z sytuacji, Patrickowi nie chciałam mówić, że nie mam kasy, więc napisałam mu smsa, że będę dopiero w sobotę, a powrotny mam we wtorek rano. Nie zdążyłam kupić biletów, jak zadzwonił Paddy z informacją, że znalazł bilety na piątek po pracy do wtorkowego wieczora i czemu ja nie mogłam ich znaleźć. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc mówiłam nieco zacukana.
O: „Tak, eee, ja je widziałam, ale wiesz, jednak wolałabym kupić tamte.”
P: „Ale dlaczego? Mielibyśmy więcej czasu razem.”
O: „Wiem, ale nie zawsze nam się udaje, bo czasem trzeba wybrać coś innego.” – całkiem zamotałam.
P: „Ola, do rzeczy. Możesz mi powiedzieć, o co chodzi?” – a ten też nic a nic się nie domyślił.
O: „Jeju, Paddy, te bilety są trzy razy droższe niż te, co ja wybrałam.” – nastąpiła cisza.
P: „Ojej, kochanie, przepraszam, zupełnie o tym nie pomyślałem. Masz problemy finansowe?”
O: „Nie no, nie to, że problemy, chwilowo nie mam aż tyle, bo opłaciłam port na łajbę.” – okropnie głupio się czułam mówiąc to.
P: „Czemu nie powiedziałaś?”
O: „A co miałam powiedzieć?” – znowu nastała cisza.
P: „Kochanie, to ja chciałbym kupić dla Ciebie te droższe bilety, żebyś mogła być ze mną dłużej.”
O: „Zapomnij! Nie będziesz…”
P: „Ola, bez przesady! Skoro Ty nie możesz teraz, a ja mogę, to w czym jest problem?”
O: „Bo ja muszę sama.”
P: „Ale jesteś uparta! Ale czasem ja też potrafię być uparty. Kupuję te bilety i kropka, a rozmowę dokończymy na wizji u mnie.”
O: „Ale…” – znowu chciałam protestować.
P: „Żadnego ‘ale’. Rozłączam się i zaraz Ci wyślę bilety, całuję, pa!” – i się rozłączył.
Z jednej strony byłam na niego zła i było mi cholernie głupio, ale z drugiej cieszyłam się, że będziemy dłużej razem.

Postanowiłam zajrzeć na forum i zobaczyć, co się dzieje i nie dość, że znalazłam sporo naszych zdjęć z Parku Rozrywki, to jeszcze w temacie Joey’a dziewczyny pisały, że przeszkodziły jemu i tej nowej w śniadaniu i aż się Joey zezłościł, a ta nowa go uspokoiła i była dla nich miła. Od razu zadzwoniłam do Ani, nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Ona mi opowiedziała, jak to wyglądało z ich strony i śmiałyśmy się obie. Na forum odruchowo kliknęłam „odpowiedz” i napisałam „Dziewczyny, bo chyba jednak przesadziłyście. Tak przy śniadaniu?”. Potem pożałowałam, bo od razu zostałam zaproszona do przedstawienia się w odpowiednim temacie i hmm… no coś tam napisać musiałam. Co do naszych zdjęć, to podejrzewałam, że Paddy się wkurzy. Były już bardziej wyraźne, widać było mnie, parę zdjęć z pobytu na piwie, parę jak sobie chodzimy i trzymamy za ręce, a jedno jak mnie obejmuje i daje buzi, ale na szczęście daszki czapek nas zasłaniają. Miałam tę samą kurtkę, co w Paryżu, to fanki sprytnie połączyły fakty, a te dwie Niemki, co mnie widziały z Kirą potwierdziły, że to ta sama osoba. Więc były już pewne, że Paddy ma dziewczynę, która najprawdopodobniej jest Polką mieszkającą w Warszawie, bo sam mówił w wywiadzie, że tam mieszka ktoś ważny. Wszystko sobie połączyły i wydedukowały. No i zrobiły to dobrze, wszystko się zgadzało. Trudno, trzeba będzie stawić temu czoła.

Ania
Byłyśmy z Olą umówione na kolejny kurs do Kolonii, tym razem z moimi rzeczami, ale to dopiero za miesiąc. Na święta Wielkanocne Joey miał przylecieć do mnie z czego się cieszyłam, bo niedługo wyjeżdżałam i mojej rodzinie było smutno z tego powodu, mi też. Czas do świąt upłynął mi przy pakowaniu, sortowaniu, a potem gotowaniu i pieczeniu. Joey przez telefon powiedział, abym nie przyjeżdżała na lotnisko, bo on dojedzie sam. Właśnie gotowałam obiad, bo wyliczyłam, że on zaraz będzie. Otworzyły się drzwi i wszedł Joey, a za nim stali chłopcy, którzy krzyknęli „niespodzianka”. Joey nic a nic się nie wygadał, że będzie z chłopcami. Ucieszyłam się, że ich widzę i przywitałam się. Oni się rozglądali, a my z Joeyem się przywitaliśmy pocałunkiem. Zjedliśmy obiad i poszliśmy na spacer, bo chłopcy nigdy nie byli we Wrocławiu. Było ciepło, więc miło było spacerować. Przeszliśmy się po Rynku, a potem oglądaliśmy jachty, które cumowały na przystani. Na kolację poszliśmy do pizzerii, bo chłopcy mieli ochotę na pizzę. Czasem zastanawialiśmy się i nawet o tym rozmawialiśmy czy za bardzo im nie pobłażamy, a nie chcieliśmy im zrobić krzywdy. Jak to Joey ujął trzeba ich wychowywać, bo na razie ich tylko rozpieszczaliśmy, a to się musiało zmienić. Joey miał porozmawiać z Tanją i ustalić pewne sprawy. Teraz jednak cieszyliśmy się własnym towarzystwem, słońcem, świętami. W sobotę pojechaliśmy do mojej mamy pomóc jej w wypiekach i gotowaniu. Poszliśmy do kościoła poświęcić jajka. Chłopcom się podobało choć nie rozumieli. Moi rodzice znali już Joeya, więc było prościej, ale chłopców widzieli po raz pierwszy. Tata z nimi rozmawiał po angielsku, a mamie tłumaczyliśmy. Mama powiedziała, że są dobrze wychowani i widać, że mnie lubią. Luke oczywiście był onieśmielony, ale Leon szybko sobie poradził, szczególnie jak zjawił się Michał, mój 9-cio letni siostrzeniec i bawili się we trójkę. Wieczorem pojechaliśmy do domu, a w niedzielę przyjechaliśmy na śniadanie do mojej mamy, gdzie były moje siostry. Było super, dzieci bawiły się dobrze, a wieczorem Michał przyszedł do mnie i zapytał czy chłopcy mogą na noc do niego pojechać. Zapytałam Joeya i chłopców czy chcą. Chcieli, więc im pozwoliliśmy i tak w poniedziałek jechaliśmy na obiad do Darii, więc nie było problemu. Rozmawialiśmy z Joeyem pół nocy o domu, powiedział, że już dostał klucze i na początku maja będzie ekipa, która oceni, co trzeba zrobić. Ustaliliśmy, że on się tym zajmie, a ja już resztą tzn. urządzaniem, kolorami ścian. Ufał mi, że wszystko urządzę tak, aby było dobrze. Poinformował mnie też, że przez kilka miesięcy będzie miał więcej pracy, bo maratony, wywiady i będzie miał kilka występów w TV, reklamy, próby, a na koniec roku Stille Nacht. Zapowiadał się gorący okres dla niego i dla mnie. Potem kochaliśmy się, bo będąc sami mogliśmy nacieszyć się sobą. Pojechaliśmy na obiad do Darii, gdzie zostaliśmy oblani przez chłopców wodą, ale tylko trochę. Bawiliśmy się świetnie, ale czas szybko zleciał. We wtorek rano zjedliśmy sobie we czwórkę śniadanie, potem poszliśmy na spacer, obiad i lody. Około 18 odwiozłam ich na lotnisko i polecieli. Nie martwiliśmy się tym, bo ja miałam jechać do Kolonii, no i tam zostać. Czekała mnie przeprowadzka, potem ogarnięcie tematu z domem, nowa praca.

sobota, 19 lipca 2014

160. Ania – kwiecień 2011



O: „Mam taką nadzieję, ale Paddy chyba w to nie wierzy.”
A: „No właśnie Joey się obawia, że to nie koniec, a wie o czym mówi. Mam nadzieję, że jakby doszło do jakiegoś spotkania z tą panią, to jej nie uwierzysz, Joey twierdzi, że ona lubi zmyślać.”
O: „No wiem, ale sama rozumiesz, że jest mi z tym ciężko. Myślę o tym, co robili gdy u niej był. Boli mnie to.”
A: „Ola! Nic nie robili. Nie możesz do końca życia myśleć o tym, bo to nic nie da. Wiesz co, muszę zjechać, bo nie chcę prowadzić jak się zdenerwowałam.”
O: „Masz rację. Ooo, tam jest stacja benzynowa.”
A: „Ok. A może przy okazji wypijemy kawę?”
O: „Dobra.”
Kupiłyśmy kawę i stanęłyśmy przy aucie.
O: „Ania, teraz wiem jak to wyglądało i źle mi z tym, ona mu koszulę rozpinała, więc chwilę to trwało, nie sądzisz?”
A: „Cholera, no tak było, ale to ona mu tę koszulę odpinała, a nie on sobie. To jest ogromna różnica.”
O: „No może i tak, ale jednak się jej poddał, a nie powinien dopuścić do tego, by to miało miejsce. A gdzie były jego ręce wtedy?”
A: „To trzeba było zapytać. Który raz już o tym gadamy. Setny? Zadręczasz się tym, całował się, nie całował, oddał jej pocałunek, nie oddał, koszula rozpięta czy zapięta. Ola jeśli nie przejdziesz z tym do porządku dziennego, to nie dasz sobie rady. Stało się, nie było to ani mądre, ani rozsądne. Głupi był, ale tego żałuje, że tak się dał, nie planował tego.”
O: „No głupi. Sam o tym wie, już coraz mniej mam ich przed oczami, ale trudno tak od razu zapomnieć.”
A: „No wiem, wiem. Nie wiem, co bym zrobiła jakby coś takiego Joseph zrobił np. z Tanją. Staram się Cię zrozumieć, Twój żal i ból.”
O: „Wiesz, zastanawiałam się, co jest gorsze? To, że całował się z nią, a jego ręce i język nie powinny być w tym miejscu, gdzie się znalazły czy to że pozwolił na to, że mu tę koszulę zaczęła rozpinać. Może on jakiś sygnał tym całowaniem jej dał, że zezwala czy co.”
A: „Co Cię dziś naszło, że z taką dokładnością chcesz o tym gadać?”
O: „Bo wkurza mnie fakt jak pomyślę, że jego ręce ją dotykały, bo chyba nie sądzisz, że grzecznie trzymał je w kieszeni czy na poduszce, sofie czy na czym on tam siedział.”
A: „Nie wiem, gdzie były jego ręce, bo mnie tam nie było, ale na pewno nie powinien jej objąć, bo to tylko mogło dać sygnał. Ola, ale wiesz, że ona dużej zachęty nie potrzebuje.”
O: „Wszystko wiem, ale to, że o niej tyle słyszałam wytrąciło mnie z równowagi.”
A: „No wiem, ale ona nawet Joeya wkurza, to co dopiero Ciebie.”
O: „Ach ten Joey, można na niego liczyć jak na starszego brata, którego nie mam, a zawsze chciałam mieć.”
A: „No może kiedyś będzie Twoim szwagrem, to prawie jak brat.”
O: „Haha! Może kiedyś. Ale to i tak nie to samo, co brat.”
A: „No, tak lepiej jak się uśmiechasz.”
O: „Na początku nie było mi do śmiechu, nie mogłam znieść jego dotyku, nie chciałam, aby mnie obejmował, nie wspomnę o jakimś całowaniu.”
A: „No raczej ciężko znowu zaufać, to chyba jakby od początku trzeba przejść te schody, ale to chyba jego rola by znowu zdobywał Twoje zaufanie i na nowo Ciebie.”
O: „No starał się bardzo, trochę mu się zeszło, ale udało się.”
A: „To chyba dobrze, nie?”
O: „No miło. Ale zmieńmy temat. Postaram się już o tym nie myśleć. Kiedy się dowiedziałaś, że jedziemy autem.”
A: „W sobotę. Joey powiedział, że nie ma dla mnie moich biletów na samolot, bo wracam na piechotę, a potem dał mi paczkę, a tam było pudełko po gps’się , dokumenty, kluczyki i Twoje zdjęcie.”
O: „Co było?”
A: „Twoje zdjęcie, które oznaczało, że jedziesz ze mną. Poinformował mnie, że załatwił mi towarzystwo.”
O: „Haha! No Joey jak to Joey, zawsze coś wymyśli.”
A: „To prawda, a mówiłam Ci, że poznałam Tanję?”
O: „Nie. Kiedy, dlaczego i po co?”
A: „Ostatnio, jak jechaliśmy oglądać domy chcieliśmy zabrać Leona ze sobą i ona powiedziała, żebyśmy przyjechali, bo chce mnie poznać. Całą wizytę chyba chciała dokuczyć Joeyowi, bo do tego Stiva mówiła czułe słówka. My od razu się umówiliśmy, że i tak sytuacja jest dziwna i będziemy mówić do siebie po imieniu. A tu było kochanie, skarbie i inne. Nie wiem, co Joey o tym myślał, bo miał joeism na twarzy.”
O: „Po co ona to robiła? Jakby mu mało krwi napsuła, to jeszcze przy nim do faceta, z którym go zdradziła, no idiotka. A ten facet?”
A: „Był zestresowany, ale jest sympatyczny. Ale powiem Ci, że chciałabym wiedzieć, co Joey myślał. Nie pytałam, bo ma prawo do swoich myśli.”
O: „No to fakt. On chyba ogólnie mało mówi, prawda?”
A: „Tak, dlatego często ciężko go rozgryźć.”
O: „A ta cała Tanja? Jaka jest? Co o niej sądzisz?”
A: „Ona? Trudno powiedzieć. Wydaje mi się, że jest o Joeya zazdrosna. Nawet ładna, ale nie mnie to oceniać.”
O: „No jemu się podobała.”
A: „Kiedyś tak, może nadal, nie wiem. Chyba będę musiała go o to kiedyś zapytać, ale to przyjdzie na to czas. Joey czasem nie mówi, a potem się dziwi, że czegoś nie wiem. Często muszę się domyślać, co ma na myśli, nie mam z tym większych problemów, ale trudno wiedzieć co myśli o byłej żonie. Wiem tylko tyle ile mi powiedział.”
O: "Porozmawiaj z nim o tym. Ja bym tak zrobiła. I chyba spytam też Paddiego czy mam się jeszcze jakiejś byłej obawiać."
A: „Porozmawiam, muszę, bo mnie to męczy. Kocham go i chcę, aby wszystko było dobrze, żebyśmy byli szczęśliwi.”
O: „Dlatego jak Cię coś gryzie, to spytaj. Nie można się męczyć."
A: „Wiem. Wcześniej o niej w ogóle nie myślałam, ale jak ją poznałam stała się realna. Wiem, że to na wyrost, ale trochę się czuje zagrożona.”
O: „Bzdura! On jest bardzo za Tobą! Ale pogadaj z nim. Tak będzie lepiej. I właśnie to samo mam z Brendą, po prostu się urealniła.”
A: „Ech.. Te byłe. Na pewno z nim porozmawiam, nie wiem kiedy, ale porozmawiam. Jedziemy dalej?”
O: „Tak. Teraz moja kolej prowadzenia. Dawaj kluczyki.”
Zamieniłyśmy się miejscami i teraz jechałyśmy szybciej niż wcześniej. Ola prowadziła dobrze, szybko i pewnie, a ja miałam z tym problem. Joseph był zdania, że muszę jeździć, bo inaczej będzie mi ciężko i nie chciał słuchać, że się boję czy nie lubię. Powiedział, że auto jest mi potrzebne. Droga minęła nam w dobrych nastrojach, żartowałyśmy, śmiałyśmy się i rozmawiałyśmy już o wszystkim, o naszych facetach, o przyszłości, przeszłości. Cieszyłam się, że Ola pozbierała się po akcji z Brendą, że jest coraz lepiej. Martwiliśmy się z Joeyem o nich i wiele razy rozmawialiśmy o tym, co się stało. Pomyślałam, że czasem wystarczy chwila, a można zniszczyć wszystko. Dobrze, że Paddy walczył o nich, że się nie poddał. Teraz wszystko było w ich rękach. Zatrzymałyśmy się jeszcze kilka razy i zmieniałyśmy przy kierownicy. Panowie już nie dzwonili, bo chyba Paddy powiedział Joeyowi, że nie warto, bo się śmiejemy i tak nic się nie dowie. Napisałam do Josepha, gdzie już jesteśmy i stwierdziłam, że to wystarczyło. We Wrocławiu pojechałyśmy od razu na dworzec i Ola wpadła do autobusu. Pisała czasem z drogi, ale głównie spała.